Najlepszy kraj na świecie

Prof. Nina Witoszek-FitzPatrick, historyk kultury z uniwersytetu w Oslo: Norweski model opierał się na uczciwości, wartościach chrześcijańskich, poczuciu odpowiedzialności. W chwili, gdy ulega on erozji, w głowach wielu Norwegów narasta panika, że ten kraj, ich kraj, się kończy. Rozmawiała Patrycja Bukalska

26.07.2011

Czyta się kilka minut

Patrycja Bukalska: Nie tylko Norwegia, ale bez mała cała Europa jest w szoku po masakrze w Oslo, a przede wszystkim na wyspie Ut?ya. Zginęło prawie sto osób - i pierwsze pytanie, które się nasuwa, to: dlaczego właśnie Norwegia? Przecież ten kraj nie kojarzył się dotąd ani z terroryzmem rodzimym, ani z zagrożeniem terrorystycznym z zewnątrz. Dlaczego coś takiego zdarzyło się właśnie w Norwegii?

Prof. Nina Witoszek-FitzPatrick: Rzeczywiście, już choćby przewodnik po Oslo na pierwszej stronie wzywa turystów: "Odwiedź pokój!", odwiedź nasz kraj, który mógłby być wzorcem wewnętrznego ładu i pokoju. Teraz trzeba raczej powiedzieć: odwiedź kraj, który stał się właśnie symbolem terroru, i to szczególnego... To wielka ironia tej tragedii. Norwegia kojarzona była dotąd nie tylko z pokojem, lecz również z najwyższym standardem życia, a także z bardzo silnym poczuciem bezpieczeństwa - społecznego i  egzystencjalnego.

I oto okazuje się, że w tym kraju kryje się zło, którego nikt nie zauważył.

Zło w Norwegii jest w ogóle pojęciem jakby nieznanym i - odwrotnie niż w Europie Środkowej i Wschodniej - nie przeniknęło do podświadomości kultury norweskiej. Ostatnie ekscesy przemocy miały tu miejsce prawie 70 lat temu, w czasie II wojny światowej. Od tamtego czasu Norwegia nie doświadczyła zła i jest słabo na nie uodporniona. Ale uważam, że to, z czym mieliśmy do czynienia przede wszystkim na wyspie Ut?ya - gdzie jeden człowiek był w stanie samodzielnie zamordować kilkadziesiąt osób - nie jest jednak zjawiskiem czysto norweskim. Sądzę, że ono będzie się coraz częściej pojawiać w Europie, a wcześniej pojawiało się już w Stanach Zjednoczonych. Były już takie incydenty - choć w Europie nie na taką skalę, ale w Stanach owszem tak - by przypomnieć zamach w Oklahoma City...

...gdzie w 1995 r. zamachowiec, 26-letni Timothy McVeigh, wysadził wieżowiec należący do władz federalnych USA, zabijając 168 osób. Motywem jego zamachu była nienawiść do amerykańskiego państwa.

Chodzi mi o sytuację, gdy zamachu na taką skalę dokonuje pojedynczy szaleniec. Człowiek, w którego głowie rodzi się jakiś chory, ale spójny , światopogląd; człowiek z określoną "misją", która dojrzewa przez lata. 32-letni Anders Behring Breivik, który przyznał się już do dokonania masakry w Oslo i na wyspie Ut?ya, to właśnie taki szaleniec. Ale jest tu jeszcze jeden aspekt, o którym norweskie media mówią mało - dziś wiemy, że Breivik był człowiekiem samotnym, że spędzał dużo czasu, grając w komputerowe gry wojenne, lubując się w fantasy itd. W swojej wirtualnej rzeczywistości zabijał każdego dnia setki ludzi. Wyobrażam sobie, że komuś takiemu łatwiej jest przyjechać potem na obóz młodzieżowy i metodycznie strzelać...

Mówi Pani, że zamachowiec to człowiek z "misją", która w nim dojrzewała. On sam ją zdefiniował, twierdząc, że chciał zmienić kraj, i że sprzeciwia się m.in. wielokulturowości. Imigranci stanowią wprawdzie 10 proc. norweskiego społeczeństwa, jednak z perspektywy innych krajów, np. Anglii, Norwegia wydaje się mimo wszystko krajem wręcz homogenicznym.

Problem z Norwegią polega na tym, że nie ma ona jeszcze wielkiej wprawy w wielokulturowości. Nie da się tego porównać z Wielką Brytanią czy Holandią, bo Norwegia nie miała nigdy kolonii. To kraj, który przyjmował imigrantów z krajów biedniejszych na zasadzie gościnności, podobnie jak Szwecja. Równocześnie Norwegia to kraj, który chyba największy procent Produktu Krajowego Brutto przekazuje na pomoc dla krajów rozwijających się. Norwegowie zawsze inwestowali w słabszych, w tych o mniejszych szansach. To jest to, co kiedyś nazywałam "reżimem dobroci", w który Norwegowie uwierzyli i z którym się identyfikowali. Dlatego szok jest dziś tak wielki.

To jedno. Czynnik drugi: w Skandynawii działa swego rodzaju społeczność, skupiona wokół portalu internetowego Nordisk, składająca się z podobnych ludzi jak Breivik, z Finlandii, Szwecji, Danii i Norwegii. Ma ponad 20 tys. członków. To są właściwie neonaziści, różnego pokroju i różnych barw; on do nich należał. Miał zatem za sobą organizację, korespondował z innymi jej członkami. Breivik miał też powiązania z wolnomularzami. Mam wrażenie, że pociągały go nie ich poglądy, ale pompa, przebieranie się, kostiumy itd. I znów mamy tu człowieka wychowanego na "Władcy Pierścieni", "Harrym Potterze", grach wojennych itd. Widać tu chyba silną nostalgię za przeszłością heroiczną, której już nie ma. Nie ma nic bardziej nieheroicznego niż demokracja w krajach skandynawskich. To szara demokracja, najnudniejsza na świecie, z kultem przeciętności. Wszyscy są równi i to jeszcze bardziej literalnie niż w innych krajach świata. Wyobrażam sobie, że dla ludzi, którzy cierpią na manię wielkości albo/i żyją z poczuciem, iż mają jakąś misję do spełnienia, to jest coś nie do przełknięcia.

Jednak czy to, co się stało, jest bardziej efektem psychopatycznej osobowości pojedynczego człowieka, czy też symptomem zmian zachodzących w społeczeństwie i związanych z tym problemów? Zmian zachodzących nie tylko w Skandynawii, ale w całej Europie Zachodniej.

Ja bym to traktowała jako symptom ducha czasu. Młodzi ludzie są wychowywani na autorytetach i światopoglądach, bardzo mocno kreowanych przez mody i nowe media. Zaciera się granica między wirtualnością a rzeczywistością. To jeden czynnik.

Drugi to reakcja na sytuację, gdy ulega erozji "norweski model". On był oparty na uczciwości, na wartościach chrześcijańskich, na silnym poczuciu odpowiedzialności. Tymczasem Norwegia, chcąc nie chcąc, musi wejść w dialog z mniejszościami, które tych wartości nie wyznają. W głowach wielu Norwegów narasta więc dziś panika, że ten kraj, ich kraj, kończy się, że to, z czym się identyfikowali, ulega kontaminacji. Słowo "kontaminacja" jest tu istotne: chodzi o zanieczyszczenie tej "czystości" skandynawskiej, która nam kojarzy się teraz z nazistami, a która pojawia się w stłumionych debatach na temat wielokulturowości.

Władze twierdziły dotąd, że ich polityka otwarcia na imigrantów to sukces. Jak wygląda integracja imigrantów w Norwegii?

To jest właśnie problem: dyskusja o imigracji, jaka toczy się w Norwegii w sferze publicznej, jest w jakiejś mierze "zakneblowana". Bo chociaż debata na temat wielokulturowości jest, owszem, bardzo żywa, wręcz wibrująca, to niemal nie pojawiają się w niej głosy, pod którymi podpisałyby się wcale niemałe grupy społeczne. Uważa się, że one nie powinny się pojawiać, gdyż są to głosy postrzegane jako skrajne, a tymczasem jest to np. głos białego taksówkarza czy robotnika, który nawet nie pisuje listów do gazet. Natomiast to, co uprawia się w gazetach, to intelektualne wymiany między elokwentnymi przedstawicielami mniejszości a postępową elitą. W efekcie do głosu nie jest dopuszczana cała warstwa ludzi, która mieszka np. na obrzeżach Oslo i swoją codzienność dzieli właśnie z mniejszościami. Nie tylko w Norwegii, także w Szwecji są to ludzie najbardziej antagonistycznie nastawieni wobec wielokulturowości.

Mieszka Pani w Norwegii od ponad 20 lat. Czy czuje się Pani tutaj zintegrowana, zadomowiona?

Myślę, że mam jakąś tożsamość norweską, choć oczywiście jestem "fałszywą Norweżką". Mam też jednak w sobie coś z tożsamości irlandzkiej, bo długo mieszkałam w Irlandii. Jestem takim "bastardem kulturowym", któremu zawsze łatwiej. Korzystam ze wszystkich błogosławieństw kulturowych, czując się jednocześnie outsiderem, i z tego też ciągnę korzyści. Takich ludzi jest jednak mało. A poza tym pracuję na uniwersytecie, obracam się w środowisku inteligencji. Ale jestem też bardzo ciekawa Norwegii, dużo podróżuję po różnych miejscach. Ostatnio zrobiłam sobie taki przegląd, próbowałam się dowiedzieć, jak imigranci patrzą na Norwegię i Norwegów. Efekt był dość przerażający: wśród imigrantów, głównie wśród tych wywodzących się z Somalii i Pakistanu, jest dużo pogardy dla Norwegów.

Z czego to wynika?

Wina leży po obu stronach. Po stronie imigrantów jest to głównie brak ciekawości, a po stronie norweskiej swego rodzaju skostnienie. Ani jedna, ani druga strona nie wychodzą sobie naprzeciw. Częścią problemu jest też zamaskowany rasizm i dyskryminacja. Nie ulega wątpliwości, że blondynce Ninie Witoszek łatwiej jest znaleźć pracę niż ciemnoskóremu Pakistańczykowi. Winą Norwegów jest też to, że organizując przykładowo dla imigrantów kursy wiedzy o Norwegii, nie potrafią ich uwieść i pokazać im, że sukcesem tego kraju nie jest ropa z Morza Północnego, będąca jednym ze źródeł bogactwa tego kraju, ale ludzka inteligencja, geniusz ekonomiczny. Zresztą sama musiałam się do tego dokopać i to docenić. Zaczęłam porównywać naszą polską anarchię z modelem norweskim i stwierdziłam, że norweski ewolucyjny sposób dochodzenia do swojego ma więcej sensu niż polski szaleńczy romantyzm...

Czyli jednak "Najlepszy kraj na świecie"? Tak zatytułowała Pani swoją książkę o Norwegii.

To jest tytuł ironiczny, proszę tego nie brać poważnie... Jednak jest to kraj, który postanowił zainwestować część swojego bogactwa i zasobów, aby pomagać innym. Czegoś takiego gdzie indziej nie ma, przynajmniej nie w takiej skali. Norwegia to państwo oparte na "reżimie dobroci". A jeśli mówimy już o moralności, to Norwedzy bardzo zasymilowali pogląd, że bycie Norwegiem oznacza bycie dobrym.

Teraz ten "reżim dobroci" jest zagrożony? Czy po tym, co się stało, zaufanie zostało nadwyrężone?

Niewątpliwie tak i to jest bardzo smutne. Choć widzę, że w Norwegach jest silne poczucie solidarności, filantropii, współczucia. Mam nadzieję, że koniec końców one jednak zwyciężą.

Prof. NINA WITOSZEK-FITZPATRICK (ur. w 1954 r. w Pszczynie) jest historykiem kultury, pisarką, dramaturgiem, autorką scenariuszy filmowych. Obywatelka Norwegii, jest profesorem uniwersytetów w Oslo, Oksfordzie i w Europejskim Instytucie we Florencji. Na Zachodzie mieszka od początku lat 80., najpierw w Irlandii, potem w Norwegii. Autorka szeregu książek. W 2005 r. w rankingu norweskiego pisma "Dagbladet" została uznana za jednego z dziesięciorga najważniejszych współczesnych norweskich intelektualistów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2011