Nowy początek starej wojny

Niepodległość Kosowa była odwlekana przez długie lata - w nadziei, że uda się uniknąć kolejnych podziałów na arenie międzynarodowej. Na próżno.

19.02.2008

Czyta się kilka minut

Reakcja Serbii i Rosji pokazuje, że zwłoka nie opłacała się. Ani Moskwa, ani Belgrad nie mają Kosowu nic do zaoferowania. Tak jak przed zbrojną interwencją NATO w 1999 r., tak i teraz wszystkie próby znalezienia kompromisu zostały przez Rosjan i Serbów odrzucone. Święte oburzenie i odwoływanie się do norm międzynarodowych w wypadku obu tych państw trąci, delikatnie mówiąc, hipokryzją.

Warto natomiast zastanowić się, na ile polityczne wsparcie Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych dla niepodległości Kosowa jest triumfem zdrowego rozsądku, a na ile - przejawem bezradności podyktowanej brakiem sensownej alternatywy. O tym zadecydują zapewne kolejne lata, gdy Bruksela i Waszyngton będą musiały - choć w różnym stopniu - nie tylko uporać się z zapewnieniem nowemu państwu warunków do egzystencji, ale także stawić czoła międzynarodowym konsekwencjom swych działań.

Lęki bliższe i dalsze

Wśród tych ostatnich najwięcej obaw budzi możliwość pojawienia się nowych lub radykalizacji istniejących ruchów separatystycznych, dla których precedens kosowski będzie uzasadnieniem ich aspiracji niepodległościowych.

Jednak obawy takich krajów unijnych, jak Słowacja, Rumunia, Cypr czy Hiszpania, są bardzo przesadzone. W prawie międzynarodowym nie ma precedensów. Te należą do sfery polityki prowadzonej przez międzynarodowych graczy, którzy używają ich do osiągania własnych celów. Gdyby więc rząd w Madrycie postanowił rozwiązać problem baskijski, znosząc autonomię Kraju Basków i wysyłając armię, by rozpocząć kampanię mordów, wtedy Baskowie mieliby pełne prawo do pójścia w ślady kosowskich Albańczyków. Tak się jednak z oczywistych względów nie stanie.

Większy kłopot mają władze Gruzji i Mołdawii, które od lat bezskutecznie próbują odzyskać kontrolę nad zbuntowanymi prowincjami. Nie ma wątpliwości, że - przy wszystkich różnicach między sytuacją Kosowa a Abchazji, Osetii czy Nadniestrza - władze tych trzech regionów (będących od dawna parapaństwami pod kuratelą Kremla) mogą być teraz zachęcane przez Moskwę do pójścia w ślady Kosowa (w Nadniestrzu odbyło się już w tej kwestii kilka referendów, nieuznanych jednak przez nikogo). Mimo że nie zmieni to status quo, odrębność tych trzech zbuntowanych prowincji może zostać w końcu usankcjonowana geopolitycznie.

Jeżeli bowiem uznać, że dzisiejszy stan stosunków Rosji z Europą i USA przypomina pod względem ideologicznym nową odsłonę zimnej wojny, to Kosowo może być początkiem, w którym obie strony dokonają konsolidacji swych stref wpływów. Wynik tej rywalizacji może przesądzić o kształcie mapy na innych obszarach Europy Wschodniej i Kaukazu.

W ten sposób zdaje się na to patrzeć Rosja konsekwentnie dążąca do konfrontacji; w jakimś stopniu także USA, dla których Kosowo jest elementem budowania przeciwwagi w regionie dla wpływów rosyjskich, silnych dziś nie tylko w Serbii, ale i w Czarnogórze, Macedonii oraz Grecji.

Koniec niewinności

Dla Unii Europejskiej uznanie kosowskiej suwerenności wydaje się wyznaczać koniec jej niewinności w polityce zagranicznej. Będzie to bowiem krok sprzeczny z kreowanym przez Unię wizerunkiem wspólnoty unikającej działań skrajnych (nie mówiąc o nielegalnych w świetle prawa międzynarodowego!) oraz poszukującej zgody z wszystkimi partnerami w imię tworzenia podstaw pod nowy, wielobiegunowy ład międzynarodowy.

Pojawia się jednak szereg wątpliwości, czy Unia okaże się zdolna do wyciągnięcia wniosków, jakie płyną z lekcji kosowskiej. Problemem jest nie tylko brak jednomyślności w polityce zagranicznej, który pojawia się zawsze, gdy - jak w przypadku uznania suwerenności Kosowa - z działaniem wiąże się duże ryzyko. Problemem jest również urealnienie narzędzi, za pomocą których Unia prowadzi politykę zagraniczną, a zwłaszcza perspektywy jej dalszego rozszerzenia. Jeśli bowiem warunkiem wewnętrznej konsolidacji Wspólnot jest zarzucenie lub spowolnienie kolejnej fazy rozszerzenia, to samobójstwem jest opieranie unijnej strategii w polityce zagranicznej na obietnicy członkostwa.

Na przeszkodzie w nadaniu polityce zagranicznej Unii większego ciężaru stoi również kwestia tożsamości, w oparciu o którą rozwijano projekt europejski. Przywiązanie do idei "potęgi cywilnej" czy tworzenie własnych konceptów niemających zrozumienia wśród zewnętrznych partnerów i rywali Europy na świecie (vide "efektywny multilateralizm") jest obciążeniem, którego trudno będzie się pozbyć.

Bez jasnego profilu

Za tożsamością Europy w polityce międzynarodowej kryje się bowiem - błędne już dzisiaj - przekonanie, że jest ona w stanie narzucać język debaty, a zatem wpływać na preferencje aktorów i ich interesy. W czasach, gdy bazujący na modelu zachodnim rozwój święcił triumfy, taka ekstrawagancja miała uzasadnienie i obiecywała efekty. Tymczasem dziś model zachodni znajduje się w defensywie spowodowanej nie tylko załamaniem się globalnej pozycji USA, ale też ekspansją Chin oraz Rosji - symboli rozwoju gospodarczego bez demokracji oraz skutecznej polityki międzynarodowej bez zobowiązań i reguł.

Wie o tym i w oparciu o to założenie działa dziś wiele stolic europejskich przedkładających bezpieczeństwo swych obywateli i stabilizację Afryki czy Azji nad marzenia o demokratyzacji świata i budowie "wiecznego pokoju".

Czy będą one chciały "zainfekować" swymi obawami Unię jako swe najważniejsze narzędzie wpływu na politykę międzynarodową, czy też dojdą do wniosku, że nie ma na to szans, i pozwolą Wspólnotom na utratę kontaktu z realnym życiem, tak jak niegdyś stało się to udziałem Ligi Narodów?

Dla Polski jest to pytanie o wiele ciekawsze i bez porównania ważniejsze niż przyszłość samego Kosowa. Polska nigdy nie miała porządnej polityki wobec Bałkanów - choć od lat utrzymujemy tam kontyngenty wojska i policji - która nadałaby naszym działaniom wyraźny profil. Zaniedbania tego nie uda się nadrobić w kilka tygodni. W takim czasie można jedynie popełnić kilka błędów.

Dziś należy więc popierać to, co wydaje się bliższe naszemu doświadczeniu, czyli suwerenność Kosowa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2008