Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wspomnienia Ewy Jurkiewicz-Kantor-Krakowskiej, wydane bardzo pięknie przez Cricotekę i niestety poza Cricoteką niedostępne, sprawiły, że u schyłku starego roku cofnąłem się w czasie o ponad siedemdziesiąt lat. Mamy wrzesień 1940 roku, osiemnastoletnia Ewa Jurkiewiczówna rozpoczyna naukę w krakowskiej Kunstgewerbeschule - Państwowej Szkole Rzemiosła Artystycznego, mieszczącej się w gmachu Akademii Sztuk Pięknych zamkniętej przez niemieckiego okupanta.
Fenomen szkoły, która w zamyśle Niemców miała być rodzajem zawodówki, a stała się przystanią dla polskiej młodzieży z różnych środowisk i miejscem terminowania najwybitniejszych artystów doby powojennej, to osobny temat. Teraz możemy niemal dotknąć tamtej rzeczywistości, bowiem wspomnienia spisywane po latach autorka połączyła z ocalałymi notatkami wojennymi. Czytamy o kłopotach z aprowizacją, samokształceniu, bywaniu na próbach generalnych w Filharmonii; w notatkach i na towarzyszących im fotografiach pojawiają się wielkie postacie: Jerzy Nowosielski, Tadeusz Brzozowski, Adam Hoffmann, Mieczysław Porębski, Jerzy Kujawski (po wojnie w Paryżu), Andrzej Cybulski, Marek Rostworowski, Jerzy Skarżyński. No i oczywiście Tadeusz Kantor.
"W młodości zdarzyło mi się spotkać dwóch geniuszy - pisze Ewa Krakowska. - Mając osiemnaście lat, we wrześniu 1940 roku spotkałam Jerzego Kujawskiego. Gdy miałam lat dwadzieścia, Jerzy Kujawski przyprowadził do Kunstgewerbeschule artystę, malarza i scenografa starszego od nas o 7 lat... Pamiętam ten dzień, wiosną 1942 roku, kiedy Kujawski wywołał mnie z pracowni malarskiej prof. Stanisława Kamockiego i u szczytu schodów, na korytarzu drugiego piętra ujrzałam pana w kapeluszu, w garniturze do figury, z przewieszonym przez ramię płaszczem i o oczach jarzących się niespotykaną inteligencją. To był Tadeusz Kantor".
Znajomość, wspólna praca w podziemnym teatrze Kantora, wzajemne uczucie, wreszcie - w marcu 1945 roku - ślub w kościele św. Floriana. "Klęcząc przed głównym ołtarzem pokazywałam łaty na obydwu podeszwach butów. Moje granatowe, zamszowe czółenka, przedwojenny zakup w eleganckiej firmie Salamandra przy ul. Grodzkiej, w 1945 roku były już mocno sfatygowane". Pan młody miał wprawdzie piękne nowe buty - ale o numer za małe... Powojenna bieda i zgrzebne realia nie przeszkadzały jednak ani pracy artystycznej, ani życiu towarzyskiemu, ani wielkim planom; "wszyscy tryskaliśmy energią i chęcią nadrobienia straconego czasu". Wkrótce też zaczynają się starania o wyjazd do Paryża, pełne niespodziewanych zwrotów akcji.
Historię owych starań, a następnie rozpoczętego w styczniu 1947 roku pobytu Ewy i Tadeusza Kantorów w Paryżu poznajemy także z listów. Zwłaszcza listów Tadeusza do Ewy, która w Wielkanoc zachorowała na szkarlatynę i trafiła na kilka tygodni do izolowanego szpitala zakaźnego. To "zwierzenia o chorobie, zmęczeniu, słabości, biedzie, a także o nadziejach, miłości, radościach, o radzeniu sobie w obcym mieście i o wielkiej ludzkiej pomocy" - pisze Ewa Krakowska, dodając z humorem, że niektóre wątki, jak cukier, masło i cytryny, powracają jak stały motyw utworu muzycznego.
Pobyt paryski nie ograniczył się na szczęście do perypetii szpitalnych (obojga małżonków!) - czytamy też o zachłyśnięciu miastem, jego galeriami i muzeami, zwłaszcza fascynującym Kantora muzeum nauki w Palais de la Découverte. Potem są jeszcze obrazy ze wspólnego życia po powrocie do kraju i spływu kajakowego Wisłą z rodziną Jaremów, Kornelem Filipowiczem i Jonaszem Sternem, oraz intrygująca anegdota o pewnym parasolu, który dał początek fascynacji Kantora tym przedmiotem. Na koniec - rozdział o rodzinie autorki. W tej niezwykłej książce tekst i ilustracja przeplatają się, tworząc bogaty kolaż. (Ośrodek Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora Cricoteka, Kraków 2009, ss. 244. Redakcja Anna Bujnowska, współpraca Dorota Krakowska, przypisy Józef Chrobak.)