Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Paweł zawsze potem wiedział, że to był dla niego moment spotkania Chrystusa Zmartwychwstałego: „w końcu, już po wszystkich ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi. Jestem bowiem najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży” (1 Kor 15, 8n).
Zmartwychwstały objawił mu się w świetle i słowie/głosie. Światło sprawiło, że upadł na ziemię. Wielu komentatorów starożytnych i średniowiecznych mówiło tu wręcz o uderzeniu światłem jak biczem. Sam Paweł zapamiętał to jednak inaczej... Mówi o tym ponad dwadzieścia lat później, pojmany w świątyni jerozolimskiej (zob. Dz 22, 6-11): „otoczyła mnie wielka jasność z nieba... zaniewidziałem od blasku tego światła”. Ten ostatni zwrot daje wiele do myślenia. Paweł używa tu słowa „doxa”, tzn. „chwała – chwała tego światła”. Upadł na ziemię nie dlatego, że został znokautowany snopem ostrego światła, tylko dlatego, że został ogarnięty ze wszech stron (i przeniknięty do środka) światłem objawiającym chwałę Boga. Właśnie dlatego „Biblia Jerozolimska” zestawia Chrystofanię spod Damaszku z tą, której doznał prorok Ezechiel nad rzeką Kebar (Ez 1, 26-28): „Ponad sklepieniem było coś, co miało wygląd szafiru, a miało kształt tronu, a na nim jakby zarys postaci człowieka. Następnie widziałem coś jakby połysk stopu złota ze srebrem, który wyglądał jak ogień wokół niego. Ku górze od tego, co wyglądało jak biodra, i w dół od tego, co wyglądało jak biodra, widziałem coś, co wyglądało jak ogień, a wokół niego promieniował blask. Jak pojawienie się tęczy na obłokach w dzień deszczowy, tak przedstawiał się ów blask dokoła. Taki był widok tego, co było podobne do chwały Pańskiej. Oglądałem ją. Następnie upadłem na twarz i usłyszałem głos Mówiącego”. Trudno uciec od wrażenia podobieństwa obu wydarzeń. Podobny jest też kontekst – i Ezechiel, i Szaweł zostają w momencie tego spotkania powołani i posłani! Szaweł spotkał pod Damaszkiem Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego, Uwielbionego, pełnego chwały. Pana. Ten, o którym myślał, że umarł, i to śmiercią człowieka przeklętego przez Boga (por. Ga 3, 13; Pwt 21, 23), i którego chciał wykreślić raz na zawsze z ludzkiej pamięci, ukazał się mu jako „Bóg błogosławiony na wieki” (Rz 9, 5), jako „Kyrios” – Pan (Flp 2, 11 i 3, 8), i jako Ten, przed Którym „zgina się każde kolano” (Flp 2, 10). Tak, jak zgięły się jego kolana. A potem usłyszał „głos Mówiącego: Dlaczego Mnie prześladujesz?”.
Interpretujemy to słowo zwykle jako Chrystusową deklarację tożsamości z Kościołem. Widzimy w tych słowach klucz do całej eklezjologii Pawła, który najchętniej opisuje Kościół jako Ciało Chrystusa (Rz, 1 Kor, Ef, Kol). To wszystko z całą pewnością prawda. Ważne jest jednak chyba nie tylko to, że Chrystus utożsamia się w ogóle z Kościołem, ale i to, że utożsamia się z Kościołem cierpiącym – prześladowanym, doznającym słabości i kwestionowanym. On jest w każdym, którego Szaweł chce dosięgnąć – i już dosięgnął – swoją nienawiścią. Tak jak mówi o tym w scenie Sądu: „Byłem głodny..., byłem spragniony..., byłem w więzieniu”. Chwalebny i Cierpiący Pan. Jego Chwała Go nie oddziela od tych, którzy cierpią dla Jego imienia. Jest przy nich. W nich. Ten, który jest miłością. ©