Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dla mnie w starym roku ważne były debaty i spory o przyjmowaniu bądź nieprzyjmowaniu uchodźców. Okazało się, że rzeczy dla jednych oczywiste dla innych oczywiste nie są. Mając w pamięci niezliczonych polskich uchodźców, którzy chroniąc się przed stanem wojennym zapełniali obóz w Latinie pod Rzymem i na ulicach Rzymu myli szyby samochodów, wspominając spotkania z licznymi Polakami przyjętymi przez Brytyjczyków, z Polakami w Ameryce i w wielu innych krajach, tłumnie się stawiających na spotkania z Janem Pawłem II, byłem zaskoczony dość powszechną niechęcią przyjęcia uchodźców, którzy do nas ciągną przekonani, że tu będzie koniec ich udręki. Są jak my w czasach PRL-u, kiedy się wyrywaliśmy do krajów zachodnich. I, w tym kontekście, wstrząsające wydarzenie roku: koszmarne, nocne zamachy 13 listopada w Paryżu – jakby dla wzmocnienia niechęci do przybyszów...
Kolejnym mocnym przeżyciem roku 2015 była lektura dwóch książek (G. Nuzzi „Via crucis” i E. Fittipaldi „Avarizia”), czy raczej poznanie tego, co w nich znalazłem: relacji z dochodzeń powołanej przez papieża Franciszka komisji, badającej watykańskie finanse. Dokumenty wprawdzie pochodzą z lat 2013 i 2014, więc chyba wnioski wyciągnięto i podjęto dzieło reformy. Jednak ja, wychowany w szacunku dla Stolicy Świętej i mający kilkanaście lat doświadczenia pracy w Watykanie, wszelkie informacje o nadużyciach popełnianych przez kurialnych prałatów i urzędników traktowałem jako pomówienia, lub – nawet dopuszczając myśl, że coś jest na rzeczy – jako newsy wyolbrzymione przez ludzi nielubiących Kościoła. Teraz ten obraz musiałem przemeblować. Zamieszczone lub referowane w książkach dokumenty nie budzą wątpliwości i... są okropne. Wiem, to nie cały Watykan, nie wszyscy, lecz tylko niewielki odsetek (promil?) watykańskich VIP-ów był umoczony w żenujące malwersacje i afery. Zdaję sobie sprawę, jak nieliczne jest grono tych, którzy bez kompetencji podejmowali decyzje dotyczące zawrotnych sum. Jednak upublicznione dokumenty ukazują mało pociągające oblicze Kościoła. Czy w nadchodzącym roku papież Franciszek doprowadzi dzieło uzdrawiania Watykanu do końca?
Trzecim ważnym wydarzeniem roku jest dla mnie to, co się dzieje w Polsce po wyborach. Trwające wciąż spory (pomijając racje stron) są wielką lekcją demokracji. Iluż z nas dopiero teraz zdało sobie sprawę ze znaczenia instytucji prawnych i w ogóle prawa? Bo kto się wgłębiał w Konstytucję RP albo kto się zastanawiał nad znaczeniem Trybunału Konstytucyjnego? Ilu z nas doceniało wybory i brało w nich udział? To jest wielka lekcja, dzięki której w nowy rok wchodzimy mądrzejsi.
Jest jeszcze jedno moje „wydarzenie roku 2015”: mianowicie zakończenie, po kilku miesiącach prac, remontu ulicy pod moim domem. Od lat przywykłem do jej krzywych chodników. Szybko się wprawiłem w uciążliwym chodzeniu wertepami, które w czasie prac zastąpiły chodnik. Kiedy wreszcie powstał nowy, szeroki i gładki trotuar, w pierwszym czy drugim dniu szedłem nim zachwycony, wręcz szczęśliwy, niemal w euforii. Po kilku dniach euforia znikła. Przywykłem. Ulica była po prostu normalną ulicą. To wydarzenie jest jak przypowieść. Koślawymi czy rozwalonymi chodnikami PRL-u jakoś szliśmy przez życie, do normalności od 1989 r. przywykliśmy szybko. Niepomni niedawnych wertepów, uznaliśmy ją za oczywistą. Bo człowiek nie umie cenić normalności. Zapomina, że normalność jest jak chodnik i wymaga konserwacji. Zapomina, że niewiele trzeba, by demokracja, jak chodnik, zmieniła się w wertepy. Co gorsza, jeśli chodnik się rozleci, człowiek szybko się przyzwyczaja do chodzenia wertepami.
O chodniki i demokrację trzeba dbać, nie wolno zapominać, jak źle jest, kiedy ich nie ma. Bo normalność nie jest dana raz na zawsze. Ani nie jest – przynajmniej nie dla wszystkich – oczywista. ©℗