(Nie)wiara jako instrument

Polska staje się krajem, gdzie przyprawione gęby wypierają twarze. Zbiorową wyobraźnię podbili ideologiczni albo cyniczni radykałowie.

10.07.2012

Czyta się kilka minut

 / fot. OTT / Face to Face / Reproter / fotomontaż: TP
/ fot. OTT / Face to Face / Reproter / fotomontaż: TP

Przybywa okazji, że jako katolik wstydzę się za katolików. A gdybym był ateistą? Chyba wstydziłbym się za Palikota. Pytanie tylko, czy przewodniczący Ruchu własnego nazwiska rzeczywiście jest ateistą? A może tylko Polacy – obserwując jego działania – pomylili ateizm z antyklerykalizmem? Odpowiedź jest na tyle skomplikowana, że ociera się o dziennikarstwo śledcze.

STUDIUM PRZYPADKU

Pomińmy detale związane z czasami, gdy Palikot dopiero wypłynął na powierzchnię życia publicznego i pod szyldem tygodnika „Ozon” promował filozofię czterech „R”: religia, rodzina, rynek, rozsądek. Jednym z ostatnich wypominanych Palikotowi momentów z tamtego okresu, gdy manifestował wiarę, było poselskie ślubowanie sprzed pięciu lat. Okraszone: „Tak mi dopomóż Bóg”.

A potem zaszła zmiana, którą sam zainteresowany zdaje się łagodzić: „Kiedyś byłem liberałem przyjaźnie odnoszącym się do Kościoła, dzisiaj jestem socjalliberałem krytycznie odnoszącym się do Kościoła”.

Świetnie, ale nadal nie wiadomo, czy z okopów liberalnego katolicyzmu w duchu o. Macieja Zięby, a potem konserwatywnych bastionów bliskich środowisku Frondy, poseł Palikot przeszedł na stronę zdecydowanie przeciwną. Jesienią zeszłego roku dziennikarz Piotr Głuchowski przygotował dla „Gazety Wyborczej” portret czarnego konia październikowych wyborów. Jeżeli jednak idzie o deklaracje światopoglądowe, skończyło się na mglistym: „Waham się między wiarą a niewiarą”.

Minęły trzy miesiące. Wywiad z mesjaszem lewicy przeprowadziła Agnieszka Kublik. Tym razem Palikot zdecydowanie oświadczył, że Boga nie ma, ale... Na serię pytań o aborcję i początek życia odpowiedział: „Blisko jestem platonizmu lub hinduizmu. Sądzę, że dusza wielokrotnie wraca na ziemię w postaci różnych ciał i że w tym sensie jest nieśmiertelna i nie ginie razem z ciałem”.

A zatem Palikot wierzy w reinkarnację, co sprowokowało dyskusję na forum portalu ¬racjonalista.pl, czy w jego przypadku mamy do czynienia z racjonalistą szczerym i świadomym. A może to wierzący antyklerykał lub zimno kalkulujący polityk?

Przyjrzyjmy się jego deklaracji. Hinduizm nie jest jednolitym zbiorem przekonań religijnych, ale większość jego odłamów głosi wiarę w bóstwa, a nawet w jedynego Boga. Sprawa byłaby prostsza, gdyby Palikot oświadczył, że bliski jest buddyzmowi, a buddyzm uważa za system filozoficzny i etyczny, nie religię. Mógłby wtedy wierzyć w wędrówkę dusz, a jednocześnie odrzucać pojęcie Boga. Wprawdzie nie byłby klasycznym ateistą głoszącym radykalny racjonalizm, ale mógłby się deklarować jako nieteista. Różnica subtelna, acz znacząca. Niestety – druk jest nieubłagany. Palikot powiedział, że bliski jest hinduizmowi, a nie buddyzmowi. Ale dość żartów.

Pozostaje tylko zastosować ewangeliczną zasadę, że po owocach ich poznacie. I nie chodzi wcale o majowy happening z apostazją przed krakowską kurią, bo tamto wydarzenie świadczy jedynie, że dawny parlamentarzysta PO postanowił z hukiem opuścić Kościół. Za to niedawno dziesięciu posłów Ruchu Palikota zagroziło – jak donosiły media – pozwami o naruszenie dóbr osobistych. Deklarowali się jako ateiści i tłumaczyli, że wiszący w Sejmie krzyż znacząco wpływa na podejmowane przez parlamentarzystów decyzje oraz na wolność ich sumienia i wyznania. Wśród tych posłów znalazł się Palikot, czyli jest...

No nie, nie tak prędko z ostatecznymi wnioskami. Znowu bowiem można było w internecie wyłowić kpiny ateistów, co u licha ma znaczyć uzasadnienie, że krzyż wpływa na decyzje niewierzących posłów. Czyżby wierzyli, że ma magiczną moc?

Od czasów, gdy krzyż na Krakowskim Przedmieściu nazwano substytutem pomnika, nikt nie palnął o tym chrześcijańskim symbolu większego głupstwa. Cóż – wart Pac pałaca, a pałac Paca.

NOEGO PROBLEMY Z ZAOPATRZENIEM

Zarówno wiarę, jak i niewiarę można łatwo instrumentalizować – używać jak czarodziejskiego fletu do uwodzenia tłumów i dziennikarzy. Rozgrywać i podgrzewać wizerunkowo. Machina zwana polską polityką wessie, przetrawi, a potem wypluje wszystko. Patrząc po 1989 r. na niektórych prawicowych, a nawet centrowych liderów, trudno się oprzeć wrażeniu, że chrześcijaństwo nie jest ich prawdziwie życiowym wyborem. Idealnie pasuje natomiast do ich wyborczych haseł. Świetnie konweniuje z polskością – oczywiście tylko tą prawdziwą, patriotyzmem, tradycją i rodziną. Stanowi przepustkę do politycznego raju, w skrajnych przypadkach zastępując minimum umiejętności i programu. Do dziś pamiętam ulotkę jednego z kandydatów na reprezentanta narodu, którego życiorys zaczynał się od stwierdzenia: pochodzi z rodziny „o tradycjach religijnych”. Cokolwiek to znaczy.

W tym samym czasie niewiara czy ateizm tułały się po niszach i marginesach, bo wydawało się, że w Polsce nie da się ich łatwo spieniężyć ani przekuć na głosy. Teraz, drodzy polscy ateiści, stanęliście przed podobną hydrą, z którą my, chrześcijanie, walczymy od ponad dwóch dziesięcioleci.

Już powoli przestaje być istotne, kto jest kim. Dla wielu synonimem chrześcijaństwa stał się lud smoleński, natomiast ateizmu – Ruch Palikota. Aktorzy wyczuwają gusta publiki. I tak np. poseł Armand Ryfiński bierze na celownik arkę Noego. Tę biblijną, nie dziecięcy zespół: „Projektowała ją osoba, która miała sześćset lat, zwierzęta pływały kilkadziesiąt dni, a nie wszystkie są roślinożerne, więc jak one mogły przetrwać?” – dziwi się poseł. A my pytamy: czy krytykę Biblii trzeba uprawiać na tak żenującym poziomie? Dlaczego mamy to zaksięgować na konto wszystkich ateistów?

Ale ważniejsze pytanie brzmi: po co w ogóle dyskutować mają wierzący i niewierzący?

CZYSTO KATOLICKI INTERES

Pierwszy cel jest doraźny: obalić stereotypy, kalki, schematy. Jedynie dyskutując możemy dostrzec, że niecały katolicyzm sprowadza się do rozgłośni z Torunia, a cały ateizm do marketingu politycznego Ruchu Palikota, jak niegdyś – przed demokratycznym przełomem – automatycznie utożsamiany był z komunizmem. Złożony obraz zirytuje radykałów i populistów, reszcie – spod medialnych dekoracji odsłoni rzeczywistość.

Po drugie, rozmowa między wiarą a niewiarą na ogół staje się debatą o wartościach i zasadach fundamentalnych. A takie dyskusje po prostu są ludziom potrzebne – także z trywialnego powodu, że często nie godząc się co do zasad, i tak musimy ustalić reguły, które umożliwią wspólne życie w jednym społeczeństwie.

Po trzecie, ogólnoludzki obowiązek poszukiwania prawdy obliguje do konfrontowania się z tymi, którzy prawdy szukają na innych drogach. Od razu uprzedzam zarzut, jakobym dopuszczał debatę jedynie z ateizmem bezzębnym, farbowanym. Jak to ujął Mateusz Kwaterko we wstępie do książki Michela Onfraya, autora bestsellera „Traktat ateologiczny”, w Polsce przywykliśmy do „widoku ateistów, którzy obnoszą się z szacunkiem dla sacrum” i twierdzą, że „religia pełni pożyteczną funkcję społeczną, a przeważnie wolą być zresztą nazywani agnostykami”. Ale wcale nie obawiałbym się polemiki również z ostrzejszymi odmianami ateizmu, byle tylko emocje nie przeszkadzały nikomu myśleć i słuchać.

Po czwarte wreszcie, mamy w tym nasz czysto katolicki interes. Spotkanie z ateizmem może naszą wiarę oczyszczać i wzmacniać niczym próba ognia, o czym przed trzema laty szeroko pisał na tych łamach Artur Sporniak w artykule „Dwa ateizmy” (nr 43/2009).

Teraz pozostaje już tylko zapytać ateistów: po co i na jakich zasadach chcieliby z nami rozmawiać?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2012