„Nie myślcie, że wasze dzieci nie rzyją”

25.05.2003

Czyta się kilka minut

Boję się tematu, którego chcę dotknąć.

Wiem, że mnie przerasta. Ale kogo nie przerasta? Cytat z Pippi służący tu za tytuł „chodził za mną” od dawna, ale dopiero niedawno zrobiło się głośno o „Pokoju syna” Morettiego, a kilka dni temu telewizja przypomniała w rocznicowej emisji stary dokument o śmierci Grzegorza Przemyka. Dawni znajomi wspominali tam jego i jego rodziców, i jedna z koleżanek Grzegorza napomknęła o swojej reakcji na wiadomość o śmierci Barbary Sadowskiej, ledwie trzy lata późniejszej od śmierci syna. Powiedziała, że wcale się wówczas nie zdziwiła tą wiadomością, że śmierć matki wydała jej się wręcz naturalną konsekwencją śmierci dziecka. Od razu pomyślałem, że to babskie bajdurzenie - Sadowska zmarła na raka, a rak nie wybiera między dotkniętymi tragedią i nie. I oto w dwa dni później trafiam na notkę PAP-u, która po raz kolejny udowadnia, że temat mnie przerasta, nawet w kwestii zasadniczej wiedzy o nim. Pismo „The Lancet” podało wyniki badań przeprowadzonych w Danii na dwudziestu jeden tysiącach rodziców, których dzieci zmarły, i porównało je z danymi o trzystu tysiącach rodziców, których dzieci żyją. „U kobiet, które straciły dzieci, większe jest prawdopodobieństwo popełnienia samobójstwa, śmierci wskutek wypadku, a nawet choroby - niż wśród innych matek. Zjawisko to dotyczy także mężczyzn, ale w mniejszym stopniu. (...) Kobiety, które straciły dzieci, cztery razy częściej miały skłonności samobójcze w ciągu czterech lat po śmierci potomstwa. Po tym czasie zagrożenie zmniejsza się, ale ryzyko wciąż pozostaje dwa razy większe niż u innych kobiet. Ponadto matki, które straciły dzieci, są o 44 procent bardziej zagrożone chorobami serca oraz nowotworem”.

Szczerze podziwiam ludzi mających odwagę stać blisko, kiedy śmierć zbiera żniwo także wśród dzieci. Tych, którzy pracują z nieuleczalnie chorymi maluchami w hospicjach i tych, którzy próbują wspierać osieroconych rodziców; również tych, których stać było na zmierzenie się choćby zapomocą statystyk z takim nieszczęściem pomnożonym przez dwadzieścia jeden tysięcy. Tymczasem dzieci najczęściej nic sobie nie robią ze śmierci, nawet jeśli w jakiś sposób się z nią stykają, na ogół przekracza to ich możliwości pojmowania. „Temat” dziecięcej śmierci przerasta chyba także Pippi, która postanowiła nigdy nie dorosnąć. Jak zauważają Jprgen Gaare i 0ystein Sjaastad w „Pippi i Sokratesie”, „Prawdziwe dzieci wiedzą, że fikcyjne dzieci w świecie Astrid Lindgren znajdują się pod ochroną samej pisarki. Dlatego mogą oddać się temu, co groźne, złe i straszne, bez paraliżującejrozpaczy i lęku”. I jeśli Pippi mówi o śmierci, to jako o zjawisku spoza ich dziecinnego świata, często wykorzystując przemilczenie (na wzór dziadziusia dzieci z Bullerbyn, który, poproszony przez wnuczkę o złożenie obietnicy, że nigdy nie umrze, „nie odpowiedział na to, poklepał tylko Annę po policzku i powiedział: - Moja mała! Moja mała!”) lub komiczny aspekt śmierci. Ten ostatni przypadek ma miejsce na przykład, kiedy Pippi, Annika i Tommy wybierają się właśnie na groźną i ryzykowną wyprawę, podczas której ich życie będzie wisiało na włosku. Wykorzystują wyjazd państwa Settergren na dwa dni i płyną na bezludną wyspę na jeziorze w celu rozbicia się podczas wymyślonego sztormu, cudownego uratowania się z topieli, a następnie życia jako rozbitkowie pośród dzikich zwierząt i strasznych ludożerców. To wtedy Pippi rzuca lekkim tonem: „Co z tego, że zostalibyśmy uratowani od zatonięcia, gdyby nas ludożercy mieli podać z duszonymi jarzynkami na obiad”.

Spokojnie, wszystko się zgadza. Ja też się zdziwiłem, że na bezludnej wyspie są ludożercy, ale po przemyśleniu sprawy pojąłem, że wyspa właśnie dlatego jest bezludna, że tamtejsi ludożercy są naprawdę straszliwie ludożerczy.

Wszystko skończy się dobrze, od razu to mówię, ale państwo Settergren wracają do domu pół godziny przed powrotem dzieci. Co prawda znajdują w skrzynce uspokajający liścik od Pippi, która wszystko przewidziała, ale i tak musi to być straszne pół godziny, i pewnie dlatego nie poświęca się mu więcej niż pół zdania. Cóż, lęk dorosłych o dzieci nie jest fikcyjny jak lęk dzieci przed ludożercami. Domyślamy się, że jest to pół godziny strachu przed utratą dzieci.

Wydaje się, że rodzicom, którzy utracili dzieci, wolno niemal wszystko. Wszystko, co może im przynieść ukojenie, czy raczej jego złudę, jest subiektywnie dobre. Potwierdza to Jacek Salij opisujący w tekście „Wybierajmy życie” spotkania z takimi rodzicami: „Kiedyś przyszła do mnie matka, której dziecko umierało. Potrzebowała nie tyle rozmowy, co chciała «wybluźnić się» przeciwko Panu Bogu. Nie próbowałem jej powstrzymywać, a tym bardziej nie chciałem się wymądrzać. Bluźniła strasznie - jaki ten Pan Bóg okrutny... I może wyczuła, że jej nawet odrobinę nie potępiam, bo kiedy już tę całą flegmę z siebie wyrzuciła, to sama zaczęła mówić bardzo mądre i głębokie rzeczy (...). Okazuje się, że w niej samej była prawda i pociecha wiary na tę straszną sytuację. Jedyne, co ja zrobiłem, to swoim milczącym i nie aprobującym jej bluźnierstw współczuciem pomogłem jej wyciszyć się”.

Jak zawsze w takich razach myśl biegnie zaraz ku tym, którym „prawda i pociecha wiary” nie zostały dane. Ale gdy idzie o istoty tak niewinne jak dzieci, i oni skłonniejsi są uwierzyć w „jakiś raj” dla swoich aniołków, choćby całkiem mały, choćby wymyślony. Gaare i Sjaastad piszą jeszcze o światopoglądzie Lindgren: „Przy wielu okazjach mówiła o swoim agnostycyzmie. Jej baśnie o krainie szczęśliwości po drugiej stronie śmierci są i pozostaną baśniami. Ale baśnie pocieszają, przynoszą ukojenie i dodają życiowej odwagi”. W jednej ze swych baśni Lindgren nazywa taką krainę wprost Krainą, Której Nie Ma. Wszystkie historie osieroconych rodziców, z jakim się spotkałem, mówią, że ta rana nie goi się nigdy. Że gra idzie już tylko o to, żeby wbrew sobie „wybrać życie”, znaleźć sobie pretekst do dalszego życia, religijny, artystyczny (Kochanowski!), bądź właśnie „życiowy”. Na przykład konieczność wytrwania przy pozostałych dzieciach, choć wciąż nie rozumiem zadośćuczynienia Hiobowi, któremu Bóg zabrał dziesięcioro dzieci, a potem dał dziesięć nowych. Żeby chociaż zająć czymś myśli, żeby nie myśleć wciąż o tych, którzy już nie żyją. W filmie Morettiego okazję do wyimaginowanego „powrotu syna” daje jego rodzicom spotkanie z dziewczyną, z którą przeżył jeden piękny wakacyjny dzień, i jej chłopakiem. Dlatego być może szczęśliwi w nieszczęściu ci, którzy znajdują pociechę w wierze, w baśni, irracjonalnym wyobrażeniu czy nawet w bluźnierstwie. Którzy znajdują jakiś „list od Pippi”, w którym może być prawda, może też być zmyślenie, ale i ono lepsze jest od chwil, kiedy nie ma Nic.

A właśnie, trzeba zajrzeć do tego listu. „Nie myślcie, że wasze dzieci nie rzyją albo przepadły na zawsze. Fcale tak nie jest. Tylko trochę im się łuć rozbiła, ale niedługo wrucą do domu, przysięgam”.

Jacek Podsiadło skr. poczt. 32, 45-076 Opole 1 podsiadlo@atol.com.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, prozaik, dziennikarz radiowy, tłumacz i felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Laureat licznych nagród literackich, pięciokrotnie nominowany do Nagrody Literackiej „Nike”. W 2015 r. otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką „Silesius” za… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2003