Niedaleki kraj

Papież był zawsze na bieżąco z wydarzeniami politycznymi w Polsce. Podczas stanu wojennego w modlitwie na Anioł Pański publicznie wspominał prześladowanych. Jego pielgrzymki stały się osią pracy duszpasterskiej Kościoła w Polsce.

16.10.2018

Czyta się kilka minut

10 czerwca 1979 r., lotnisko w krakowskich Balicach. Stoimy na małej platformie dla prasy, jest nas niewielu (jeszcze nie wolno prasie zdradzać prawdziwego stopnia zainteresowania tak niebywałym wydarzeniem). Ale może dlatego właśnie Jan Paweł II znajduje się niemal w zasięgu naszych rąk. Wołamy „Szczęść Boże” i jesteśmy pewni, że słyszy. A potem przemawia na pożegnanie.

Mamy ściśnięte gardła, bo mówi: „Żegnam Polskę. Żegnam moją ojczyznę. Na odchodnym całuję tę ziemię, z którą nigdy nie może się rozstać moje serce”. Niektórzy z nas nie kryją łez. Wszyscy myślimy, że to faktycznie pożegnanie na zawsze. Nie tylko dlatego, że władze PRL, tak niechętne tym odwiedzinom, nie pokwapią się z następnym zaproszeniem. Także dlatego, że – jesteśmy przekonani – zagarnie papieża Kościół powszechny, w którym będziemy musieli zmieścić się w jego sercu i czasie w jakimś malutkim kąciku obok tylu innych krajów i ludów.

A potem wszystko okazało się inaczej.

Najprędzej i najprościej było ze sprawą tak zwyczajną i ludzką jak kontakt z rodakami, w tym z przyjaciółmi z tak wielu środowisk: uniwersyteckich, kościelnych, społecznych. Odblokowanie granicy dla pielgrzymek małych i dużych, a coraz częstszych, nastąpiło szybko i w sposób nieodwracalny. Papież okazał się wierny w przyjaźni w sposób budzący najgłębsze wzruszenie i wdzięczność: pamiętał i witał każdego, wyróżniając bodaj na kilkanaście sekund w największej rzeszy pozdrawiającej go w auli czy na placu św. Piotra. Regułą stały się prywatne msze w kaplicy papieskiej z zapraszanymi przyjaciółmi, śniadania i obiady z dawnymi współpracownikami z Krakowa czy Lublina, seminaria meta-fizyczne przeniesione z profesorskiego mieszkania w Krakowie do Castel Gandolfo. „Wujek zostaje” – dowiedzieli się kajakarze i narciarze z dawnych wypraw, a nowością stały się bezcenne listy, bo Jan Paweł II znajdował czas, by odpisać na każde przesłane życzenia albo na nową wiadomość o rodzinach, którym błogosławił przy ślubach czy chrztach.

Ale przede wszystkim „daleki kraj”, z którego został wezwany, pozostał własnym krajem papieża nie tylko dla jego serca. Kiedy zaczęła się dziać Solidarność – 14 miesięcy po pierwszej pielgrzymce – telewizor w jadalnym pokoju Jana Pawła II przekazywał obraz bramy Stoczni Gdańskiej z jego ukwieconym portretem. I wszystko, co wtedy w Gdańsku zaczęło się rodzić, było mu wiadome, obserwowane z uwagą, podbudowywane własną refleksją i wizją. „Ubezwłasnowolnione przez tyle lat społeczeństwo odzyskało nagle zdolność stanowienia o sobie” – napisał po pierwszej pielgrzymce Adam Michnik. A papież wspierał je dalej. Druga encyklika, „Laborem exercens”, którą I Zjazd Solidarności jesienią 1981 r. uznał „za szczególne źródło inspiracji w pracy codziennej”, hasło solidarności przywoływała kilkanaście razy jako wzorzec stosunków między ludźmi ważny nie tylko dla Polski.

Równocześnie Jan Paweł II czuwał i wobec wzbierających nad polskim ruchem gróźb już w grudniu 1980 r. kierował list do Leonida Breżniewa: „Ufam, że zrobi Pan wszystko, co w Pańskiej mocy, żeby rozładować obecne napięcie”. Kiedy zaś uderzył stan wojenny, papieskie modlitwy na Anioł Pański stały się sposobnością do publicznego wspominania prześladowanych. W wigilię Bożego Narodzenia Jan Paweł II zgodnie z wezwaniem podziemnej „S” zapalił świecę w oknie swego apartamentu. Papież całego świata, ogarniający każdą sprawę ludzką na kuli ziemskiej, od początku żył życiem swojego kraju niemal tak, jakby był on dalej jego miejscem na ziemi.

Co więcej, od razu w stanie wojennym okazało się, że należy wrócić do zamysłu dalszych odwiedzin w kraju – dlatego właśnie, że zagrożony i uciśniony. I Jan Paweł II, który już podczas wizyty w 1979 r. podkreślał na jej zakończenie: „Trzeba iść drogą, którą nikt jeszcze nie poszedł”, zdecydował się na pozorne uwiarygodnienie władzy stanu wojennego, przyjmując gościnę generała Jaruzelskiego i odwiedzając nie jego przecież władztwo, ale własną ojczyznę, w której tylu cierpiało, oczekując od niego solidarności i nadziei. Mówił o tym otwartym tekstem, wciąż rozbudzając niezależną myśl i budując z każdą kolejną wizytą wizję Polski według swojej miary.

Pielgrzymki rychło stały się osią całej pracy duszpasterskiej Kościoła w Polsce: przygotowania do kolejnych, ich przebieg, za każdym razem wzbogacony o nowe miejscowości i wydarzenia, a potem gromadzenie śladów pamięci o nauczaniu, coraz bogatszym, pozostającym w postaci trudnych do zliczenia kompendiów homilii i studiów nad nimi... I nigdy nie ustające oczekiwanie na więcej. Każda okazja była dobra, by znów skierować zaproszenie do Watykanu, coraz to nowe miejscowości ubiegały się o zaszczyt goszczenia Jana Pawła II. Najpierw dłuższe odstępy między podróżami: rok 1983, 1987, 1991 (dwukrotnie), 1995, ale potem już 1997, 1999, 2002, i do końca rodzące się plany następne, w tym konsekracja Świątyni Opatrzności – wotum narodu, jeśli tylko zostanie wreszcie wzniesiona...

Pielgrzymki można charakteryzować ich głównymi myślami z nauczania papieskiego, zapadającymi w pamięć i wchodzącymi do historii. Jak „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi – tej ziemi” na placu Zwycięstwa w Warszawie (1979), jak „wymagajcie od siebie” skierowane do młodzieży na Jasnej Górze (1983), jak „każdy ma swoje Westerplatte” w Gdańsku (1987).

Ale papieskie podróże do Polski to również gniew i gorycz w kieleckim wołaniu przeciw godzącym w życie dzieci poczętych zamysłom prawnym (1991), to upomnienie się w Skoczowie (1995) o dyskryminowanych wierzących, wreszcie to pamiętne z parlamentu „dziękuję Bogu za dzisiejszy kształt polskich przemian” (1999). Jan Paweł II nigdy nie zrezygnował z realnej, czynnej troski o Polskę godną swego dziedzictwa i swojej odpowiedzialności za współczesność Europy. Także wtedy, gdy nie znajdował echa lub gdy jego słowa wywoływały spór albo nieporozumienia (jak w Skoczowie).

Pielgrzymkom jako węzłowym momentom duszpasterstwa papieża dla Polski towarzyszyły niezmiennie dary bardzo ważne: nowi beatyfikowani i kanonizowani. Ta litania jest przejmująca – jak spłacanie długu wdzięczności dla historii. Najwyrazistszym symbolem było aż dwukrotne akceptowanie kultu królowej Jadwigi, ostatecznie kanonizowanej w 1997 r., najbardziej poruszającym – zbiorowa beatyfikacja męczenników II wojny światowej w 1999 r. Ale kanonizacje Polaków miały także drugie znaczenie – stały się darem dla Kościoła powszechnego, propagując wiedzę o polskiej wierze i polskim chrześcijaństwie na wszystkie kraje świata. Tutaj wyjątkowe znaczenie ma z jednej strony męczennik Oświęcimia, ojciec Kolbe, z drugiej – inicjatorka kultu Miłosierdzia Bożego, siostra Faustyna. To już dziś wspólna „własność” wszystkich wierzących.

Dodać jednak trzeba, że troska papieża-rodaka o ojczyznę powodowała, iż nazbyt łatwo zostawialiśmy mu do rozwiązania sprawy trudne i przykre, a na tyle lokalne, że powinny były być podejmowane przez nas samych. Tak się rzecz miała z konfliktem o klasztor sióstr karmelitanek na terenie Auschwitz, odmawiających przeniesienia się poza teren sporny, tak z katedrą w Przemyślu, bronioną nieustępliwie przeciwko grekokatolikom.

Jan Paweł II w Balicach w stroju góralskim podczas pielgrzymki do Polski, 10 czerwca 1979 r. JAN MOREK / REUTERS / FORUM

Zupełnie wyjątkowym wkładem papieża-Polaka we wzbogacanie ojczyzny, i to w sposób dostępny dla całego świata, była jego twórczość pisarska. Wszystkie wszak teksty – i te z czasów przed pontyfikatem, i te, które powstały w latach ostatnich – pisane były po polsku, i dopiero tłumaczone na dziesiątki języków, wszędzie stając się bestsellerami. Jeśli dodać, że aż trzy z tych książek czerpią z biografii Karola Wojtyły, akcentując jego doświadczenie w kraju, przeżyte tak osobiście (wojna), jak przez nieustanną refleksję nad historią Polski, nie sposób nazwać tego inaczej niż wielką promocją ojczyzny.

Osobnym i na zupełnie inne rozważanie pytaniem jest, jak dar pontyfikatu Jana Pawła II przyjęliśmy w Polsce, jak sobie z nim poczynaliśmy, co teraz potrafimy ocalić. W jego testamencie, który nam zostawia, pierwszoplanowe miejsce zajmuje to wszystko, co nazwał słowami: „Całe olbrzymie doświadczenie dziejów, któremu na imię Polska, doświadczenie trudne, chyba jedno z trudniejszych w świecie, w Europie, w Kościele”. Pokazał nam, co znaczy ono dla niego. Liczy, że to udźwigniemy. ©

Józefa Hennelowa

„TP” 15/2005

JÓZEFA HENNELOWA (ur. 1925) jest publicystką, do 2012 r. była redaktorką i zastępczynią redaktora naczelnego „TP”. Posłanka na Sejm X oraz I kadencji. Wydała m.in. „Otwarty, bo powszechny. O Kościele, który może boleć” i „Coraz bliżej albo coraz mniej”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Historia 1/2018