Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W tym zdaniu wszystko jest nieoczywiste. Właśnie dlatego domaga się refleksji i decyzji. Domaga się wyboru.
Czy miłość do świata jest oczywista? Nie chodzi o góry i lasy... Czy miłość do człowieka jest oczywista? Miłość Boga do mnie? Ktoś z nas może powiedzieć, że na nią zasługuje?
Niemal na początku Biblii (Rdz 6) czytamy: „Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi, żałował, że ich stworzył i zasmucił się (...). Bóg widział, że ziemia jest skażona, i że wszyscy ludzie postępują na ziemi niegodziwie”.
Echo tego smutku Boga wraca w niemal ostatniej biblijnej księdze: „Nie miłujcie świata!”. Co jest ze świata? „Pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha” (1 J 2, 15). Tego kochać się nie da. A przecież nie chodzi o abstrakcyjne twory. Pożądliwość, chciwość, pycha same w sobie nie istnieją – istnieją tylko w ludziach. We mnie. Niektórzy mówią: „Nie cierpię pychy”. To oczywiste. A pyszałka? Umiecie kochać pysznych, chciwych i nieczystych?
Można kochać ludzi, którzy giną na wojnach. Ale tych, którzy je wszczynają? Gdy chodzisz po Birkenau, odruchowo jesteś po stronie ofiar; ale czy można – i w jaki sposób – kochać nazistów? Jest oczywista solidarność z ofiarami zamachów terrorystycznych; ale czy można kochać ich sprawców? A może nawet nie jesteśmy po stronie wszystkich ofiar? O niektórych mówimy: sami sobie winni... Można kochać biednych, których niszczą bezduszne „prawa rynku”, ale tych, których niszczy alkoholizm albo popełnione przestępstwo? Czy nie ma w nas pokusy podpowiadania Bogu, kogo powinien, a kogo nie powinien kochać? A w której grupie umieszczamy siebie samych? „Kto z nas jest bez grzechu?”.
To dopiero naskórek owej nieoczywistości. Bo od tego, że Bóg kocha, jeszcze bardziej nieoczywiste jest, w jaki sposób kocha. Tak – w taki sposób, „że Syna swego dał”.
Tu trzeba patrzeć na Krzyż. Nie mówimy o „Bogu w ogóle”; mówimy o Bogu objawionym na Golgocie. Bogu Ojcu, który „nie oszczędza własnego Syna” – a oszczędził syna Abrahama. Bo znacznie więcej wymaga od siebie niż od nas. Bo obdarowuje pierwszy i ciągle. Bo nie jest złodziejem, z niczego człowieka nie okrada, niczego mu nie „zabiera”. Mówimy o Bogu objawionym w Jezusie, który na krzyżu odpowiada na moją chciwość – ogołoceniem i ubóstwem; na moją pychę – wyborem śmierci niewolnika; na moją zazdrość, gwałt i gniew – ofiarą z własnego życia.
Tu nie chodzi jedynie o kontrast między Bogiem a nami. I nie o pouczenie: co ostatecznie działa, a co nie działa w ludzkim życiu. Chodzi o to, że On – Święty, Święty, Święty – chce stać się moim grzechem: On pokorny chce się stać moją pychą; On ubogi chce się stać moją chciwością; On oddający życie jest gotów stać się każdym popełnionym przeze mnie morderstwem. Chce mi to zabrać. Wziąć na siebie. By umarło razem z Nim na krzyżu. Pyta tylko, czy mu to oddam. Oddasz Mu?
A co dostaniesz w zamian? Życie wieczne. Już, teraz. Nie w metaprzyszłości, po paruzji. Zobaczmy werset J 6, 54: „kto spożywa moje ciało i krew moją pije, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”. Pan obiecuje dwa dary: że nas wskrzesi (kiedyś) i że możesz mieć w sobie życie Boga. Możesz kochać tak jak On. Możesz wybaczać 77 razy. Możesz kochać nieprzyjaciół. Możesz błogosławić tych, którzy cię przeklinają. Możesz... zło dobrem zwyciężać. W komunii z Jezusem – w zjednoczeniu w Ciele i Krwi. Tu nie chodzi o wiedzę. Chodzi o doświadczenie spotkania.
Pytamy przez ostatnie tygodnie, co Mieszko I z tego wiedział? A my? Ja? Ty? Znasz Tego Boga? Dałeś Mu się objąć? Powiedziałeś Mu: „Pan mój i Bóg mój”? Chcesz zrobić krok w Jego stronę? Albo przynajmniej chciałeś zrobić? ©