Obywatelskie espresso

Mieszkający w Polsce Białorusini do niedawna nawet nie utrzymywali między sobą kontaktów. Na fali protestów w ojczyźnie budzą się i oni.

05.10.2020

Czyta się kilka minut

Sasza Reznikow podczas happeningu „Stop przemocy na Białorusi”, Gdynia, 13 września 2020 r. / BARTOSZ BAŃKA / AGENCJA GAZETA
Sasza Reznikow podczas happeningu „Stop przemocy na Białorusi”, Gdynia, 13 września 2020 r. / BARTOSZ BAŃKA / AGENCJA GAZETA

Yahor Kandratsiuk produkuje czarne, milicyjne pałki. To rekwizyty na performans. A Sasza Reznikow szykuje się do występu. Zaśpiewa białoruską balladę ludową, która stała się pieśnią opozycji. – Nasz performans to wizualizacja przemocy i gwałtu na narodzie. Ale kreatywność już została uwolniona, a wraz z nią setki tysięcy ludzi zdolnych do tworzenia nowej rzeczywistości – mówi Viktoria Hardzei, jedna z organizatorek ­akcji.

Imigranci się liczą

Yahor mieszka w Polsce nieco ponad rok, w Gdyni ledwie od paru tygodni. Sasza jest 14 lat w Polsce, z czego 10 w Gdyni. Obu zaskoczyły masowe protesty w ojczyźnie i brutalność, z jaką odpowiedziała władza. – Przez te wszystkie lata nie miałem kontaktu z Białorusinami. Zajmowałem się głównie sztuką, a do polityki praktycznie się nie odnosiłem – mówi Sasza Reznikow, który w 2010 r. debiutował na deskach Teatru Muzycznego w Gdyni w sztuce „Lalka”.

Historia Yahora jest analogiczna, choć krótsza. Jako informatyk dostał pracę w firmie w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym. – W Polsce mieszkam od początku lata 2019 roku. Choć na Białorusi brałem udział w protestach, to przez pierwszy rok tutaj nie miałem żadnych znajomości z Białorusinami. W Trójmieście nie znałem nikogo z Białorusi jeszcze do początku tego lipca, a okazało się, że sporo nas tu mieszka – uśmiecha się Yahor ubrany w koszulę z białoruskim haftem ludowym, którą kupił w kraju podczas ostatniej wizyty w rodzinnym Brześciu. – Jak zacząłem poznawać ostatnio innych Białorusinów, mówili to samo. Że mieszkali tu przez długi czas bez żadnego kontaktu z rodakami, a potem to wszystko wybuchło.

Białorusini, którzy osiedlają się w Polsce, szybko wsiąkają w polskie społeczeństwo, uczą języka, zarabiają pieniądze, wychowują dzieci. – Łatwo się asymilują albo udają Rosjan. Jakiś czas temu poszłam do wegańskiej knajpki, gdzie baristą jest Białorusin. Zagadałam więc po naszemu, a ten mnie pyta, czemu mówię do niego po białorusku? – opowiada Nadzieja Dąbrowska Viarbouskaya, która organizowała w Trójmieście różne akcje solidarności z białoruskim narodem.

W Warszawie byli zawsze aktywni, jednoczyli się i organizowali koncerty „Solidarni z Białorusią”. Demonstracje, pikniki w Noc Kupały. W innych miastach było z tym gorzej. Motorami trójmiejskiej integracji są od lat kobiety. Jak Lenka Janukowicz z Gdańska i Viktoria Hardzei z Sopotu. Obie przyjechały tu 10 lat temu dzięki Programowi Stypendialnemu im. Konstantego Kalinowskiego dla Białorusinów niemogących ze względów politycznych studiować w kraju. Lenka za udział w protestach po wyborach prezydenckich w 2010 r. została wyrzucona z uczelni. Viktorię do Polski wysłał ojciec. – Na Białorusi nikt, kto ma odmienne zdanie, nie może czuć się bezpiecznie. Ojciec do tej pory cieszy się, że nie jestem tam, bo znając mój charakter, to już bym była nieżywa albo ledwo żywa – mówi Viktoria.

Jak hitlerowcy

– Nasza noblistka Swiatłana Aleksijewicz na początku myślała, że Białorusini to jest taki nie-naród, który mówi półjęzykiem. A teraz widzi, że to jest naród, który zadziwił cały świat. Jestem tego samego zdania: o Białorusi, która zawsze była taka cicha, skromna, zachowawcza, teraz zrobiło się głośno – opowiada w teatralnym korytarzu 34-letni Sasza Reznikow.

Przed wyjazdem z kraju w 2006 r. też uczestniczył w powyborczych manifestacjach. Protestowali na głównym placu Mińska przez cztery dni i noce, aż zgarnęła ich milicja. Trafił na 10 dni do aresztu. – Owszem, traktowali niegrzecznie, pałowali. Ale nie w takiej skali: teraz ci, którzy zatrzymują, przypominają hitlerowców, którzy wchodzili do białoruskich wsi i wszystko palili.

Po zwolnieniu Sasza został wyrzucony z Akademii Sztuk, gdzie studiował na wydziale teatralnym, i z Teatru Białoruskiej Dramaturgii, gdzie pracował. Plany na wymarzony zawód w ojczyźnie wzięły w łeb. Dzięki stypendium Kalinowskiego przyjechał na studia do Krakowa, gdzie skończył Akademię Sztuk Teatralnych. – Szybko się tu odnalazłem. Po niecałym roku już miałem polską dziewczynę. Jesteśmy mentalnie bardzo podobni. Polacy trochę więcej narzekają. A Białorusini, przynajmniej do tej pory, zdawali się myśleć: „Jak źle, to trudno, przeżyjemy jakoś”.

O rok młodszy od Saszy Yahor nie musiał za wymarzoną pracą emigrować. Jako informatykowi nie żyło mu się źle. – Ale bardzo mi się nie podobało to, co się działo na Białorusi, i że ludzie swoim milczeniem to akceptują. Oraz że nieliczni chcą coś razem robić, a nie tylko w kuchni pogadać o tym, jak jest źle.

Przez ostatnie dwa lata przed emigracją uczestniczył w protestach w Brześciu przeciw truciu środowiska przez fabrykę akumulatorów. – Tyle że uczestniczyło w nich niewielu. Z miasta, które ma populację 360 tysięcy, średnio dwieście osób. Wyjeżdżając z Białorusi myślałem, że na to, co się dzieje teraz, będzie trzeba czekać jeszcze pięć, dziesięć lat.

Bloger prawdę ci powie

Dlaczego w końcu przelała się czara goryczy? Reznikow i Kandratsiuk są zgodni: dużą rolę odegrała pandemia. – Łukaszenka obrał dosyć dziwny sposób walki z nią. Powiedział, że tego wirusa nie ma – mówi Sasza.

Yahor: – Zamiast kwarantanny dyktator zwoływał parady i czyny społeczne. Władza nie zakupiła niczego dla ochrony lekarzy i zwykłych ludzi, więc oni sami zaczęli się organizować. Myślę, że to było pierwszym czynnikiem budującym społeczeństwo obywatelskie.


Polecamy: PROTESTY NA BIAŁORUSI - serwis specjalny "Tygodnika Powszechnego"


Drugim był wzrost świadomości. Pojawili się blogerzy. Najpierw Niechta, czyli 22-letni Ściapan Puciła mieszkający w Polsce. Później Siarhiej Cichanouski, który postanowił kandydować w wyborach prezydenckich, ale nie został do nich dopuszczony, a wreszcie go aresztowano (to wtedy w wyborach wystartowała jego żona Swiatłana i, jak wierzą Białorusini, faktycznie je wygrała).

– Dzięki blogerom ludzie zaczęli więcej rozumieć. Bo w małych miasteczkach wiedzą, że u nich jest źle, ale przez propagandę w telewizji myślą, że tylko u nich. A blogerzy pokazywali, że problemy są wszędzie i że musimy coś z tym robić – mówi Yahor.

– Według moich obserwacji bardzo dużo ludzi zmieniło opcję w sam dzień wyborów – dodaje Sasza. – Mogli nawet zagłosować na Łukaszenkę, ale kilka godzin później zobaczyli, jak władza brutalnie aresztuje, rzuca granaty, strzela z gumowych kul. Z każdym dniem manifestantów było coraz więcej.

Marsz solidarności

Dziś wszyscy wiemy, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Ale jeszcze trzy lata temu wielkie coroczne wydarzenie – plenerowy koncert „Solidarni z Białorusią” organizowany w Warszawie od 2006 r. – został zdegradowany do kameralnych spotkań muzycznych w klubach. Powodów było kilka: spadek zainteresowania sprawami białoruskimi wśród Polaków, wśród polskich mediów, brak nadziei na zmiany polityczne na Białorusi.

Sasza Reznikow pod koniec sierpnia podczas koncertu Teatru Muzycznego w Muszli w Gdyni opowiadał publiczności o sytuacji Narodowego Teatru Akademickiego im. Janki Kupały w Mińsku, którego dyrektor Paweł Łatuszka stracił pracę za poparcie antyrządowych protestów. W ramach solidarności wymówienie złożyła większość zespołu. W czasie koncertu w Muszli na budynku teatru ­wyświetlano biało-czerwono-białą, zakazaną przez reżim, historyczną flagę Białorusi.

Wcześniej Reznikow wpadł na pomysł, by polskie teatry, m.in. Teatr Narodowy, Capitol we Wrocławiu, Teatr Muzyczny w Poznaniu, Teatr Muzyczny Roma, nagrały pozdrowienia i słowa wsparcia dla zespołu z Mińska. Nagranie udostępniła telewizja Biełsat.

Kolejny plan Saszy to organizacja dla pozbawionych pracy aktorów Teatru Janki Kupały tournée po polskich scenach. – Właśnie prowadzimy rozmowy z Ministerstwem Kultury i prezesem ZASP-u. Dyrektor Teatru Muzycznego w Gdyni Igor Michalski wstępnie już wyraził zgodę, żeby ich tu przyjąć. Mam nadzieję, że uda mi się zorganizować kolegom z Białorusi piękne występy.

Yahorowi Kandratsiukowi udało się zorganizować pod koniec sierpnia marsz solidarności w Gdańsku, który przeszedł od Złotej Bramy do placu Solidarności. Na potrzeby marszu wyłożył 450 zł na flagi. Zlecił ich uszycie, zamówił bambusowe kije i megafon. Już po akcji ogłosił w internecie zrzutkę na zwrot kosztów.

Takie akcje są ważne, uważa Yahor, ale trzeba też pomagać konkretnym ludziom. Choć wierzy w sukces białoruskiej rewolucji, spodziewa się też znacznie większej liczby imigrantów z Białorusi, bo dyktatura może upadać powoli. Nowo przybyłym trzeba będzie pomóc: zapewnić informację, bezpłatne lekcje polskiego, pomoc psychologiczną i wsparcie w poszukiwaniu pracy. – Dla mnie jako informatyka przeniesienie się samemu do Polski nie było trudne. Ale niełatwo się przeprowadzić, nie znając języka i nie mając uniwersalnego zawodu – mówi.

Yahor przygotował milicyjne pałki na performans, a Sasza występ wokalny. A właściwie dwa – pieśń ludową na performans i białoruską wersję „Murów” Jacka Kaczmarskiego do wideoklipu. Wcześniej „Mury” zaśpiewał już z Teatrem Capitol z Wrocławia. Klip kręcono m.in. w pobliżu gdyńskiej stoczni, gdzie w 1970 r. doszło do masakry robotników.

Z inicjatywą nagrania wyszła wiceprezydent Gdyni Katarzyna Gruszecka-Spychała. – Pamięć Grudnia jest w Gdyni wciąż żywa, choć w tym roku od masakry robotników minie 50 lat. Grudzień utorował drogę Sierpniowi. Czułam wielką potrzebę okazania solidarności Białorusinom, którzy o swoją wolność podjęli tak piękną, pełną determinacji, bohaterską i pokojową walkę – mówi wiceprezydent, która też wsparła performans organizowany po raz pierwszy w jej mieście.

Bo białoruski zryw jest jak podwójne espresso o przedłużonym działaniu: obudził z zimowego snu nie tylko Saszę, Yahora i innych białoruskich imigrantów nad Wisłą, ale też wielu Polaków. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2020