Neuronaukowiec o skutkach samotności: drugi człowiek daje zdrowie

DR HAB. ŁUKASZ OKRUSZEK, psycholog, neuronaukowiec: Nawet chwilowe wystawienie człowieka na to uczucie zmienia jego wskaźniki fizjologiczne. Zrozumienie, jak poważnym problemem jest samotność, to jedno z kluczowych zadań w XXI wieku.

18.07.2022

Czyta się kilka minut

 / MACIEJ NOWICKI / IFPS
/ MACIEJ NOWICKI / IFPS

PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: Nasz język słabo sobie radzi z samotnością.

ŁUKASZ OKRUSZEK: Bo ma ona wiele znaczeń, a do naszej dyspozycji jest tylko jedno słowo. W słowniku przeczytamy, że może oznaczać „bycie samemu”, „życie samemu” czy „mieszkanie samemu”, a więc zjawiska związane z obiektywną izolacją, niekoniecznie prowadzącą do poczucia samotności.

Z drugiej strony, słowo to odsyła nas właśnie do subiektywnego odczucia: że ludzie nas zostawili, osamotnili, nie zaspokajają naszych potrzeb – możemy mieć wokół siebie wiele osób, a mimo to czuć się porzuceni.

I odwrotnie: izolacja może być odczuwana jako coś pozytywnego.

Po niemal każdym wystąpieniu, którego tematem jest samotność, dostaję sygnały w rodzaju: „Ale jak to, przecież ja kocham być w domu samemu i czytać książki”. Wgląd w historię pokazuje zresztą, że samotność może być nie tylko przyjemna, ale stawać się wręcz uświęconym stanem. Weźmy figurę średniowiecznego ascety, który dzięki swojej samotności ma lepszy kontakt z Bogiem, albo romantycznego wędrowcy wśród morza mgieł. Pogląd, że bycie w społeczeństwie, wnoszenie do niego wkładu, współpraca są dobre także dla zdrowia, jest stosunkowo świeży. Niektórzy historycy dostrzegają jego ślady w oświeceniu.


Czas przyjaźni: Czujemy się lepiej i jesteśmy zdrowsi, gdy mamy pewność, że stanowimy część czegoś większego i jesteśmy ważni dla innych.


 

A wracając do języka: Anglosasi mają rozróżnienie na loneliness i solitude – przy czym tylko to pierwsze odnosi się do negatywnie odczuwanego stanu. My trzymajmy się „izolacji” i „samotności”.

Badania pokazują, że samotność szkodzi zdrowiu.

Właśnie gościliśmy w Instytucie Psychologii PAN amerykańską psycholożkę prof. Julianne Holt-Lunstad, która ustaliła wraz ze współpracownikami, że zarówno poczucie samotności, jak i obiektywna izolacja przekładają się na ryzyko zgonu porównywalne z tym, jakie stwarza nadciśnienie, otyłość, palenie papierosów czy używanie substancji psychoaktywnych.

Z kolei wyniki metaanalizy wielu badań wykazały, że zarówno samotność, jak i izolacja oznaczają wzrost o 29 proc. ryzyka choroby wieńcowej, a o 32 proc. zwiększają prawdopodobieństwo udaru. Podobne zależności wykazano w przypadku cukrzycy typu 2 czy nowotworów złośliwych. Do tego dochodzą oczywiście schorzenia neuropsychiatryczne: jedno z badań wykazało aż 60-procentowy wzrost prawdopodobieństwa choroby otępiennej wśród osób powyżej 65. roku życia, które czuły się samotne.

Przeprowadzone nie tak dawno w IP PAN badania, które Pan nadzorował, skupiły się na monitorowaniu, jak samotność przekłada się na zmienność rytmu serca. Co to takiego?

To miernik tzw. aktywności przywspółczulnej. Odpowiada za samoregulację, dzięki której reagujemy adekwatnie na potencjalne zagrożenie. Gdy idzie w naszym kierunku ktoś z groźną miną i kijem w ręku, to wiemy, że należy uciekać. Ale jeśli przychodzi szef i prosi o wykonanie jakiejś ponadwymiarowej czynności, to zareagujemy inaczej. Te reakcje przekładają się też na zmienność rytmu serca – wysoka zmienność oznacza, że nasz organizm działa prawidłowo. Po prostu sygnały dotyczące zmienności w środowisku są odpowiednio przetwarzane przez układ nerwowy, pozwalając czasami na gwałtowną reakcję, a innym razem na łagodniejszą, adekwatnie do okoliczności.

Badaliście grupę młodych dorosłych, czyli osoby w wieku 18-35. Dlaczego akurat ich?

W kontekście samotności przez długi czas zwracano uwagę na nastolatków czy seniorów. Teraz coraz częściej – głównie w kontekście pandemii – dodaje się do grup ryzyka młodych dorosłych. To właśnie oni, jak pokazują badania, bardzo ucierpieli w pandemii – głównie na skutek przymusowej izolacji, zamkniętych szkół, uczelni czy trudności w znalezieniu pierwszej pracy.

Badaną grupę dobieraliście starannie nie tylko pod względem wieku.

Zrekrutowaliśmy osoby, które charakteryzowały się przeciętnym poczuciem samotności. Najpierw wypełniały one psychologiczny kwestionariusz, a my zapowiadaliśmy, że po przeanalizowaniu odpowiedzi otrzymają informacje zwrotne. Ten kwestionariusz służył uwiarygodnieniu manipulacji. Po jakimś czasie połowa osób, otrzymawszy najpierw prawdziwą informację o ich poziomie ekstrawersji, dostawała też następujący komunikat: „Jesteś typem osoby, która przez całe życie będzie miała satysfakcjonujące relacje. Będziesz w długim związku, a twoje przyjaźnie utrzymają się do późnych lat. Jest duża szansa, że zawsze będziesz miał przyjaciół i ludzi, którzy się o ciebie troszczą”. Druga zaś połowa usłyszała: „Jesteś typem osoby, która może być samotna, istnieje ryzyko, że twoje przyjaźnie mogą nie przetrwać próby czasu. Możesz mieć kilka związków, ale prawdopodobnie będą one krótkotrwałe. Relacje nie trwają wiecznie, i kiedy już będziesz w wieku, gdy ludzie nie mają zbyt wielu okazji do nawiązania znajomości, istnieje prawdopodobieństwo, że będziesz coraz bardziej samotny”.

Aż dreszcze przechodzą… Nie mieliście etycznych wątpliwości?

Nie my pierwsi opracowaliśmy taki rodzaj manipulacji – ta metoda jest stosowana szeroko w neuronauce społecznej czy psychologii eksperymentalnej. Zadbaliśmy oczywiście, by każdy badany wyszedł z wiedzą, co się właściwie wydarzyło. Natychmiast tłumaczyliśmy, że zostali zmanipulowani, i że nie możemy niczego wiedzieć o ich przyszłych relacjach, gdyż nie mamy kryształowej kuli.

Jakie były różnice w reakcjach przedstawicieli obu grup?

Zacznijmy od tego, że grupa, która otrzymała negatywny komunikat, raportowała nam po badaniu wyższy poziom poczucia samotności, ale też podwyższony poziom gniewu, lęku i smutku. A co dla nas ważne, obserwowaliśmy też spadek wspomnianej zmienności rytmu serca. Dzięki temu ustaleniu wiemy, że nawet chwilowe wystawienie człowieka na uczucie samotności przekłada się na wskaźniki fizjologiczne.


Robin Dunbar, psycholog i antropolog: Jest pewna fundamentalna miara siły więzi emocjonalnej – to ilość czasu spędzanego wspólnie, np. na jedzeniu i piciu, śmianiu się, rozmawianiu.


 

Przeprowadziliśmy też kolejne badania, oparte na podobnej manipulacji – jesteśmy w trakcie opracowywania ich wyników. Interesuje nas przede wszystkim to, jak podobne komunikaty będą wpływać na aktywność mózgu mierzoną przy użyciu metod neuroobrazowania, i jak tego typu zmiany aktywności mózgu przekładają się na wskaźniki fizjologiczne.

Czy znany jest wpływ długotrwałej samotności na mózg? Taki stan wpływa jakkolwiek na nasze zdolności poznawcze?

Wiele badań poświęcono temu, jak samotność wpływa na przetwarzanie informacji społecznych. W jednym z ostatnich, opublikowanym w „Journal of Research in Personality”, pokazaliśmy, że o ile samotność nie jest powiązana z zaburzeniami zdolności rozpoznawania emocji na podstawie wyrazu twarzy innych osób czy też przypisywaniem innym intencji, to u osób samotnych obserwować można większe nasilenie tzw. zniekształceń poznania społecznego. Jednym z takich zniekształceń jest skłonność do wrogich atrybucji w niejednoznacznych sytuacjach.

O jakie sytuacje chodzi?

Wyobraźmy sobie np., że idąc ulicą dostrzegamy po jej drugiej stronie znajomego i zaczynamy do niego machać. On jednak przechodzi obojętnie, a my się zastanawiamy: nie zauważył nas czy może zauważył, ale zignorował? Zgodnie z naszymi wynikami osoby bardziej samotne w tego typu niejednoznacznych sytuacjach bardziej skłonne będą przyjąć negatywne wyjaśnienie.

Co jest źródłem tak dużych różnic w reakcjach osób czujących się samotnie i tych, które mają satysfakcjonujące relacje?

Istnieje ewolucyjna teoria samotności sformułowana przez amerykańskiego, nieżyjącego już naukowca prof. Johna Cacioppo. Głosi ona, że na sygnały złych relacji z innymi reagujemy tak, jak reagowano w czasach, gdy wykluczenie z grupy, np. z plemienia, wiązało się z zagrożeniem życia, czy to ze strony drapieżnych zwierząt, czy wrogich grup. Cacioppo uważał, że stan samotności jest nam sygnalizowany jako nieprzyjemny właśnie po to, by zmotywować nas do powrotu do grupy.

Ale dziś żyjemy już w zupełnie innym świecie niż łowcy-zbieracze: mamy wokół siebie mnóstwo ludzi, nawet jeśli czujemy się samotni, a przy tym żadne drapieżniki nam nie zagrażają. Nie ma innych wyjaśnień niż psychologiczno-ewolucyjne?

Na samotność można patrzeć trochę jak na choroby cywilizacyjne. Podobnie jak skłonność do odkładania nadwyżki spożytego pokarmu nie jest nam konieczna w warunkach pełnej dostępności pożywienia, tak ciągła gotowość organizmu do odparcia zagrożenia, w momencie, gdy nie dogaduję się z kolegami z biura, przynosi w obecnych warunkach raczej szkodę niż pożytek. Jednocześnie dostrzegam wiele ograniczeń zaproponowanego przez prof. Cacioppo wytłumaczenia ewolucyjnego i raczej skłaniałbym się do wyjaśnień, które wpisują samotność w grono różnych potencjalnych stresorów związanych ze światem społecznym.


Samotność kosztuje miliardy, unieszczęśliwia miliony, zabija tysiące. Jej epidemię dostrzegły Stany Zjednoczone i niektóre kraje Europy. Polska jeszcze nie. Czytaj raport.


 

Od kilkudziesięciu lat i pierwszych wyników tzw. badania Whitehall, którym objęto urzędników brytyjskiej służby cywilnej różnych szczebli, wiemy np., że niska pozycja w hierarchii społecznej przekłada się na negatywne skutki dla zdrowia w sposób, którego nie da się wytłumaczyć wyłącznie stylem życia. Wszelkie tego typu wyjaśnienia akcentują jednak rolę naszych dobrych relacji społecznych jako czynnika, który ma niebagatelne znaczenie dla funkcjonowania i zdrowia.

Zjawisko samotności już dawno zauważyły kraje Zachodu, ogłaszając – jak w USA czy Wielkiej Brytanii – wręcz epidemię. A Polska?

Niestety, w Polsce nie dzieje się w tej sprawie niemal nic. Mogę podać jeden spektakularny przykład pokazujący, jak daleko jesteśmy od postrzegania samotności jako problemu zdrowia publicznego. Nie tak dawno szumnie ogłoszono ustami premiera Morawieckiego program profilaktyki 40 plus – każdy w tym przedziale wiekowym może wykonać pakiet badań. Ale obejmował on tylko badania laboratoryjne, takie jak pomiar ciśnienia czy analizę krwi. Nawet nie chodzi o to, że nie uwzględniono samotności – był sam środek pandemii, narastały kryzysy psychiczne, a w oficjalnym państwowym programie profilaktycznym nie uwzględniono choćby pojedynczej miary przesiewowej, która mogłaby np. pomóc w oszacowaniu skali depresji.

Są tylko odosobnione przypadki – Szlachetna Paczka, organizacja pozarządowa, przygotowała interesujący „Raport o samotności”. Jednak, co do zasady, w Polsce tego problemu się nie dostrzega.

Żeby jednak skutecznie reagować na problem, musielibyśmy znać społeczne źródła wzrostu skali samotności. A tu co głowa, to inna teoria.

Jedni powiedzą, że wiek XX z urbanizacją i zmianą wzorca rodziny jest czynnikiem decydującym. Inni dodadzą, że do dezintegracji rodzin przyczyniły się lewicowe polityki państw.

Jest taki dokument, „Szwedzka teoria miłości”, który ten wątek mocno eksponuje. Z kolei ludzie o poglądach bardziej lewicowych źródeł „epidemii samotności” będą szukać w liberalnych politykach na wzór thatcherowskiej czy reaganowskiej, upatrując w nich przyczynę likwidacji siatek zabezpieczeń społecznych. Jeszcze inni zwrócą uwagę, że przechodzimy na kompletnie inny model funkcjonowania społecznego, a „usamatniają” nas smartfony i media społecznościowe.

Cokolwiek wybierzemy z tej listy, warto uświadomić sobie, że pozornie ulotny i niematerialny świat relacji przekłada się wymiernie na nasze zdrowie fizyczne i psychiczne. Zrozumienie tego jest kluczowe dla zdrowia publicznego w XXI wieku.©℗

Współpraca ŁUKASZ KWIATEK

DR HAB. ŁUKASZ OKRUSZEK jest profesorem Instytutu Psychologii Polskiej Akademii Nauk, kierownikiem Pracowni Neuronauki Społecznej. Bada samotność i relacje społeczne z punktu widzenia neuronauki społecznej. Kierownik realizowanego w IP PAN Projektu Samotność.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2022