Nowoczesne misteria państwa

Stajemy dziś przed intelektualnym, egzystencjalnym i społecznym wyzwaniem, jakim jest dla jednych pożądany, dla innych niepokojący splot polityki i teologii.

24.11.2009

Czyta się kilka minut

Giorgio de Chirico, „Dwie maski”, 1926 / The Gallery Collection / Corbis /
Giorgio de Chirico, „Dwie maski”, 1926 / The Gallery Collection / Corbis /

Stajemy dziś przed intelektualnym, egzystencjalnym i społecznym wyzwaniem, jakim jest dla jednych pożądany, dla innych niepokojący splot polityki i teologii.

W 1940 r., niedługo przed samobójczą śmiercią, Walter Benjamin napisał słynny tekst "O pojęciu historii". Filozof przywołuje historię o maszynie do gry w szachy. Przy stole w kształcie pudła siedzi kukła ubrana w turecki strój. Wygląda na to, że ta martwa lalka została zaprogramowana, by wygrywać z najlepszymi zawodnikami. A jednak zwycięstwa zawdzięcza ukrytemu pod stołem mistrzowi szachowemu, który pociąga za sznurki i wprawia ją w ruch. Według Benjamina w okolicach 1940 r. rolę lalki pełnił materializm historyczny, do którego - afirmatywnie lub krytycznie - odwoływali się wszyscy. Kto sterował jego mistrzowskimi posunięciami na filozoficznej i politycznej szachownicy? Teologia. To ona jest karłem, którego nowożytni myśliciele - szczególnie ci, którzy zajmowali się filozofią polityki - próbowali wykluczyć z szachowej rozgrywki, tworząc reguły na miarę zsekularyzowanego świata.

Liberalizm jako zło

A jednak teologia ciągle powracała i nadal powraca, stanowiąc wyzwanie dla nowoczesnej filozofii i myśli społeczno-politycznej. Czy chcemy, czy nie, w wielu miejscach teologia nadal współtworzy to, co Ernst Kantorowicz nazwał ongiś misteriami państwa. Chodzi o religijne zaplecze władzy, jej duchową legitymizację, która stanowi punkt odniesienia dla niektórych ustrojów organizujących życie nowoczesnych społeczeństw.

Wystarczy prześledzić ostatnie publikacje współczesnych filozofów, by przekonać się, że dominują w nich wątki polityczno-teologiczne. Terry Eagleton, lewicowy filozof i teoretyk literatury, nazwał ten proces zwrotem metafizycznym lub teologicznym (inni nazywają go zwrotem postsekularnym) w myśli Zachodu. Nie chodzi o to, że mamy do czynienia z cudownymi nawróceniami na europejskich i amerykańskich wydziałach filozoficznych, lecz o to, że nawet tacy myśliciele jak Alain Badiou, Slavoj Žižek czy Fredric Jameson - kojarzeni z radykalną lewicą - dostrzegają wpływ teologii na politykę, poddając tę tendencję krytyce lub szukając w niej sposobów na ożywienie zacinającej się zachodniej machiny politycznej.

Na tym tle dwie opublikowane niedawno w Polsce książki: Marka Lilli "Bezsilny Bóg. Religia, polityka i nowoczesny Zachód" oraz Johna Graya "Czarna msza. Apokaliptyczna religia i śmierć utopii" stanowią wyraz myślenia alarmistycznego. Autorzy wyrastają z tradycji liberalnej, choć dokonali zwrotu w swoim myśleniu o liberalizmie i dziś uchodzą (szczególnie Gray) za jego krytyków. Wspominam o tym dlatego, że świeckie warunki, jakie stworzyła liberalna demokracja, są punktem wyjścia ich filozoficznych projektów. Zsekularyzowane społeczeństwa Zachodu zatraciły kontakt z długą tradycją polityczną, która znajdowała punkt oparcia w teologii. Przekonanie o nieuchronności sekularyzacji było w drugiej poł. XX w. tak silne, że nie zauważyliśmy powrotu religii. Teologia polityczna, czyli doktryna, która legitymizuje władzę, opierając się na objawieniu, wychodzi dziś z ukrycia. Zmierzch bożyszcz został odwleczony, jak mówi Lilla, nawiązując do tytułu jednej z rozpraw Nietzschego. Jest to - powiadają zgodnie obaj filozofowie - proces niepokojący, któremu musi stawić czoło nie tylko współczesna myśl polityczna, ale także każdy myślący człowiek.

Trójwymiarowa szachownica

Tłumacząc założenia swej książki, Lilla odwołał się - podobnie jak Benjamin, choć bez jego inspiracji - do metafory szachów. W serialu "Star Trek" jeden z bohaterów, Spock, gra w trójwymiarowe szachy. Ma przed sobą trzy plansze umieszczone jedna nad drugą. Różnią się one układem pól i rozmieszczeniem pionków (a nawet ich liczbą i rodzajem). Inne są także reguły gry na poszczególnych poziomach.

Lilla proponuje, byśmy sobie wyobrazili pierwszą planszę jako miejsce, w którym toczy się rozgrywka klasycznej (chrześcijańskiej) teologii politycznej. Ta gra posiada sztywne reguły, ale w ich ramach gracze mają możliwość obmyślenia niemal nieskończonej liczby strategii, więc ciągle zdarzają się niespodzianki, które wszelako nie naruszają podstawowej relacji łączącej teologię i politykę. Przez bez mała tysiąc lat jednoczył je sakralny węzeł. Teologia stanowiła rezerwuar idei i symboli, w oparciu o które organizowano przestrzeń społeczno-

-polityczną. Poddanie władzy świeckiej Bogu miało na celu opracowanie i wprowadzenie w życie uniwersalnego oraz spójnego ustroju politycznego. Według Lilli ów uniwersalistyczny potencjał teologii politycznej, dzięki któremu świat wydaje się być bardziej przewidywalny i czytelny, czyni zeń potężne narzędzie w rękach zarówno duchownej, jak i świeckiej władzy. Oczywiście nie jest tak, że przez tysiąclecie teologia polityczna przybierała w świecie Zachodu tę samą postać. W części historycznej Lilla pokazuje rozwój pewnych idei - Boga, człowieka religijnego i wiary. Zmiany te nie naruszyły jednak owego sakralnego węzła, który ściśle spajał Boga, człowieka, świat i politykę.

Wielka separacja

W XVII w. pojawiła się jednak nowa szachownica, którą figurami obsadziła nowoczesna filozofia polityczna. Chodziło o zmianę reguł i oddzielenie polityki od teologii. Zachód podjął próbę ugruntowania władzy na ziemskich fundamentach. Lilla przedstawia myśl czterech filozofów, którzy odegrali w tym procesie kluczową rolę. Chodzi o Hobbesa, Rousseau, Kanta i Hegla. Szczególne znaczenie ma wpływ filozofii tego pierwszego.

Jego pomysł wyrażony w "Lewiatanie" polegał na odcięciu religijnego źródła i przemianie teologii politycznej w (mającą psychologiczne i antropologiczne podstawy) filozofię polityczną. Hobbes był przekonany, że człowiek odwołuje się do Boga tylko dlatego, że jego pełna lęków i nastawiona na konflikt natura zmusza go do szukania stabilnej instancji porządkującej świat. By uchronić ludzi przed zgubnymi konsekwencjami ich natury, Hobbes zaproponował, by nad polityczną szachownicą władzę sprawował suweren - obdarzony absolutną władzą i wystarczająco silny, by uśmierzyć konflikty religijne oraz społeczno-polityczne.

Hobbesowi udało się dokonać radykalnej zmiany w myśleniu o relacji między religią a polityką. W miejsce, które wcześniej zajmował Bóg, umieścił człowieka religijnego z jątrzącym go od wewnątrz lękiem. Nie udało mu się jednak przekonać Zachodu, że religia jest zagrożeniem dla prawowitego - w pełni świeckiego - ładu politycznego i jako taka powinna zostać usunięta. Wielka separacja świata duchowego i świeckiego, jaką wywołał, została podważona już w XIX w., kiedy powróciły tęsknoty za nową, ulepszoną wersją religii.

Szachy błyskawiczne

Z owych marzeń narodziła się teologia liberalna, która zaproponowała połączenie dwóch poprzednich szachownic. Wystarczy jedynie ograniczyć ruchy pewnych figur, opracować racjonalne podstawy wiary i wypracować tolerancję dla innych wyznań, a możliwe będzie prowadzenie skutecznych rozgrywek. Teologia liberalna powstała z nadziei na dopasowanie moralnych prawd wiary do realiów nowoczesnego życia politycznego. Jednak - jak pisze Lilla - liberalne bóstwo okazało się Bogiem bezsilnym (w oryginale jest znacznie mocniejsze sformułowanie - Bóg poroniony, stillborn God), pozbawionym zdolności wzbudzania wiary i koncentrowania energii społecznej.

Nowa idea Boga zmartwiała, zanim tak naprawdę zaczęła nadawać ton nowoczesnej myśli politycznej. Liberalne podejście do wiary - powiada filozof - propagowało "pewien katechizm moralnych komunałów i historyczny optymizm w odniesieniu do mieszczańskiego życia, okraszony głębokim pesymizmem w zakresie możliwości zmiany tego życia. [Liberalizm] głosił idee dobrego obywatela, narodowej dumy i ekonomicznego rozsądku oraz pilnował odpowiednich rozmiarów brody szanującego się dżentelmena". Rezygnując z idei zmiany, liberalna teologia pogrążyła społeczeństwa zachodnie w moralnym i politycznym marazmie. Według Lilli połączenie tych dwóch gier (chrześcijańskiej teologii politycznej i nowoczesnej filozofii politycznej) jest skazane na niepowodzenie i prowadzi do powrotu teologii politycznej w jej najbardziej agresywnych postaciach.

Nazwisko Carla Schmitta nie pada w książce Lilli ani raz. Najprawdopodobniej dlatego, że Schmitt próbował połączyć tak bliskie autorowi "Bezsilnego boga" idee Hobbesa z teologią chrześcijańską. Ale to właśnie jego - a nie, jak chce Lilla, żydowskich teologów, za sprawą których na początku XX w., a zwłaszcza po I wojnie światowej powróciły zgubne idee mesjanistyczne - należałoby wymienić jako zwolennika radykalnej teologii politycznej.

Czarna msza

I tu w sukurs Lilli przychodzi John Gray, którego książka koncentruje się nie na rozwoju europejskiej myśli politycznej, lecz na religijnej genealogii utopijnych ruchów politycznych, jakie w XX w. możemy spotkać zarówno po lewej, jak i prawej stronie ideologicznej mapy. Według Graya struktura owych ruchów - od Hitlera i Lenina, przez Mao i Pol Pota, aż po radykalne ugrupowania islamskie - odpowiada strukturze religijnych ruchów mesjanistycznych i eschatologicznych, które zakładają możliwość apokalipsy i przejścia do innego - lepszego - świata. Nie chodzi o to, że religia jest odpowiedzialna za XX-wieczne masakry, lecz o to, że bez mesjanizmu i eschatologii nowoczesne projekty polityczne o charakterze radykalnie rewolucyjnym (dążące do zmiany) lub radykalnie zachowawczym (dążące do odrzucenia tego, co inne) nie mogłyby się rozwinąć.

Gray stawia mocną tezę: "Nowoczesna polityka to rozdział w dziejach religii". Wybuchy politycznej aktywności XX-wiecznych społeczeństw to według niego epizody z dziejów wiary. Nowoczesny świat - teatrem konfliktów prowadzonych w imię zsekularyzowanych idei, które mimo otwartego sprzeciwu wobec religii przechowały jej źródłowe mity. Przekonanie że ludzkość stoi u progu nowych czasów, mimo pozorów socjologicznej wnikliwości, stanowi kolejną wersję apokaliptycznej wiary, jest świeckim wcieleniem wczesnochrześcijańskiej idei końca i nowego otwarcia.

Mówiąc jeszcze inaczej: towarzyszące człowiekowi Zachodu od Oświecenia przekonanie, że możliwy będzie gwałtowny przełom w dziejach świata, jest dla autora "Czarnej mszy" ubocznym produktem chrześcijaństwa. Niezależnie od tego, czy nowoczesny człowiek wybiera drogę ewolucyjnego rozwoju ludzkiej rasy, który zakończy się ustanowieniem nowego gatunku, czy też drogę rewolucyjnego wybuchu, którego efektem będzie zmiana struktury społecznej, pozostaje w granicach religijnego mitu "zaspokajającego ludzką potrzebę znaczenia". Cała nowoczesność zostaje odesłana do kosza jako epoka, która, owszem, zburzyła gmach religii, ale nie mogąc znaleźć oryginalnych źródeł, z jego gruzów uczyniła własne fundamenty. Utopijny projekt polityczny, inspirowany przez religijny mit, przerodził się w nowoczesny absurd. Założenie, że człowiek jest dobry i wystarczy wyposażyć go w narzędzia, które pozwolą mu zbudować lepszy świat, okazało się płonne.

Drogi wyjścia

Książki Lilli i Graya można czytać z pożytkiem, jeśli chcemy poznać epizody z dziejów teologii politycznej. Bez wątpienia wypełniają one białe plamy w genealogicznych badaniach nad źródłami współczesnych koncepcji politycznych.

Ale obydwie rozczarowują, jeśli chodzi o proponowane reakcje na powrót teologii politycznej. Lilla utyskuje, że utraciliśmy efekty wielkiej separacji, że pytania postawione przez Hobbesa zostały zarzucone, a co za tym idzie uśpiona została nasza intelektualna czujność wobec teologii politycznej. "Jeśli uznajemy się za dziedziców wielkiej separacji, musimy zachować trzeźwość i rozsądek". Jeśli eksperyment polegający na rozsupłaniu węzła łączącego Boga, człowieka i świat ma się powieść, musimy polegać na jasności własnego umysłu. Czyli odwołać się do jakiejś nowej racjonalności, nowej formy epikureizmu, która uchroni nas przed popadnięciem w nowoczesny absurd.

Gray sugeruje, że najlepszym rozwiązaniem jest postawa realistyczna, która pozwoli zdystansować się wobec nowoczesnego mitu postępu, splatającego się ze spójną narracją religijną. Spójna opowieść jest nieosiągalna. Trzeba afirmować rozdrobnienie i hedonistyczną jednostkowość pojedynczego życia. Trzeba dać odpór marzycielom-utopistom, wyobrażającym sobie nowy wspaniały świat, a przy tym należy uznać nieredukowalną rzeczywistość religii, niejako powrócić do momentu, w którym religie (a nie jedna religia chrześcijańska) były zwyczajnym elementem sfery publicznej. Jeśli tylko racjonalnie i realistycznie podejdziemy do religii - kończy swe rozważania Gray - to żaden zły demon millenaryzmu z niej nie wyskoczy.

Gdzie była kukła, tam jest karzeł

Ta ostatnia uwaga na temat naszego stosunku do religii wydaje mi się szczególnie istotna. W książce pt. "Kukła i karzeł. Perwersyjny rdzeń chrześcijaństwa" Žižek odwraca benjaminowski obraz. Dziś materializm historyczny jest w odwrocie, praktykuje się go w ukryciu i raczej wstydliwie, podczas gdy teologia nieustannie wraca pod różnymi postaciami. Teologia jest kukłą, która prowadzi rozgrywki, natomiast materializm to szachowy mistrz, który spod stołu nadaje właściwy kierunek jej ruchom. Jeśli tylko zastąpimy materializm nowym racjonalizmem lub realizmem postulowanym przez Lillę i Graya, odwrócony obraz Benjamina okaże się doskonałą ilustracją ich rozważań.

Można mieć do teologii krytyczny stosunek (jak Lilla), ale ciągle kręcić się wokół niej i dawać sygnały, że jednak całkowitej pewności co do konieczności przecięcia sakralnego węzła nie mamy. Można atakować XX-wieczne formy zsekularyzowanego mesjanizmu (jak Gray) i ostatecznie postulować jakąś formę racjonalnej religijności. Do tego dochodzi przekonanie, że jeśli tylko porzucimy religię, jeśli przestaniemy bronić jej oświeconej wersji, to zaleje nas powódź utopii i ksenofobicznych, fanatycznych form wiary.

Te propozycje wydają mi się zachowawcze i dramatycznie niewystarczające. Poddajemy się w obliczu intelektualnego, społecznego i egzystencjalnego wyzwania, z jakim rzeczywiście mamy do czynienia. (Żeby była pełna jasność: rozwiązania proponowane w tej materii przez myślicieli lewicowych także pozostawiają wiele do życzenia). Jestem przekonany, że musimy coś zrobić ze splotem teologii i polityki. Jeśli wyzwania nie podejmiemy na nowo, najbłyskotliwsze analizy filozoficzno-teologiczne będą się kończyć szachowym patem. Całą naszą energię będziemy mitrężyć na łagodzenie sprzeczności między zamieniającymi się miejscami kukłą i karłem. Parafrazując André Malraux można powiedzieć, że wieku XXI jeszcze nie ma, bo nie jest ani religijny, ani świecki, albo jest i religijny, i świecki. Na jakiej szachownicy powinien dziś zagrać Spock?

John Gray, "Czarna msza. Apokaliptyczna religia i śmierć utopii", przekład Adam Puchejda, Karolina Szymaniak, Znak, Kraków 2009

Mark Lilla, "Bezsilny Bóg. Religia, polityka i nowoczesny Zachód", przekład Jarosław Mikos, W.A.B., Warszawa 2009.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2009