Czy wykształcimy dwa gatunki lekarzy?

Jedni mówią, że nowe uczelnie medyczne będą wysyłać w Polskę niedouczonych lekarzy. Inni twierdzą, że to tylko strachy tych, którym wyrośnie konkurencja, obniżająca wyśrubowane dziś ceny usług.

17.09.2023

Czyta się kilka minut

Równanie w dół
IV Mistrzostwa Polski w Szyciu Chirurgicznym Studentów Medycyny, Zielona Góra, 20 maja 2023 r. / WŁADYSŁAW CZULAK / AGENCJA WYBORCZA.PL

Właściwie to nie wiem, z czego wynika ta krytyka – mówi prof. Andrzej Wojtyła, rektor Akademii Kaliskiej, która od 1 października stanie się Uniwersytetem Kaliskim i zacznie kształcić lekarzy. – Utworzenie uniwersytetu nie podoba się nawet niektórym mieszkańcom Kalisza. Przed I wojną światową to było miasto gubernialne, potem zostało spalone. Szkolnictwa wyższego nie odbudowano, więc po 1945 r. młodzież musiała wyjeżdżać na studia do Łodzi, Wrocławia czy Poznania. Wykształciła się też pewna mentalność z kompleksem dużych miast i trudno to zmienić, choć naukowcy już nie muszą szukać protektora poza Kaliszem, żeby zrobić doktorat lub habilitację. Teraz mogą to robić na miejscu.

Edukacyjna partyzantka

Polska Komisja Akredytacyjna negatywnie oceniła możliwość utworzenia kierunku lekarskiego w Kaliszu. Podstawowy zarzut dotyczył braku działalności naukowej w zakresie medycyny: w swoim wniosku akademia przedstawiła tylko jeden projekt dotyczący ginekologii. Mimo to Ministerstwo Edukacji i Nauki wydało zgodę, a pierwsza rekrutacja zakończyła się ogromnym sukcesem. O 60 miejsc stara się ponad tysiąc kandydatów.

– Wielkopolska ma najniższą liczbę lekarzy na tysiąc mieszkańców, czyli 1,6. W całej Polsce wskaźnik ten wynosi 2,4, a w Europie 3,8. Dostęp do opieki medycznej jest utrudniony głównie na wsiach, ale i w samym Kaliszu na tysiąc mieszkańców przypada 0,87 lekarza – tłumaczy sens powołania kierunku prof. Wojtyła.

Z kierunkiem lekarskim, przy sprzeciwie środowiska medycznego, rusza też Akademia Nauk Stosowanych w Nowym Sączu. Ją także zasypały podania. – W ciągu półtora tygodnia na 50 dostępnych miejsc na nieodpłatne studia stacjonarne wpłynęło ponad 500 podań. To sukces, ale trudno było się spodziewać czegoś innego, skoro kierunki lekarskie są w Polsce od lat oblegane – cieszy się prof. Mariusz Cygnar, rektor ANS w Nowym Sączu.

W przypadku ANS podstawowy zarzut środowiska dotyczy braku odpowiedniej infrastruktury, a konkretnie prosektorium, którego budowa jest dopiero planowana.

– Kierunki medyczne powstają jak grzyby po deszczu w uczelniach, których studenci będą dojeżdżać nawet setki kilometrów na zajęcia, choćby do szpitali klinicznych. Ma to chyba więcej wspólnego z edukacyjną partyzantką niż realną edukacją młodych adeptów sztuki medycznej – uważa Łukasz Jankowski, lekarz nefrolog, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.

Prof. Cygnar jest jednak przekonany, że zarówno zaplecze kadrowe, jak i infrastruktura uczelni nie będą stanowić przeszkód: – Od dwudziestu lat zdobywamy doświadczenie w prowadzeniu kierunków medycznych. Mamy pielęgniarstwo I i II stopnia, ratownictwo medyczne, dietetykę. Przygotowujemy wniosek o otwarcie położnictwa i II stopnia dietetyki. Poza tym posiadamy świetne własne zaplecze z miniszpitalem oraz otoczenie. Podpisaliśmy porozumienie ze wszystkimi okolicznymi szpitalami: w Nowym Sączu, Limanowej, Gorlicach, Krynicy, Nowym Targu, Zakopanem. Tamtejsi lekarze ze stopniami naukowymi będą prowadzić u nas zajęcia jako w podstawowym miejscu zatrudnienia. A być może już wiosną rozpoczną się prace przy budowie naszego prosektorium.

Zanim to nastąpi, studenci będą przez dwa lata korzystać z zaplecza Uniwersytetu w Radomiu. Chodzi głównie o anatomię, na którą składa się 30 godzin w pierwszym semestrze i tyle samo w drugim. Studenci zostaną więc w środę po południu przewiezieni 260 km do Radomia, by w czwartek rano pójść na 4,5 godziny zajęć – po czym wrócą do Nowego Sącza. Na koszt uczelni mają zapewniony transport, nocleg i wyżywienie. Takie wyjazdy planowane są cztery razy w semestrze.

– To nie będzie zbyt duże obciążenie dla studentów. Nazwałbym to raczej integracją w środowisku akademickim. Hejt, jaki się na nas wylał, wynikał z przekonania, że nagle studenci sami będą jeździć setki kilometrów. To nieprawda, poza tym od wielu lat współpracujemy z Uniwersytetem w Radomiu i wiem, że tamtejsze prosektorium jest jednym z najnowocześniejszych w Polsce. Zresztą, wszystko zweryfikuje Polska Komisja Akredytacyjna już po pierwszym roku.

Medycyna pod strzechy

Żeby stworzyć nowe miejsca dla studentów, MEiN wspólnie z Ministerstwem Zdrowia zliberalizowało wymagania stawiane szkołom wyższym. W efekcie od października liczba uczelni z medycyną w ofercie wzrośnie z 24 do 35. Kształceniem lekarzy zajmą się (oprócz Kalisza i Nowego Sącza) Akademia Medycznych i Społecznych Nauk Stosowanych w Elblągu, Politechnika Wrocławska, Akademia Nauk Stosowanych w Poznaniu, Katolicki Uniwersytet Lubelski, Akademia Mazowiecka w Płocku, Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny w Siedlcach, Społeczna Akademia Nauk w Łodzi, Podhalańska Państwowa Uczelnia Zawodowa w Nowym Targu oraz Uniwersytet Warszawski. Przyczyni się to do wzrostu limitu przyjęć na kierunek lekarski, który zresztą już trwa od pewnego czasu. Jeszcze dekadę temu wynosił on 5,3 tys. miejsc, wliczając studia stacjonarne, niestacjonarne i prowadzone w języku angielskim. W lipcu minister zdrowia ustanowił nowy limit – ponad 11 tys. miejsc.

Według najnowszych danych GUS, wskaźnik liczby lekarzy na tysiąc mieszkańców wynosił w 2022 r. 3,5. Oznacza to, że zbliżamy się do średniej unijnej, czyli 3,8. Kłopot w tym, że jeszcze niedawno posługiwano się w kraju błędnymi wyliczeniami, które wskazywały, że na tysiąc mieszkańców przypada 2,4 lekarza. I właśnie na tych danych przez lata budowano narrację dramatycznego niedoboru kadr medycznych.

– Braki nie są tak duże, jak uważaliśmy dotychczas, choć mówimy tylko o statystykach, które nie odzwierciedlają wszystkich problemów z dostępem pacjenta do lekarza. Poważniejszą kwestią jest wykorzystanie kadry. System jest źle zarządzany – uważa Sebastian Goncerz, przewodniczący Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.

Prezes NRL Łukasz Jankowski dodaje, że Polska ma rzeczywiście za mało lekarzy, ale małym druczkiem trzeba by dopowiedzieć: w publicznej ochronie zdrowia. Zarazem faktem jest, iż w całej UE istnieją niedobory kadrowe; nabór na studia medyczne zwiększają np. Niemcy, którym brakuje 5 tys. miejsc na uczelniach. – Wciąż jednak obowiązuje unijna dyrektywa, która wymaga, by kształcenie lekarzy odbywało się na uniwersytecie lub pod jego nadzorem. Nie można robić tego kosztem jakości – przypomina Łukasz Jankowski.

Właśnie o jakość nauczania obawia się prof. Marcin Gruchała, rektor Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego i przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych (KRAUM): – Do tej pory lekarze byli kształceni niemal wyłącznie w uczelniach zrzeszonych w KRAUM, a my czuliśmy się wobec siebie zobowiązani do pilnowania jakości, którą przez dziesięciolecia wypracowaliśmy. Stworzyliśmy m.in. wewnętrzną komisję, która co roku wizytuje zrzeszone uczelnie. Wzajemnie się audytujemy, patrzymy na ręce, analizujemy, co wymaga poprawy. Dzięki temu polski dyplom upoważnia do nostryfikacji zawodu lekarza np. w Stanach Zjednoczonych; posiadamy też wiele innych akredytacji międzynarodowych. Mam wrażenie, że uczelnie otwierające dziś kierunki lekarskie nie zdają sobie sprawy z odpowiedzialności, jaka ciąży na placówkach kształcących profesjonalistów. Jeśli amerykańska administracja zorientuje się, że z naszym systemem kształcenia zaczyna być coś nie w porządku, konsekwencje mogą być bardzo bolesne. Jeśli stracimy tę akredytację, odpowiedzialność rozłoży się na wszystkich absolwentów w Polsce, bo jest ona przyznawana systemowi, a nie pojedynczym uczelniom.

Dwie kategorie lekarzy

Patrząc na rankingi międzynarodowe, obecne kształcenie lekarzy w Polsce nie przynosi nam wstydu. W opublikowanym niedawno rankingu Web of Universities, w pierwszym tysiącu szkół wyższych kształcących w zawodach medycznych znalazło się dwanaście naszych uczelni (na 16 zrzeszonych w KRAUM). Zestawienie SCImago Institutions Rankings dla państw Europy Środkowo-Wschodniej wygląda jeszcze lepiej – w pierwszej dwudziestce polskie uniwersytety medyczne zajęły aż osiem miejsc.

Nie oznacza to jednak braku wad. Jak przekonują studenci, jedną z głównych jest system weryfikacji wiedzy po zakończeniu studiów, czyli Lekarski Egzamin Końcowy.

– Kiedy pytania z LEK nie były upubliczniane, egzamin był bardzo trudny do zdania. Dzisiaj, kiedy studenci mają dostęp do bazy, z której pochodzi 70 proc. pytań egzaminacyjnych, a 56 proc. wystarczy, żeby zdać, nastąpiło przegięcie w drugą stronę. Powinniśmy w tej kwestii korzystać ze światowych doświadczeń, które stawiają na sprawdzanie wiedzy w praktyce – mówi Wiktoria Andrzejewska, prezydent Międzynarodowego Stowarzyszenia Studentów Medycyny IFMSA-Poland. – W Polsce wciąż najważniejsza jest wiedza książkowa. Uczelnie kładą zbyt duży nacisk na teorię, żeby absolwentów przygotować do egzaminu, a nie do pracy z pacjentem.

Reprezentanci uczelni, które właśnie ruszają z kierunkiem lekarskim, przekonują, że będą kształcić medyków przede wszystkim na lokalny rynek, rekrutując osoby, które raczej nie chcą wyjeżdżać na studia i do pracy do dużych miast. Nie przekonuje to prof. Gruchały.

– Nie możemy dążyć do kształcenia dwóch kategorii lekarzy: z dużych ośrodków akademickich, poszerzających wiedzę i horyzonty oraz małomiasteczkowych. Uruchamiając kierunek lekarski, niezależnie w jak dużej miejscowości, musimy dbać o kształcenie na najwyższym poziomie. Nie może być różnic między absolwentem z Warszawy czy Krakowa a tym z każdego innego miasta – uważa przewodniczący KRAUM.

Powyższe obawy zrodziły rekomendacje wypracowane przez KRAUM, opisujące warunki, jakie muszą zostać spełnione, aby kształcenie lekarzy odbywało się zgodnie ze współczesnymi standardami. Rektorzy wskazali trzy obszary, które z ich punktu widzenia są niezwykle istotne: kompetencja kadry, metodyka i środowisko nauczania.

– Uczelnie, które nie mają doświadczenia w kształceniu choćby pielęgniarek czy położnych, zaczynają dziś kształcić lekarzy. Uważam, że jest to nieuczciwe wobec młodych ludzi, którzy tam będą studiować – mówi prof. Gruchała.

Problem w tym, że „moce przerobowe” uczelni zrzeszonych w KRAUM są niewystarczające, aby przy raptownie starzejącym się społeczeństwie zapewnić bezpieczeństwo kadrowe. – Uruchamianie kierunków lekarskich na kolejnych uczelniach jest potrzebne, ale nie w taki sposób, jak to się dzieje obecnie. Ustawowe kryteria określające wymagania wobec uczelni są systematycznie obniżane – uważa przewodniczący KRAUM.

Prof. Gruchała jest zdania, że lekarza powinno się kształcić w środowisku akademickim, a nie de facto w szkole zawodowej. Powinien wiedzieć, jak prowadzi się badania naukowe, by w przyszłości odróżnić wiedzę wartościową, opartą na wiarygodnych i aktualnych danych, od pseudonauki. Doświadczenie pandemii pokazało, jak wiele osób jest na nią podatnych, także w środowisku medycznym.

– Tymczasem przegłosowana ustawa o Karcie Nauczyciela zawiera zapisy jeszcze dalej liberalizujące wymogi kształcenia lekarzy, w efekcie dziś wystarczy zebrać grupę dwunastu nauczycieli akademickich, którzy zadeklarują doświadczenie w prowadzeniu badań w zakresie nauki o zdrowiu bądź medycyny. Trzeba pamiętać, że nauki o zdrowiu to również kultura fizyczna, możemy więc uznać, że każdy AWF w kraju spełnia wymogi uruchomienia kierunku lekarskiego – wskazuje prof. Gruchała.

Potrzeba równowagi

Wedle statystyk GUS Polsce nie grozi zapaść w dostępie do lekarzy, jednak dużym problemem są proporcje: jest ich wielu w sektorze prywatnym, a za mało w publicznym systemie ochrony zdrowia, przede wszystkim w prowincjonalnych przychodniach POZ oraz w szpitalach powiatowych i przyległych doń poradniach specjalistycznych.

– Moim zdaniem nie jest ważne, czy dana osoba została wykształcona w Warszawie, czy w Pcimiu. Od kontrolowania jakości kształcenia są dedykowane organy państwa, jak Polska Komisja Akredytacyjna. Ważny jest również monitoring efektów. Dobrym narzędziem jest tutaj Lekarski Egzamin Końcowy. Sformułowanie, że na prowincji chorzy mogą być leczeni przez gorszych lekarzy, jest absurdalne – kontruje argumenty płynące z dużych ośrodków Krzysztof Żochowski, wiceprezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych, dyr. Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Garwolinie.

Pytany wprost, czy zatrudniłby lekarza po studiach na uczelni w Nowym Sączu, mówi, że kluczowe byłyby jego kompetencje, co jest do sprawdzenia. – Głód lekarzy jest wielki. Jeżeli stanę przed alternatywą, czy zamknąć oddział, czy zatrudnić lekarza po mniej prestiżowej uczelni, wybór będzie oczywisty – odpowiada wiceprezes OZPSP i zwraca uwagę na inną ważną kwestię: – Jeżeli zwiększy się podaż osób o określonych umiejętnościach, stawki lekarzy spadną. Obserwowaliśmy to już w przypadku zawodów prawniczych, gdzie po otwarciu rynku doszło do pewnej normalizacji. Tak samo będzie w przypadku lekarzy, więc środowisko, które korzysta na swojej mocnej pozycji negocjacyjnej, nie chce dopuścić do zmian – podkreśla Żochowski.

Niezwykle ważnym elementem tego sporu są studenci. Decydując o wyborze uczelni, zwracają uwagę na kadrę oraz infrastrukturę, na prowadzone projekty naukowe, renomę szkoły i jej tzw. prostudenckość. – To nieformalne opinie koleżanek i kolegów ze starszych lat, które dają odpowiedź na szereg pytań: czy dziekanat jest pomocny, czy stwarza problemy, czy pracują tam wykładowcy wyjątkowo utrudniający zaliczenie, czy na uczelni zdarzały się studentom nieprzyjemne sytuacje i jak na nie reagowano? – wylicza Wiktoria Andrzejewska ze stowarzyszenia studentów.

Nasza rozmówczyni sama właśnie skończyła studia. Przyznaje, że nie zdecydowałaby się na uczelnię, która nie zapewnia dostępu do prosektorium na miejscu. – Przed otwarciem prosektorium w Radomiu tamtejsi studenci poświęcali dwa tygodnie wakacji na to, żeby nadrobić zajęcia w prosektorium w innym mieście. Ci studenci byli obciążeni studiami dzień w dzień przez dziewięć miesięcy, a musieli też zrezygnować z części wakacji tylko dlatego, że ich uczelnia nie była w stanie zapewnić podstawowej infrastruktury.

Andrzejewska zwraca też uwagę na niepodjęty przez naszych rozmówców problem: darmowego dostępu studentów do psychologów, a nawet psychiatrów. Lekarze są grupą zagrożoną wypaleniem zawodowym już na etapie bardzo wymagającej, w porównaniu z innymi kierunkami, edukacji. Podkreśla to również Sebastian Goncerz z Porozumienia Rezydentów OZZL: – Pracujemy w zawodzie o wysokiej odpowiedzialności, w kontakcie z pacjentem, który może ucierpieć. Nie będzie za to odpowiadał ani minister, ani uczelnia, tylko konkretny człowiek. Musimy być przygotowani na trudne sytuacje. Zarazem uważam, że otwieranie kierunku lekarskiego na uczelniach, które nie powinny się tym zajmować, to żerowanie na marzeniach młodych ludzi. Na pewno nie zgodzimy się na zastępowanie zajęć w prosektorium rycinami z atlasów anatomicznych. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Równanie w dół