Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dostaję wiadomości z pytaniami, ile etheru mam na koncie” – napisał 11 czerwca na instagramie anonimowy gracz. „Jedną z najfajniejszych rzeczy na rynku Ethereum jest to, że portfele są ogólnodostępne i każdy może zobaczyć ich zawartość. Oto moje oszczędności” – dodał, wklejając zrzut ekranu przedstawiający saldo wirtualnego konta inwestycyjnego z ponad 283 mln dolarów. Cztery tygodnie wcześniej tajemniczy Indonezyjczyk (sądząc po języku wpisu) wyłożył na zakup e-waluty 55 mln dolarów.
Ethereum to kolejna wirtualna kryptowaluta, dotychczas mniej znana od bitcoinów, z którymi łączy ją jedno – obu nie emituje żaden bank centralny kontrolowany przez państwo. W połowie lipca złoty strzał indonezyjskiego gracza nagłośnił jednak serwis Bloomberg i od tej pory o ethereum i pozostałych kryptowalutach mówi cały finansowy świat.
Kilkanaście dni temu szwajcarski Falcon Private Bank, specjalizujący się w zarządzaniu majątkiem bardzo zamożnych klientów, pochwalił się, że dostał od miejscowego nadzoru finansowego zgodę na sprzedaż produktów inwestycyjnych na bazie bitcoinów. Platforma inwestycyjna Bitcoin Suisse AG ma w zamyśle jej twórców pożenić zaufanie, jakim cieszy się wśród bogaczy szwajcarski sektor bankowy, z potencjałem zarobkowym tkwiącym w wirtualnych walutach. Bez cienia przesady można uznać ten moment za przełomowy. Do tej pory banki traktowały bowiem bitcoiny, ethereum, dascoiny i blisko 200 innych kryptowalut jako potencjalnie niebezpieczne dla kupujących. Powód? Nad emisją cyberpieniądza nie czuwa żaden bank centralny, handel nim odbywa się online, najczęściej anonimowo, łatwo więc o nadużycia.
Skąd więc ten nagły wzrost zainteresowania kryptowalutami? Banki na całym świecie cierpią dziś przez niskie stopy procentowe i szukają alternatywnych źródeł zarobku, a w świecie kryptowalut od miesięcy trwa hossa. Ethereum jeszcze w styczniu kosztowało niespełna 10 dolarów za sztukę. W połowie czerwca – kiedy do gry włączył się tajemniczy szczęściarz z Indonezji – kurs dobijał już do 400 dolarów. Na razie trudno stracić również na bitcoinie, który od 2011 r. podrożał o… 22 tysiące procent.
Nie zmienia to jednak faktu, że – jak przypominał niedawno Narodowy Bank Polski – zakup kryptowaluty wiąże się z dużym ryzykiem. W lutym 2014 r. inwestorzy kupujący i sprzedający bitcoiny na wirtualnej giełdzie Mt.Gox z przerażeniem odkryli, że z ich kont zniknęły cyberpieniądze warte wówczas około 450 mln dolarów. Waluty są krypto, ale afery już nie. ©