A kogo to obchodzi

Uświadamiając, czym jest śpiączka, zakładając fundację, budując klinikę, Ewa Błaszczyk zadbała o tych, dla których w systemie służby zdrowia nie było dotąd miejsca.

09.10.2018

Czyta się kilka minut

 / MARCIN BONDAROWICZ
/ MARCIN BONDAROWICZ

1. Santorini, wyspa na Morzu Egejskim. Zdjęcia zestawione są parami. Najpierw te, na których są jeszcze wszyscy: Ewa Błaszczyk, Jacek Janczarski i ich dwie pięcioletnie córki bliźniaczki: Aleksandra i Marianna. Obok zdjęcia zrobione 10 lat później, na których brakuje Jacka i Oli.

Na tych pierwszych, z 1999 r., więcej jest spojrzeń w obiektyw: spod czapki z daszkiem, z odłożonymi na bok, noszonymi na co dzień okularami. Na tych drugich – więcej spojrzeń w dal, nieobecnych. Żartowali, że hotel Kazamiaki, w którym spędzili ostatnie wakacje we czwórkę, przyciągnął ich kiczem i przepychem, na który tak naprawdę nie było ich stać.


Z radością informujemy, że Ewa Błaszczyk została tegoroczną laureatką medalu św. Jerzego.
Drugim laureatem honorowej nagrody "TP" został abp Wojciech Polak.
Polecamy rozmowę z Prymasem i więcej informacji o medalu św. Jerzego


Za drugim razem przyśnił się Ewie przed przylotem – we śnie zostały z niego ruiny. „Zastałyśmy basen bez wody, odpadające tynki i suche palmy. Krajobraz zniszczenia” – mówiła, gdy sen się spełnił. Grała wtedy spektakl „Rok magicznego myślenia”. „To z tej sztuki wyniknęła dla mnie potrzeba zamknięcia różnych etapów życia”.

Na jednym ze zdjęć robionych po 10 latach obiektyw zatrzymuje chwilę, gdy Ewa wchodzi do pokoju, w którym łączyli łóżka, by spać we czwórkę: oni po bokach, dziewczynki – w środku. Na innym są razem z Marianną – Ewa stoi w pustym basenie, Marianna na trampolinie, z której 10 lat wcześniej wskakiwały z Olą do wody.

2. 23 stycznia 2000 r. karetka zabiera Jacka Janczarskiego z kolacji u znajomych. Po drodze Janczarski wspomina jeszcze o nieskończonym scenariuszu. Umiera po tygodniu od diagnozy – tętniak aorty. Ewa Błaszczyk mówi o nim: „Mogłam być przy nim taka... fiu, fiu. (...) Miałam luksus, że ktoś się mną opiekował”. Gdy dowiedział się, że będą mieli bliźniaczki, i zauważył przerażenie Ewy, stwierdził: „Bliźniaki? Znakomicie. Mieć jedno to żadna sztuka!”. Później żartował, że już do końca życia będą go kochały trzy kobiety.

To on zajmował się domem, gotował, troszczył o przyszłość rodziców Ewy, zamykał się w swoim pokoju, by pisać, i – tego będzie jej bardzo brakowało – otwierał drzwi domu, gdy wracała.

Sto dni później, 11 maja 2000 r., przeziębione dziewczynki dostają gripeksy i ice tea do popicia. Pierwsza połyka Marianna. Ola zaczyna się krztusić, robi się czerwona. Zdążyła jeszcze spytać: „Co się dzieje?”.

O tym, co działo się później, Ewa Błaszczyk mówiła wielokrotnie w wywiadach. Choć nie od razu.

„To się stało w domu, tutaj. Nie nad morzem, kilkaset kilometrów stąd, nie pod kołami ciężarówki. Tutaj. Nie było krwi ani połamanych kości”.

„Wydawało się, że tak blisko mamy z domu do szpitala. Sprawdzałam wielokrotnie tę trasę. Podróż nie trwała dłużej niż cztery minuty. Do tego doliczyć trzeba minutę biegu po korytarzu. (...) Pięć minut od zatrzymania krążenia to całkiem niezły wynik. Niestety, sama reanimacja trwała bardzo długo. Chyba około czterdziestu minut. Był upał. To gorzej dla mózgu...”.

„Mój brat Tomek po wypadku Oli woził w samochodzie jej buty, które zabrał po reanimacji ze szpitala. Nie wyciągał ich, by były pod ręką”.

Po reanimacji w Szpitalu Bielańskim Ola zapada w śpiączkę. Jest na oddziale intensywnej opieki medycznej w szpitalu w Dziekanowie Leśnym.

„Olkę słychać było już w lesie, gdy dojeżdżałyśmy do Dziekanowa w czterdziestostopniowym upale. (...) Medycyna nazywa to krzykiem mózgowym. Występuje on u osób z uszkodzeniem mózgu. Ola leżała napięta jak struna, opierając się tylko na potylicy i piętach, i wyła. Nie do wytrzymania. Wariowali wszyscy – rehabilitanci, lekarze, pielęgniarki i my – rodzina”.

Potem trafia na oddział neurologiczny w Centrum Zdrowia Dziecka. O Ewie Błaszczyk mówią tam „trudna matka”. „Trudna” znaczy taka, która nie odpuszcza.

Gdy po siedmiu miesiącach Ola odzyskuje wzrok, Błaszczyk słyszy od lekarzy: „nie rokuje poprawy”. I jeszcze, że w obecnym systemie dla Oli nie ma miejsca. Pada propozycja hospicjum.

Z tamtej rozmowy zapamiętuje uśmiech lekarza: „W szpitalu usłyszałam pytania, które mnie przeraziły. Pytania, jakie z uśmiechem i patrząc prosto w oczy zadaje się w takich sytuacjach wszystkim matkom i ojcom w Polsce: czy nie lepszym miejscem dla ich dzieci byłoby hospicjum... albo rodzinny dom dziecka, gdzie dzieci otacza się miłością...”.

Odpowiada: „Zdecydowałam się uczynić z Oli dziecko nasze”. „Dziecko wszystkich”.

3. Nie może odwołać spektakli. W tym samym miesiącu gra m.in. w Budapeszcie w „Zachodnim wybrzeżu” Bernarda-Marie Koltèsa (w reż.Krzysztofa ­Warlikowskiego.

W pomoc włączają się jej przyjaciele.

Na zielonym pasku plakatu hasło: „Pomóżmy uratować życie Oli! Koncert dla Oli”. Data i miejsce: 19 lutego 2001 r., godz. 19.00, Sala Kongresowa. Informacja, że całkowity dochód z koncertu przeznaczony jest na ratowanie życia Oli Janczarskiej (w nawiasie: dyżury pielęgniarskie, dodatkowa rehabilitacja – tego brakuje najbardziej). Pod nim zdjęcie Ewy z córkami. Wśród kilkudziesięciu nazwisk wykonawców są m.in. Krystyna Janda, Katarzyna Kowalska, Zofia Czerwińska, Marian Opania, Krzysztof Materna, Stanisław Soyka, Stefan Friedmann, Zbigniew Wodecki, Zbigniew Zamachowski, Krzysztof Kolberger. Koncert trwa pięć godzin.

To wtedy Ewa Błaszczyk mówi: „My to wam wszystko oddamy, jeszcze nie wiem jak, ale oddamy”.

Zaczyna sprowadzać specjalistów. Wśród nich jest Franz Gerstenbrand, założyciel innsbruckiej kliniki neurologicznej. „Powiedział mi, że od wypadku Oli minęło już tak dużo czasu, że jej wybudzenie powoli przechodzi w kategorię cudu” – mówi Błaszczyk. I dalej: „Dziwił się, że w Polsce nie ma systemu opieki nad osobami w takim stanie jak Ola. On pierwszy powiedział, że skoro jestem osobą publiczną, to powinnam się tym zająć”.

4. W 2002 r. Ewa Błaszczyk i ks. Wojciech Drozdowicz zakładają Fundację Ewy Błaszczyk Akogo?.

Idą nad Wisłę.

Błaszczyk: „Ale wiesz, to musi kogoś obchodzić”.

Drozdowicz: „I obchodzi”.

Błaszczyk: „A kogo?”.

Pyta i przypomina sobie, że Ola często zadawała pytania: „a co?”, „a kogo?”. Przy tym zostają, zapisując celowo z błędem, łącznie.

W kolejnych wywiadach Ewa Błaszczyk mówi o tym, czym jest śpiączka.

„Bardzo często oczy są otwarte. Dziecko samo oddycha, przełyka, mruga”.

„Zrobienie czegoś dwa razy jest już bardzo trudne. Trzeba policzyć, a nie każdy pamięta, co to jest liczenie. W ogóle z mruganiem jest problem, bo oko szybko wysycha i to powoduje ból, więc zraża do ćwiczeń”.

„Bywa, że kiedy proszę ją o zrobienie jakiegoś ruchu, ona zaczyna szybko oddychać i mobilizować całe ciało. Najpierw nie może zrobić nic, ale w końcu z tego spięcia, z tej wielkiej woli – udaje się. Ale to jest cały proces. Długi i mozolny. Teraz pomyśl – jeśli jesteś niecierpliwa, nie czekasz na reakcję, wydaje ci się, że nic się nie dzieje, to jak ten ktoś, kto się tak stara, musi się wtedy denerwować, jak to go musi zniechęcać”.

„Czasem Ola się śmieje. Nagle. Obserwuję ją od 14 lat. I nie wiem, skąd ten śmiech. Ale jeśli ona, pozostając w ciele, które nie funkcjonuje, zarykuje się ze śmiechu, to znaczy, że tam, gdzie jest w tym momencie, musi się dziać coś niezwykłego”.

Równolegle fundacja zaczyna przygotowywać kampanie społeczne, uświadamiające, czym jest śpiączka. Powstają materiały dotyczące pierwszej pomocy. Pojawiają się spoty w reżyserii Jana Jakuba Kolskiego.

Pierwszy: „Święty Piotr”. „Ale co ty tu robisz, dziewczynko. Przecież ty żyjesz” – pyta kilkuletnią dziewczynkę Franciszek Pieczka. „Ale oni mnie tam nie chcą. Bo ciągle śpię” – odpowiada dziewczynka.

Drugi: „Dysputa”, w którym Borys Szyc i Jerzy Trela przeciągają łóżko z leżącym na nim dzieckiem. Szyc: „Nie żyje”. Trela: „Żyje”. Szyc: „Nic nie mówi, nie otwiera oczu. Nie żyje”. Trela: „Żyje”. Szyc: „Tyle czasu już tu leży bez ruchu. Nie żyje”. Trela: „Żyje”. Szyc: „Dlaczego nikt tu nie przychodzi, nie interesuje się?”. Trela: „Nie wiem”.

Na kolejnych pojawia się Ewa Błaszczyk z twarzą przysłoniętą folią. Słychać oddech. Hasła: „50 proc. osób w śpiączce zachowuje świadomość”. „A kogo to obchodzi”, „Moje. Rozpacz. Ból. Dziecko”.

„Dziecko się nie budzi i nie umiera. Nigdzie nie ma dla niego miejsca. A rehabilitacja i dalsza pielęgnacja kosztuje majątek” – mówi Błaszczyk.

W liście do Boga pisze:

„Boże, staję przed Tobą z wiarą, że chcesz dobrze. I nie o dowody tu chodzi. Moje przekonanie jest budowane aktem woli. Ona codziennie musi się zapisywać od nowa, bez względu na wydarzenia. I to jest trudne.

Jest w tym Twoja wola, inaczej nie umiałabym wytłumaczyć sobie własnego działania. Uporczywie czepiam się sensu: tu się coś przerabia na coś. Na życie i działanie.

I że ja to wszystko wytrzymuję! I Ola! I to trwa dalej. Znów coś pozytywnego się na tym buduje.

To trudna droga, ale ona jest. Ewa”.

Ola przechodzi operację kręgosłupa. Choruje na zapalenie płuc. Ma sepsę.

Marianna często towarzyszy mamie, także wtedy, gdy jadą do toruńskiej Fundacji Światło „Mania zobaczyła tam całe miasto ludzi w takim stanie jak Ola. Uderzyło ją, że jest ich tak dużo i że trwają w śpiączce bardzo długo” – mówi Błaszczyk.

5. 26 marca 2008 r. startuje budowa kliniki Budzik. W lipcu 2013 r. przyjmowani są pierwsi pacjenci.

Architekci – Jacek Bolechowski i Wojciech Kielski – pracują za darmo. Józef Wilkoń przywozi swój prezent – rzeźbę, drewnianego Misia, który stoi naprzeciw wejścia. Anna Dymna na zakończenie budowy nagrywa piosenkę „Budzik”, słowa pisze Jacek Cygan, muzykę Grzegorz Turnau.

„Obojętność to jest taka pani,
Która prośby dzieci miewa za nic, (...)
A Budzik? To jest taki mały ludzik,
Co pomaga budzić ludzi”.

Do kliniki wchodzi się jak do wieży. Trzy piętra wznoszą się wokół okrągłej sali na parterze. Przy wejściu łóżko do pionizacji – dzieci położone w poziomie, przypięte, są powoli stawiane do pionu, by ciało przypomniało sobie, jak się funkcjonuje w tej pozycji. Na wielu sprzętach rehabilitacyjnych logo Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Obok oszklona winda, na tyle obszerna, by można było wjechać z łóżkiem.

Na ostatnim piętrze przesmyk łączący klinikę z warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka, które gwarantuje zaplecze laboratoryjne, specjalistyczne, diagnostyczne, OIOM. Czyli bezpieczeństwo. Choć i tam jeszcze kilka lat temu byli lekarze, którzy nie wierzyli, że aktorka wybuduje klinikę. Pytali, czy w Budziku będzie też basen z delfinami.

Nie ma. Są za to: pokoje pielęgniarek, sale do masaży, hydromasaży, ćwiczeń rozluźniających, zajęć z komunikacji pozawerbalnej, muzykoterapii, aromaterapii. Gabinet psychologa, który pracuje także z rodzicami (to ważne, bo dzieci, które się wybudzą, czeka kolejna długa droga – rehabilitacji). Gabinet logopedy, który uczy niektóre dzieci przełykać. Pokój doświadczania świata, a w nim falujący materac, zapalające się diody, głośniki, na suficie imitacja nieba z gwiazdami i księżycem.

Są pokoje hotelowe dla odwiedzających i salonik wyciszenia z dużymi, miękkimi kanapami. Za rozsuwanymi drzwiami niewielka kaplica. Pachnąca jedzeniem kuchnia. Na korytarzach suszarki z rozwieszonym praniem.

I sale – dla piętnaściorga dzieci.

Pierwsza dziewczynka, która tu trafiła, została potrącona przez samochód. Wypadki to wciąż najczęstsza przyczyna zapadnięcia w śpiączkę; później: udławienia, utopienia, próby samobójcze, powikłania po chorobach (zwłaszcza teraz, kiedy ruch antyszczepionkowy jest coraz silniejszy).

Pacjenci w najtrudniejszej sytuacji – na pierwszym piętrze. Z każdej sali wyjście na taras albo na balkon. Za oknami zieleń. Na drzwiach sal – imiona dzieci. Przy niektórych zdjęcia sprzed wypadku, czasem nawet kilkanaście. Na szafkach obok łóżka zabawki przywiezione z domu.

Galeria podziękowań: kolejne zdjęcia, rysunki budzików, hasła „budzicie do życia”, listy wyhaftowane, podziękowania rodziców, wśród nich namalowany przez jedną z matek obraz z dziewczynką siedzącą tyłem na linie zawieszonej nad przepaścią.

By zostać przyjętym do kliniki, dziecko musi spełniać wymagania: trafia tu najwcześniej po sześciu tygodniach od zapadnięcia w śpiączkę (najpierw jest w szpitalu specjalistycznym); na skali medycznej określającej świadomość powinno zajmować odpowiednie miejsce; nie może też oddychać przez respirator; wreszcie jest w śpiączce nie dłużej niż rok (jeśli doszło do niej po urazie) albo pół roku (jeśli zapadnięcie w śpiączkę poprzedziło zatrzymanie krążenia). Czas przeznaczony na wybudzanie: maksymalnie rok plus trzy miesiące, o które lekarze z Budzika muszą dodatkowo wnioskować.

Budując Budzik i uświadamiając, czym jest śpiączka, Ewa Błaszczyk zadbała o tych, dla których dotąd nie było miejsca w systemie służby zdrowia – między szpitalem specjalistycznym (w którym nie było szans na zapewnienie dzieciom tak ważnej w śpiączce rehabilitacji) a hospicjum (które kończyło walkę o wybudzenie).

6. Gdyby nie Ewa Błaszczyk, pracownicy jej fundacji i współpracujący z nią eksperci (wśród nich wielu lekarzy), w Polsce nie byłoby: kliniki dla dzieci zajmującej się wybudzaniem ich ze śpiączki; programu wybudzania dzieci ze śpiączki (ten przygotowany przez Fundację Akogo?, nagrodzony przez Światową Organizację Zdrowia, jest teraz finansowany przez NFZ); programu wsparcia psychologicznego dla rodzin dzieci w śpiączce; oddziału Budzika dla ośmiu dorosłych w Olsztynie (we współpracy z tamtejszym Uniwersyteckim Szpitalem Klinicznym), programu wybudzania dorosłych ze śpiączki.

Ale są też poszukiwania nowych metod leczenia. W maju 2016 r., prof. Isao Morita z Japonii z zespołem prof. Wojciecha Maksymowicza podejmują się pierwszej w Europie operacji wszczepienia stymulatora osobom w śpiączce.

I plany: warszawskie Neurocentrum, w skład którego wejdą klinika Budzik dla dorosłych, ośrodek naukowo-badawczy oraz prywatna klinika 3N – Neurochirurgia, Neurologia, Neurorehabilitacja.

Dotychczas z blisko stu dzieci, które trafiły do Budzika, udało się wybudzić pięćdziesięcioro. Spośród nich dziesięcioro wyszło stąd na własnych nogach. M.in. chłopczyk – fan piłki nożnej, który – będąc w śpiączce – słuchał transmisji z meczów trzymając w rękach małą piłkę. A także chłopczyk – ulubieniec rehabilitantki z „czerwonych nosków” (światowej organizacji charytatywnej). Spotkali się przypadkowo ponownie po jego wybudzeniu w centrum handlowym. Dziewczyna zaczęła rozmawiać z jego rodzicami, a chłopczyk rozpoznał jej głos mówiąc: „To jest klaun z Budzika”. ©℗

Korzystałam m.in. z książek: Ewa Błaszczyk, Krystyna Strączek „Wejść tam|nie można”, Kraków 2005; „Wszystko jest takie kruche. Z Ewą Błaszczyk rozmawia Izabela Górnicka-Zdziech”, Częstochowa 2010; „Lubię żyć. Ewa Błaszczyk w rozmowie z Agnieszką Litorowicz-Siegert”, Poznań 2015; „Niebieska reżyseria. 15 lat Fundacji Ewy Błaszczyk Akogo?”.

Za pomoc w realizacji materiału dziękuję Annie Krzysztofowicz z Fundacji Ewy Błaszczyk Akogo i Maciejowi Pirógowi, dyrektorowi Instytutu Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie w latach 2002–2012, obecnemu dyrektorowi kliniki Budzik.

Fundację Ewy Błaszczyk Akogo? można wesprzeć wysyłając SMS o treści: BUDZIMY pod numer 75 250 (opłata 6,15 zł z VAT)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2018