Nasz człowiek w Azji

Jego udział w historii Azji południowej i służebną rolę w stosunku do społeczności lokalnej docenili sami Cejlończycy, nazywając „Zaleski Town” jedną z dzielnic Kolombo, stolicy kraju.

22.07.2013

Czyta się kilka minut

Abp Władysław Michał Zaleski (1852–1925), delegat apostolski w Indiach, patriarcha Antiochii. Reprodukcja portretu wiszącego w seminarium w Kandy / Repr. Piotr Kłodkowski
Abp Władysław Michał Zaleski (1852–1925), delegat apostolski w Indiach, patriarcha Antiochii. Reprodukcja portretu wiszącego w seminarium w Kandy / Repr. Piotr Kłodkowski

Pune to miasto, o którym opowiada się w Indiach, że odniosło sukces. Stanowi centrum przemysłu motoryzacyjnego, stąd potocznie nazywane jest „Motor City”. Są tu obecni giganci indyjscy, jak Mahindra&Mahindra oraz Tata Motors, i globalni: Mercedes Benz, General Motors, Volkswagen czy Fiat. Miasto jest również technicznym i kulturowym zapleczem globalnego Bollywoodu – znajduje się tutaj Szkoła Filmowa i Telewizyjna. Także ze dwa tuziny instytutów naukowych i badawczych, zajmujących się problematyką od astrofizyki po meteorologię tropikalną.

Miasto przyciąga też osoby zainteresowane filozofią i duchowością indyjską. W Pune założył swoje duchowe centrum kontrowersyjny guru Osho (przez przeciwników określany jako miłośnik nowoczesnych samochodów i wyrafinowanego seksu). Luksusowy Osho International Meditation Resort skupia setki adeptów z kilkudziesięciu krajów świata. Niedaleko znajduje się Instytut Jogi Iyengara, którego metody hatha jogi zyskały popularność również w Europie i Stanach Zjednoczonych. Vedanta Research Centre skupia się z kolei na klasycznych tekstach hinduizmu, zaś uczniowie mogą zdobywać wiedzę według wzorów filozofii szkoły wedanty, ustalonych przez mistrza – Swamiego Saraswatiego.

Nie brakuje też miejsc kultu innych wyznań: islamu, dżajnizmu, buddyzmu, a nawet judaizmu. David Sassoon (którego potomkowie związali się rodzinnie z Rotschildami) jest fundatorem synagogi Ohel David. Jego rodzinne imperium biznesowe osiągnęło już wymiar globalny.

W imieniu papieża

W przewodnikach po mieście nie wspomina się o miejscu, które odegrało ogromną rolę w historii chrześcijaństwa. Skąpe są informacje o niezwykłej kaplicy z postacią Chrystusa na tle ogromnego liścia drzewa pipal, przedstawionego w tańcu lasya symbolizującym kosmiczny cykl tworzenia i destrukcji. Tabernakulum przypomina wejście do klasycznej świątyni hinduistycznej, jest też posąg Maryi odzianej w tradycyjne indyjskie sari.

Niedaleko kaplicy znajduje się sala medytacyjna, w której umieszczono znaki wielkich religii obecnych od setek lat w Indiach. Złożonej symboliki jest na terenie kompleksu znacznie więcej. Liczne dzbany różnych kształtów, połączone ze sobą strumieniem wody wijącym się jak górska rzeka, okrągły medalion wiszący na ścianie biblioteki, przedstawiający osobę pogrążoną w medytacji, nad którą znajdują się dwie skrzyżowane zielone gałęzie oraz oko.

Sam kościół jest jednak pozbawiony zagadek filozoficznych z pogranicza kultur. Prosta struktura przywodzi na myśl wzorce europejskie z ostatnich dziesięcioleci XX wieku. Tuż przed ołtarzem zwraca uwagę wmurowana w podłogę ogromna płyta z napisem: „Ladislaus Michael Zaleski, Ecclesiae Antiochenae Latinorum Patriarcha (...) Delegatus Apostolicus In Indiis Orientalibus (...)”.

Przy wejściu znajduje się fotografia z podpisem: „Jan Paweł II [w otoczeniu indyjskiego duchowieństwa] modli się przy grobie arcybiskupa Władysława Zaleskiego”. I data: 10 luty 1986 r. Cały kompleks to samowystarczalny świat, z doskonale utrzymaną infrastrukturą, zanurzoną w bujnej południowoindyjskiej roślinności. To Seminarium Papieskie, prowadzone obecnie przez ojców jezuitów. Jego ojcem-założycielem jest arcybiskup Władysław Michał Zaleski, Polak ze Żmudzi, Patriarcha Teb, najwyższy rangą dyplomata watykański w Indiach rządzonych przez Brytyjczyków, misjonarz, botanik, autor opowiadań dla dzieci i kryminałów, jeden z największych polskich podróżników po krajach Azji przełomu XIX i XX wieku, delegat apostolski papieża Leona XIII.

Tak go opisywał metropolita krakowski, arcybiskup Karol Wojtyła: „jakaś mickiewiczowska czy też sienkiewiczowska postać przemawia do nas co krok całą swojskością i autentyzmem własnego myślenia, odczuwania, przeżywania i działania. Daleka Ojczyzna jest w nim stale obecna poprzez jego żywiołową polskość, której ani oddalenie w przestrzeni i czasie, ani stanowiska, jakie zajmował, nie rozcieńczyły w żaden sposób. Odnosi się wrażenie, że jest wolny od kompleksu wygnańca czy emigranta, natomiast wszędzie jest u siebie, bo jest sobą, i – trzeba dodać – bo ma głęboką świadomość swego powołania i służby, jaką spełnia”.

Ojciec-założyciel seminarium nigdy nie widział na oczy tutejszych zabudowań, biblioteki, sali medytacyjnej czy kaplicy. Prawdopodobnie w ogóle nie był świadomy, że w Pune powstanie jakiekolwiek seminarium duchowne. Nie zmarł też w tym mieście, lecz w odległym od Azji Rzymie. W żaden sposób nie zmienia to jednak faktu, że jest prawdziwym twórcą Seminarium Papieskiego, a jego grób najprawdziwszym miejscem ostatniego spoczynku.

Ampitiya – Seminarium Generalne dla Indii Wschodnich

Fundamenty wcześniejszego seminarium zostały położone ponad 1.5 tys. kilometrów na południe stąd, w wiosce Ampitiya, położonej obok miasta Kandy, centrum buddyjskiej wiary na Sri Lance (wówczas Cejlon). Ze wzgórza, na które wchodzi się krętą ścieżką wśród gęstego listowia, roztacza się wspaniały widok na wijącą się rzekę Mahaveli Ganga połączoną z siecią strumieni, dalej dolinę Dumbary i liczne pagórki – wszystko zatopione w zieloności o różnych odcieniach. Budynki seminarium wykonane są z masywnego kamienia. Pierwsze wrażenie przybysza: wkraczamy w obszar ciągłości wiary, solidnie umocowanej, jesteśmy w miejscu uporządkowanym, gdzie nie ma miejsca na przypadkowość i chaos natury. Wewnątrz głównego budynku znajduje się ogromny portret arcybiskupa Zaleskiego z podpisem: „Twórca Seminarium Papieskiego, Ampitiya”. Twarz pociągła, z delikatnym zarostem, wzrok stanowczy, ale na pewno nie władczy. Budzi rewerencję.

Papież Leon XIII (1810–1903) z uwagą przyglądał się Indiom, wówczas kontrolowanym przez Brytyjczyków, i – w niewielkich enklawach – także przez Portugalczyków i Francuzów. Chrześcijaństwo istniało na subkontynencie od niemal dwóch tysięcy lat. Wielu Indusów uznawało się za uczniów Chrystusa na długo przed chrystianizacją środkowej czy wschodniej Europy. Wiernych było jednak niewielu, katolicyzm istniał głównie za sprawą gorliwości Portugalczyków. Cesarzowa Wiktoria, po powstaniu sipajów (zwanym w Indiach „pierwszą wojną o niepodległość”) w 1857 r., ogłasza edykt, który gwarantuje całkowitą swobodę religijną w imperium, co formalnie oznacza neutralność światopoglądową władz kolonialnych w stosunku do poddanych. To z kolei dobrze wpisuje się w klasyczną tradycję indyjską, postulującą wolność w kwestiach ściśle metafizycznych, a w rezultacie otwarcie na wpływy innych wyznań.

Leon XIII jest zdania, że indyjscy chrześcijanie powinni posiadać własnych kapłanów, którzy najlepiej zrozumieją uwarunkowania lokalne, zaś najbardziej skuteczną instytucją ich formowania będzie centralne Seminarium Papieskie. Do realizacji tej misji wybiera Władysława Michała Zaleskiego.

Wspólnota na przekór tradycji

Kandydat oprócz oczywistych cech gorliwości misyjnej i znakomitego intelektu musiał władać biegle kilkoma językami (i być gotowym do nauczenia się kolejnych), prowadzić dialog z przedstawicielami różnych wyznań i kultur, opanować sztukę dyplomacji, nie obawiać się długich i męczących podróży, trudnego klimatu i niewygody, a wreszcie analizować i przewidywać, przekonywać i podejmować właściwe decyzje. Polak spełniał wszystkie te warunki.

Wybór okolic Kandy zaś wcale oczywisty nie był. Miejscowi biskupi i ówczesny delegat apostolski, abp Aiuti, mieli początkowo zupełnie inne preferencje. Sugerowano Rzym, gdzie powstałoby Kolegium Indyjskie, albo Bangalore z wyjątkowo przyjaznym klimatem. Ks. Zaleski przedstawił jednakże bardzo silne kontrargumenty. Studia w Rzymie, sugerował, oddalą mentalnie i kulturowo przyszłych kapłanów od wiernych, którzy mogą postrzegać swych pasterzy jako obcych. Lokalizacja seminarium na subkontynencie indyjskim, podkreślał, będzie jednak również niosła zagrożenia. Indie dojrzewały politycznie, czego był świadkiem, zaś Imperium Brytyjskie z niechęcią przypatrywało się powstającym ruchom rewolucyjnym. W praktyce nie dałoby się odizolować seminarzystów od gęstniejącej atmosfery konfliktu, trzeba by też chronić ich przed ówczesną władzą, jeżeli zaangażowaliby się w politykę. Kolejny argument był jeszcze bardziej przekonujący: miejscowi chrześcijanie nierzadko przejmowali od hindusów tradycje podziałów kastowych, odmawiając spożywania wspólnych posiłków czy wykonywania wspólnej pracy z osobami, które uznawali za nieczyste bądź za niższe w społecznej hierarchii. Ten zwyczaj łatwo byłoby przenieść za progi seminarium, zwłaszcza gdy znajdowałoby się zbyt blisko miejsca zamieszkania. Rodzice zaś, słysząc o pomieszaniu kast, mogliby odmówić wysłania swoich synów do seminarium.

Seminarium musiano więc zbudować odpowiednio daleko, aby zapewnić właściwą atmosferę studiów, wolnych od pokus politycznych, ale i na tyle blisko, żeby nadal funkcjonować w krwiobiegu miejscowej kultury. Ówczesny Cejlon był częścią, pod względem politycznym i kulturowym, Indii imperialnych, ale zarazem stanowił odrębną jednostkę terytorialną, na której tradycja podziałów kastowych była wyraźnie słabsza, a i wpływy rewolucyjne ledwo co odczuwalne. Łagodny klimat wyspy i piękne położenie dopełniały całości argumentacji.

Decyzja zapadła. Opiekę nad procesem kształcenia i formowania kandydatów, którzy mieli przybywać z całych Indii, powierzono Towarzystwu Jezusowemu, zaś pierwszym rektorem miał zostać o. Sylvain Grosjean, z pochodzenia Belg.

Ks. Zaleski słał listy do biskupów w Indiach, informując o idei Seminarium Papieskiego i prosząc o kierowanie do Kandy przyszłych seminarzystów. W 1893 r., podczas inauguracji, przyjęto ich zaledwie trzech, przybyłych z subkontynentu. W 1910 r. było ich już 99: Tamilowie i Malabarczycy, mieszkańcy Zjednoczonych Prowincji na północy i wpółniezależnych księstw na południu oraz zachodzie, wywodzili się z dzisiejszych obszarów Pakistanu i Bangladeszu, ale nie brakowało też Cejlończyków. Wspólnota przeżywanej wiary niwelowała różnice etniczne i społeczne. W swoich pamiętnikach ks. Zaleski pisze: „Obawiano się z początku, czy w Indiach będzie możliwy taki zakład centralny wobec silnie jeszcze zakorzenionych przesądów kastowych. Otóż po latach dziesięciu mamy pomiędzy klerykami wszystkie kasty socjalne: Brahminów, Wellalów, brata króla Perawerów i synów wieśniaków i rybaków, a wszystko to żyje w stosunkach braterskich, wesoła, pobożna i gorliwa młodzież, a kasty nigdy nie robiły trudności, tak że nieraz kleryków drażnię, że nie spełniają obowiązków prawego Indusa, bo się między sobą nie kłócą o przywileje kastowe”.

Zaleski Town

Zaleski był również ojcem duchowym dla wielu wychowanków. W listach, wspomnieniach, pamiętnikach pojawia się nie tylko jako darzony respektem hierarcha, lecz jako człowiek potrafiący łatwo nawiązywać kontakt z każdym, niezależnie od pochodzenia, wyznania czy wykształcenia. Ceniono zwłaszcza jego poczucie humoru. Dzięki niemu był w stanie przełamywać początkową nieufność, zrodzoną z bariery kulturowej.

Kładł nacisk na poziom kształcenia, i to nie tylko przedmiotów związanych z analizą dogmatów wiary. Wykształcenie ogólne stawało się konieczne, aby lepiej funkcjonować w szybko zmieniającym się świecie. Nauka historii, geografii, matematyki i języków obcych była częścią procesu kształcenia na poziomie ówczesnego liceum, następnie poszerzanego o szczegółową naukę filozofii wykładanej obok kursów z matematyki wyższej, fizyki czy astronomii.

 Seminarium w Kandy cieszyło się uznaniem nie tylko władz kościelnych. Szybko zyskało wysokie poważanie wśród władzy państwowej. Ministerstwo Oświaty na Cejlonie uznało ukończenie Seminarium Papieskiego (Generalnego) za równoznaczne z posiadaniem stopnia akademickiego na uczelniach państwowych. Rezydencja w Kandy, niedaleko Seminarium, stała się domem dla ks. Zaleskiego, do której wracał po wielomiesięcznych podróżach po kontynencie azjatyckim.

Nigdy nie stracił kontaktu z Polską. Widocznym symbolem polskiej obecności stała się wkrótce Kaplica Ostrobramska w Seminarium, z obrazem otrzymanym od hrabiny Skórzyckiej. Wieści z Indii i Cejlonu docierały do czytelników w Polsce za pośrednictwem „Missyj Katolickich”, publikowanych przez Towarzystwo Jezusowe w Krakowie. Na ich łamach często drukował, i to nie tylko teksty traktujące o materii misyjnej, także swoje rozważania o złożonej sytuacji społecznej czy etnicznej na subkontynencie indyjskim. Redakcja „Missyj” apelowała również do czytelników o hojność dla budowniczych Seminarium. W 1895 r. ukazuje się w Krakowie „Odezwa do katolików w sprawie założenia Generalnego Seminarium w Indiach Wschodnich” – broszura pod redakcją ks. Marcina Czermińskiego SJ.

Jego udział w historii Azji Południowej, ale także jego służebną rolę w stosunku do społeczności lokalnej docenili sami Cejlończycy, nazywając okolicę wokół seminarium „Zaleski Town”, a następnie, już w latach 30. XX wieku, nadając to samo imię jednej z dzielnic Kolombo, stolicy kraju.

Polak ze Żmudzi

Artykułów, dokumentów, listów i książek o Władysławie Zaleskim, również po angielsku, francusku, włosku, tamilsku i syngalesku, jest niemało. W 1997 r. nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego zostały wydane „Pamiętniki: 30 lat w Indiach”, w których przedstawia barwnie swoje życie na subkontynencie indyjskim, wraz z opisem niezliczonych podróży po Azji, nie stroniąc przy tym od anegdot i smakowitych komentarzy. Liczba opracowań na temat jego życia i działalności, w różnych językach, grubo przekracza setkę.

Sam ks. Zaleski był autorem niezwykle płodnym. Według własnych obliczeń jego dzieła drukowane liczą 7761 stronic, a rękopisy 6896, co daje łącznie niebagatelną liczbę 14 657. Różnorodność literacka i językowa też przyprawia o zawrót głowy. Pisał po polsku, francusku, angielsku, włosku i po łacinie. Wśród dzieł są takie, które traktują o misji św. Tomasza Apostoła w Indiach, jak również historyczne opracowania o męczennikach na całym subkontynencie, liczne artykuły o św. Franciszku Ksawerym i dziejach chrześcijaństwa w Azji oraz poufne dokumenty: raporty do Stolicy Apostolskiej i sprawozdania z wizytacji apostolskich. Nie brakuje pozycji o innym ciężarze gatunkowym: „Podróż po Indiach roku 1896”, „Podróż po Indo-Chinach 1897 i 1898”, „Voyage á Ceylon et aux Indes 1887”, „Buddha’s Tooth in Kandy”. Są utwory poetyckie jak „Król Mendog”, „Królowa Jadwiga”, „Wieczór nad jeziorem Como” czy „Dwa urywki z niedokończonej powieści”, a także tomiki opowiadań: „Donna Katharina” (dość zastanawiające opowiadanie o młodej królewnie), „Baron Dreifuss” i zaskakujące „Detective Stories”.

Władysław Michał Zaleski urodził się 2 maja 1852 r. w Wielonie na Kowieńszczyźnie. Zamożna, wykształcona szlachecka rodzina, herbu Leliwa (ze strony matki), umożliwiła mu szczęśliwe dzieciństwo i przyzwoitą edukację. W pamiętnikach wspomina pewien incydent: jako młodzieniec przebywający z rodzicami w Wiesbaden, urażony zasłyszanymi uwagami, wyzywa na pojedynek dwóch pruskich oficerów. Pojedynek był bezkrwawy i polegał na jak największej ilości trafień do tarczy z pistoletu. Młody Zaleski wygrywa i obaj oficerowie salutują przed nim, przedstawiając go swoim kompanom jako „der wunderbare polnische Bube”.

Fascynowała go magiczna atmosfera litewskiej prowincji. We wspomnieniach opowiada o miejscowej legendzie, którą pragnął zweryfikować: „O kilka mil od Kowna, po drugiej stronie Niemna, były obszerne lasy rządowe. W głębi tych lasów było jezioro, które nie miało nazwy. A zrozumiecie dobrze, że kiedy jezioro się nie nazywa, to wróży coś niedobrego. A było to zaklęte jezioro. Ludzie od niego stronili, bo mówili, że ktokolwiek w nim się kąpać próbował, coś go za nogi ciągnęło do wody i nigdy go więcej nie widziano”. Powołuje się na przypowieści o tajemniczym królu ryb, Strukisie, i pragnie dowiedzieć się jak najwięcej. Z wielkim trudem udaje mu się wynająć woźnicę, który zawozi go w pobliże zaklętego jeziora. Dalej idzie sam piechotą, z duszą na ramieniu, i rzeczywiście – jak wspomina – traci przytomność, gdy tylko dostrzega tafle wody. Po chwili budzi się: „I zrozumiałem: byłem otruty wyziewami z tej masy ledum palustre, pod wpływem narkotyku, który się z liści jego wydobywał. (...) Przyznam, że żal mi było, że legenda o zaklętym jeziorze tak prozaiczne miała wytłumaczenie”.

Znajomość botaniki, którą się pasjonował, miała wiele lat później zaowocować opracowaniem gigantycznego zbioru roślin tropikalnych, który ostatecznie trafił na Uniwersytet Warszawski (mimo że w testamencie zapisał go Uniwersytetowi Jagiellońskiemu). Dość niespodziewanie, w wieku 27 lat, odkrywa w sobie powołanie kapłańskie i rozpoczyna studia w seminarium warszawskim. Nie bardzo wiadomo, dlaczego po roku rezygnuje i przenosi się do Rzymu. Studiuje w Academii Dei Nobili Ecclesiastici, a następnie w Collegium Romanum, gdzie zwieńcza edukację tytułem doktora teologii. Święcenia kapłańskie otrzymuje w 1882 r. we Florencji. Dużo podróżuje po Europie: odwiedza Bałkany, Grecję, z misją dyplomatyczną trafia do Hiszpanii. Bierze też udział w obchodach 50-lecia panowania królowej Wiktorii (tytułowanej w Indiach cesarzową) w Wielkiej Brytanii, co dużo później będzie przydatne w kontaktach z urzędnikami Imperium na subkontynencie.

Wreszcie nadchodzi dla niego moment przełomu. Papież Leon XIII mianuje go prałatem papieskim w 1887 r. i – trzy lata później – wysyła do Indii, razem z arcybiskupem Aleksandrem Agliardim. W 1892 r. nominuje go na delegata apostolskiego Indii Wschodnich oraz arcybiskupa tytularnego Teb w Achai. Swoją misję w Indiach (i na Cejlonie) abp Władysław Zaleski pełni aż do 1916 r. 

Dylemat Europejczyka

Zadania, które miał do wypełnienia w Indiach, były niezwykle delikatnej natury. Musiał mieć baczenie na tradycję, panujący układ polityczny, niechęć lub obojętność władz imperialnych i skomplikowaną strukturę społeczną poszczególnych prowincji. Chrześcijanie w Indiach od zawsze stanowili niewielką mniejszość (teraz to około 2 proc.), ale dobrze wpisywali się w różnorodność kulturową i religijną już od I wieku. Miejscowa tradycja głosi, że pierwsze gminy chrześcijańskie zostały założone przez św. Tomasza Apostoła. Najbardziej znanym literackim źródłem tej tradycji, coraz powszechniej akceptowanej obecnie, jest pochodzący z końca I lub początku II wieku tekst „Dzieje Judy-Tomasza”, pióra Bardesanesa, pisarza z Edessy.

Historyk Kościoła Euzebiusz wspomina o uczonym egipskim Pantenie, późniejszym przełożonym aleksandryjskiej szkoły katechetycznej, który został posłany do Indii. Musiał tam przybyć przed końcem II wieku, i zapewne nieco zdumiony stwierdził, że miał już poprzedników, „albowiem Bartłomiej, jeden z apostołów, nauczał ich był i pozostawił im księgę Mateusza w języku hebrajskim, którą zachowali aż do owego czasu”. Instytucjonalnie chrześcijanie są dobrze widoczni w historii Indii od V wieku, kiedy to lokalny Kościół syro-malabarski zaczyna utrwalać swoją pozycję w ścisłym związku ze wschodniosyryjską diecezją Seleucji-Ktezyfonu. Migracje z Bliskiego Wschodu kolejnych grup chrześcijan stopniowo wzmacniają całą gminę.

Abp Zaleski był przywiązany do starożytnej tradycji chrześcijaństwa w Indiach. W swojej książce „Św. Tomasz Apostoł w Indiach. Historia, tradycja i legenda”, wydanej po angielsku w 1912 r., odrzuca istniejącą wówczas krytykę Tomaszowej tradycji, starając się wykazać, że rzeczywiste jej fundamenty mają oparcie w faktach, a nie tylko w legendzie. Takie założenie miało oczywiste implikacje w kontekście tworzenia i funkcjonowania seminarium w Ampitiyi. Zmieniało perspektywę samej edukacji miejscowych kapłanów i było jasnym przesłaniem dla wszystkich Indusów: ówczesna wspólnota chrześcijan nie jest wyłącznie konsekwencją działań Zachodu, bo jej rozwój i same fundamenty opierają się na bardzo czcigodnej tradycji apostolskiej. W 1916 r. seminarium opuściło już łącznie 180 miejscowych kapłanów, a cztery lata wcześniej wyświęcono dwóch biskupów, którzy byli wychowankami Ampitiyi.

Jako watykański dygnitarz i arcybiskup rozumiał, że budowanie miejscowej hierarchii kapłanów indyjskich, którzy są równi pod każdym względem kapłanom Europejczykom, a zarazem lojalni Stolicy Apostolskiej, było trudne do akceptacji przez brytyjskie władze imperialne, które realizowały w praktyce odmienną koncepcję hierarchii społecznej, koniecznej do utrwalenia własnej władzy. Był tu, tak jak i cały Kościół rzymski, „tylko ścierpiany i tolerowany”.

Powoli tracił też złudzenia co do europejskiej misji w Azji, a jego słowa mocnej krytyki dotykały już wszystkich nacji Zachodu, bez wyjątku. W 1907 r. notował w swoich pamiętnikach: „Czy można się dziwić, że wschodnie ludy, czym wyżej postępują na drodze cywilizacji, tym bardziej stają się nieprzyjazne Europejczykom i wzmaga się w nich żądza wydarcia się spod ich władzy”. Można pokusić się o dodatkowe wyjaśnienie krytyki: mieszkał w skolonizowanej Azji w czasie, gdy jego własny kraj nie istniał na mapie Europy, nic zatem dziwnego, że bez krzty sympatii patrzył na proces imperialnego podboju i utrwalania władzy. Nie podważał osiągnięć europejskiej edukacji w Indiach, doceniał zapewne gwałtowny rozwój kolejnictwa na subkontynencie (często sam z niego korzystał), wprowadzenie zachodnich nowoczesnych metod leczenia czy nawet ideę odpowiedzialności karnej jednostki, a nie grupy, co rewolucjonizowało dotychczasową kulturę prawną Indii. Nie różnił się tym od późniejszych mężów stanu niepodległych Indii, którzy to dziedzictwo europejskie pozostawili w niewiele zmienionym kształcie.

Chodziło mu przede wszystkim o bardziej fundamentalną zasadę: ludzkiej, obywatelskiej i narodowej godności w relacji do obcej – było nie było – władzy. Lepiej rozumiał uczucie podległości obcemu mocarstwu aniżeli inni Europejczycy, którzy takie dylematy znali jedynie w teorii. Dzięki takiej właśnie kulturowej empatii zjednywał sobie szacunek, i to nie tylko wśród samych indyjskich chrześcijan, ale także wśród przedstawicieli innych wyznań i wielu społeczności etnicznych.

Po powrocie do Rzymu pilnie śledził losy odrodzonej Polski, konstatując ze smutkiem, że ideały współpracy międzynarodowej mają bardzo trywialne fundamenty. Azja nie różniła się zbytnio od Europy w tej materii. Tak zwracał się do młodych Polaków: „Pamiętajcie dobrze chłopcy. Jakikolwiek obrót wezmą nasze sprawy, nie liczcie wiele na obcą pomoc. Pomoc wam dadzą o tyle tylko i póty, póki to będzie w ich własnym interesie. Jeżeli obcej pomocy potrzebować będziecie, to nie mówcie im o prawie i sprawiedliwości, bo to są rzeczy, o które nikt nie dba. Wskazujcie im ich własny interes, korzyści materialne i polityczne”.

Trudno dziś orzec, czy abp Zaleski, jak sugeruje jego biograf ks. Witold Malej, opuszczał Indie po zabiegach Brytyjczyków, którzy dyplomatycznymi kanałami starali się jakoby przekonać Watykan, że delegat apostolski jest persona non grata. Jeżeli nawet byłby to jeden z powodów jego wyjazdu, to innym, nie mniej poważnym, był stan zdrowia. Intensywna praca, niełatwy klimat i wiek powodowały, że kolejne krótkie pobyty w Europie już nie wystarczały, aby podreperować coraz słabszy organizm.

Z ogromnym żalem opuszcza Kandy, opisując w pamiętnikach chwile uroczystego pożegnania z całą wspólnotą. Wie już wówczas, że nigdy nie powróci. W Rzymie mieszka do ostatnich chwil swojego życia. Dużo pisze, publikuje, także o sytuacji w Polsce. Od papieża Benedykta XV otrzymuje nominację na patriarchę Antiochii. Umiera w 1925 r., a w swym testamencie wyraża ostatnie życzenie, aby jego doczesne szczątki umieszczono w Seminarium Papieskim.

Dziedzictwo Patriarchy

Indie i Sri Lanka zostały po II wojnie światowej niepodległymi państwami. Seminarium Papieskie dla Indii musiało zostać przeniesione w nowe miejsce, i w 1957 r. oficjalnie zainaugurowano jego działalność w Pune. Internuncjusz papieski wręczył gospodarzom szkatułę z doczesnymi szczątkami patriarchy przywiezioną z Rzymu. Miała zostać umieszczona w specjalnie przygotowanym grobowcu, w nowo wybudowanym kościele. W ceremonii jego poświęcenia i konsekracji ołtarza brało udział trzech arcybiskupów, dziewięciu biskupów i 26 kapłanów z różnych diecezji. Wszyscy byli wychowankami seminarium w Ampitiyi. Przywieziono także liczne dzieła w różnych językach jego autorstwa, które do dziś są dostępne w tutejszej bibliotece. Pune otrzymało nowy status w niepodległych Indiach, zaś Ampitiya stała się miejscem kształcenia kapłanów ze Sri Lanki.

Wystrój nowej już kaplicy i cała symbolika obecna w Seminarium Papieskim nawiązuje do koncepcji o. Antony’ego de Mello, jezuity, oraz pośrednio koncepcji o. Bedego Griffithsa, benedyktyna. Obaj byli zdania, że Indie potrzebują nowego języka ewangelizacji, nowego św. Tomasza z Akwinu, który wykorzystałby dziedzictwo hinduistycznej szkoły wedanty do wyjaśnienia prawd chrześcijaństwa społeczności indyjskiej. Zapewne abp Władysław Zaleski miałby także duże obiekcje co do takiego właśnie przekazu prawd wiary w Indiach. Ale symbolika religijna w Pune to kolejna próba poszukiwania nowego języka do przedstawienia prawd wiary w różnych zakątkach świata. Nawet jeżeli budzi opory i dyskusje, to mimo wszystko ilustruje historyczne doświadczenie obecności chrześcijaństwa w Indiach; obecności, którą także uosabiał patriarcha Antiochii, Polak ze Żmudzi, Władysław Michał Zaleski.  


PIOTR KŁODKOWSKI jest orientalistą, ambasadorem RP w Indiach. Autor książek, m. in. „O pęknięciu wewnątrz cywilizacji” i „Doskonały smak Orientu”, laureat Nagrody im. ks. Józefa Tischnera. Stale współpracuje z „TP”.


Oprócz cytowanych w tekście pozycji, korzystałem także z: Carlos Merces de Melo SJ „Papal Seminary of Kandy – Pune; A Hundred Years of History (1893–1993)”, którą otrzymałem w darze od ojca rektora w Pune. W polskich źródłach pojawia się nieprawdziwa informacja, że ks. Zaleski jest pochowany w Ampitiyi, na Sri Lance, a nie w Pune, co być może jest skutkiem zrozumiałego skądinąd założenia, że jego doczesne szczątki powinny znajdować się w Papieskim Seminarium, którego sam jest twórcą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2013