Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wydający je dziś profesor Edward Tryjarski dorzuca tu znaczący szczegół, nie opatrując go zresztą żadną datą. Jest to opinia... Jerzego Turowicza, wydana zapewne przy próbie wydrukowania utworów pośmiertnie w "Tygodniku". Opinia jest surowa i zniechęcająca: "Śp. Janusz Pachnik (...) nie był poetą. Jego młodzieńcze wiersze (...) nie posiadają żadnych wartości artystycznych i trudno je uważać za zapowiedź talentu".
Czy mój śp. Szef, wyjątkowy znawca, miał jednak rację? Czytam te wiersze dziś i myślę sobie, że gdyby było inaczej, gdyby, przeżywszy Powstanie, dwudziestoparoletni chłopak zjawił się w Krakowie i przyszedł z rękopisami do redakcji na Wiślną, taki sąd-wyrok, usłyszany, miałby pewnie skutek pozytywny. Zacząłby szukać innych form wypowiedzi, jeszcze intensywniej studiował, zdążyłby przemyśleć i ogarnąć kolejne dziedziny wiedzy i twórczości, dotarłby do swojej, niejednej zapewne, bo tak bogato zaczynał. Ale go nie ma. Gdy wybuchało powstanie, dopiero zaczynał życie dorosłe. Nic nie zdążyło się spełnić, nic dojrzeć. Takie to było żniwo przed czasem, jego i tysięcy innych jemu podobnych. Więc kiedy dziś czytam uparte próby sonetów religijnych, jego naiwną "Bajkę" dla dziewczyny, w której powtarza swoje "Marysieńko, Marysieńko" po prostu jak refren muzyczny, to nie umiem uzbroić się w krytycyzm nawet oparty na wierze w autorytet Szefa, tylko po prostu słyszę jednego z tych chłopców, których zabrała nam jakże niesprawiedliwie nasza tragiczna historia. Niespełnionych, niepożegnanych jak należy, niepoznanych nawet. Nie da się z tym pogodzić.
A czy nas w takim razie pocieszy może dzisiejsza generacja młodych? Właśnie jeden z nich, i to nie byle jaki, zaprezentował w "Dzienniku" postawę "młodej prawicy". Konrad Ciesiołkiewicz, rocznik 77, były rzecznik prasowy premiera Marcinkiewicza, wychowanek ZHR, nie ma wątpliwości, że to on i jego formacja jest przyszłością Polski. Gdybyż tylko wśród nazwisk swoich obiecujących kolegów nie wymieniał niemal samych etatowych pracowników władzy wykonawczej, polityków i dziennikarzy, i gdyby nie potrzebował koniecznie czarnego tła, na którym ich "oparte na patriotyzmie poczucie odpowiedzialności za Polskę" uwypukla się tak dobitnie. Czytam wybite przez redakcję zdanie: "W czasie, gdy pozbawiona wizji patriotyzmu młoda lewica spotyka się w willach swoich rodziców, by dyskutować o Marksie i Leninie, walce klas i roli antagonizmów w relacjach społecznych, młoda prawica pracuje dla Polski". Ale praca to nie tylko etaty rządowe i diety parlamentarzystów przecie? No i tak się składa, że w dniu ukazania się tego tekstu w "Dzienniku" (czwartek 2 maja) autor zaproszony został do studia telewizyjnego razem ze Sławomirem Sierakowskim, liderem młodej lewicy. A z rozmowy wynikło, że Sierakowski mieszka w bloku, a Ciesiołkiewicz w rodzinnym domu z masztem na flagę narodową na podwórzu. I symboliczne przeciwstawienie utraciło całą swoją ostrość...