Kościół poobijany, ale twórczy

Abp Rino Fisichella, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Nowej Ewangelizacji: Im bardziej świeccy będą przekonani o swojej roli w ewangelizacji, tym bardziej Kościół będzie zdolny do dialogu ze światem.

26.05.2014

Czyta się kilka minut

Abp Rino Fisichella, Kraków, 20 maja 2014 r. / Fot. Jacek Taran dla „TP”
Abp Rino Fisichella, Kraków, 20 maja 2014 r. / Fot. Jacek Taran dla „TP”

W poniedziałek 19 maja 2014 r. w Pałacu Arcybiskupów Krakowskich odbyła się konferencja prasowa poświęcona premierze długo oczekiwanego polskiego wydania Dokumentu Końcowego V Ogólnej Konferencji Episkopatów Ameryki Łacińskiej i Karaibów – Dokumentu z Aparecidy, którego głównym redaktorem był kard. Jorgé Mario Bergoglio. Papież Franciszek wielokrotnie powołuje się na ten dokument w swoich wystąpieniach; nieoficjalnie mówi się, że Aparecida to programowy dokument tego pontyfikatu. Na konferencji w Krakowie był obecny m.in. abp Rino Fisichella, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Nowej Ewangelizacji. Duchowny brał również udział w Ogólnopolskiej Szkole Ewangelizacyjnej, która odbywała się w krakowskim klasztorze oo. Redemptorystów.

ARTUR SPORNIAK, BŁAŻEJ STRZELCZYK: Papież Franciszek powtarza, że woli tysiąc razy Kościół poobijany, który miał wypadek, od Kościoła chorego z powodu zamknięcia. Jak Ksiądz Arcybiskup rozumie te słowa?
Abp RINO FISICHELLA:
To zaproszenie Ojca Świętego, aby Kościół się nie bał i żeby był śmiały. Kiedy się ewangelizuje, trzeba iść czasem takimi drogami, którymi jeszcze nikt wcześniej nie szedł. Potrzebujemy do tego odwagi. Musimy również umieć ponieść ryzyko pomyłki, ale mimo wszystko musimy się ośmielić wyjść na zewnątrz. Gdy wspólnoty kościelne i konkretni katolicy ewangelizują, podejmują jakąś akcję duszpasterską, wtedy oczywiście mogą się pomylić, ponieważ przecierają szlaki i zaczynają iść nowymi drogami. Przysłowie uczy, że nie myli się tylko ten, kto nic nie robi.

Mamy wrażenie, że w Polsce jednak dominuje odruch ochrony Kościoła przed wypadkami.
Wypadki zawsze zdarzały się w historii Kościoła i jest niemożliwe, żeby ich uniknąć. To między innymi dzięki tym wypadkom Kościół się rozwijał i wzrastał w wierze. Przypominam, że mieliśmy w historii Kościoła wiele herezji. One powstały z pragnienia powiedzenia czegoś nowego. Poprzez te błędy Kościół poszerzył swój stan wiedzy, wyćwiczył zmysł wiary i pogłębił samą wiarę. Pomiędzy obroną status quo a bezrefleksyjnym wejściem na nowe drogi jest z pewnością droga pośrodku. Chodzi o to, żeby czerpiąc ze skarbca doświadczenia zawartego w historii Kościoła, wyjść odważnie i roztropnie na nowe drogi.

Ksiądz Arcybiskup unika definiowania nowej ewangelizacji. Ma to być jakaś forma nawrócenia. W dokumencie z Aparecidy mowa jest o tym, że Kościół potrzebuje silnego wstrząsu. Czym on ma być?
Już Paweł VI w encyklice „Evangelii nuntiandi” z 1974 r. mówił, że niemożliwe jest zdefiniowanie słowa „ewangelizacja”, ponieważ taka definicja z zasady ograniczałaby pole rozumienia. Tymczasem ewangelizacja ma otwierać nowe przestrzenie. Bez wątpienia nowa ewangelizacja powinna stać się pewnym wstrząsem, ale ma to być wstrząs przede wszystkim dla chrześcijan – to oni są wezwani, by zmienili swoją mentalność.
My, chrześcijanie, wpadliśmy w pułapkę światowości i źle rozumianej nowoczesności. Przyjęliśmy myśli i zachowania, które nie należą do naszej wiary. To sprawiło, że nie jesteśmy zdolni do pokazania światu, iż jesteśmy uczniami Jezusa Chrystusa. Przypomnijmy moment, kiedy to uczniowie pierwszy raz zostali nazwani chrześcijanami, czyli dosłownie „Chrystusowymi”. W wielokulturowej i wielonarodowej Antiochii garstka uczniów dała się rozpoznać jako chrześcijanie. Dziś katolików jest miliard dwieście milionów, a trudno jest ich w społeczeństwie rozpoznać. Nowa Ewangelizacja jest więc również swego rodzaju prowokacją skierowaną do chrześcijan po to, by odzyskali tożsamość.

Ludzie tracą dziś chrześcijańską tożsamość nie dlatego, że przestają wierzyć w Boga, ale dlatego, że mają problem z doktryną i nie wiedzą, jak odnaleźć się w narzuconej przez Kościół dyscyplinie.
Kościół nie może zmienić doktryny. Jesteśmy powołani, by tę doktrynę rozwijać. Jednak ten rozwój nie może odbywać się przez zmianę prawd rozpoznanych już przez Kościół. A zasada, która przez wieki inspirowała ludzi Kościoła, głosi, że prawdą wiary jest to, co było głoszone zawsze, wszędzie i przez wszystkich.

Jak należy rozumieć w takim razie obecną dyskusję o zweryfikowaniu dyscypliny sakramentalnej w sprawie przyjmowania komunii przez osoby rozwiedzione będące w ponownych związkach?
Ewangelizacja będzie sukcesem, o ile będziemy posłuszni Słowu, a nie mechanizmom tego świata. Pamiętajmy o tym, że Kościół przez najbliższe dwa lata będzie się zastanawiał nad rodziną – przygotowywane są na ten temat dwa synody – nadzwyczajny w tym roku i zwyczajny w przyszłym. Debata synodalna będzie instrumentem dla papieża Franciszka. Po tej debacie będzie miał w ręku wszystkie argumenty, by podjąć właściwą i wiążącą decyzję w sprawie dyscypliny Kościoła. Ale to na pewno nie może zostać spowodowane prowokacją współczesnego społeczeństwa. Decyzja taka może być podjęta tylko w relacji posłuszeństwa względem Słowa Bożego, do czego jako chrześcijanie jesteśmy zobowiązani. Przecież Kościół w społeczeństwie pełni rolę prorocką.

Ale chyba nie najlepszym pomysłem na ewangelizację jest zanoszenie ludziom Katechizmu Kościoła Katolickiego i mówienie, że muszą te wszystkie prawdy, zawarte w trzech tysiącach punktów, przyjąć, jeśli chcą być katolikami.
Kościół nigdy tak przecież nie robił. Katechizm nie jest trzema tysiącami punktów, które należy wręczyć chrześcijaninowi. Celem ewangelizacji jest doprowadzenie do spotkania z Chrystusem. Kiedy więc ewangelizujemy, po prostu głosimy, że spotkaliśmy Jezusa Chrystusa i chcemy, by spotkali Go także inni. A Chrystus to osoba, a nie książka. Zatem nowa ewangelizacja jest niesieniem Dobrej Nowiny o Osobie. Ewangelię możemy wyrazić w jednym zdaniu: Bóg kocha. Bóg jest miłością i przebacza. Jesteśmy wezwani, żeby zmienić życie.
Katechizm natomiast zbiera doświadczenie, które Kościół nabył w ciągu dwóch tysięcy lat. Żeby tego bogactwa nie zapomnieć, Kościół chce przekazać je pokoleniom, które przyjdą po nas. Katechizm pozwala lepiej poznawać tajemnice wiary.

Często misja Kościoła kojarzona jest przede wszystkim ze stawianiem wymogów etycznych, zwłaszcza dotyczących życia małżeńskiego i – jak się wydaje – nieco oderwanych od codziennych realiów. To zniechęca.
Takie rozumienie misji jest właśnie pomyłką. Etyka nie jest pierwszym punktem ewangelizacji. Nawet we wspomnianym Katechizmie rozdział poświęcony Bożym przykazaniom jest dopiero trzeci, a nie pierwszy. Gdy z kolei weźmiemy przykazanie dotyczące sfery seksualnej, to jest ono dopiero szóste. Zatem ewangelizacja, która na pierwszym miejscu postawiłaby etykę, na pewno nie byłaby skuteczna. Na pierwszym miejscu zawsze jest Chrystus oraz nasze pragnienie, aby iść za Nim. Po to, aby za Nim iść, wezwani jesteśmy, żeby żyć jako wspólnota chrześcijańska modlitwą i życiem sakramentalnym. Dopiero jako konsekwencja takiego życia pojawia się wierność przykazaniom.

Duszpasterstwu grozi popadanie w doktrynerstwo, gdyż domaganie się posłuszeństwa jest łatwiejsze niż pójście za żywą osobą Jezusa.
Właśnie z tego powodu Ojciec Święty prosi o nawrócenie pastoralne. To pojęcie, które pojawiło się w dokumencie z Aparecidy i do którego odwołuje się Franciszek w adhortacji „Evangelii gaudium”, oznacza przeorientowanie naszego podejścia duszpasterskiego. Chodzi o wyjście z tych form biurokracji, w których zamknęliśmy nasze parafie, i o uczynienie z nich miejsc, gdzie jest głoszona i przeżywana Ewangelia, gdzie ludzie się modlą, można odnaleźć duchowość spójną z Ewangelią i gdzie kwitnie życie spójne z Ewangelią.

Dostrzegamy trzy najważniejsze bolączki naszej wspólnoty. Kościół w Polsce zmaga się z klerykalizmem – gdy mówimy: „Kościół”, myślimy: „księża i biskupi”; po drugie – biskupi i księża wciąż boją się ujawnić kościelne finanse, w związku z czym trudno jest nam, świeckim, czuć się współodpowiedzialnymi za wspólnotę; po trzecie – dostrzegamy zbyt duże zaangażowanie niektórych ludzi Kościoła w doraźną politykę. Co z tym robić?
Świeccy odgrywają bardzo istotną rolę w nowej ewangelizacji. Ich pierwszą zaletą jest właśnie to, że nie są „klerykalni”. Warto pamiętać, że tak jak kapłani nie powinni ulegać pokusie świeckiego stylu życia, podobnie świeccy nie powinni starać się zastępować duchownych w ich zadaniach wynikających z otrzymanych święceń. Im bardziej świeccy będą przekonani o swojej istotnej i w wielu punktach niezastąpionej roli w ewangelizacji, tym bardziej Kościół będzie zdolny do dialogu ze światem współczesnym.
Kościół nie powinien się obawiać i ukry­wać tego, co dzieje się w Jego życiu. Wszystko to, co Kościół posiada, powinno służyć ubogim i całej wspólnocie chrześcijańskiej.
I ostatnia sprawa: istotnym jest, by Kościół był słyszalny w świecie polityki. Zwłaszcza w czasach, gdy polityka straciła swoją wiarygodność, a instytucje publiczne siłę i często autorytet, by odpowiedzieć na potrzeby i bolączki wielu grup społecznych. W adhortacji „Evangelii gaudium” i w encyklice „Lumen fidei” papież Franciszek mówi, że nie można nakazać Kościołowi milczenia, gdyż chrześcijanie powołani są do budowania społeczeństwa zaufania.

Kościół ma oczywiście przypominać, że polityka jest troską o dobro wspólne. Problem jest jednak inny: niektórzy księża wykorzystują duszpasterstwo, by wspierać konkretne partie.
Kapłani, podobnie jak biskupi, są znakiem jedności wspólnoty chrześcijańskiej, nie mogą być zatem znakiem jej podziału. Powinniśmy się ograniczać do przypominania o fundamentalnych wartościach, którymi powinni kierować się politycy. Tylko świeccy mogą się angażować w działalność konkretnych partii politycznych.

Będąc jeszcze przewodniczącym Papieskiej Akademii Życia, Ksiądz Arcybiskup wstawił się za ekskomunikowanymi lekarzami, którzy, aby uratować życie zgwałconej przez ojczyma dziewięcioletniej Brazylijce, usunęli jej ciążę mnogą. Ta obrona wymagała odwagi i rzeczywiście spotkała się z krytyką. Jaki motyw kierował Księdzem Arcybiskupem?
Kierowałem się chrześcijańską zasadą, aby wychodzić naprzeciw tym, którzy są w trudnościach. Jest to po prostu zasada miłości i miłosierdzia. Z pewnością nie wszyscy tę motywację zrozumieli. Znaleźli się nawet tacy, którzy mnie chcieli publicznie zlinczować. Dziś nauczanie papieża Franciszka jest dla mnie wsparciem i przekonuje, że obrałem wówczas słuszną drogę.

Tłum. KS. KRZYSZTOF MARCJANOWICZ

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2014