„Nie zaśniemy”

Anastasia Przybylski, działaczka Herbacianej Partii: Moi dziadkowie przybyli z Polski i Irlandii, nie mając nic prócz marzeń, a to wymagało odwagi. Moi rodzice uczyli mnie uczciwości i pracowitości, nikt im nigdy nic nie dał za darmo. To istota amerykańskiego marzenia. Tego samego chcę dla moich dzieci. Rozmawiała Magdalena Rittenhouse

19.10.2010

Czyta się kilka minut

Magdalena Rittenhouse: Co to znaczy "odzyskać ten kraj"?

Anastasia Przybylski: Odchudzić rząd. Wrócić do konstytucji, która przewidywała, że nasz rząd będzie reprezentował naród i służył narodowi. W tej chwili wszystko jest w rękach ogromnego aparatu państwowego i wielkich korporacji. Musimy wrócić do korzeni. Ameryka to kraj, w którym zawsze można było zacząć od zera i dojść do czegoś ciężką pracą. Moi dziadkowie przybyli tu z Polski i z Irlandii, nie mając nic prócz marzeń o lepszej przyszłości; to wymagało ogromnej odwagi. Moi rodzice byli hippisami. Wychowałam się w przyczepie kempingowej. Ale kiedy byłam w szkole podstawowej, rodzice kupili dom. Spłacili kredyt, kupili większy dom. Nikt im nigdy niczego nie dał za darmo. Uczyli mnie oszczędności, uczciwości, pracowitości. Skończyłam college, zostałam pielęgniarką. To kwintesencja amerykańskiego marzenia. Tego samego chciałabym dla swoich dzieci.

Mieszka Pani w ładnym miasteczku, na zasobnych przedmieściach. Mąż ma pracę, Pani zajmuje się domem. Skąd frustracja?

Zaczęłam być mocno zaniepokojona w 2008 r. Rosły ceny benzyny i pogłębiał się kryzys na rynku nieruchomości. Kiedy nastąpił krach, obaj kandydaci - a nie podobał mi się ani Obama, ani McCain - opowiedzieli się za ratowaniem banków. Kroplą, która przelała czarę goryczy, był słynny epizod z "Joe hydraulikiem" i zapowiedź Obamy, że chce redystrybuować nasze dochody.

Słynny "Joe hydraulik" protestował w telewizji przeciw podwyższaniu podatków przez "socjalistę" Obamę. Ale Obama zapowiadał wtedy, że podniesie podatki tym, którzy zarabiają ponad 250 tys. dolarów rocznie. Joe, który zarabiał niecałe 40 tys., nie tylko na tych zmianach nie stracił, ale wręcz skorzystał. Pani zalicza się do tych pięciu procent Amerykanów, którzy stracili?

Nie, daleko mi do 250 tys. rocznie, ale nie o to chodzi. Nie podoba mi się to podejście, robienie ludziom wody z mózgu. Wmawia nam się, że jeśli komuś się udało, to powinien się tego wstydzić; że ci, którzy są bogaci, zasłużyli na karę.

Uważa Pani, że podatki to kara?

Uważam, że oddawanie rządowi naszych ciężko zarobionych pieniędzy to marnotrawstwo. To tak, jakbym dała swojemu dziecku kartę kredytową i wysłała go do sklepu z zabawkami. Oczywiście, że zrobi fantastyczne zakupy!

Partia Herbaciana z jednej strony domaga się obniżenia podatków, a z drugiej ograniczenia deficytu budżetowego. Można to pogodzić?

Po pierwsze, jestem zwolenniczką podatku liniowego. Po drugie, to nie rząd tworzy miejsca pracy, ale ludzie. Jeśli będę odprowadzać więcej podatków, to rzadziej będę jeść w restauracji. Nie zostawię napiwku kelnerce. Prawdą jest, że stoimy w obliczu trudnych decyzji, że z wielu rzeczy będziemy musieli zrezygnować. Mam przyjaciół, którzy kupili o wiele większe domy, niż powinni. Patrzyliśmy na to z mężem i pukaliśmy się w czoło. Nasz bank też oferował nam kosmiczny kredyt. Ale wiedzieliśmy, że nie będziemy go w stanie spłacać, więc podziękowaliśmy. To wymaga samodyscypliny. Samodzielność niekoniecznie jest łatwa. Ale jeśli ktoś zawsze polega na niani i uważa, że rząd ma rozwiązać wszystkie jego problemy, to wiedzie życie bardzo miałkie.

O tym myślała Pani, organizując "Patriotki wokół kuchennego stołu"?

Niespełna dwa tygodnie po swym zaprzysiężeniu Obama przedstawił nam liczący 2 tys. stron dokument: pakiet stymulacyjny. Kolejne 800 mld dolarów! Pierwszy raz w życiu zadzwoniłam wtedy do mojego kongresmena. Nagrałam się na sekretarkę: "Głosujcie przeciw tej ustawie. Nie stać nas na to". Nikt nie odpowiedział. Zaczęliśmy rozmawiać ze znajomymi, z sąsiadami. I okazało się, że ludzi, którzy myślą podobnie, jest bardzo dużo. Nigdy dotąd nic nie organizowałam. Nie bardzo wiedzieliśmy, jak się za to zabrać. Ściągałam z internetu zdjęcia z różnych imprez "herbacianych", żeby zobaczyć, jak to wygląda, i wytłumaczyć ludziom, o co chodzi. Zaprojektowałam stronę internetową. Pierwszy raz w życiu. Zupełnie sama.

"Herbaciany" ruch rośnie w siłę. Przekształcicie się w trzecią partię, obok Republikanów i Demokratów?

Nie, na pewno nie w tej chwili. Działamy z pasją i zależy nam, żeby coś zmienić. Nie ufamy Demokratom ani Republikanom, ale do tych pierwszych stanowczo nam dalej. Więc na razie będziemy próbować współpracować z Republikanami: wywierać na nich nacisk, wystawiać swoich własnych kandydatów. Zamiast tworzyć kolejną partię, będziemy patrzeć na ręce zarówno Republikanom, jak i Demokratom. Będziemy pilnować, by wywiązywali się z obietnic. Nie znikniemy po tych ani po następnych wyborach. Nie zaśniemy przy kierownicy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2010