Nafta i krew

Chciwość w filmie Andersona pokazana została niczym pierwotny instynkt przetrwania. W oscarowej kreacji Daniel Day-Lewis nadał jej przerażająco sugestywną postać.

05.03.2008

Czyta się kilka minut

„Oglądając »Aż poleje się krew« niemal czujemy wszechobecny zapach krwi, potu i nafty”. Na pierwszym planie Daniel Day-Lewis / Materiały dystrybutora /
„Oglądając »Aż poleje się krew« niemal czujemy wszechobecny zapach krwi, potu i nafty”. Na pierwszym planie Daniel Day-Lewis / Materiały dystrybutora /

Minęło sto lat od czasu, kiedy toczy się akcja powieści "Nafta" Uptona Sinclaira. Amerykański reżyser przenosząc ją na ekran nie czyni nachalnych aluzji do współczesności, ale wystarczy pobieżna lektura gazet, by przekonać się, że "gorączka naftowa" ciągle trwa, przybierając postać coraz to nowych, coraz bardziej globalnych konfliktów. Na szczęście Anderson nie poszedł w kierunku doraźnej publicystyki. Frenetyczna epopeja o naftowym eldorado przypomina raczej Wajdowską "Ziemię obiecaną": ten sam drapieżny czas należący do pionierów wielkiego przemysłu; ten sam gorączkowy rytm narracji z jej pesymistycznym przesłaniem o słabości natury ludzkiej; podobnie wykorzystana nowoczesna ścieżka dźwiękowa, pełna zgrzytów i diabelskich pomruków - jakże odległa od hollywoodzkiej ilustracyjności. Nie przypadkiem też jednym z głównych bohaterów "Aż poleje się krew" jest... maszyna, fotografowana w fetyszystyczny, a zarazem złowrogi sposób, niczym zapowiedź zbliżającej się apokalipsy, która przemieni istotę ludzką na swoje podobieństwo.

Zwycięstwo antychrysta?

W 1898 r. na świeżo odkrytych polach naftowych Kalifornii wykuwa się gospodarcza potęga, ufundowana na grzechu i wyzysku. Do historii kina przejdzie zapewne otwierająca film 15-minutowa, niemal całkowicie niema sekwencja, w której przysypany w kopalni srebra bohater wyrywa się spod zwałów ziemi ku życiu. Twórca "Magnolii" przeniósł na ekran tylko niektóre wątki z realistycznej powieści Sinclaira, rezygnując przy tym z ideologicznego tonu, jakim pobrzmiewały dzieła mocno lewicującego pisarza. Film ma postać szorstkiej przypowieści o pazerności i pasji, które z jednej strony stają się siłą napędową postępu, ale z drugiej wiodą rodzaj ludzki na moralne zatracenie.

Laureat Oscara, Daniel Day-Lewis gra nafciarza Plainviewa w nieprzeniknionej masce Złego. Nigdy nie dowiemy się, co tak naprawdę kryje się pod nią: jaka historia, jakie dziedzictwo, jakie traumy. Nikt wszak nie rodzi się z "gotową" nienawiścią do ludzi. To odejście od XIX-wiecznego psychologizowania przydaje filmowi tajemnicy, jednocześnie czyniąc z Plainviewa postać symboliczną, uosobienie zła, które uwalnia się i rozplenia w człowieku z siłą bliską samozniszczenia. Ale miażdżące rozpoznanie ludzkich grzechów nabiera prawdziwej mocy, kiedy przyjrzymy się moralnym antagonistom bohatera. Natchniony kapłan okaże się w końcu fałszywym prorokiem, odnaleziony po latach przyrodni brat - zwykłym oszustem. Właściwie tylko Plainview jest od początku do końca tym, kim jest. Zło wydaje się siłą przemożną i trwałą, choć i ono w końcu musi zostać strawione własnym ogniem.

Najbardziej demoniczne sceny w filmie to walka o duszę, którą toczą między sobą dwaj szaleni wizjonerzy: pazerny biznesmen i natchniony kaznodzieja Eli. Nie o lokalną społeczność wiernych chodzi tu bynajmniej, nie o przysłowiowy rząd dusz. Oto walka pomiędzy dwiema siłami, które w gruncie rzeczy mają wspólny wektor. Wystarczy porównać dwie symetryczne sceny "kupowania" duszy. Najpierw bohater zaszantażowany przez pastora musi dokonać w świątyni publicznego pokajania - przez zaciśnięte szczęki, w gniewie, ale jednak pozwoli zatryumfować przeciwnikowi. Później, w finale, zobaczymy przewrotne odbicie tamtej sceny: charyzmatyczny sługa boży będzie skomlał i spowiadał się diabłu. Czyżby koniec końców dokonało się zwycięstwo antychrysta? Niestety, walka była od początku nierówna. Religia okazała się sferą mocno podejrzaną, nieodporną na przekupstwo i fałsz. A nawiedzony kaznodzieja jedynie słabszą wersją naftowego krwiopijcy.

Filmowa symfonia

W posępnej postwesternowej scenerii spalonych słońcem otwartych przestrzeni Południa, sfotografowanych z epickim nerwem przez nagrodzonego Oscarem Roberta Elswita, toczy się dramat samotności, na którą skazał się dobrowolnie bezwzględny zdobywca Dzikiego Zachodu. Ostatnim ogniwem łączącym go z ludźmi (słowo "ludzie" w żadnym innym filmie nie było wypowiadane z taką pogardą) jest przybrany synek Plainviewa, niańczony przez samotnego ojca w pudełku pośród kopalnianych szybów, a potem wśród naftowych odwiertów. Ale Plainview skrzywdzi najmocniej tego właśnie, który jako jedyny był w stanie go kochać. Rozpacz, zawiedzione nadzieje, wiecznie nienasycone ambicje doprowadzą do dwóch najbardziej rozdzierających w filmie scen, w których ojciec z zimną krwią zdradza własne (choć adoptowane) dziecko. Jakby chciał w ten sposób zabić w sobie resztki człowieczeństwa, tak nieprzydatne w parciu do jedynego w życiu celu.

Niepotrzebnie ten film umieszcza się na siłę w coraz to innych historyczno-filmowych kontekstach. Z "Obywatelem Kane’em"

Wellesa łączy go jedynie, i to w sposób powierzchowny, historia wielkości i upadku, tylekroć już wygrywana w amerykańskich filmach. Dzieło Andersona rządzi się odmienną poetyką; bliżej mu raczej do frenetycznego kina Martina Scorsese, włącznie z galerią jego ukochanych monstrów, grających w podobnie żywiołowy, niemal opętańczy sposób jak Anglik Day-Lewis u Andersona (wcześniej w podobnej nieco roli w "Gangach Nowego Jorku" Scorsesego).

"Aż poleje się krew" jest filmem, który jednocześnie fascynuje i odrzuca. Uciekając od klasycznej epiki, amerykański reżyser na swój oryginalny sposób dekonstruuje nieśmiertelny mit zdobywcy na rzecz "czarnego" moralitetu. Historia samotnego wilka w karykaturalny sposób przedrzeźnia amerykański indywidualizm i tamtejszą filozofię sukcesu. Jednocześnie dzikość, którą hoduje w swoim sercu Plainview, staje się siłą napędową samego filmu, jakby bohater udzielał mu swojej niezdrowej energii.

Trudno jednak w filmowej symfonii, trwającej bez mała trzy godziny, zdzierżyć ów bezlitosny, jakby nieludzki dystans, z którym niewidzialny narrator przygląda się szaleństwu swoich bohaterów. Siłą rzeczy nasz odbiór staje się bardziej organiczny niż emocjonalny. Rozlewny, intensywny obraz, "poszukująca" ścieżka dźwiękowa Jonny’ego Greenwooda, rozdygotany rytm narracji sprawiają, że jesteśmy w tym filmie całkowicie unurzani; że niemal czujemy wszechobecny zapach krwi, potu i nafty.

***

Opowieść rwie się nieoczekiwanie, nie pozwalając dostatecznie wybrzmieć jakiejkolwiek oczyszczającej puencie. A mimo to historia Daniela Plainviewa waży i znaczy więcej niż niejeden film usiłujący pojednać nas z bohaterem czy rozjaśnić w jakikolwiek sposób mroki jego duszy. Pandemonium i chaos, z którym pozostawia nas Anderson, musimy uporządkować w sobie sami. Niewielu twórców ma czelność postawić nam tak wysokie wymagania.

"Aż poleje się krew" ("There Will Be Blood") - scen. na podst. powieści Uptona Sinclaira "Nafta" i reż.: Paul Thomas Anderson, zdj.: Robert Elswit, muz.: Jonny Greenwood, wyst.: Daniel Day-Lewis, Paul Dano, Kevin J. O’Connor, Ciarán Hinds, Dillon Freasier i inni. Prod. USA 2007. Dystryb. Forum Film

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2008