Niż jakości

Trudno od umierającego wymagać, by dobrze wyglądał... Najwyraźniej z takiego założenia wychodzą najsłabsze uczelnie. Walczą o przetrwanie na rynku i przestały dbać o jakość kształcenia.

30.09.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Jacek Wajszczak / REPORTER
/ Fot. Jacek Wajszczak / REPORTER

Listę Szanghajską wymyślili Chińczycy. Nie zrobili tego pro publico bono. Ranking najlepszych szkół wyższych na świecie miał posłużyć przede wszystkim chińskim władzom, które wysyłając swoich doktorantów na zagraniczne uczelnie, chciały mieć pewność, że przeznaczone na ten cel publiczne pieniądze nie pójdą na marne. Ranking pozwala też sprawdzić, jak wypadają krajowe uczelnie na tle międzynarodowym.

Zestawienie najlepszych szkół wyższych na świecie – Academic Ranking of World Universities (znane też właśnie jako Lista Szanghajska) – szybko stało się jednym z najważniejszych rankingów szkół wyższych w akademickim świecie.

WYDARZENIE

Surowe kryteria oceny opracowane przez autorów z Uniwersytetu Jiao Tong w Szanghaju pozwoliły wyłonić czołówkę uczelni. Ośrodki, które od lat niezmiennie zajmują pierwsze miejsca na liście, co jakiś czas cieszą się w swoim gronie a to z Nagrody Nobla dla któregoś z absolwentów czy współpracowniwków, a to z artykułu w najbardziej prestiżowych czasopismach naukowych – „Nature” czy „Science”, a to z oszałamiającej liczby cytowań i najbardziej pod tym względem płodnych naukowców.

Choć ranking ma niedługą historię, bo w tym roku został opublikowany dopiero po raz dziesiąty, zdążył się stać wydarzeniem i areną konkurencji dla najlepszych.

Na listę trafia pięćset uczelni (z blisko 1200 ocenianych). Sto najlepszych otrzymuje miejsca w zestawieniu, kolejne czterysta dzieli się na grupy: miejsce 101-150, 151-200 itd.

Nie ma wątpliwości, że w Polsce publikacja rankingu też jest wydarzeniem. Dwa polskie uniwersytety – Uniwersytet Jagielloński i Uniwersytet Warszawski są w grupie 301-400. Miejsca te zajmują konsekwentnie od samego początku, z wyjątkiem 2003 r., kiedy nasza najstarsza uczelnia znalazła się w grupie najniższej.

W tegorocznym zestawieniu wyprzedziły nas m.in. 23 uczelnie niemieckie, 16 francuskich, 9 włoskich, 5 szwajcarskich.

Podobnie wypadamy w klasyfikacji przygotowywanej przez „The Times” (The Times Higher Education World University Rankings). Ranking, tworzony we współpracy z agencją Thomson Reuters, ocenia najlepsze uniwersytety na świecie, uwzględniając podstawowe zadania uczelni: nauczanie, badania naukowe, transfer wiedzy oraz obecność na arenie międzynarodowej. W najnowszym zestawieniu UJ i UW znajdują się w ostatniej grupie: na miejscach od 351 do 400.

Czy nasze uniwersytety są aż tak słabe?

LEPSZY BRAK OD NADMIARU

Proszę przedstawiciela Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego o rozmowę dotyczącą sytuacji polskich uczelni: na ile skorzystały z różnych proponowanych im rozwiązań, które miały wpłynąć na poprawę jakości kształcenia.

Głos w słuchawce jest wyraźnie zaskoczony: – Myślałem, że chce pani porozmawiać o niżu demograficznym.

Bo to na niżu demograficznym wszyscy się teraz skupiają. Prognozy rzeczywiście nie są dobre, zwłaszcza dla uczelni niepublicznych. Po 2020 r. liczba wszystkich studentów ma być niższa niż dzisiaj liczba studentów tylko uczelni publicznych. – To oznacza, że wszyscy studenci mogliby pomieścić się na uczelniach publicznych – twierdzi ekonomista Bartłomiej Gorlewski, współautor raportu „Demograficzne tsunami” opublikowanego dwa lata temu przez Instytut Rozwoju Kapitału Intelektualnego im. Sokratesa, na co dzień pracownik Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.

DZIESIĘĆ KRAKOWÓW ZAMIAST DWÓCH

Do podobnych wniosków doszli też autorzy „Strategii rozwoju szkolnictwa wyższego w Polsce do 2020 r.”, przygotowanej na zlecenie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego przez Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową oraz firmę doradczą Ernst & Young. Z analiz autorów strategii wynika, że w najbliższych kilkunastu latach liczba osób w wieku studenckim (18-24 lata) spadnie o ok. 1,5 mln. A jeśli tzw. wskaźniki skolaryzacji utrzymają się na obecnym poziomie, to możliwy jest w tym czasie spadek liczby studentów nawet o 600-800 tys.

Prognozy naukowców potwierdził także ostatni raport „Szkolnictwo wyższe w Polsce 2013” przygotowany przez MNiSW. Wynika z niego, że w 1990 r. w całej Polsce studiowało tyle osób, ile dziś w dwóch Krakowach. Piętnaście lat później w całym kraju miało już tętnić dziesięć takich ośrodków akademickich.

W październiku 1990 r. naukę na uczelniach wyższych w Polsce rozpoczynało blisko 400 tys. osób. W kolejnych latach ich liczba stale rosła, aż w roku akademickim 2005/06 sięgnęła blisko dwóch milionów. Potem zaczęła konsekwentnie spadać. W ubiegłym roku była już o 236 tys. niższa niż w rekordowym 2005 r.

Jak oblicza Wydział Analiz Systemowych MNiSW, liczba studentów w najbliższych latach będzie dalej spadać. Najmniej ma ich być w październiku 2023 r. – nieco ponad 1,25 mln.

W ubiegłym roku akademickim na uczelniach niepublicznych (zarówno na studiach stacjonarnych, jak i na niestacjonarnych) kształciło się blisko 500 tys. osób, na publicznych uczelniach 1 269 tys. studentów (stacjonarne 895 tys., niestacjonarne 374 tys.). Dane potwierdzają założenia autorów raportu „Demograficzne tsunami”: w 2023 r. wszyscy studenci mogą się pomieścić na uczelniach publicznych.

Co się zatem stanie z 307 funkcjonującymi obecnie (na 444 wszystkich uczelni) uczelniami prywatnymi?

CEL GŁÓWNY: PRZETRWAĆ

Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego, komentując nieraz skutki niżu demograficznego, nie miała wątpliwości, że najlepsze uczelnie powinny przetrwać „demograficzne tsunami”.

Kłopoty mają jednak wszyscy. Jako jedna z pierwszych w Polsce przekonała się o tym Wyższa Szkoła Biznesu – National Louis University w Nowym Sączu. W połowie grudnia 2011 r. trzech warszawskich inwestorów (dwie uczelnie i spółka) przejęło uczelnię. Spółka Eduscientia, właściciel i założyciel Wyższej Szkoły Biznesu, była zadłużona na 17 mln zł.

Przypadków konsolidacji uczelni jest coraz więcej. W ubiegłym roku doszło do czterech, w których łącznie wzięło udział dziewięć uczelni, w tym roku w różnych połączeniach wzięło udział 10 szkół wyższych.

Są też inne sposoby na przetrwanie. – Korzystają z nich najsłabsze uczelnie, które z akademickim kształceniem mają niewiele wspólnego. Zasada jest prosta: uruchamiają tylko studia pierwszego stopnia, które wypełniają wykładowcami z tytułem doktora. Takich jest coraz więcej i są bardzo tani – twierdzi prof. Mirosław Zdanowski, prezes Stowarzyszenia Rektorów i Założycieli Uczelni Niepaństwowych, były rektor Akademii Finansów w Warszawie.

Tym uczelniom, którym nie udało się znaleźć sposobu na niż, pozostało zakończenie działalności. Na początku września tego roku w likwidacji było 25 uczelni niepublicznych, w ubiegłym roku 27 uczelni, dwa lata temu 22.

Założyciel uczelni niepublicznej może zlikwidować placówkę za zgodą ministra nauki i szkolnictwa wyższego, po wcześniejszym zagwarantowaniu studentom ciągłości studiów.

W taki sposób w tym roku akademickim do grona studentów Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego dołączą ci z Wyższej Szkoły Zarządzania i Nauk Społecznych im. ks. Emila Szramka w Tychach. – Przejęliśmy trzystu studentów likwidowanej uczelni i uruchomiliśmy tam nasz zamiejscowy wydział – mówi prof. Zbigniew Maciąg, współzałożyciel krakowskiej uczelni.

Trudno od umierającego wymagać, by dobrze wyglądał. Z tego założenia muszą wychodzić najsłabsze uczelnie niepubliczne. Walczą o przetrwanie na rynku i przestały dbać o jakość kształcenia. Dlatego proponują darmowe laptopy, wykłady z celebrytami, niższe czesne.

Te najlepsze windują z kolei wymagania. – Polskie uczelnie i instytuty badawcze zmieniają się w niezwykle szybkim tempie. Dzięki dostępności licznych funduszy wreszcie zaczęliśmy nadrabiać dystans do naukowej czołówki – twierdzi prof. Tadeusz Słomka, rektor Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.

ZŁUDNA JAKOŚĆ

Słabe – zdaniem środowiska akademickiego – finansowanie naszej nauki było wygodnym argumentem w dyskusji m.in. o miejscu polskich szkół wyższych w światowych rankingach.

Najwyższa Izba Kontroli zbadała, jak wykorzystujemy pieniądze przeznaczone na naukę (środki publiczne: budżetowe i pochodzące z Unii Europejskiej). Wyniki kontroli zostały opublikowane rok temu.

Część działalności naukowej polskich badaczy, którą kontrolerzy NIK wzięli pod uwagę, pokrywa się z obszarami, które oceniają autorzy Listy Szanghajskiej.

Kontrola objęła lata 2009-11. Z raportu NIK wynika, że:

– nie koncentrujemy się na badaniach, które miałyby istotne znaczenie dla społeczeństwa, gospodarki i rozwoju technologicznego kraju;

– lwia część projektów naukowych finansowanych przez MNiSW to niewielkie i niepowiązane ze sobą programy badawcze, habilitacyjne lub promotorskie (77,5 proc. w 2009 r. i aż 84,5 proc. w 2010 r.);

– na strategiczne programy i prace rozwojowe wydaliśmy tylko 0,7 proc. z całej puli środków (ok. 6 mld zł). W 2011 r. – 1,6 proc.;

– w 2009 r. Polska zajmowała 32. miejsce w Europie pod względem liczby publikacji naukowych przypadających na milion mieszkańców;

– W 2009 r. nasi naukowcy zgłosili do Europejskiego Urzędu Patentowego średnio 6,8 wynalazków na milion mieszkańców (Czechy – 22,6, a będące w czołówce Niemcy – 294,5);

– w zbadanych 17 jednostkach naukowych i 4 uczelniach wyższych wskaźnik publikacji w międzynarodowych prestiżowych czasopismach naukowych oscyluje wokół 0,5;

– są ośrodki, których pracownicy naukowi w ciągu ostatnich pięciu lat nie opublikowali nic;

– 3 skontrolowane ośrodki nie zgłosiły do urzędu patentowego ani jednego wynalazku;

– na 13 jednostek, które uzyskały patenty, 7 nie wdrożyło żadnego z nich;

– MNiSW nie ma wiedzy o prawdziwej pozycji i sile naukowej jednostek, których projekty finansuje;

– system oceny przyjęty przez MNiSW nie odzwierciedla rzeczywistych działań naukowych kontrolowanych jednostek ani pozycji wśród odpowiedników na świecie.

MNiSW przeprowadzając reformę szkolnictwa wyższego i nauki, wprowadziło projakościowy system finansowania instytucji szkolnictwa wyższego. W budżecie państwa została określona dotacja podmiotowa na dofinansowanie zadań projakościowych, czyli wspieranie jednostek oferujących kształcenie i badania na najwyższym poziomie.

– Wprowadziliśmy nowy system oceny jednostek naukowych przez Komitet Ewaluacji Jednostek Naukowych – mówi Kamil Melcer, rzecznik MNiSW. – Towarzyszy temu stały wzrost nakładów na naukę, a dynamika wzrostu stawia nas w gronie europejskich liderów.

Wyniki ewaluacji, w tym lista najwyżej ocenionych jednostek z kategorią „A+”, miały zostać opublikowane w poniedziałek, 30 września, po zamknięciu tego numeru „Tygodnika”.

CHIŃCZYCY NIE NAJLEPSI

Dla upadających uczelni rozwiązaniem są często cudzoziemcy. W latach 2004-11 liczba studentów z zagranicy wzrosła prawie trzykrotnie, do 24 tys. Najwięcej, bo ponad 40 proc. z nich wybiera nauki społeczne, gospodarkę i prawo.

Najchętniej ściągają cudzoziemców uczelnie z województw na wschodzie Polski: w podlaskim (ponad 7 tys. cudzoziemców), lubelskim (blisko 7 tys.) i podkarpackim (ponad 5 tys.).

Najwięcej studentów przyjeżdża z Ukrainy (ponad 6 tys.) i Białorusi (blisko 3 tys.). Są też Chińczycy (565 osób w 2011 r.) – ale to raczej nie są wysyłani przez władze Chin doktoranci.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2013