Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
I zaraz potem następne zdanie: „Trudno ci wierzgać przeciwko ościeniowi!” (Dz 26, 14). Czy to nie piękne i niesamowite, że Chrystus przemówił do niego nie którymkolwiek z wersetów Biblii, lecz wydobytym z jego pamięci, dawnych studiów i wrażliwości fragmentem „Bachantek” Eurypidesa?
Tak przecież zwraca się Dionizos do Pantheusa: „Nie lepiej przyjść z ofiarą do boga potęgi / niż wierzgać, ty – człowieku! – przeciw ościeniowi?”. Trudno o mocniejszy obraz bezsensu i bezskuteczności oporu wobec decyzji i władzy Boga. Zwierzę wierzgające przeciw ościeniowi nic nie zyskuje na swoim proteście. Jedynie się pokaleczy...
„Nie stawiaj się! To nie ma sensu!”. Jakie to budzi w nas emocje? Na pewno pozytywne? Czy nie łatwo tu o automatyczny niemal protest i bunt? Jak to nie wierzgaj?! Czy człowiek nie jest wolny? Czy ma się bezwolnie poddać zadekretowanym od wieków decyzjom Boga? Czy nie ma nic do powiedzenia? Wobec dowolnej Bożej predestynacji i planów? Czy nasza wolność jest jedynie „rozumieniem konieczności”?! Konieczności zafiksowanej w Boskich zarządzeniach?!
A jednak.
Dla Pawła nawrócenie pod Damaszkiem – i to zdanie również – nie jest w żadnej mierze doświadczeniem jakiegoś wystylizowanego na bóstwo Fatum; przeciwnie, jest doświadczeniem odwiecznej Bożej Miłości. Oto przemawia do niego Bóg, który poznał go „jeszcze przed założeniem świata”. Od wieków znał go i chciał go – widział w nim obraz i podobieństwo swojego Pierworodnego Syna. Przeznaczył go do wielkości, którą Biblia nazywa świętością. Chciał mieć w nim współpracownika – uznał go tego godnym i kompetentnym. Dlatego – nie w łonie matki, lecz wcześniej: w swoim Boskim Łonie – powołał go, by stał się naczyniem, które zostanie wypełnione Jego Imieniem (zob. Dz 9, 15), a więc Nim samym (imię w języku biblijnym tożsame jest z Osobą).
Właśnie dlatego, że takim go widzi od zawsze – od wieczności – Chrystus nie pozwala Ananiaszowi go oskarżać; kiedy ten zaczyna: „Panie, słyszałem z wielu stron, jak dużo złego wyrządził ten człowiek świętym Twoim w Jerozolimie. I ma on także władzę od arcykapłanów więzić tutaj wszystkich, którzy wzywają Twojego imienia...” (Dz 9, 13n). Pan mu natychmiast przerywa, i mówi to właśnie: „Idź, bo (dosł.) jest Mi on naczyniem wybranym, by zaniósł imię moje do ludów i królów i synów Izraela”. Jest! Nie: „stanie się, jeśli się nawróci”. Bóg nie potrafi patrzeć na Szawła/Pawła inaczej, niż czyni to od wieków. Miłość Mu nie pozwala. Poznanie, przeznaczenie i powołanie są jednocześnie usprawiedliwieniem (zob. Rz 8, 28-30) i tytułem do chwały.
Czy się więc podda? Czy się podporządkuje? Czy uwierzy tej miłości? A jeśli nie – to cóż znaczył wykonany dopiero co gest adoracji?
Nic. Udawanie wiary – w samym środku bałwochwalstwa. Dokładnie: sobie-państwa! ©