Nie tylko Czarzasty

Prezydent zaapelował do Krajowej Rady Radiofonii i TV, by podała się do dymisji, a opozycja żąda likwidacji Rady - tak gwałtowne reakcje są efektem zeznania przewodniczącego Rady Juliusza Brauna, że podczas nowelizacji ustawy o RTV doszło do „matactw”. Uderzające, że podobnie ostrych reakcji nie wzbudziły inne zeznania, w których Braun opisał „podział łupów” w mediach publicznych. Jedynie członkowie komisji śledczej otwierali szeroko oczy, jak dzieci odkrywające świat dorosłych; świat, który sami tworzą.

30.03.2003

Czyta się kilka minut

Prezydencki apel to jednak nic innego, jak mydlenie oczu. Nawet gdyby jej członkowie podali się do dymisji, Rada musiałaby ze względów konstytucyjnych zostać odtworzona, i to według tego samego klucza, co dziś: trzy miejsca prezydenckie, dwa senackie i cztery sejmowe (w tym może jedno-dwa dla opozycji) dawałyby lewicy większość. Do głębszych zmian, np. ustawowych, prezydent bynajmniej nie nawołuje - opowiada się nawet za... kontynuacją sejmowych prac nad obecnym projektem nowelizacji, wydawałoby się, że skompromitowanym.

Postawa premiera jest bardziej przejrzysta: to jego rząd skierował do Sejmu nowelizację ustawy o RTV, która sankcjonuje i umacnia lewicowe wpływy w publicznych mediach.Janusz Szmajdziński, który na posiedzeniu rady ministrów mówił o „ukrytym celu rządu” w kwestii nowelizacji, wyjaśniał potem, że chodziło o „wzmocnienie mediów publicznych”, a potrzeba „skrytości” wynikała z obawy, że jawne postawienie tego celu rozsierdzi nadawców prywatnych.

Ale media prywatne nie są analfabetami i odkryły ten cel bez trudu. Było to tym łatwiejsze, że minister Aleksandra Jakubowska podczas sejmowego wystąpienia wcale go nie skrywała. Jej partyjni koledzy jeszcze mniej: gdy poseł Marek Suski (PiS) pytał „dlaczego mamy płacić abonament na TVP, która jest tubą propagandową SLD”, posłowie Sojuszu odkrzyknęli z sali: „Właśnie dlatego!”. Ukrytym celem lewicy jest wzmocnienie mediów (zwanych publicznymi) nie dlatego, że są publiczne, ale dlatego, że są „ich”.

Jednak opozycja w tej sprawie też nie ma czystych rąk. Wprawdzie jej przedstawiciele w sejmowej komisji kultury zbojkotowali prace nad nowelizacją, a w komisji śledczej zainteresowali się medialnymi wpływami SLD (oraz, w mniejszym stopniu, PSL i UW), ale są poważne fakty, które świadczą także na ich niekorzyść. Po pierwsze, w politycznym podziale miejsc w dotychczasowych radach nadzorczych i zarządach mediów publicznych wziął także udział AWS - a obecne partie PO, PiS i LPR mają w swych szeregach zbyt dużo byłych polityków AWS i UW, aby udawać, że nie mają z tym nic wspólnego.

Po drugie w cieniu afery Rywina i sporów w Sejmie i przed komisją śledczą trwa właśnie w najlepsze - jakby nigdy nic... - kolejna odsłona partyjnego podziału łupów w mediach publicznych. A to nie tylko TVP (centrala i oddziały, nie mające jednak osobnej osobowości prawnej) i centralne Polskie Radio, ale także 17 regionalnych spółek radia publicznego. One również mają swoje rady nadzorcze (po pięć osób) i zarządy (po trzy). Gdy tak jak teraz, wiosną, kończą się ich kadencje, stają się znowu one przedmiotem przetargu. Braun przyznał, że miejsca w radach dzielono dotąd według ustalonego parytetu: jedno dla AWS, dwa dla SLD, po jednym dla PSL i UW (przy czym miejsca SLD dzielili między siebie ludzie Millera i Kwaśniewskiego).

Braun twierdził, że były to parytety przyznane poszczególnym członkom Krajowej Rady, którzy według własnego uznania czerpali ze środowisk, z których sami się wywodzą. Moje dziennikarskie ustalenia, wynikające z dziesięcioletniej obserwacji tych mechanizmów, zmuszają do podważenia słów Brauna. Dziś, na kilkanaście tygodni przed końcem kadencji rad, uaktywniają się znowu „negocjatorzy”. „Negocjatora” ma każde ugrupowanie reprezentowane w Krajowej Radzie lub posiadające dostateczną siłę w parlamencie. Może nim być członek Rady, sejmowej komisji kultury, ale także „szara eminencja”, której nazwiska próżno szukać na pierwszych stronach gazet. „Negocjator” z ramienia partii ustala listę kandydatów. Muszą być „swoi” i akceptowalni dla innych stron. Znajomość mediów nie jest konieczna. Kandydaci uczestniczą w skomplikowanym przetargu. Negocjacje nie dotyczą bowiem osobno poszczególnych spółek, lecz są transakcją wiązaną: ugrupowanie, które chce więcej w jednym miejscu, w innym dostanie mniej.

Dodatkowe utrudnienie - to powiązanie wyłaniania rad nadzorczych ze składem zarządów. Te są szczególnie intratne, bo i pieniądze większe, i wpływ na działanie firmy bezpośredni. Sprawę komplikuje też, że kadencje rad nadzorczych i zarządów nie pokrywają się. „Negocjatorzy” mają więc zajęcie przez długie miesiące. Jeśli zaś ktoś nie dotrzyma uzgodnień, może zostać ukarany: bo choć członkowie rad nadzorczychz mocy prawa są nieodwoływalni, to zarządy nie cieszą się tym przywilejem.

Ci „negocjatorzy” w imieniu „swoich” ugrupowań dzielą ok. 150 stanowisk w całym kraju. Są one dobrze opłacane (z publicznych pieniędzy), gwarantują wpływ na program publicznych mediów, a w przypadku TVP (dominującej na reklamowym rynku) decydują też o kondycji komercyjnej konkurencji - bo np. obniżając radykalnie ceny reklam, TVP wywołuje taką oto sytuację, że spółki prywatne nie tylko tracą zyski, ale zmniejsza się również ich wartość.

Nie słychać, aby swój apel o składanie dymisji prezydent Kwaśniewski rozszerzył i na te stanowiska. Nic też nie wiadomo, aby jakieś demonstracyjne wyjście z tego „układu” planowała opozycja.

Nic podobnego: wyścig trwa i to równolegle z pracami komisji śledczej - która bada przecież także nieprawidłowości w układzie medialnym.

To nie przypadek, że dwaj członkowie Krajowej Rady - Adam Halber i Włodzimierz Czarzasty - domagają się, aby już w tym tygodniu Rada zajęła się wybieraniem nowych rad nadzorczych, i to jeszcze zanim skończą się ich kadencje. Być może rację ma komentator „Życia Warszawy” (z 18 marca), który postawił tezę, że Czarzasty - czując, że zbliża się koniec jego kariery politycznej - planuje przedterminowe wybory rad nadzorczych, aby w ostatnim rzucie obsadzić je „swoimi” ludźmi.

Ciekawe jednak, czy członkowie komisji zdołają wyśledzić i własne ugrupowania, i ich rolę w tym „układzie”. Czy starczy im odwagi - bo przecież wiedzę już mają?

Jeśli poprzestaną na deklaracjach i biciu się w cudze piersi, pozostanie zacytować gogolowskiego bohatera: „Jeden był u nas przyzwoity człowiek, ale po prawdzie i on świnia”. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2003