Naprawdę dobra nowina

Papież marzy o Kościele, który nie dba o siebie, lecz wychodzi na peryferie, gotów zrezygnować ze swoich przywilejów. Rozpiera go bowiem radość, którą chce się dzielić – radość Ewangelii.

02.12.2013

Czyta się kilka minut

Katolicy uczestniczący w Światowych Dniach Młodzieży, Rio de Janeiro, Brazylia, 2013 r. / Fot. Buda Mendes / GETTY IMAGES / FPM
Katolicy uczestniczący w Światowych Dniach Młodzieży, Rio de Janeiro, Brazylia, 2013 r. / Fot. Buda Mendes / GETTY IMAGES / FPM

Jeden z amerykańskich watykanistów stwierdził, że adhortacja „Evangelii gaudium” (Radość Ewangelii) – programowy, jak sam jej autor stwierdza, dokument pontyfikatu – przypomina słynną mowę Martina Luthera Kinga, w której ten mówił o swoim śnie o Ameryce wolnej od rasizmu. Franciszek też mówi o Kościele swoich marzeń.

Jaki to Kościół? Papież mówi wprost, że marzy o Kościele całkowicie nastawionym na misję – istniejącym „permanentnie w stanie misji”. Jednak przede wszystkim jest to Kościół kontemplacyjny, czyli całkowicie otwarty na Boską Miłość uobecniającą się w Jezusie Chrystusie. Dopiero autentyczne doświadczenie tej Miłości daje impuls do wyjścia, by dzielić się nią z każdym człowiekiem. Dobro ze swej natury się udziela. Sprostanie tej wizji wymaga od nas – twierdzi Franciszek – nawrócenia osobistego oraz reformy kościelnych struktur.

Słowa papieża same są przykładem tego udzielającego się dobra. Marzenie Franciszka jest jego osobistym świadectwem. „Evangelii gaudium” nie jest po prostu teorią na temat nowej ewangelizacji. Jest aktem głoszenia Ewangelii. Franciszek jednocześnie czyni to, o czym pisze.

WYJŚĆ Z EGOCENTRYZMU

Biskup Rzymu po pierwsze przypomina, że Ewangelia jest dobrą nowiną, przynoszącą wyzwolenie i radość. Przypomnienie to jest konieczne, gdyż z naszej winy jawi się ona często jako ciężar i ograniczenie. Jednak autentyczne głoszenie Ewangelii zawsze jest przekazem pozytywnym – nawet jeśli wiąże się z krytycznym ukazaniem dystansu, który dzieli nasz sposób życia od ideału zamierzonego przez Boga. Przenikliwą papieską krytykę cywilizacji konsumpcyjnej i letniego Kościoła zasiedziałego w szacownych, lecz nieco zmurszałych już formach można odczytać w pozytywnym kluczu interpretacyjnym.

Warto więc odeprzeć pokusę, by używać papieskich słów jako młota na tych, którzy nam się nie podobają: na wyniosłych biskupów i księży traktujących Kościół jako swój prywatny folwark; na letnich świeckich, dla których Kościół to instytucja usług duchowych; na chciwych biznesmenów i polityków dbających tylko o stan swojego konta pod pozorem troski o rozwój gospodarczy społeczeństw...

Lepiej potraktować papieski dokument jako adhortację właśnie, czyli zachętę, wezwanie: zastanówcie się, czy egocentryczny sposób bycia rzeczywiście czyni was szczęśliwymi? Czy nie jest raczej tak, że defensywna obrona struktur i autorytetu instytucji, spokojnego i wygodnego życia to przejawy nieco rozpaczliwej ucieczki przed brakiem sensu i egzystencjalną pustką?

Przyjęcie miłości wyprowadzającej z egocentryzmu – mówi nam Franciszek – może być wymagające, lecz daje znacznie głębsze i trwalsze szczęście. Gdy tracimy bezpośredni kontakt z Jezusem Chrystusem, „osiadamy” w naszym życiu, tworząc struktury, które mają chronić naszą wygodę, możliwość zaspokojenia mniej lub bardziej subtelnych potrzeb, a ostatecznie naszą „zamkniętą” tożsamość.

Papież przypomina zatem, że Słowo Boga wzywa tych, którzy je z wiarą przyjmują, do „wyjścia z siebie” – jak wezwało Abrahama, Mojżesza i innych proroków. Do podobnego wyjścia Jezus wzywa swoich uczniów, czyli swój Kościół. Ów „misyjny impuls” wymaga przekształcenia całej postaci Kościoła: tak osobistej gotowości do rezygnacji z ustabilizowanego, wygodnego życia, jak i zmiany struktur (scentralizowanej władzy w Watykanie, ale także na poziomie diecezji, biurokratycznego i małodusznego zarządzania sakramentami czy nadmiernego przywiązania do form liturgicznych), które przeszkadzają w głoszeniu Dobrej Nowiny o Bożej miłosiernej miłości.

Kluczowa jest zatem koncentracja na miłości – sercu Ewangelii, wyzwolenie się zarówno z doktrynerstwa, tj. propagowania skomplikowanej doktryny, jak i moralizatorstwa – narzucania moralności jako ciężaru nie do uniesienia.

Franciszek nie rezygnuje z żadnej prawdy wiary, sprzeciwia się też moralnemu relatywizmowi, który nie wierzy w istnienie obiektywnego dobra. Niemniej zauważa, że cała doktryna chrześcijańska jest właściwie wyjaśnieniem orędzia o Bogu-Miłości, a zatem to właśnie orędzie musi być pierwsze i nieprzesłonięte przez nic innego. Podkreśla też z naciskiem, że do ewangelicznego ideału życia wszyscy musimy dopiero dorastać i że „idąc i czyniąc uczniów spośród wszystkich narodów”, musimy cierpliwie towarzyszyć ludziom w ich powolnym rozwoju, nie obciążając ich od razu wymaganiami, którym nie będą w stanie w danym momencie sprostać.

Jeśli zatem uznajemy „Evangelii Gaudium” za przykład głoszenia Dobrej Nowiny, traktujmy tę papieską wypowiedź jako zarys ideału, który może nas samych pociągnąć swoim pięknem, a nie jako zestaw wymogów, które chcielibyśmy narzucić innym członkom Kościoła (biskupi księżom, księża świeckim, świeccy biskupom i księżom).

RYZYKO WARTE PODJĘCIA

Kreślony przez papieża na kartach adhortacji ewangeliczny ideał Kościoła – wspólnoty posłanych uczniów – nie jest tylko ogólnym zarysem: posiada sporo istotnych szczegółów, które mogą pomóc czytelnikom w dostrzeżeniu konkretnej formy ich osobistego zaangażowania.

Kontemplacyjna uważność i otwartość na miłość Boga jest – wskazuje Franciszek – nierozłącznie związana z uważnością i otwartością na innych ludzi. Z jednej strony doświadczenie zbawczej i wyzwalającej miłości Boga uzdalnia nas do bliskości z innymi. Z drugiej strony, bliskość ta jest przestrzenią, w której spotykamy i poznajemy Boga.

„Evangelii gaudium” jest zachętą do skracania dystansu. Ewangelizacja, zdaniem Franciszka, dokonuje się przede wszystkim w codzienności życia, w bezpośrednim spotkaniu z człowiekiem. Nie możemy odpowiadać na pytania, których się nam nie stawia, ostrzega Franciszek. Ewangelizacja wymaga najpierw uważnego słuchania, a następnie delikatnego świadectwa o miłości Bożej doświadczonej osobiście, lecz zawsze większej niż nasze jej rozumienie.

Mówić zaś trzeba językiem, który jednocześnie wyraża nasze doświadczenie i którym posługują się ci, do których się zwracamy. Ewangelizacja nie polega na powtarzaniu wyuczonych na pamięć formuł, nawet jeśli są one całkowicie ortodoksyjne. Bardziej niż błędów doktrynalnych trzeba obawiać się zamknięcia we własnym świecie religijnym, obcym dla ludzi, do których jesteśmy posłani. Ewangelizacja jest bowiem procesem cierpliwego, duchowego towarzyszenia, w którym „ewangelizowaniu”, tj. wzrostowi w Bożej miłości, podlegają wszyscy uczestnicy.

PYTANIE DO PAPIEŻA

Podstawową raną świata – diagnozuje Franciszek – jest egocentryzm, brak miłości, zerwanie relacji. Dzieło zbawienia jest przywróceniem za cenę Krzyża możliwości odbudowania głębokiej międzyludzkiej wspólnoty, wcieleniem się Boskiej Miłości w rzeczywistość ludzkiego życia.

Właśnie z powyższego powodu ewangelizacja posiada także wymiar społeczny, kulturowy. Papież ma jasną świadomość społecznego charakteru człowieka i wagi kulturowych uwarunkowań jego życia. Chrześcijanie nie mogą zamknąć się w prywatnej pobożności i tylko do takiej pobożności innych prowadzić.

„Evangelii gaudium” wyróżnia dwa obszary społecznego wymiaru ewangelizacji: troskę o ubogich oraz pracę na rzecz pokoju. Obszary te są ściśle powiązane: zasadnicze zło ubóstwa polega bowiem na niesprawiedliwym podziale dóbr materialnych, który bardzo utrudnia wielu ludziom pełny osobowy rozwój i burzy międzyludzkie relacje. Właśnie takie społeczne wykluczenie rodzi napięcia i przeszkadza w osiągnięciu autentycznego pokoju. Praca na rzecz pokoju – obejmując dialog ekumeniczny, międzyreligijny i kulturowy – musi obejmować również solidarność z ubogimi.

W tym kontekście można postawić papieżowi pytanie, na które nie znalazłem w adhortacji jasnej odpowiedzi. Otóż z jednej strony Franciszek kładzie nacisk na osobistą więź z Jezusem Chrystusem. Z więzi tej wywodzi się cała działalność misyjna i o doprowadzenie innych do tej więzi w działalności tej chodzi. Wyrazem tej więzi jest kerygmat, który jest treścią nie tylko pierwszego głoszenia, ale i późniejszej katechezy.

Z drugiej strony Franciszek podkreśla wielokrotnie, że Boże Panowanie, które głosimy i we wprowadzaniu którego współpracujemy, ma miejsce wszędzie tam, gdzie miłość przezwycięża obojętność i nienawiść, gdzie powstaje i rośnie dobro. Każde takie zwycięstwo miłości i powstanie dobra papież wiąże ze zmartwychwstaniem Ukrzyżowanego.

Czy zatem kerygmat musi zawsze być wprost wypowiedziany? Innymi słowy: czy troska o ubogich i wspieranie wszelkich przejawów międzyludzkiej miłości nie są już same w sobie ewangelizacją, jeśli na przykład są podejmowane wspólnie z niechrześcijanami i dlatego realizowane bez mówienia explicite o Jezusie?

POLSKIE GRZECHY

Świadomość, że ewangelizacja to współdziałanie z Bogiem w objawianiu światu Miłosierdzia, nie przeszkadza papieżowi w przenikliwej i radykalnej ocenie negatywnych stron współczesnej kultury. Krytyka ta nie ma w sobie nic z agresji, nie jest też dokonywana z pozycji moralnej wyższości. Przeciwnie, Franciszek równie przenikliwie krytykuje Kościół i szczerze przyznaje się do własnej grzeszności i potrzeby nawrócenia. Wzywa do nawrócenia każdego z nas, chrześcijan, i podkreśla, że nawrócenia i reformy wymaga także papiestwo oraz inne instytucje Kościoła.

 Franciszek podkreśla potrzebę rozeznania, przeprowadzonego na poziomie lokalnych wspólnot. W polskim kontekście warto, moim zdaniem, zwrócić szczególną uwagę na niebezpieczeństwo klerykalizacji Kościoła. Klerykalizacja wprowadza zbyt duży dystans między hierarchią a świeckimi. Od strony świeckich przejawia się to brakiem realnego wpływu na kształt kościelnych wspólnot, ale zarazem wygodnym zrzucaniem całej odpowiedzialności na księży i biskupów.

Jeśli papież ma rację, warto zaangażować się nawet bez oglądania się na formalne pozwolenia i oficjalne struktury. My, świeccy, też posiadamy zdolność odkrywania nowych dróg, przypomina Franciszek, nie bójmy się z niej korzystać. Nie musimy zawsze podążać za biskupami i księżmi. Nie chodzi przy tym o anarchiczny indywidualizm – autentyczne zaangażowanie zawsze buduje wspólnotę. Wspólnota jednak to nie instytucja. Ta ostatnia ma swoją wagę – ale zawsze jest wtórna wobec żywych relacji.

Innym naszym „polskim” grzechem jest skłonność do, by tak rzec, defensywnej konfrontacyjności: zamykamy się w kręgach podobnie myślących, szukamy wrogów i zagrożeń, widzimy raczej różnice i to, co uważamy za błąd, a nie podobieństwa i choćby ziarna prawdy. W ten sposób ginie pozytywny przekaz, o który apeluje Franciszek.

Papież wzywa nas, byśmy otwarli się na miłość Boga, a doświadczywszy jej, z radością przekraczali własny egocentryzm, byśmy byli Kościołem, który nie dba o siebie, lecz wychodzi na peryferie, gotów zrezygnować ze swoich przyzwyczajeń i przywilejów. Niesiony jest bowiem pragnieniem podzielenia się z wszystkimi Bożą Radością.

***

W powyższym omówieniu nie odwoływałem się do konkretnych cytatów z adhortacji. Powodem jest fatalna jakość oficjalnego polskiego przekładu, który (jak już pisałem w tekście zamieszczonym na internetowej stronie „TP”) trzeba całkowicie przepracować. Napisany jest bowiem polszczyzną urągającą standardom, zawiera też poważne przeinaczenia sensu. Oto przykład:

W punkcie 31. polski tekst głosi, że biskup „w pewnych okolicznościach powinien iść za ludem, by pomóc tym, którzy zostali z tyłu, ponieważ jest pasterzem swojej owczarni, jego węch pozwala mu rozpoznać nowe drogi”. Tymczasem dosłowne tłumaczenie odpowiedniego fragmentu wersji hiszpańskiej (w tym języku papież napisał adhortację) stwierdza, że biskup „w pewnych okolicznościach powinien iść za ludem, by pomóc tym, którzy zostali z tyłu, a przede wszystkim ponieważ sama owczarnia posiada węch, aby rozpoznać nowe ścieżki”. Papież zatem wskazuje, że w pewnych okolicznościach to lud posiada zdolność rozpoznawania nowych dróg, dlatego biskup powinien podążać za ludem. Polski tłumacz zdolność tę przypisał samemu biskupowi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2013