Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
dla Lu
Po lekturze powieści Philipa Rotha trudno uwierzyć, że słowa "Nowy Jork to nie miejsce. Nowy Jork to stan umysłu" zostały wypowiedziane przez Woody’ego Allena, a nie autora "Kompleksu Portnoya". Allen uchodzi za twórcę namiętnie opiewającego i idealizującego Nowy Jork, systematycznie pielęgnującego i rozpowszechniającego mit Miasta. Już tytuły niektórych jego filmów (z "Manhattanem" i "Strzałami na Broadwayu" na czele) mają nas przekonać, który z nowojorskich artystów miłość do swojego miejsca traktuje priorytetowo. Jeśli wziąć jeszcze pod uwagę wywiady z Allenem, mówiącym o sobie jako o "modelowym nowojorczyku", który poza granicami Manhattanu nie przeżyłby nawet 48 godzin, rywalizacja między nim a innymi twórcami wydaje się rozstrzygnięta.
Philip Roth sam pomysł takiej konfrontacji uznałby za idiotyczny, a porównanie jego biografii i twórczości z życiorysem i dokonaniami artystycznymi Allena - za obraźliwe. Pierre Assouline, redaktor naczelny "Lire", rozmawiał kilka lat temu z Rothem na temat roli Żydów w amerykańskiej kulturze i w pewnym momencie zapytał także o reżysera "Zeliga". Amerykański pisarz odpowiedział zdecydowanie, że Allen jest w tej kategorii najgorszym z możliwych przypadków, a jego sława możliwa jest tylko dzięki europejskiej naiwności: "To nawet w jakiś sposób rozczulające. Jego filmy są puste, infantylne... Nie ma w nich nawet embrionu myśli i jakiejkolwiek inwencji. Jego wizja środowiska intelektualistów to śmiechu warty stereotyp. On sam nie jest intelektualistą, ale konsumentem kultury... Nie wie nic o społeczeństwie, o którym mówi... Zupełnie nie rozumie, jak naprawdę żyją ludzie, bo ich nie odmalowuje... To po prostu karykatura". Amerykański pisarz ostro krytykuje twórcę, z którym - paradoksalnie - wiele go łączy. Od bycia amerykańskim Żydem w Nowym Jorku, przez nieustannie eksploatowane w kolejnych książkach obsesje (na punkcie seksu, śmierci, Boga etc.), aż po błyskotliwe, szydercze poczucie humoru i pracoholizm (prawie co roku ma premierę nowy film Allena lub nowa powieść Rotha).
Zwyczajny Manhattan
Niezależnie od tego, jak często wybuchaliśmy śmiechem w czasie lektury "Kompleksu Portnoya" i jak bardzo nie mogliśmy uwierzyć w realność pozanormatywnych, powszechnie uznawanych za niemoralne zachowań tytułowego bohatera "Teatru Sabata" i jego kochanki, Roth traktuje swoją twórczość z najwyższą powagą. Śmiech nigdy nie jest tutaj celem samym w sobie, bezpruderyjne i naturalistyczne opisy seksu nie służą podniecaniu samotnego czytelnika (taką mam przynajmniej nadzieję), a coś, co na pierwszy rzut oka określić moglibyśmy jako skłonność pisarza do przesady, tj. różnego rodzaju hiperbole i zamierzone zniekształcenia rzeczywistości, zamiast ułatwiać czytelnikowi zrozumienie utworu, rzecz jeszcze bardziej komplikują.
Bohaterowie Rotha to mężczyźni i (rzadziej) kobiety z krwi i kości. Pomimo wszystkich przejaskrawień, dręczących ich fobii, ataków histerii, nagłych wybuchów płaczu, załamań i szaleństw. Akcja kolejnych powieści rozgrywa się z reguły w konkretnym "tu i teraz" - pisarz, nie szczędząc "detali z epoki" i obszernych dygresji, umieszcza swe postaci w Nowym Jorku, Newark czy Jersey City na tle wydarzeń znanych z podręczników do nauczania historii i amerykanistyki (na podstawie książek Rotha można by wręcz sporządzić subiektywny przegląd najważniejszych amerykańskich prezydentów XX wieku). U Allena, sugeruje Roth, jest wprost przeciwnie: hiperbole upraszczają przekaz, sprawiają, że jest bardziej lekkostrawny czy wręcz pusty, poszczególne postaci to nieskomplikowane "typy", a o zbiorowym portrecie Amerykanów odmalowanym w tych filmach nawet nie ma sensu mówić.
Nowy Jork Rotha jest miastem zdecydowanie innym od tego, które znamy z obrazów Allena. Autor "Teatru Sabata" nie idealizuje Manhattanu, nie przedstawia go w ciepłych, kojących barwach i nie ogranicza się do portretowania nowojorskiego światka artystycznego. Częściej przygląda się "zwyczajnym" przedstawicielom klasy średniej i beletryzuje biografie amerykańskich Żydów, których przodkowie opuścili Europę, by zacząć wszystko od nowa na zupełnie obcym kontynencie, czasami bez grosza przy duszy.
Rodzice Davida Kepesha, profesora literatury i głównego bohatera m.in. "Nauczyciela pożądania" i "Piersi", prowadzili niewielki hotel w górach Catskill. Ojciec Natana Zuckermana, postaci najczęściej powracającej w twórczości Rotha i uznawanej za jego najwierniejsze alter ego, był ortopedą. Co do przodków samego Rotha, warto sięgnąć do "Dziedzictwa", wstrząsającej i bolesnej opowieści o ostatnich latach życia ojca Philipa, gdzie czytamy: "Mój dziadek Roth kształcił się na rabina w polskiej Galicji, w niewielkim miasteczku nieopodal Lwowa, ale gdy w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym siódmym roku przybył samotnie do Ameryki, bez żony i trzech synów (...), podjął pracę w fabryce kapeluszy, aby zarobić pieniądze i sprowadzić rodzinę". Z kolei rodzice pisarza, podobnie jak i tytułowego bohatera "Kompleksu Portnoya", pracowali jako agent ubezpieczeniowy (ojciec) i sekretarka biurowa (matka).
Duchy, zwierzęta, ludzkie wraki
Philip Roth urodził się 19 marca 1933 r. w Newark (największym mieście stanu New Jersey, oddalonym zaledwie osiem kilometrów od Manhattanu) i powszechnie uznaje się go dzisiaj za jednego z najwybitniejszych dwudziestowiecznych prozaików amerykańskich. Część krytyków uważa, że jest autorem jednej, rozpisanej na wiele tomów, książki opowiadającej o... Philipie Rothcie. Pisarz w niektórych wywiadach przyznaje, że jego twórczość jest w całości bezwstydnie autobiograficzna, w innych znowu odcina się zdecydowanie od jakichkolwiek związków pomiędzy życiem a twórczością (jak to sam określił: "światem spisanym i niespisanym"), a przynajmniej zaznacza, że ewentualne podobieństwa i tak nie mają znaczenia, gdyż to, co naprawdę istotne, jest literaturą.
Akcja wielu utworów Rotha rozgrywa się w rodzinnym Newark, a jego bohaterowie - jak on sam - uczęszczali do szkoły średniej Weequahic, a następnie kontynuowali naukę na Uniwersytecie Chicagowskim, by w końcu znaleźć się w Nowym Jorku. Roth zdobył uznanie krytyki za sprawą debiutanckiego zbioru opowiadań "Goodbye, Columbus" (1959), ale ogromny rozgłos i miano pisarza kultowego uzyskał dzięki wydanemu dziesięć lat później "Kompleksowi Portnoya" (zupełnie jak fikcyjny Zuckerman dzięki "Carnovsky’emu"). Kontrowersyjna powieść przez wielu czytelników, a także nadgorliwych stróżów moralności, którzy często nawet nie mieli jej w ręku, uznana została za niemoralną, pornograficzną i pełną nienawiści (Zuckerman wkrótce po wydaniu "Carnovsky’ego" otrzymuje anonimy, w których atakowany jest za "przedstawianie Żydów z punktu widzenia klienta peep-show, w atmosferze perwersji, opisywanie Żydów dopuszczających się cudzołóstwa, ekshibicjonizmu, masturbacji, sodomii, fetyszyzmu i sutenerstwa").
Odnajdziemy tu większość wątków i tematów charakterystycznych dla całej twórczości Rotha. Bolesne dojrzewanie amerykańskiego Żyda w przeciętnej mieszczańskiej rodzinie. Problemy z nieokiełznaną seksualnością i hedonizmem (a w powieściach późniejszych: ze słabnącym popędem i impotencją), rozmytą tożsamością i kłopotliwą (nie)religijnością. Nieustanna refleksja na temat zawodności i krótkiego okresu użytkowania naszych schorowanych organizmów oraz absurdalności i okrucieństwa śmierci ("konające zwierzęta" i "bezsilne ludzkie wraki", których głównym celem od pewnego momentu stają się "uniki przed śmiercią, a całą treścią życia - rozkład ciała"). Problemy z komunikacją nawet (a może przede wszystkim) pomiędzy najbliższymi sobie osobami, nietrwałość więzi międzyludzkich, nieumiejętność kochania i dojmująca samotność każdego z nas (np. "Everyman", "Oszustwo", "Przeciwżycie"). Skomplikowany, wielowątkowy i niejednoznaczny portret amerykańskiego społeczeństwa (od mniej zobowiązującej "The Great American Novel" przez "Konające zwierzę" aż do powieści niedawno przetłumaczonej na polski - "Duch wychodzi") oraz opowieść o amerykańskiej historii, zarówno tej rzeczywistej (epoka maccartyzmu w "Wyszłam za komunistę", wojna w Wietnamie w "Amerykańskiej sielance"), jak i alternatywnej (satyryczna "Nasza klika", wstrząsający "Spisek przeciwko Ameryce"). Relacje między rzeczywistością a fikcją literacką, biografią pisarza a jego wytworami wyobraźni. Gry i zabawy literackie, zmienianie masek i odgrywanie kolejnych ról na scenie, nawiązania inter- i metatekstualne oraz wplątane w główną narrację "wykłady" o istotnych dla Rotha twórcach (m.in. Kafce, Czechowie, Szekspirze, Primo Levim, Annie Frank). Wreszcie frapujące zmagania z Freudem, psychoanalizą i nowojorskimi psychoterapeutami.
Do powyższej listy należałoby jeszcze dopisać marzenie wielu bohaterów prozy Rotha o ucieczce - najczęściej "do" lub "z" Nowego Jorku. Postaci powracające w wielu książkach amerykańskiego pisarza (Zuckerman, Kepesh, sam Roth) właśnie na Manhattanie żyją, kochają się i rozwodzą, poddają kolejnym operacjom oraz spotykają na ulicach wszelkiej maści fanatyków i wariatów.
Nowy Jork jest w tych powieściach czymś w rodzaju centrum wszechświata, ale Roth wyprawia swoich bohaterów w drogę często i - mimo wszystko - chętnie. To z Nowego Jorku Kepesh wyrusza z Claire do północnych Włoch i czeskiej Pragi, gdzie we śnie odwiedza 80-letnią prostytutkę Kafki ("Nauczyciel pożądania"). To Nowy Jork opuszcza Zuckerman, by zamieszkać w Londynie z ciężarną żoną ("Przeciwżycie"). To z Miasta Roth wylatuje do Jerozolimy, by skonfrontować się ze swoim rozkochanym w idei "neo-diasporyzmu" sobowtórem, a także obserwować izraelski proces Johna Demianiuka ("Operacja Shylock").
Nowy Jork jako centrum wszechświata
Jak zauważyła w świetnym "Przewodniku niepraktycznym" po Nowym Jorku inna wierna obywatelka Miasta, Kamila Sławińska: "Kiedy nowojorczyk wyjeżdża ze swojego Miasta na zawsze, choćby był dotąd nim zmęczony i znudzony ponad wszelką miarę, z nagłym przerażeniem zaczyna rozumieć, że utracił kawałek siebie. (...) A kiedy zabrać im ten szum krwi w uszach, ten nieustający kołowrót zdarzeń i wrażeń, przystają nagle, opuszczeni, smutni, mimo najlepszych chęci na nowe, inne życie - ze złamanym sercem. Mogą się do tego nie przyznać, kiedy inni pytają, są na to zbyt twardzi i zbyt dumni, ale nie śpią po nocach, patrzą w stronę Big Apple i jęczą, jak Francis Scott Fitzgerald, kiedy utracił swoje czarodziejskie Miasto: Come back, come back, o glittering and white!".
Trudno więc się dziwić, że "nowojorscy uciekinierzy" opisani przez Rotha prędzej czy później podejmują decyzję o swoim powrocie. Zuckerman pojawia się na Manhattanie po 11 latach ukrywania się z dala od cywilizacji i szybko dochodzi do wniosku, że powtórne pojawienie się na Upper East Side, spacery po Central Parku i Szóstej Alei są jego symbolicznym zmartwychwstaniem, ostatnią próbą reanimacji ("Duch wychodzi"). Roth po dziesięciu latach życia w londyńskim domu żony i własnym w Connecticut, wraca na Manhattan, zamieszkuje w Hotelu Essex i płacze nad zdjęciami mózgu swojego ojca zaatakowanego przez nowotwór ("Dziedzictwo"). W 1994 r. powraca do Nowego Jorku także Sabat, który 30 lat wcześniej na ulicach Manhattanu działał ze swym Teatrem Nieprzyzwoitości.
Przerażony odnotowuje, że Nowy Jork w dalszym ciągu "stoi tak, jak stał", choć z miejsca wrogiego rozsądkowi i normalnemu życiu obywateli przemienił się przez te 30 lat w "miasto, które do perfekcji doprowadziło sztukę uśmiercania duszy": "Stare, dobre czasy nowojorczycy umieszczali nie dawniej jak trzy lata temu; w takim tempie narastały zepsucie, przemoc i przyśpieszał kalejdoskop nienormalnych zachowań. Wystawa degradacji, zalewana mętami ze slumsów, więzień i szpitali wariatów z obydwu półkul, cierpiąca pod tyranią bandytów, maniaków i młodzieżowych gangów, które za parę trampek obróciłyby w perzynę cały świat". Mimo tego Sabat nie zamierza określać Nowego Jorku mianem Piekła: "po pierwsze dlatego, że piekłem jest każde wielkie miasto; po drugie, jeżeli kogoś nie interesowały co bardziej malownicze wybryki ludzkości, to po co tam w ogóle tkwił?" ("Teatr Sabata").
W wywiadzie dla "Paris Review" Roth wspominał beztroskie lata 60. spędzone na Manhattanie i zarzekał się, że nigdy wcześniej ani później nie czuł się tak wolny jak wtedy i nie zamieniłby tego okresu swojego życia na żaden inny. Ku mej nieskrywanej radości, autor "Lekcji anatomii" jak dotąd nie zdecydował się na bezpowrotne porzucenie Miasta i w dalszym ciągu - w ramach nieoficjalnych zawodów z Fitzgeraldem, Allenem, Austerem i innymi artystami śniącymi swój New Yorker dream - dostarcza nam kolejnych "nowojorskich opowieści". I choć nie istnieją w tej konkurencji żadne obiektywne kryteria oceny, chyba nie ulega niczyjej wątpliwości, że powieści Rotha znajdują się w ścisłej czołówce.