Nieśmiertelność

A co będzie, jeśli do tego dojdzie? Co będzie, jeśli wielcy rosyjscy wizjonerzy – Nikołaj Fiodorow, Aleksandr Bogdanow oraz ich genialny literacki uczeń Andriej Płatonow – mieli rację?

21.04.2014

Czyta się kilka minut

Już u progu XX wieku przerażeni byli technicyzacją świata, postępującym indywidualizmem, który był tylko inną nazwą egoizmu, swoistym tańcem śmierci, w którym wiruje ludzkość. Tymczasem uważali, że najważniejszą powinnością człowieczeństwa powinno być wskrzeszenie z martwych wszystkich, którzy wcześniej odeszli. Idea supramoralizmu nakazywała spłatę długów, które zaciągnęliśmy wobec naszych przodków. Oto dali nam życie, całkowicie się poświęcając, a w zamian otrzymali tylko śmierć. Dlatego wszystkie siły oraz wciąż rosnące możliwości techniczne powinniśmy podporządkować temu najwyższemu z punktu widzenia etyki zadaniu: żeby długie łańcuchy naszych ojców, matek, praojców, pramatek powstały z grobów.

To nie byli nawiedzeni marzyciele. To byli ludzie poważni i wiedzieli, o czym mówią. Z Bogdanowem spierał się Lenin, a GPU zamknęło go na pięć lat. Myśl Fiodorowa inspirowała samego Ciołkowskiego w jego rozważaniach o kosmonautyce. Płatonow był inżynierem. Elektryfikował i meliorował wsie w rosyjskiej głubince.

Piękny i niepokojący jest ten obraz, w którym łączy się najstarszy kult ludzkości, kult przodków, z wielką i utopijną nadzieją, którą niosła rozwijająca się technologia.

Ziemia oczywiście byłaby za mała, więc mielibyśmy swoich wskrzeszonych wysyłać w kosmos. Prawda, że piękne i niepokojące są początki myślenia o podboju kosmosu? I smutne są myśli o tym, że stanęło na technologicznym wyścigu między dwoma mocarstwami o władzę nad światem.

Proroctwa jednak się spełniają. Często szyderczo. W końcu nie przestaliśmy marzyć o nieśmiertelności. Nie o wskrzeszeniu naszych zmarłych wprawdzie, nie o czymś w rodzaju ludzkiego i łagodnego Sądu Ostatecznego, ale o naszej osobistej, egoistycznej nieśmiertelności.

O tym jest przecież biotechnologiczna i medyczna opowieść ostatnich lat. Już nie o leczeniu, ale o przedłużaniu życia. Nikt nie formułuje tego wprost, ale to naturalne, że zapragniemy doprowadzić rzecz do końca. Nie do powstrzymania jest ten gatunek w dążeniu do samozagłady i do przetrwania. O wszystko można nas podejrzewać poza umiarem. Więc będziemy grzebać i gmerać w cudzie życia, aż przestanie być cudem. W komórkach, w organizmach, we krwi, w płynach i błonach, będziemy to mieszać, sklejać, podsycać, ożywiać i hodować. Aż samo zacznie rosnąć.

I nie przyjdzie nam do głowy, by okazać wdzięczność i sklonować wszystkich naszych zmarłych, dzięki którym ten świat (o którego jakość oczywiście można się spierać) dostaliśmy i w nim żyjemy. Co to, to nie. Raczej wskrzesimy sobie jakieś monstrum, żeby na nim zarobić. Odtworzymy sobie Hitlera, żeby w wszechświatowej telewizji zrobić mu pokazowy proces. Samych siebie będziemy w nieskończoność powielać, żeby za którymś tam razem nasze życie wreszcie sprawiło nam satysfakcję.

W zaciszu swojej dość późno zelektryfikowanej wsi rozmyślam o tym jak najbardziej serio. O chwili, gdy najbogatsi będą mogli kupić sobie nieśmiertelność. Może nie dosłownie wieczność, ale stan całkowitego wyczerpania ziemskich żądz. Czyli każdy, którego oczywiście będzie stać, dostanie nieograniczony limit ponawiania życia i odejdzie dopiero na własne życzenie, gdy ostatecznie zabije go nuda. Patrzę na swoje owce (minionej nocy przyszły na świat dwie czarne), które będą żyły dwanaście, może trzynaście lat, i jest pewna szansa, że mnie przeżyją. Jednocześnie rozmyślam o tym gigantycznym przemyśle, który właśnie się rozkręca. O hodowli ciał, z których można będzie czerpać części. Jeden diabeł wie, czy te ciała będą sztuczne, czy wciąż prawdziwe. I próbuję zgadnąć, ile taki niesyty bogacz będzie zużywał kolejnych powłok, w które przetransplantują jego umysł? Tożsamość? Pamięć? Któż wie, jak to będzie wyglądało, ale przecież nie ma innego wyjścia.

I co zrobi wtedy Pan? Zostanie tak jak kiedyś Panem ubogich, aby słowo na powrót stało się ciałem? Myślę, że w ogóle nie jesteśmy przygotowani na to, że starą wieczność oraz nieśmiertelność zastąpimy nową i własną. Zwyczajnie nie będziemy wiedzieli, co z nią zrobić. W cichości ducha mam nadzieję, że wtedy zawyjemy z tęsknoty za śmiertelnością. Bo jak tu żyć wiecznie bez swych umarłych? Jeśli ich nie zabierzemy, będziemy musieli do nich wrócić.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2014