Nikt nie schodził na pole (2)

Ruanda, kwiecień 1994. W zamachu dokonanym przez nieznanych sprawców ginie prezydent Juvénal Habyarimana. Rządzący krajem politycy Hutu wzywają do eksterminacji Tutsich. W ciągu trzech miesięcy ginie 800 tysięcy Tutsich i dziesiątki tysięcy Hutu, którzy nie chcą brać udziału w masakrach. W 2000 r. francuski dziennikarz Jean Hatzfeld publikuje świadectwa ludzi, którzy ocaleli z rzezi w powiecie Nyamata. Ochotnicy z bojówek Interahamwe, szkolonych przez wojsko ruandyjskie, oraz sąsiedzi Hutu wymordowali tam ok. 50 z 59 tysięcy Tutsich. Jedni zginęli w kościołach w Nyamacie i N'taramie, gdzie szukali azylu, innych wytropiono na bagnach, gdzie się ukrywali.

25.07.2004

Czyta się kilka minut

Musiały minąć jeszcze dwa lata, aby przełamując wewnętrzny opór, Hatzfeld przekroczył bramę okręgowego więzienia w Rilimie. Adalbert, Pancrace, Pio, Alphonse, Léopord, Ignace, Elie i inni zabójcy z okolic Nyamaty opowiedzieli mu swoje historie. Powstała druga książka.

Dziś, 10 lat po ludobójstwie w Ruandzie, coraz więcej zabójców opuszcza więzienia. Ocalone ofiary i kaci na nowo mieszkają obok siebie na wzgórzach Nyamaty.

Koniec sezonu maczet

Ludziom zwykle trudno uwierzyć w niebezpieczeństwo, które nadciąga. Do ostatka starają się zostać u siebie. Tak było podczas wojny w Bośni, Libanie, Sierra Leone, Czeczenii - zauważa Jean Hatzfeld.

Kiedy jednak w pierwszych dniach lata 1994 r. do Ruandy wkraczają Inkotanyi, rebelianci Tutsi wyszkoleni w Ugandzie, dwa miliony Hutu w ciągu kilku dni porzuca domy i rusza w stronę Konga. Po ludobójstwie, którego właśnie dokonali - pisze Hatzfeld - ich strach nie da się z niczym porównać.

Za uciekającymi zostają niepochowane trupy i nieuprawione pola, które zaczyna pochłaniać busz.

Rebelianci przychodzą na bagna Nyamaty, gdzie ukrywają się ostatni Tutsi. Długo wołają na próżno. Francine, Jeanette i inni, którzy przeżyli, milczą, schowani pod liśćmi papirusów. Boją się kolejnego fortelu.

Tydzień dłużej, mówi Innocent Rwililiza, i nikt by nie ocalał.

Innocent Rwililiza - nauczyciel Tutsi, przyjaciel i tłumacz Hatzfelda - przetrwał, ukrywając się w lesie. “Wielu zagranicznych dziennikarzy powiadało, że piwo i podobne rzeczy odegrały decydującą rolę w zabójstwach - mówi. - To prawda, ale była to inna rola, niż myślą. Zabójcy stawiali się rano trzeźwi, żeby zacząć zabijać. Ale wieczorem opróżniali więcej butelek piwa Primus niż zwykle, by sobie to wynagrodzić, i to ich osłabiało na następny dzień... Im więcej ścinali, tym więcej pili wieczorem i tym bardziej spóźniali się ze swym programem. Nie ma wątpliwości - to te szczegóły plądrowań i pijaństw nas uratowały".

“Czuliśmy się zbyt swobodnie w tej niecodziennej robocie, która się dobrze zaczęła - mówi w więzieniu w Rilimie Adalbert Munzigura, jeden z zabójców z okolic Nyamaty. - Ale czas i lenistwo odbiły się na nas. Zrobiliśmy się zbyt pewni siebie i marudziliśmy po drodze. Zbyt wielka niefrasobliwość okazała się zgubna".

Latem 1994 r. rebelianci Tutsi przejmują władzę w Kigali. Adalbert, Pancrace i inni Hutu z Nyamaty uciekają do Konga. Gdy dwa lata później nowa armia ruandyjska przekracza granicę, by zaatakować tamtejsze obozy uchodźców, zaczyna się fala powrotów. Pół miliona Hutu wraca do kraju. Dwieście tysięcy tych, którzy próbują uciekać w głąb Konga, ginie w puszczy z rąk rebeliantów Laurenta Désiré Kabili, sprzymierzonych z ruandyjskim rządem.

“Wiedziałem, że moje złe uczynki zostaną dostrzeżone, kiedy wrócę - mówi Adalbert. - Ale wolałem przyprowadzić z powrotem moje winy do więzienia w mojej okolicy, niż kryć je w lasach Konga, bez znajomych, z którymi mogę je dzielić. Nie wiem, czy moja pokuta zostanie przyjęta, czy będę oszczędzony. Ale pokuta jest jak śmierć, trzeba ją przyprowadzić z powrotem jak najbliżej swego wzgórza".

Liczbę Hutu, którzy uczestniczyli w masakrach, ocenia się na około milion. W Ruandzie nie ma dosyć prawników, żeby osądzić taką masę zabójców. Międzynarodowy Trybunał zajmuje się tylko wysoko postawionymi oskarżonymi.

Zaczyna się długie czekanie na proces w przepełnionych więzieniach.

Odwracam się przeciw cieniom

Cassius Niyonsaba ma lat 12. Codziennie po szkole przychodzi na podwórze kościoła w N’taramie. W kościele złożono wszystkie kości, jakie znaleziono w okolicy. Nie było pieniędzy, by - jak w Bośni - zidentyfikować szczątki i zwrócić je krewnym. Cassius ogląda ułożone porządnie na półkach rzędy czaszek - to ludzie, którzy zginęli dookoła niego. Jemu podczas masakry udało się wymknąć z kościoła i ukryć w lesie. Uratowała go kobieta Tutsi, która nosiła mu jedzenie i kładła zioła na rany. Dowiedział się o tym jej mąż, Hutu. Zabił ją jednym uderzeniem noża - powiedziano potem Cassiusowi.

“Nie pamiętam już, ile miałem starszych i młodszych sióstr - mówi Cassius. - Moja pamięć jest zaprzątnięta wielką liczbą zmarłych i nie jest już zbyt dobra do cyfr. To zresztą opóźnia mnie w szkole".

Angélique Mukamanzi, lat 25, marzyła, że opuści rodzinną parcelę, skończy prawo i zostanie adwokatem w Kigali.

“Dziś - mówi Angélique - widzę tylko przeszkody w moim życiu, bagna wokół moich wspomnień i motykę, która wyciąga do mnie swój trzonek... Patrzę na smutny czas, który przepływa przede mną, jak na wroga. Cierpię, uwiązana do tego życia, które nie było mi przeznaczone... Zapomniałam o fantazji miłości. Czekam tylko na łagodne oczy codziennego mężczyzny, spoglądające na to, kim jestem. Słyszę kandydatów, którzy pukają do drzwi w wyszczotkowanych butach, lecz nigdzie nie widzę nikogo, kto mógłby przynieść mi chwile czułości".

Wśród mężczyzn pracujących w oddali na polach Angélique rozpoznaje zabójców. “Ich rodziny zachowały silne ramiona do pracy - mówi. - Ja i moja siostra mamy tylko nasze własne, wątłe ramiona, żeby wyżywić dzieci, które zostały bez rodzin".

Angélique wraz z siostrą Laetitią wychowuje ośmioro sierot.

Nyamata z wolna powraca do życia. Życia pełnego powikłań - pozostały wdowy, które nie mają praw do parceli po mężu, zgwałcone kobiety zarażone HIV, dla których nie ma leków, osierocone dzieci. Otwarto jednak szpital i zbudowano antenę dla telefonów komórkowych. Wyrosły pierwsze wille.

Francine Niyitegeka, ocalona z bagien, otworzyła we wsi Kibungo bar. Przychodzą do niego tylko ocaleni. Po drugiej stronie ulicy klientela jest bardziej mieszana.

Francine żyje, bo zabójcom na bagnach zdarzało się ranić człowieka i zostawić w mule, aby go dobić nazajutrz. O niej zapomnieli. Gdy leżała tak, półprzytomna po uderzeniu pałką, jej narzeczony Théophile przynosił jej wodę. Dziś jest jej mężem. Mają dwoje dzieci.

Francine nie sypia dobrze. “Gdy się przeżyło prawdziwy koszmar na jawie, nie rozdziela się już, jak dawniej, myśli dziennych i myśli nocnych. Od czasu ludobójstwa czuję się stale ścigana, dzień i noc. W łóżku odwracam się przeciw cieniom, na drodze oglądam się za sylwetkami, które idą za mną. Boję się o moje dziecko, gdy mijam obce oczy. Czasem nad rzeką trafiam na twarz jakiegoś Interahamwe i mówię sobie: »Hm, Francine, tego człowieka widziałaś już we śnie«, i dopiero potem przypominam sobie, że ten sen to był tamten czas, na jawie, czas bagien...".

“Odczuwam rodzaj wstydu, że przez całe życie czuję się taka ścigana tylko za to, kim jestem - mówi Francine. - Gdy tylko zamykam nad tym powieki, płaczę w głębi siebie, ze smutku i upokorzenia".

Tamci

Ze wszystkich zbrodniarzy wojennych - pisze Hatzfeld - sprawcy ludobójstwa wydają się najmniej poruszeni.

W więzieniu, gdzie stłoczono blisko 7500 więźniów, grupa przyjaciół, z którymi rozmawia Hatzfeld, spotyka się o szóstej rano na ciasnym dziedzińcu, by iść razem po wodę z jeziora, spożyć posiłek czy zagrać w siatkówkę. Adalbert, który był szefem bojówki Interahamwe we wsi Kibungo, jest teraz szefem bezpieczeństwa bloku. Fulgence oddaje się modlitwom, Pio ucieka w żarty.

Czy mają złe sny? “Myślę, że w nocy wszyscy jesteśmy podobni - powiada Alphonse. - Nasze własne nieszczęścia łatwiej opanowują nasze koszmary niż nieszczęścia innych... Myślę, że mój sen odnajdzie odpowiedni spoczynek, gdy odzyskam wolność i dawne życie".

Pancrace: “Pośród zabójców malaria albo cholera zabiły wielu w więzieniu. Strach przed zemstą zabił. Złe warunki i bijatyki zabiły, ale wyrzuty sumienia nigdy".

“Rolnik, który schodzi na pole, zadaje sobie po drodze pytanie, dlaczego będzie przesadzać fasolę czy kukurydzę - tłumaczy Léopord. - Profesor, który wchodzi do szkoły, zastanawia się, jakiej lekcji udzieli swojej klasie. Mechanik wybiera część, jaką będzie czyścić. Ale zabójca z bagien jest wolny od pytań... Wiele naszych myśli było pustych i ich wspomnienie także jest puste".

“W więzieniu wielu zabójców myśli, że to ich porażka jest największą przyczyną ich strasznych kłopotów dzisiejszych - ciągnie Léopord. - Na wzgórzach też. Mówią, że za długą drogę przeszli bez Tutsich, żeby móc zawrócić. Myślą, że nie znajdą już korzystnego miejsca obok Tutsich, których nie wyeliminowali do końca...".

Ale Alphonse, Léopord czy Elie są dobrej myśli. Czekają na koniec kary i powrót do domu.

Elie: “To w obozach pewni ludzie poczuli się onieśmieleni tym, co zrobili; inni w więzieniu, jak ja. Napisałem liściki z przeprosinami do rodzin ofiar, które znałem, i przesłałem je przez odwiedzających. Sam się wydałem i opowiedziałem moje winy rodzinom osób, które zabiłem. Kiedy wyjdę, przyniosę prezenty, jedzenie i picie. Ofiaruję piwo Primus i szaszłyki w wystarczającej ilości na pojednawcze spotkania".

“Jeśli wyjdę na wolność, będę mógł uściślić szczegóły i przebieg sytuacji na bagnach - obiecuje sobie Alphonse. - Będę mógł złożyć wizyty po domach i opowiedzieć, jak to się odbyło, żeby zaspokoić potrzebę wiedzy i zdobyć przebaczenie".

“Wielu więźniów woli jednak prosić o przebaczenie Boga niż sąsiadów. U Boga słowa niosą mniejsze ryzyko na przyszłość i dają większą ulgę - zauważa Pancrace. - Na bagnach pobożni chrześcijanie zamieniali się w okrutnych zabójców. W więzieniu bardzo okrutni zabójcy zamieniają się w bardzo pobożnych chrześcijan".

“Im bardziej zabójcy czują się winni, tym chętniej chodzą do kościoła - mówi Marie-Chantal, żona skazanego na śmierć Josepha-Désiré Bitero. - Podobnie i ocaleni, im bardziej są zdruzgotani... Winni i ofiary ocierają się ramionami w pierwszym rzędzie modlących się, jakby zapomnieli... Im mniej ludzie patrzą na siebie oczyma porozumienia i pomocy jednych dla drugich, z tym większą miłością patrzą na religijne figurki na ścianach".

Pio, jak jego koledzy, jest jednak optymistą: “Jeśli życie w dobrym porozumieniu było możliwe dawniej, musi być jeszcze możliwe, mimo tych głupich zabójstw".

“To absolutny charakter ich zbrodni pozwolił im wczoraj dokonać jej ze względnym spokojem - pisze Hatzfeld - i to jej absolutny charakter pozwala im dziś uniknąć uzmysłowienia jej sobie w pełni i odczucia pewnego niepokoju".

“Po latach postawić na nowo stopę na bagnach, gdzie tak czy owak zostawiło się ślady kroków, to możliwe, jeśli stąpać ostrożnie. Ale przymuszać pamięć do naszych ukrytych myśli i złowieszczych medytacji z dzieciństwa, to może prowadzić na manowce. Zwłaszcza, gdy dusze skręciły w tę stronę, co nasze" - mówi Pio.

“Nawet w głębi własnej duszy ryzykowniej jest pamiętać niż zapomnieć - mówi Ignace. - Dlatego próbuję milczeć sam przed sobą".

Podjąć życie

Ten sam monstrualny aspekt tego, co się stało, który uwalnia zabójców od poczucia winy, nie przestaje dręczyć ocalonych - pisze Hatzfeld.

“Co jest w mojej twarzy takiego - pyta Sylvie Umubyeyi - czego Hutu nie mogli znieść, skoro chcieli mnie ściąć, choć nic im nie zrobiłam?".

“Ja widzę, że ocaleni i zabójcy wcale nie przypominają sobie rzeczy w ten sam sposób - powiada Clémentine Murebwayre, której mąż był Tutsi. - Zabójcy, jeśli zgodzą się mówić na głos, mogą powiedzieć prawdę o wszystkich szczegółach tego, co zrobili... Ich pamięć nie obija się o wszystko, co przeżyli, nie czuje, że te wszystkie wydarzenia ją przerastają... Ci, co ocaleli, nie dogadują się tak dobrze z własną pamięcią. Ona stale kluczy, z powodu strachu i upokorzenia tym, co im się zdarzyło. Czują się, jakby byli winni jakiejś przewiny, która wymyka im się na zawsze. Zabici są dla nich bliscy, jakby mogli ich dotknąć...".

Claudine Kayitesi w nocy widzi wciąż twarze zmarłych: “Kiedy się budzę, czuję niepokój pomiędzy mną a tymi, co zostali ścięci... Nie jestem winna, bo nic nie mogłam dla nich zrobić. Ale nie czuję się szczęśliwa, że uniknęłam śmierci".

Sylvie Umubyeyi pracuje z osieroconymi dziećmi. “Dzieci Tutsi, które przeżyły zabójstwa, zmieniają się z czasem - mówi. - Ich wspomnienia są ciężkim bagażem, który jednak z wiekiem może zelżeć. Dla dzieci Hutu, które były w Kongu, ciężar pozostaje, bo nie patrzą przeszłości w oczy. Milczenie unieruchamia je w strachu... Trudno zachęcić je do mówienia. A jednak nie będą mogły na nowo postawić stóp w życiu, jeśli nie powiedzą nic o tym, co w nich walczy ze sobą".

Kobiety Hutu dźwigają własne brzemię. “Na wzgórzu Kibungo żadna kobieta nie zabrała dziecka sąsiadki Tutsi, która odeszła ku śmierci - opowiada Clémentine Murebwayre. - Żadna kobieta nie przemieszała noworodka z własnymi. Nawet za pieniądze. Nawet w kryjówce w lesie. Bo kobiety nie chciały, żeby je zrugali mężowie, gdyby z powodu tego złego uczynku ukarano ich grzywną".

Dziś, ciągnie Clémentine, małżonki zabójców nie mówią o ludobójstwie. “Mówią, że żałują nieobecności swoich mężczyzn, biedy, która czeka na nie, gdy wstają rano, złych słów, które krążą po okolicy - jakby mówiły o katastrofach naturalnych. Modlą się, śpiewają, zaprzeczają, nie tylko ze strachu. Czują się bardziej wściekłe niż winne. Bardziej unieszczęśliwiają je obietnice niedotrzymane przez mężów niż skargi i oskarżenia tych, co przeżyli. Milczą, oszukane ze wszystkich stron".

“Ocaleni szukają spokoju w pewnej części pamięci - ciągnie Clémentine. - Zabójcy szukają go w innej części. Nie podzielają ani tego samego smutku, ani strachu. Nie proszą kłamstwa o tę samą pomoc. Myślę, że nigdy nie będą mogli dzielić ze sobą ważnej części prawdy".

“Nie wierzę w koniec ludobójstw - mówi Jeanette Ayinkamiye. - Nie wierzę tym, którzy mówią, że po raz ostatni dotknęliśmy najgorszych zbrodni. Jeśli było jedno ludobójstwo, może przyjść i drugie, kiedykolwiek w przyszłości, gdziekolwiek, w Ruandzie lub gdzie indziej, jeśli istnieje przyczyna, a my jej nie znamy".

Czy możliwe jest przebaczenie? - pyta Hatzfeld.

Francine Niyitegeka: “Czasem, gdy siedzę sama, na krześle, na werandzie, wyobrażam sobie: jeżeli pewnego dalekiego dnia któryś współmieszkaniec miasta zbliży się z wolna do mnie i powie: »Dzień dobry, Francine. To ja ściąłem twoją mamę i młodsze siostry. Chcę poprosić o przebaczenie«, to wtedy tej osobie nie mogłabym odpowiedzieć nic dobrego. Mężczyzna, jeśli wypije jednego Primusa za dużo i pobije żonę, może prosić o przebaczenie. Ale jeśli pracował przy zabijaniu cały miesiąc, nawet w niedziele, czy może mieć nadzieję, że będzie mu wybaczone?".

“Musimy podjąć na nowo życie, bo ono tak zdecydowało... - ciągnie Francine. - Zaczniemy na nowo czerpać razem wodę, wymieniać sąsiedzkie słowa, sprzedawać sobie ziarno. Za 20, 50 lat będą może dziewczęta i chłopcy, którzy będą się uczyć o ludobójstwie w książkach. Dla nas jednak niemożliwe jest przebaczyć".

“Ja jestem gotowa przebaczyć - mówi Sylvie Umubyeyi. - Nie, żeby zaprzeczyć złu, jakie zrobili... Ale po to, żeby nie cierpieć całe życie, zadając sobie pytanie, dlaczego chcieli mnie ściąć. Nie chcę żyć wyrzutami sumienia i strachem, że jestem Tutsi. Jeśli im nie wybaczę, sama będę cierpieć i nie spać, i szeptać... Muszę wymieść strach daleko od siebie, nawet jeśli nie wierzę w ich uspokajające słowa".

I dodaje: “Moje życie zostało zepchnięte ze swojego toru, ludzie z sąsiedztwa już nie są ci sami, moja praca nie jest tą, którą przygotowałam, ale ja chcę być tą samą osobą".

***

Jean-Baptiste Murangira, pierwszy osądzony z grupy przyjaciół, z którymi rozmawiał Hatzfeld, został skazany na 15 lat. Wyszedł po ośmiu i w styczniu 2003 r. wrócił do domu, do swej żony Tutsi.

Adalbert Munzigura, Pancrace Hakizamungili, Fulgence Bunani i Pio Mutungirehe, skazani na 12 lat, odsiedzieli sześć. Od maja 2003 r. mieszkają na swoim wzgórzu. Alphonse Hitiyaremye i Elie Mizinge wciąż czekają na proces, lecz już na wolności. Ignace Rukiramacumu został zwolniony bezwarunkowo - ukończył 70 lat.

Léopord Twagirayezu, skazany tylko na siedem lat, bo współpracował z sądem, odbył karę niemal w całości. Jeszcze jako więzień, podczas oficjalnej ceremonii przebaczenia, został powitany przez sąsiadów groźbami i wyzwiskami. Wyszedł na wolność w grudniu 2002 r., ale nie wrócił w swoje strony.

Joseph-Désiré Bitero, skazany na śmierć szef lokalnej formacji Interahamwe, pozostał w więzieniu. 24 kwietnia 1998 r. publicznie stracono na wzgórzu Kayumba sześciu skazanych, była to jednak jedyna oficjalna egzekucja w powiecie Nyamata.

Berthe Mwanankabandi: “Dawniej wiedziałam, że człowiek może zabić człowieka - to się zawsze zdarzało. Teraz wiem, że nawet osoba, z którą zanurzyłeś ręce w półmisku z jedzeniem, albo z którą spałeś, może zabić cię bez skrępowania. Najbliższy sąsiad może okazać się najgorszy... Oto, czego dowiedziałam się od czasu ludobójstwa i moje oczy nie kładą się już w ten sam sposób na fizjonomii świata".

I jeszcze: “Ludobójstwo popycha w stronę osamotnienia tych, którzy nie zostali pchnięci w stronę śmierci".

Olga Stanisławska jest reportażystką i eseistką. Laureatka Nagrody Kościelskich 2002 za książkę “Rondo de Gaulle’a", zapis samotnej wędrówki przez Afrykę. Podróżowała na Bliski Wschód szlakiem krzyżowców, niemal rok spędziła w Bośni.

W tekście wykorzystano cytaty z książek Jeana Hatzfelda “Dans le nu de la vie" i “Une saison de machettes", opublikowanych przez wydawnictwo Seuil.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2004