Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Marcin J. Witan: - Jak Siostra znalazła się w Taizé?
S. Małgorzata Krupecka: - W 1994 r. bracia poprosili szare urszulanki o pomoc w przyjmowaniu coraz liczniejszych grup z Polski i Europy Wschodniej. Chętnie na to przystałyśmy. Założycielka zgromadzenia, św. Urszula Ledóchowska, zaszczepiła nam otwartość na bogactwo Kościołów chrześcijańskich i gotowość do przygody. I tak latem 1994 r. wespół z drugą siostrą zamieszkałam w Taizé. Jak się potem okazało, na siedem lat. Teraz misję kontynuują trzy siostry.
- Taizé jest znane jako miejsce spotkań młodych reprezentujących różne kultury i religie. To doświadczenie w Polsce niedostępne.
- Dla mnie zasadniczym, pierwszym powołaniem Taizé jest kontemplacja i wypływająca z niej postawa pojednania. Nie młodzież, bo przygoda z nią rozpoczęła się, ponieważ młodych przyciągnęło promieniowanie duchowe wspólnoty. Jestem w stanie wyobrazić sobie Taizé bez młodzieży.
- Ale Taizé kojarzy się przede wszystkim z Europejskimi Spotkaniami dla niej organizowanymi. Młodych pociąga rytm życia braci, ich prostota, modlitwa i wyciszenie.
- Modlitwa, która okazuje się tak atrakcyjna dla młodzieży, nie jest organizowana specjalnie dla niej. Młodzi po prostu uczestniczą w modlitwie braci. Czuje się, że pragną kontemplacji, pociąga ich połączenie Słowa Bożego ze śpiewami i ciszą. A poza tym w ciągu dnia mają możliwość spotkań z rówieśnikami z innych krajów i wspólnego zastanowienia się nad pytaniami o obecność i działanie Boga w ich życiu.
- Sędziwy francuski filozof, Paul Ricoeur, który często odwiedza Taizé, mówi, że przyjeżdża, aby utwierdzić się w przekonaniu, iż dobro jest głębsze od zła, a właśnie wyzwalanie dobra w człowieku uważa za najważniejszy cel religii: “W Taizé dostrzegam wydobywanie dobra; w braterstwie między braćmi, w ich spokojnej i dyskretnej gościnności i modlitwie. Widzę tu tysiące młodych, którzy nie odwołują się do czegoś, co nazwałbym definicjami określającymi dobro, zło, Boga, łaskę, Chrystusa, kierują się jednak podstawowym odruchem prowadzącym w kierunku dobra".
- Podpisuję się pod tym. Tu młodym powierza się odpowiedzialne zadania. Czują się dowartościowani, bo obdarzani są zaufaniem, i tak też się odwzajemniają. Zaufanie do młodych (sama uczyłam się go w Taizé) wyzwala w nich dobro, chęć współtworzenia go, rozprzestrzeniania.
- Brat Roger i pozostali bracia podkreślają, że chodzi im o to, aby młodzież stawała się odpowiedzialna za swoje życie i otoczenie, świadomie i twórczo je kształtowała, podejmowała wyzwania czasu i czyniła to we wspólnocie. Nie idzie im jednak o tworzenie grup i kółek pod szyldem Taizé...
- ... nawet powiedziałabym, że do tego zniechęcają: “Wróć do swojej parafii i włącz się w dobro, które dostrzegasz wokół siebie, szukaj go, stań się zaczynem pojednania tam, gdzie mieszkasz". I to się często udaje. Znam wiele przykładów. W Warszawie jest m.in. grupa młodzieży raz na miesiąc pomagająca w Centrum Onkologii. Wiem o powołaniach kapłańskich i zakonnych, które rozeznane zostały w Taizé, znam też co najmniej kilka małżeństw, które tam się poznały.
Przygotowania do Europejskiego Spotkania Młodych w Hamburgu, zakończonego 2 stycznia, toczyły się w Polsce w ponad 200 miejscach: parafiach i duszpasterstwach. Czy to nie powoduje ożywienia życia parafialnego, wspólnotowego? Energiczni i twórczy organizatorzy Spotkań powinni pozostawać w Kościele lokalnym animatorami różnorakich działań.
- Powinni... czy jednak nie jest to tylko mobilizacja w obliczu konieczności, po której powraca codzienny marazm?
- Jeżeli raz uda się zrobić coś dobrego, najlepiej wspólnie, widzi się sens dalszych wysiłków. Spotkania młodych pozostawiają w ludziach ślad, przemieniają ich. Potem pewnie jednak trzeba, żeby duszpasterz jakoś ciepło ich przygarnął i wskazał możliwe pole zaangażowania.
- Czy polski Kościół wyciąga wnioski z sukcesu Taizé?
- Sądzę, że tylko poszczególni księża. Znam takich, którzy spędzili w Taizé urlopy dziekańskie, jeszcze jako klerycy, znam księdza, który, za zgodą biskupa, wyjechał tam na rok i teraz nabyte doświadczenia wykorzystuje w pracy z młodzieżą. Wydaje mi się też, że z doświadczeń wspólnoty świetnie korzysta o. Jan Góra, organizując spotkania lednickie. Niemało - choć ciągle jeszcze za mało - duszpasterzy towarzyszy grupom, jadącym do Taizé lub na spotkania europejskie, a przecież w czasie takich rekolekcji w drodze nawiązują się relacje zaufania, co potem owocuje.
Taizé może pomóc w wypełnieniu pewnej luki duszpasterskiej w naszym Kościele. Po powrocie katechizacji do szkół okazało się, że młodzież w dużym stopniu zniknęła z parafii. Minęło kilka lat i oczywiste stało się, że religia w szkole nie może oznaczać zaniedbania pracy z młodzieżą przy parafii. Szczególnie z młodymi po bierzmowaniu. Dla nich nie ma w tej chwili pociągających propozycji, a to głównie oni jeżdżą do Taizé. Wracają - i szukają swojego miejsca w Kościele.
- Złośliwi nazywają bierzmowanie sakramentem pożegnania z Kościołem.
- Tym bardziej musimy zastanowić się, jak temu przeciwdziałać, jak wykorzystać zapał chociaż tej młodzieży, która powraca z Taizé czy ze spotkania europejskiego.
W parafiach naszych istnieje wielka rozmaitość nabożeństw...
- ... ale młodych raczej na nich nie ma.
- Dlatego zadaję sobie pytanie, czy np. wśród propozycji duszpasterstwa parafialnego nie mogłoby się znaleźć również jakieś “nabożeństwo", odwołujące się formą do tej modlitwy, która tak pociąga młodych na spotkaniach z udziałem Taizé.
- Zna Siostra takie miejsca poza warszawskim kościołem św. Marcina?
- Tam odbywa się modlitwa ogólnowarszawska, którą raz w miesiącu organizują sami młodzi dla młodych. Analogicznie dzieje się we Wrocławiu w kościele NMP na Piasku, i to od pierwszego spotkania europejskiego w tym mieście, to znaczy od 1989 r. W Łodzi taką modlitwę organizują młodzi katolicy i ewangelicy. Spotykają się na przemian: raz w jednym kościele, raz w drugim.
- Wyobraźmy sobie energicznego duszpasterza, lubiącego i rozumiejącego młodzież, umiejętnie inspirującego ją do działania. Po jakimś czasie zostaje on przeniesiony gdzie indziej i przychodzi nowy, z innym punktem widzenia...
- To się zdarza. Ważne, żeby w ogóle miał pomysł na młodzież, na jej zatrzymanie. Ale oddajmy naszym duszpasterzom sprawiedliwość. Nam najbardziej rzuca się w oczy to, co się nie udaje. Tymczasem miałam wiele okazji obserwowania polskiej młodzieży za granicą i widzę, jak często pozytywnie wyróżnia się na tle rówieśników z innych krajów. Widać po niej jednak jakąś formację.
- Ważną rolę odgrywa tu właściwie przygotowana i przeżywana liturgia. Wspomniany już Paul Ricoeur mówi o liturgii Taizé, że ona wiedzie ku wierze, wyrażając ją.
- Liturgia, aby formować człowieka, musi być zrozumiała - ale nie do końca, żeby nie zagubić Tajemnicy. Powinna być prosta, ale i piękna, dająca możliwość zachwytu.
- Poznawszy taką liturgię w Taizé, młodzież po powrocie do domu nie może się często odnaleźć w zwykłej liturgii parafialnej. To znaczy, że u nas nie ma tej prostoty?
- Liturgia ma prowadzić do spotkania z Bogiem. Jeśli ktoś spotka się z Nim poprzez modlitwę charakterystyczną dla Taizé, uda mu się to także poprzez liturgię w kościele parafialnym i poprzez modlitwę osobistą we własnym pokoju, bo będzie wiedział, że nie chodzi o formę.