Najmniejsza maska świata

O wszystkim decyduje się za nich. Ktoś zleca badania, ktoś wbija igłę, ktoś wiezie na zabieg. A klaun uchyla drzwi, patrzy w oczy i szeptem pyta o zgodę na wejście. Tu dziecko jest panem sytuacji.

30.05.2022

Czyta się kilka minut

Joanna Lewandowska i Christian Moser. Obóz uchodźców Nea Kavala, Grecja, wrzesień 2021 r. / CRAIG RUSSEL / RED NOSES INTERNATIONAL / MATERIAŁY PRASOWE
Joanna Lewandowska i Christian Moser. Obóz uchodźców Nea Kavala, Grecja, wrzesień 2021 r. / CRAIG RUSSEL / RED NOSES INTERNATIONAL / MATERIAŁY PRASOWE

Klaun jest królem czasu. Najprostszą czynność, choćby włożenie szpitalnych pantofli, potrafi zmienić w godzinną opowieść pełną pomyłek, gaf i śmiechu. Ale są miejsca, gdzie nawet królewska władza się kończy – na bloku operacyjnym w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie nie rządzą klauni, lecz surowy grafik zabiegów. I kiedy Asia Lewandowska wchodzi do przedoperacyjnej poczekalni, nigdy nie wie, ile ma czasu na zakumplowanie się z drugim człowiekiem. Ubrana w lekarski kitel, na głowie ma kolorowy czepek, na twarzy – czerwony nosek, nieodłączny atrybut każdego klauna. Rozgląda się po sali. Młodzi ludzie czekają na zabiegi, najczęściej w towarzystwie mamy lub taty. Zaraz rodzice zostaną za drzwiami, a oni pojadą w stronę narkozy, czujników, narzędzi chirurgicznych.

Dużo tu stresu, strachu, niepewności, więc wiele dzieci nie ma ochoty się śmiać i rozpraszać. Ale są też takie, które potrzebują kontaktu, wsparcia, chwili oddechu. Jak Asia je rozpoznaje? Sama nie wie.

W podwodnym świecie

– Nigdy ich nie okłamuję – zapewnia. – Kiedy mała dziewczynka mówi mi, że się boi, moim zadaniem jest wsparcie, odciągnięcie jej uwagi od lęku, a nie ignorowanie go. Nie mówię: „Nie bój się, teraz pokażę ci sztuczkę”. Mówię: „No jasne, że się boisz, to jest przecież operacja! Ale nie jesteś sama. Możemy bać się razem!”.

Asia wciela się w rolę „projektantki snów” na usługach młodego pacjenta. Razem wybierają zapach narkozy, rozmawiają, tworzą piosenki. Na przykład taką: „kucyki Pony jedzą żetony, a jak się zmęczą, to srają tęczą”.

– Często śmiejemy się z głupkowatych rzeczy, uwielbiam to. Wyobraź sobie, że potem jedziemy na salę, dziecko widzi nad sobą pięć obcych postaci w maskach i kitlach, ale ci wszyscy lekarze, pielęgniarki i anestezjolożki śpiewają jego własną piosenkę o sraniu tęczą. Od razu robi się mniej strasznie.

Wchodzą na salę, razem dobierają kolory czujników monitorujących serce. Klaun towarzyszy małemu pacjentowi aż do zaśnięcia.

Asia mówi, że jej praca to szukanie szczelin i wpuszczanie przez nie światła. W Polsce od 10 lat zajmuje się tym fundacja Czerwone Noski. Teraz pracuje w niej ponad 30 klaunów, którzy regularnie odwiedzają dzieci w 11 szpitalach w 7 miastach Polski. Noski pojawiają się także w domach pomocy społecznej i na oddziałach geriatrycznych.

Zwykle pojawiają się raz, dwa razy w miesiącu, to zależy od ustaleń z danym szpitalem. W warszawskiej Klinice Budzik klauni są w każdy poniedziałek od ośmiu lat. Najczęściej odwiedzają pacjentów w ich salach, czasem towarzyszą im przed operacją lub rezonansem magnetycznym. Bywa też, że przybiegnie do nich pielęgniarka z nagłym alarmem, kiedy dziecko boi się zastrzyku. Wtedy jest najtrudniej.

No bo właściwie jak wywołać śmiech w szpitalu? Praca Czerwonych Nosków w niczym nie przypomina klaunowych występów na urodzinach. Nie wystarczą sztuczki, show i zebranie braw na koniec. Tutaj trzeba spotkać się ze swoją widownią na głębszym poziomie, dostrzec jej problemy i nastrój.

– O wielu rzeczach w szpitalu decyduje się za nas. Ktoś zleca badania, ktoś wbija igłę, ktoś wiezie na zabieg – mówi Asia. – A ja uchylam drzwi, patrzę dziecku w oczy i szeptem pytam: „Czy mogę wejść”? To ono jest panem sytuacji.

Klauny mają staromodne, lekko kiczowate kostiumy, na które narzucają lekarskie kitle. Nigdy nie malują twarzy, zakładają tylko skórzane czerwone noski, znak rozpoznawczy. Nosek, mówi Asia, to najmniejsza maska świata. To on zmienia Joannę Lewandowską w pielęgniarkę Walentynę Apsik, a jej kolegę w doktora Siemanko.

– Czasem dziecko mówi „Nie możecie wejść” – przyznaje Asia. – Wtedy my mamy czas na reakcję. Chwytamy się wszystkiego, z czego można stworzyć opowieść. Mówimy: „Wejść nie, ale może to jest Podwodny Świat i możemy tam wpłynąć”? Bardzo często dziecięce „nie” wypowiedziane z przekąsem jest świetnym zaproszeniem do zabawy. Ale jeśli to naprawdę nie jest właściwy moment, odpuszczamy.

Pięć ważnych zasad

Z Asią Lewandowską rozmawiamy w jej domu w Ińsku w woj. zachodniopomorskim. Jako klaunka pracuje od siedmiu lat, ale jest też zawodową wokalistką, więc muzyka stanowi supermoc siostry Walentyny Apsik.

– Gdyby ktoś mi, Joannie, powiedział: „Idź, bądź śmieszna dla chorych dzieci”, nie dałabym rady. Tyle cierpienia, a ja mam się śmiać i wydurniać? Tylko Walentyna umie to zrobić naturalnie.

Na bloku operacyjnym Asia pracuje sama, ale na regularne wizyty w salach młodych pacjentów Noski zawsze chodzą parami: – Początek opowieści czasem wymyślamy przed wejściem na salę. To może być wszystko: lot w kosmos, zbieranie grzybów. Albo ustalamy z koleżanką: „dobra, to ty jesteś moją kuzynką, która wczoraj przyjechała ze Stanów, a ja cię oprowadzam”. To określa relację między nami.

Relacja jest kluczowa – między parą klaunów zawsze ma być kontrast. Oni nazywają to statusami – jest „jedynka” i jest „dwójka”.

– Jedynka to kompletny debil, który jest święcie przekonany o swoim geniuszu. Dwójka to taki sam kompletny debil, który za wszelką cenę chce pomóc swojemu szefowi – śmieje się Aśka. – Jak Pinky i Mózg albo Flip i Flap.

Żeby taka dwójka mogła sobie poradzić, musi pamiętać o pięciu zasadach. Pierwsza: wszystkie drzwi otwarte. Nie chodzi o zrobienie przeciągu, lecz o gotowość na improwizację.

– Wszystkie umiejętności i sztuczki, które mamy w rękawie… One tylko określają „wymiary basenu”. A potem w tym basenie musimy swobodnie pływać – zaznacza Asia.

Nie pływają sami. Zasada druga mówi: publiczność ma swoje miejsce w spektaklu. To oznacza, że nie wszystko jest wyreżyserowane, wiele rzeczy tworzy się wspólnie z dziećmi. Słowa piosenek, fabułę, nawet postacie. Najlepsze rzeczy dzieją się właśnie wtedy, kiedy to dzieci stają się kreatorami. Ale też najtrudniejsze, bo mali kreatorzy i kreatorki uwielbiają pakować klaunów w niezręczne sytuacje.

Wtedy przydają się kolejne zasady. Trzecia mówi: ziemia jest naszym przyjacielem. Stój pewnie na nogach, zachowuj dobrą postawę, a nic złego się nie stanie, tłumaczy Asia. I czwarta zasada, wspomniana na początku: klaun jest królem czasu.

– Kiedy ja, Joanna, napotykam w życiu problem, staram się go rozwiązać jak najszybciej i najprościej. Mając na sobie czerwony nos, robimy dokładnie odwrotnie. Kiedy spada mi mikrofon (nieważne, że zrobiony z łyżki) i odpina się od niego kabel, zaczyna się przygoda. Będę 20 razy próbowała przypiąć go z powrotem. „Dwójka” będzie mi tak pomagać, by przeszkadzać. Zaplącze mi kabel, włoży go sobie do ucha, zgubi łyżkomikrofon. Dzieci będą nam doradzać, a my i tak wszystko zepsujemy. Po drodze stracimy buty, skomponujemy trzy piosenki i pięć razy się wywrócimy. Przy okazji: zakolegujemy się.

Dlatego piąta zasada brzmi: klaun musi mieć problem. Musi mieć coś do pokonania przy pomocy dzieci. Jak przypiąć mikrofon? Jak polecieć w kosmos? Jak dobrze założyć buty?

Publiczność na szpitalnej sali doradza, a klaun i tak się myli. Im większe tarapaty, tym lepiej. Co czeka na końcu?

– Nie chodzi tu o grande finale, po którym zbierzemy brawa – mówi Asia. – Tu wszystko, co najważniejsze, dzieje się po drodze. Pytasz o cel? Jednym jest śmiech sam w sobie. On uwalnia emocje, rozluźnia, przyśpiesza zdrowienie. Jest wiele badań, które wskazują na jego terapeutyczną rolę.

Ale praca Asi nie polega na „byciu śmiesznym”, ale na budowaniu relacji. Pod przykrywką głupkowatych żartów i piosenek o pierdzących jednorożcach dzieją się tu naprawdę ważne rzeczy. Ludzie dłużej patrzą sobie w oczy, chętniej rozmawiają, coś tworzą.

– Zyskują sprawczość. Szumne słowo, ale widzę to na co dzień – zapewnia Asia i tłumaczy, że chore dzieciaki często postrzegane są tylko przez pryzmat ich choroby. Zna np. 15-latka, na którego wszyscy dalej mówią „Dawidek”, bo jest chory.

– Dlatego ogromną wartością jest to, że on usłyszy ode mnie: „Jesteś super ziom, Dawid. Masz 15 lat i dobrze, że masz wszystkie swoje nastoletnie frustracje, radości i pomysły. Zróbmy coś razem”.

Co masz w kieszeni?

O Czerwonych Noskach usłyszała od kolegi, Mateusza Marka z zespołu Kołłątajowska Kuźnia Prawdziwych Mężczyzn, który też pracuje w fundacji.

– Kraków, knajpa-barka na Wiśle, był z nami jeszcze mój kuzyn i jego znajomi – wspomina Asia. – Zapytałam Mateusza o charakter tej pracy. A on wziął zwykłą reklamówkę i zaczął tworzyć grę. Nagle zobaczyłam, jak siedmiu dorosłych chłopów rzuca wyimaginowaną piłeczką do siatki i jest to dla nich najważniejsza rzecz na świecie. Zaczarował nas, a mi pokazał, że klaunowanie to nie stand-up, gdzie sypiesz żartami i sztuczkami z rękawa, lecz spotkanie. Postanowiłam, że spróbuję.

Czerwone Noski co jakiś czas organizują nabory, czasem na jedno miejsce zgłasza się 30 osób. Fundacja najczęściej szuka osób z doświadczeniem scenicznym: przychodzą studenci szkół aktorskich, muzycy, artyści kabaretowi.

O tym, jak wyglądają castingi i dalsza nauka, opowiada mi Michał Brańka, który szkoli nowych klaunów: – Zaczynamy od dwóch etapów w formie warsztatów na żywo. Pierwszy etap najczęściej trwa jeden, a drugi dwa dni. Uczymy wchodzenia w specyficzną rolę, ale także szukamy sposobu, jak wykorzystać bardzo różne własne umiejętności. Powoli zaczynamy tworzyć postaci, badamy swoją wrażliwość. Do tej pracy nikt nie przychodzi gotowy.

Na tym etapie wielu ludzi stwierdza, że to nie dla nich. Resztę czeka cykl warsztatów. Z czasem zaczną pojawiać się w szpitalach: najpierw jako obserwatorzy, później „na trzeciego” zaczną towarzyszyć parze klaunów, brać coraz większy udział w zabawie. Droga do pełnoprawnej roli Noska zajęła Michałowi osiem miesięcy.

– Na tym się nie kończy – mówi Michał. – Od tego momentu każdy z nas ma 5 lat na ukończenie pełnego kursu w Międzynarodowej Szkole Humoru w Wiedniu.

Szkoła humoru. Kolejny dowód na to, że śmiech to bardzo poważna sprawa. W Wiedniu znajduje się centrala organizacji Red Noses International (działa w jedenastu krajach, Czerwone Noski są jej polską filią). To tam klauni jeżdżą uczyć się umiejętności scenicznych, komunikacji, psychologii. Oraz, oczywiście, sztuczek.

– Jest np. warsztat „Co masz w kieszeni?”. Kilka dni uczysz się, jak zbudować opowieść na bazie gumki recepturki, którą znalazłeś w starych spodniach – mówi Asia i zaraz dodaje: – Klaun jest jak jazzman. Gdy przestaje się rozwijać, traci paliwo, ginie w nim świeżość i autentyczność. Rutyna ma sens tylko jako baza, na której możemy szaleć i improwizować.

Wspólny system szkoleń daje Noskom z całego świata duże możliwości. Dzięki niemu Asia czy Michał są w stanie pracować, nawet pomimo bariery językowej, z ludźmi z Jordanii, Litwy czy Chorwacji. Wykorzystują to zwłaszcza podczas misji zagranicznych. Asia kilkukrotnie była w obozach dla uchodźców w Grecji, a na początku tego roku wróciła z Sudanu Południowego. W takie miejsca klauni przyjeżdżają na kilka tygodni, realizują z dziećmi projekty (np. wspólne przedstawienie), ale też asystują przy zabiegach medycznych.


PODKAST POWSZECHNY

Jak klauni z fundacji Czerwone Noski pracują w obozach dla uchodźców i strefach konfliktu? Czy dzieci na całym świecie śmieją się z tego samego? Posłuchaj rozmowy Krzysztofa Storego z Joanną Lewandowską w PODKAŚCIE #DOM>>>


 – Często pomagaliśmy przy szczepieniach: tych rutynowych i tych na koronawirusa. Takie akcje prowadzą np. Lekarze Bez Granic. Wiele dzieci nie rozumiało tych sytuacji, było przestraszonych, że musi stać w kolejce po jakiś zastrzyk – mówi Asia. – Staraliśmy się im pomóc.

Spojrzeć w oczy

Olbrzymim utrudnieniem w pracy klaunów okazał się okres pandemii. Wizyty na oddziałach były niemożliwe, więc z Noskami pacjenci widywali się przez ekran komputera. To było nowe doświadczenie wymagające ogromnej kreatywności. Przykład? Dziecko dmucha w ekran, a klaunowi po drugiej stronie spada natychmiast kapelusz.

Ale w pandemicznych spotkaniach online mniej było sztuczek, a więcej rozmowy, próby nawiązania głębszego kontaktu, choć nie zawsze okazywało się to łatwe. Asia wspomina niewidomego chłopca ze spektrum autyzmu.

– Kilka lat temu powiedziałabym, że to niemożliwe, by w tej sytuacji nawiązać kontakt bez spotkania na żywo. A teraz zaczęłam od najprostszej możliwej rzeczy – wspomina.

Powiedziała „bam”. Chwila ciszy. Z drugiej strony zwrotne: „bam”. „Bam bam” – Asia rozwinęła opowieść. I za chwilę usłyszała: „pam pam”. Potem jakoś już poszło.

– Spotykamy się też z seniorami na oddziałach geriatrycznych oraz w domach pomocy społecznej. I potem od personelu słyszymy, że oni nagle znajdują z tymi podopiecznymi nową formę kontaktu. Że ktoś zaczął znowu opowiadać historie, ktoś sobie coś przypomniał, ktoś jest spokojniejszy. W takich momentach nie da się nie lubić swojej pracy.

Michałowi Brańce i Joannie Lewandowskiej zadaję to samo pytanie. Kto nadaje się na dobrego klauna?

– Najważniejsza jest wrażliwość – mówi Asia. – Moją supermocą jest empatia. Wszystko inne, cały warsztat, sztuczki, żarty, da się wypracować. Ale jeśli nie umiesz po prostu dostrzec drugiego człowieka, żaden czerwony nosek ci nie pomoże.

Michał chwilę się zastanawia. Zanim dołączył do fundacji, zdarzało mu się pracować jako „klaun”. Mówi, że dzisiaj już wie, że wtedy tylko się za klauna przebierał, nie był nim prawdziwie.

– Pierwsze słowo, które przychodzi mi do głowy, to autentyczność – mówi. – Dzieci mają natychmiastowy i absolutnie skuteczny „radar ściemy”. Druga rzecz to umiejętność spotkania, i to na równi. Umiejętność spojrzenia dziecku w oczy, na jego poziomie – podkreśla Michał.

Ba, klaun często schodzi na jeszcze niższe poziomy. Musi umieć bawić się własnymi wpadkami, własnym poczuciem dyskomfortu. Musi być kumplem, a niekoniecznie tylko wirtuozem, na którego się patrzy i oklaskuje. Bo tak naprawdę dobry klaun nie musi być ani cały czas śmieszny, ani bardzo interesujący. On musi być zainteresowany – drugim człowiekiem.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2022