Oazowicze

Wierzą – bez owczego pędu i chowania się po kątach.

18.07.2015

Czyta się kilka minut

Oaza Ruchu Światło-Życie w Krościenku nad Dunajcem / Fot. lomza.oaza.pl
Oaza Ruchu Światło-Życie w Krościenku nad Dunajcem / Fot. lomza.oaza.pl

Dorośli ciągną walizki na kółkach, studenci niosą plecaki, jeden w koszulce z pacyfką. W całym Krościenku nad Dunajcem wiedzą, że 14 lipca to dzień zmiany turnusów oazowych.

Nowo przybyli wpadną do centrum na lody, podobno najlepsze w okolicy. – Potem już nie mają czasu. Modlą się – uśmiecha się pani z cukierni.

Ci, którzy wyjeżdżają, skoczą szybko po pamiątki. – Najlepiej schodzi Frasobliwy. Drewniany – rzuca sprzedawczyni.

W tym roku w Bańskiej Wyżnej meldują się rodziny z diecezji bydgoskiej i młodzież z Radomia. Łapsze Niżne odwiedzą poznaniacy, Małe Ciche łomżanie, Murzasichle płocczanie. Do tego m.in. Biały Dunajec, Poronin, Zakopane, Ludźmierz. Ale większość z oazowiczów 13. dnia turnusu spotka się właśnie w Krościenku. Turystyczna wioska obok Szczawnicy to centrum ruchu oazowego. Co roku w całej Polsce w wakacyjnych rekolekcjach bierze udział 40 tys. ludzi.

Wśród nich: Agnieszka z Wrocławia (bez wspólnoty by wegetowała); Agnieszka z Tomaszowa (gaduła, bała się rekolekcji w milczeniu); Renata z Radomska (jest pierwszy raz, mąż mówił, że przesadza, ale i tak chciała spróbować); Piotrek z Warszawy (chce pokazać dzieciakom, że da się żyć bez Facebooka).

Nałóg

– Dla mnie zawsze oazowicze to byli lekko stuknięci, przepobożni ludzie. Do kościoła chodziłem, bo trzeba było. Z nudów liczyłem kafelki. Miałem 17 lat, wychodziłem z mszy, uklęknąłem w ostatniej ławce i powiedziałem: „Panie Boże, albo daj mi wiarę, albo się ode mnie odczep”. Jakieś sto dni później wylądowałem w oazie – mówi ks. Maciek Krulak.
W polarze i sandałach. Bez koloratki, bo, jak mówi, jest leniwy. Założy ją na początek, by nowi zorientowali się, który to ksiądz. Potem ściągnie. Krulak od dwóch tygodni jest moderatorem oazy diecezji kaliskiej. Nie byłoby go w ruchu, gdyby nie dziewczyna. Pojechał na europejskie spotkanie młodzieży w Taizé. Trafił do grupy oazowej. Był czad. W drodze powrotnej zapraszano uczestników na rekolekcje ewangelizacyjne.

– A ja robiłem w tym czasie podchody do jednej z dziewczyn z klasy, która spojrzała mi w oczy i spytała: „Jedziemy?”. No to pojechałem. Na rekolekcjach przyjąłem Jezusa do mojego życia. To był 1991 rok.
Niedaleko, w Kamieńcu Zasadnym, zrobił swój pierwszy stopień.

– Uwielbiam rekolekcje oazowe – wyznaje. – Robię to nałogowo. Wypompowują ze mnie wszystkie siły, ale to jest sport, który lubię. A dziewczyna? Pobłogosławiłem jej małżeństwo.

Alkohol 

– Chrześcijanie często żyją jak żaby. Wyskakują zaczerpnąć powietrza, a potem znów w błoto. Ksiądz Franciszek Blachnicki używał takiej metafory. Dlatego na początku oazy jest okazja do spowiedzi, by czerpać świeże powietrze i przeżyć rekolekcje w stanie łaski uświęcającej – opowiada Krzysztof Jankowiak, rzecznik Ruchu Światło-Życie.

Siedzimy w pokoju ks. Blachnickiego, założyciela ruchu. Sofa, stolik, biurko, które przywiózł ze Śląska. Gablota, a w niej: kielich, buty, okulary i indeks księdza. Na ścianie zdjęcie z Auschwitz.

Blachnicki trafił tam za działalność konspiracyjną na terenie III Rzeszy. Nr 1201. Skazano go na karę śmierci. W celi przeżył nawrócenie. Po II wojnie światowej został kapłanem, stworzył koncepcję służby liturgicznej, organizował kampanie antyalkoholowe. To fundamenty dzisiejszego ruchu oazowego.

– Światło, czyli ewangelia, ma przenikać życie. Katolikiem jestem nie tylko w kościele. Jedno z drugim musi się łączyć – wyjaśnia Agata, żona Krzysztofa Jankowiaka.

Lata 60. i 70. to początki, nie zawsze łatwe. Ówcześni hierarchowie kościoła zachowują dystans. Sytuacja zmienia się podczas pontyfikatu Jana Pawła II. Jeszcze jako kardynał, mimo obowiązków, pojawił się na poświęceniu w Krościenku. Powiedział, że czuł wewnętrzny nakaz serca, by tu przyjechać, „i stworzył okienko, przez które teraz musi wrócić do Krakowa”. Jego słowa wyryto na pomniku przed kościołem.

Krzysztof Jankowiak: – Ks. Blachnicki kierował ruchem krótko, zostawił wizję. Ruch musiał dojrzeć. Dziś katolicyzm z przyzwyczajenia odchodzi. Będzie nas pewnie mniej, ale głębiej zaangażowanych.

Jankowiakowie poznali się w 1985 r. na oazie dla animatorów w Tylmanowej. Mają trójkę dzieci. Jeżdżą z wykładami na temat miłości i seksualności.

– „Obrzędy chrześcijańskiego wtajemniczenia dorosłych” to księga liturgiczna będąca podstawą formacji oazowej. Idea katechumenatu polega na świadomym podejmowaniu decyzji – ciągnie Krzysztof Jankowiak. – Podczas formacji zadajemy pytania. Pierwsze, czy wybierasz Jezusa, a potem, czy chcesz iść tą drogą. Nie ma owczego pędu, jest refleksja. Nie da się przeżyć katechumenatu, chowając się po kątach.

Agata Jankowiak: – Katechumenat jest cierpliwy. Poczeka na odpowiedź. Nie wiesz, co zdecydować, na przykład na temat alkoholu – masz czas. Nie odrzucimy cię.

Jankowiakowie nigdy się nie upili. Lampki wina odmówili nawet w polskiej ambasadzie w Watykanie. Wesele też mieli bezalkoholowe, podobnie jak osiemnastkę córki.

Jak większość dojrzałych oazowiczów, należą do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, którą też założył ks. Blachnicki.
– Ruch nie jest antyalkoholowy. Picie wina nie jest niczym złym – tłumaczy Jankowiak. – Pościmy w intencji uzależnionych, zniewolonych nie tylko przez alkohol.

– Dla mnie wystarczyłaby trzeźwość, nieprzekraczanie pewnej granicy – dodaje ks. Krulak. – Mógłbym wypić piwo, to żaden grzech. Ale jestem abstynentem, by dać przykład, stworzyć przestrzeń, w której można nie pić, szczególnie dla ludzi, którzy sami nie potrafią sobie tej granicy wyznaczyć.

Seks 

– Oaza to jest mój dom, moje życie – mówi Agnieszka Wałkiewicz, 27-letnia animatorka. Przez rok próbowała bez niej żyć. Po powrocie z wolontariatu misyjnego, gdzie wyjechała w ramach Ruchu, poczuła się wypalona. – Ale brakowało mi przyjaciół. Wszyscy wartościowi ludzie w moim życiu należą do Ruchu. Więc wróciłam.

W Krościenku spędza cały urlop. Na co dzień w diecezji wrocławskiej odpowiada za diakonię komunikacji społecznej, prowadzi witrynę oazy. Skończyła ekonomię, teraz pracuje w sklepie. Na szyi nosi dwa medaliki – z Matką Boską i greckim znakiem „fos-zoe” (gr. światło-życie), symbolem Ruchu. Zero makijażu. W lewym uchu dwa, w prawym trzy kolczyki.

– Nikt się nie czepiał?
– Czekałam, aż ktoś mi zwróci uwagę. Ale nikt nic nie powiedział – odpowiada z uśmiechem. – Rozważam też dredy i tatuaż.
Rodzice Agnieszki należą do Oazy Rodzin, obie siostry też się udzielają.
– Moich dzieci nie będę zmuszać, by należały do Ruchu – deklaruje. – Ale chciałabym, by mój przyszły mąż należał.
– Czekasz na niego ze swoim pierwszym razem?
– Oczywiście.
– Dlaczego?
– Bo czystość to jest coś, co możesz dać drugiej osobie tylko raz.
– A co jeśli wybranek miałby wcześniej partnerki?

Agnieszka chwilę się zastanawia. – Cóż, jeśli zdecydowałby się powrócić do czystości, mogłabym z nim być – mówi. – Jeśli nie, nie wyobrażam sobie tego.

Facebook

– Oaza to największe biuro matrymonialne w Polsce. Tak czasem żartujemy. Coś w tym jest – uśmiecha się Piotrek.
Student warszawskiej uczelni jest animatorem grupy pierwszego stopnia. Do Krościenka nad Dunajcem przyjeżdżał jeszcze z rodzicami.

Piotrek też nie pije, choć do tego – po okresie wątpliwości – musiał dojrzeć. Koledzy ze studiów jakoś to przełknęli.
Nieco przy kości, ciągle uśmiechnięty. Spodnie bojówki, kwiecista koszula, nie nosi – jak pozostali oazowicze – sandałów. W Krościenku się nie wysypia, ale sądzi, że warto tu być. Czerwieni się, gdy opowiada, jak podczas rekolekcji wakacyjnych poznał dziewczynę. Byli razem pół roku. Relacja nie wytrzymała próby czasu i odległości. Większość flirtów – jego zdaniem – kończy się z ostatnim dniem oazy. Ale nie wszystkie.

– Jeśli otwierasz się na drugiego człowieka, obnażasz swoją duchowość, łatwiej dotrzeć do kogoś. Klimat też sprzyja – uśmiecha się Piotrek.

Ktoś już go pytał o oazowe flirty. Ale trudniejsze pytania zadają gimnazjaliści i licealiści. Po co uczestniczyć w oazach? Modlić się do świętych?

– Co wtedy odpowiadasz?
– Czasem jest ciężko. Dajmy na to: grupa ośmiu chłopców, szaleją hormony, wciąż dzieci, choć chcą być traktowani jak dorośli. Trudno ich przywrócić do porządku. Podczas naszych spotkań pali się symboliczna świeca. A oni bawią się tymi świeczkami, maczają palce w wosku. To mnie wkurzało, ale zrozumiałem, że muszę ich zainteresować. Pokazać, że życie z Jezusem jest ciekawe i głębsze.

– Nie dzwonią do mam z żalem, że nie ma internetu?
– Jak czytają regulamin, są przerażeni. Jak to, nie można używać sieci? Łączyć się ze znajomymi na Facebooku? Na początku patrzą spode łba, a później zdarzy się, że ktoś podchodzi i mówi: „A wiesz co, odpocząłem od kompa”. Mam teorię, że dla Boga wystarczy znaleźć 45 minut dziennie.

Wtajemniczenie

Na wakacyjnych rekolekcjach oazowych 45 minut to za mało.
7.30 – modlitwa, potem śniadanie i msza. 11.30 – wspólne spotkanie, a po obiedzie wyprawa otwartych oczu, wspólne spotkanie, pogodny wieczór. I tak do kolacji, a potem znów modlitwa. Wolne dopiero po 21.00. Dzielą się na uczestników I, II i III stopnia, animatorów i moderatorów świeckich. Nad wszystkimi czuwa moderator generalny.
Choć formacja oparta jest na świeckich, decydujący głos należy do duchownych. Stąd częsty zarzut, że oaza jest hierarchiczna.

Ks. Krulak: – Jestem buntownikiem i nie lubię schematów. Ale w pewnym momencie się okazało, że to działa! Wychowanie rówieśnicze, ideę, że trochę starsi wychowują trochę młodszych, opisał twórca skautingu, Robert Baden-Powell. Ks. Blachnicki był harcerzem i przeniósł to doświadczenie na oazy.

Krzysztof Jankowiak: – Dziś ja jestem animatorem, jutro inny. Równi służą równym.

Agata Jankowiak: – Na oazie ksiądz, dwóch kleryków i mój mąż skrobali marchewki i obierali ziemniaki.
Członkowie ruchu przechodzą etapy. Można pójść dalej tylko, jeśli zrozumie się te prawdy, które są przewidziane na danym etapie formacji.

Piotrek: – Ten system, nazwijmy go „feudalnym”, istnieje w każdym obszarze życia. Służy organizacji. U nas nikt nie jest mistrzem. Rozmawiamy.

Spódnice

Agnieszka z Tomaszowa i Renata z Radomska, obie nauczycielki, siedzą na szczycie Wieczernika Jana Pawła II.
Agnieszka, 38 lat, nie była na oazie od 15 lat. Rozważała też rekolekcje w milczeniu, ale stwierdziła, że nie wytrzyma – jest straszną gadułą. Ma za sobą trzy stopnie formacji.

– To były moje najlepsze lata, spędzone z ludźmi, którzy myśleli podobnie jak ja. Brakuje mi tej wspólnoty – mówi.
Jest katechetką. Ma nadzieję, że dwa tygodnie w Krościenku pobudzą jej entuzjazm. – Przyjechałam, by po powrocie móc zarażać wiarą. Chcę dawać świadectwo.

– Chciałabym pogłębić wiarę. Liczę, że poczuję tu harmonię – mówi Renata, 46-letnia żona i mama, nauczycielka klas 1–3. Na oazie pierwszy raz.
– Skąd decyzja?
– Ostatnio żyłam szybko. Po śmierci mamy poczułam, że potrzebuję czegoś więcej. Mąż i dzieci powiedziały, że przesadzam – uśmiecha się. – Też trochę się zastanawiałam, co mnie tu czeka.

Nauczycielki na dwa tygodnie oazy spakowały: Pismo Święte, śpiwory, strój na pogodę i niepogodę. Teraz mają na sobie spodnie i sandały. Na stronie napisano, że dziewczyny muszą wziąć sukienki i spódnice.
– Wzięły panie?
– Jasne – odpowiada Renata.
– Nawet do domu rodziców pojechałam, poszukać w starych ciuchach – śmieje się Agnieszka.

Pytamy księdza o wymogi dotyczące stroju.

– Sorry, ale dress code obowiązuje. Jest wszędzie, w każdej szkole, w pracy. W trakcie liturgii też.
– Czego nie można nosić?
– Koszulek na ramiączkach, krótkich spodni, spódniczek, zbyt wielkich dekoltów, podartych jeansów. Myślę, że to w miarę do zgryzienia.

Szpital

Magda z Warszawy też przyjechała pierwszy raz.

– Chciałam sprawdzić, nie jestem przekonana. Śpiewanie, klaskanie, jakieś to dziwne dla mnie. Próbowałam już różnych ruchów. Najwyżej wyjadę, bo jestem mocno sceptyczna – mówi.

Ks. Krulak: – Oaza to sterylne środowisko, jest modlitwa, są posługi, posiłki, niczym nie trzeba się przejmować. Ale to nie jest naturalne środowisko życia. Trochę jak w szpitalu, gdzie w salach nie ma żadnych bakterii, można otworzyć rany bez ryzyka zakażenia. Po oazie trzeba wrócić do skażonego środowiska życiowego. I dalej żyć jako chrześcijanin. ©

Dr hab. Marek Kita, wykładowca teologii fundamentalnej na Uniwersytecie Papieskim w Krakowie: 

Ksiądz Blachnicki stworzył ideę Ruchu Światło-Życie z kilku elementów: biblijnego, maryjnego – wzorem Maksymiliana Kolbego zawierzając go Niepokalanej, liturgicznego – ucząc świadomego uczestnictwa w liturgii, oraz ewangelizacyjnego – inspiracji dostarczył tu protestancki ruch Agape. Zaproponowano alternatywną, „przeżyciową” formę rekolekcji. Ksiądz Franciszek miał genialne i profetyczne intuicje. Widział paradoks polskiego katolicyzmu – że wszyscy niby wierzymy, a niewiele z tego wynika, i postawił sobie za cel wychowanie żywych chrześcijan, którzy mają osobistą relację z Chrystusem. To był rodzimy polski i bardzo awangardowy ruch w naszym Kościele – większość biskupów miała do niego ambiwalentny stosunek. Stał się wylęgarnią obudzonych chrześcijan. Sam do niego należałem, podobnie jak większość osób, które dziś są jakoś w Kościele aktywne – zarówno tych poszukujących, jak i tych konserwatywnych. Gdy ks. Blachnicki, zaskoczony przez stan wojenny w Niemczech, został za granicą, ruch przeżył swoistą „kościelną nacjonalizację”, został wzięty oficjalnie pod opiekę przez Episkopat. Niestety często patrzono nań jak na formę duszpasterstwa młodzieżowego, choć skupiał także osoby dorosłe. W parafiach oazy bywały trochę „upupione”, sprowadzone do roli grup nastolatków z gitarą, którymi kieruje ksiądz, niekoniecznie rozumiejący charyzmat ruchu. Mimo tego ruch przetrwał i rozwija się, choć obecnie nie odgrywa takiej roli jak u swych początków, gdy był ewenementem na polskim gruncie – obecnie jest do wyboru więcej propozycji, zadomowiły się u nas inne ruchy i wspólnoty, przybyłe z Europy Zachodniej. Ruch, który działał na marginesie polskiego Kościoła, został przez niego udomowiony. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Niezależna reporterka, zakochana w Ameryce Łacińskiej i lesie. Publikuje na łamach m.in. Tygodnika Powszechnego, Przekroju i Wysokich Obcasów. Autorka książki o alternatywnych szkołach w Polsce "Szkoły, do których chce się chodzić" (2021). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2015