Nadzieja na nowe życie

Jeśli nastolatek w końcu odpowie na pytanie: „po co mi trzeźwość?”, zwykle zamiast dawnego życia wybiera terapię. Pomaga w tym kościelny ośrodek w Bielsku-Białej.

13.03.2017

Czyta się kilka minut

 / Fot. Juergen Wahl / EAST NEWS
/ Fot. Juergen Wahl / EAST NEWS

Niektóre nastolatki mają za sobą niemal połowę życia na haju. – Zanim trafią do ośrodka, borykają się z narkotykami, dopalaczami, rozmaitymi środkami toksycznymi. Do tego dochodzą konflikty z prawem, kradzieże, dewastacje, podkradanie pieniędzy rodzicom, wyłudzanie, żebranie na ulicach, porzucenie szkoły, prostytuowanie się. Niektórzy mają też długi – mówi ks. Józef Walusiak, założyciel Fundacji Zapobiegania i Resocjalizacji Uzależnień oraz Katolickiego Ośrodka Wychowania i Terapii Młodzieży w Bielsku-Białej. Obie instytucje mają w nazwie słowo „Nadzieja”.

Z pierwszymi narkomanami ks. Walusiak spotykał się jeszcze w czasach mody na kompot makowy. Po święceniach, a należał do ostatniego rocznika wyświęconego w Krakowie przez kard. Karola Wojtyłę w 1978 r., zamieszkał w bloku na bielskich Złotych Łanach. – To była jedna z moich pierwszych parafii. Nie było tam ani kościoła, ani plebanii. Mieszkałem w bloku. Zaczęła do mnie przychodzić młodzież, byli wśród nich narkomani. Potrzeby mieli różne, czasami chcieli się ogrzać, napić gorącej herbaty i porozmawiać. Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia o narkotykach – mówi.

Pomysł powołania fundacji zrodził się w 1990 r., zaraz po tym, jak ks. Walusiak zaliczył dwuletnie studium z psychoterapii. To było kilka lat po powstaniu pierwszych Monarów. – Zacząłem szukać obiektu. Wiedziałem, że poradnictwo to za mało, że jeżeli chcę im pomóc, to musi być dom. Kiedy go znalazłem, mieszkałem w nim przez 15 lat – mówi duchowny, specjalista psychoterapii uzależnień.

Placówkę powołano w maju 1991 r. Na stronie internetowej znajduje się informacja, że jest to pierwszy katolicki ośrodek terapeutyczny dla dzieci i młodzieży w Polsce.

Rozliczenie 

Ośrodek przyjmuje dziewczyny i chłopaków z całego kraju. Mają od 13 do 18 lat. Pochodzą z różnych rodzin – rozbitych, pełnych, biednych, bogatych; niektórzy wychowywali się w domu dziecka. Czasami o miejsce w ośrodku stara się dziewczyna w ciąży albo z dzieckiem. Bywa, że ośrodek pomaga młodym matkom odzyskać odebrane przez sąd dzieci.

– Chciałabym powiedzieć innym dzieciakom: zastanówcie się, po co wam to wszystko, jakie mogą być konsekwencje – mówi jedna z nastolatek. Brała narkotyki i dopalacze. Jest już pełnoletnia. W ośrodku spędziła 16 miesięcy. – Ogarnęłam się tutaj. Wcześniej byłam bardziej zdemoralizowana. Tu się uspokoiłam; myślę, że też dzięki tym rygorom i zasadom – dodaje.
Trafiła tu na własne życzenie, chciała podjąć terapię. Podkreśla to, bo w przypadku niektórych jej kolegów nie jest to wcale takie oczywiste.

Miesiącami analizowała swoją narkotykową przeszłość, zdarzenia z dzieciństwa. Dużo też pracowała nad poczuciem własnej wartości. – Jestem bardzo dumna z tej pracy – mówi.

Teraz lepiej dogaduje się z mamą oraz z pięciorgiem młodszego rodzeństwa, odkryła, że lubi bieganie, planuje dalej się uczyć po tym, jak zawaliła technikum. Rozmawiamy w ostatnim dniu jej pobytu w ośrodku, po powrocie z praktyk zawodowych. Przez siedem godzin pracowała w jadłodajni, jest zmęczona i, o dziwo, trochę zestresowana zbliżającą się wolnością. – Bo to jest tak: momentami szło jak z płatka, ale były też chwile, kiedy nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić – opowiada o terapii. Kiedy pytam ją, czy jest zadowolona, odpowiada: – Nie spodziewałam się po sobie, że tyle wykonam pracy, że przejdę całą terapię i wytrwam do końca. Był taki moment, że bardzo spadła mi forma.

Przed odejściem musi jeszcze zaprezentować terapeutom i kolegom tzw. rozliczenie. Zajęło trzy strony. – Jest w nim wszystko, co mi się udało i co mi się nie udało. Więcej mi się udało – zapewnia.

Do domu nie wraca. Jeszcze nie chce całkowicie zrywać więzi z ośrodkiem. Tak jak wielu innych zamieszka w prowadzonym przez fundację hostelu. Uważa, że hostel postrehabilitacyjny pomoże jej stanąć na nogi. Poza tym w zasięgu są terapeuci, no i liczy na wsparcie kolegów i koleżanek z ośrodka. Daje sobie czas na zdanie matury w szkole dla dorosłych, znalezienie pracy, wynajęcie mieszkania.

Wyzwalacze

Ks. Walusiak mówi, że z powrotami do domu często jest problem: – Jest obawa, że nie wytrwają w trzeźwości, gdy wrócą do rodziny, znajomych, kolegów z ulicy, klasy szkolnej. Dlatego prowadzimy jeszcze hostel.

Paweł Kurz, katecheta i były pacjent bielskiego ośrodka, od 22 lat trzeźwy, mówi, że pobyt w hostelu nie jest złym rozwiązaniem, bo tzw. wyzwalaczem, czyli czynnikiem, który może zdecydować o nawrocie nałogu, może być wszystko: miejsce, przedmiot, emocje, osoba. – Kiedyś na katechezie nastolatek nie mógł sobie przypomnieć słów wypowiadanych przez księdza w Środę Popielcową podczas obrzędu posypywania głowy popiołem. Przypomniałem mu je: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Ale chłopak dopytywał dalej, bo nie o to mu chodziło. Wytłumaczyłem mu więc, że ksiądz może jeszcze powiedzieć: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz”. Zaczął się śmiać, bo „prochy” to było to, co chciał usłyszeć – mówi katecheta.

Kluczem do zmiany, jak podkreślają terapeuci, jest dobrze przeprowadzona rozmowa. Dyrektor ośrodka Adam Kasprzyk pracuje tu od 1998 r., a kieruje nim od 2005 r.: – Skuteczna terapia to nie tylko terapia indywidualna, ale też grupowa. Także socjoterapia, czyli to, co się dzieje w relacjach między młodymi ludźmi.

Terapię dzieli się na etapy. We wstępnym nastolatek zastanawia się: „Co ja tu robię?”, „Leczyć się czy się nie leczyć?”. Potem zabiera się do pracy nad sobą: „Po co mi trzeźwość?”. Podczas ostatniego z nich planuje: „Jakim będę człowiekiem?”.

– Kiedy trzeźwieją, często sami dla siebie są niespodzianką. Przychodzą, niejednokrotnie nie pamiętając, że mieli jakieś pasje, nie do końca wiedzą, co lubią, ponieważ ich życie było skoncentrowane na narkotykach. W niektórych przypadkach okazuje się, że brali przez niemal pół życia. Dopiero w terapii odkrywają, jakie wartości są dla nich istotne, i na tej podstawie tworzą plan trzeźwego życia – mówi Kasprzyk.

– Za tydzień kończę terapię. O swoich problemach myślę już mniej – mówi chłopak. – Wcześniej albo byłem skrajnie wesoły, albo agresywny. Dużo było złych emocji. Narkotyki tak robią z ludźmi, że zamykają się na konkretnych emocjach, umysł się nie rozwija. Smutek, złość, przykrość, wszystkie emocje umiem teraz okazywać i nazywać.

Interesuje się piłką nożną, kick-boxingiem, słucha polskiego rapu, lubi mocne kino akcji; jeden z jego ulubionych filmów to „Ip Man”, opowiadający historię mistrza kung-fu, który ma kłopoty po powrocie w rodzinne strony.

Polubił nawet szkołę – w ośrodku działa filia jednego z bielskich gimnazjów. Plan na siebie już ma. Nęci go, co prawda, piłka nożna i sporo trenuje, ale chciałby zostać lakiernikiem samochodowym.

Przez ponad 25 lat przewinęło się przez bielski ośrodek i hostele ok. 2 tys. młodych ludzi. Obecnie są tu 32 miejsca. – Z tych pierwszych pacjentów to już niestety kilkunastu nie żyje, mieliśmy również osoby zakażone wirusem HIV, niektórzy terapii nie ukończyli, wyjechali, zaćpali się na śmierć – mówi ks. Walusiak.

Co miesiąc terapię kończą jedna, dwie, czasem więcej osób – w skali roku od 10 do 20. Niektórzy wyjeżdżają wcześniej. W ośrodku nie popierają takich decyzji, ale kiedy stoją za nimi rodzice, niewiele można wskórać. – Raz jeden chłopak wyjechał w ósmym miesiącu terapii, wbrew naszej opinii. Wraz z rodzicami uznał, że jest wystarczająco trzeźwy i sobie poradzi. Potem matka nam mówi: „Zostałam sama, mąż odszedł, chciałam dziecko mieć przy sobie”. Losowe sytuacje bywają różne – mówi duchowny, ale nie komentuje.

Samoleczenie 

W latach 90. do ośrodka trafiali uzależnieni od amfetaminy, metamfetaminy, wąchacze klejów i rozpuszczalników. – Dominowały zupełnie inne uzależnienia. Popularne były też grzybki halucynogenne. Obecnie to głównie marihuana i dopalacze – mówi ks. Walusiak.

Kasprzyk dodaje, że nie lubi słowa „dopalacz”: – To marketingowa nazwa czegoś, co ma zwiększyć energię organizmu, rodzaj przyspieszacza zaburzającego pracę serca, podnoszącego ciśnienie krwi, wywołującego drżenie mięśni, przyspieszenie oddechu. To są środki, które jeszcze nie zostały wciągnięte na listę nielegalnych substancji.

– Te syntetyki są tak toksyczne, że już po pierwszym zażyciu organizm jest na takim etapie, jakby to trwało latami. To wyjątkowo niebezpieczne środki, już po jednym razie można stracić życie – mówi o dopalaczach Paweł Kurz.

Na pytanie, czy leczenie jest skuteczne, Kasprzyk odpowiada, że w czasach nieograniczonego dostępu do narkotyków i internetu nie leczy się konkretnego uzależnienia: – Leczymy człowieka. Terapia obejmuje wszystkie jego problemy, także uzależnienia behawioralne. Nasze myślenie o uzależnieniach jest takie, że jest to pewnego rodzaju objaw głębszych urazów, dlatego chcemy pomóc w rozwiązaniu tych problemów czy konfliktów, które spowodowały, że młody człowiek uciekł w tym kierunku od rzeczywistości. Czy to są narkotyki, czy uzależnienie od komputera, hazardu, pornografii, to zawsze jest to forma ucieczki, forma samoleczenia.

Te prawdziwe problemy wychodzą dopiero po kilku miesiącach pracy terapeutycznej, czasami w trakcie przypadkowej rozmowy. – Jeden z chłopaków nagle oświadczył, że przez gardło nie przechodzi mu pierwsze słowo w modlitwie „Ojcze nasz”, tak bardzo były zatrute jego relacje z ojcem – wspomina katecheta.

Jedna z terapeutek dodaje: niektóre dzieci dopiero tutaj po raz pierwszy jadą na ferie, pierwszy raz się ktoś o nich troszczy, pierwszy raz mają szansę przeżyć coś dobrego.

Matki

Dwuskrzydłowy budynek, w którym znajduje się ośrodek, położony jest na skraju lasu, z daleka widoczne są góry. Wokół są tereny rekreacyjne. Na parterze jest część szkolna, kuchnia, jadalnia, aula z TV, gabinet lekarski, miejsca na czas wolny, pokoje do rozmów indywidualnych. Młodzież zajmuje pokoje wieloosobowe z łóżkami piętrowymi.

Kiedy zaglądam do jednego z nich, przy biurku młodej dziewczyny, która odrabia lekcje, bawi się mały Jasiu, jej syn. Dyrektor Kasprzyk mówi, że nie jest to odosobniony przypadek. W ostatnich latach było kilkoro dziewcząt z dziećmi bądź spodziewających się dziecka. Dwóm ośrodek pomógł odzyskać dzieci, które zostały im odebrane przez sąd.

Młode mamy przebywają w ośrodku na takich samych warunkach jak wszyscy, choć bycie mamą stawia się tutaj na pierwszym miejscu. – Były sytuacje, że mamy miały samodzielne pokoiki z dzieckiem, ale zauważyliśmy, że lepiej to działa, kiedy w pobliżu są inne dziewczyny, mogą pomóc, wyręczyć je w opiece nad dzieckiem. To się sprawdza – tłumaczy Kasprzyk.

O pobycie dziecka decyduje sąd. Terapię rozpoczyna podpisanie kontraktu oznaczającego zgodę na leczenie. Kasprzyk: – Mieliśmy dziewczynę, która nie była świadoma, że jest w ciąży. Kiedy się zorientowała, ukrywała to przed nami. Dowiedzieliśmy się po jakimś czasie, dlatego obecnie przy przyjęciu robimy testy ciążowe. Dobrze, żebyśmy byli tego świadomi i od razu mogli otoczyć ją właściwą opieką.

Pobyt w ośrodku z dzieckiem, zdaniem terapeutów, to dla młodej matki dodatkowa motywacja.

Reggae 

Paweł Kurz, który przebywał w ośrodku w latach 90., podkreśla, że terapia to nie wszystko. Jest wokalistą i jednym z założycieli zespołu grającego muzykę roots reggae z przesłaniem chrześcijańskim. „Ty ciągle czujesz się samotny, choć tylu ludzi stoi obok. Bezsilność swoją zniszczyć chcesz, gdy w ścianę bijesz głową. A nawet gdybyś chciał kolejny raz żyć inaczej, i gdybyś złote góry miał, i tak nikt ciebie nie zobaczy” – śpiewa. Piosenkę „Jestem sam” wykonuje wraz z zespołem Anti Babylon System, który istnieje od 2000 r. Autorem słów jest jego kolega z zespołu Jacek Polczyk. Można jej posłuchać na stronie grupy (www.antibabylon.kdm.pl), która koncertuje nie tylko w Polsce.

Dotąd wydali trzy płyty. Każda jest formą terapii – wyjaśnia. Po wyjściu z ośrodka ułożył sobie życie, skończył studia teologiczne, ożenił się. Oprócz prowadzenia katechezy pracuje w pogotowiu opiekuńczym: – Uważam, że naszym zadaniem jest nawrócenie na piękno, na przyjaźń z Panem Jezusem. Do ilu to trafia? Wiara to jest bardzo intymna sprawa, a w przypadku osób skrzywdzonych potrzeba wielkiej delikatności i konsekwencji. Czasami trzeba powiedzieć coś mocnego, czasami nie trzeba mówić nic.

Ks. Walusiak: – W terapii wiara jest ważna, dlatego założyłem katolicki ośrodek. Osoba, która uwierzy w Boga tak na poważnie, szybciej przechodzi terapię. Jest również większa pewność, że po jej zakończeniu będzie się trzymać swoich postanowień. Osoby, które się tutaj nawróciły, potrafią bardziej pozytywnie patrzeć na świat, dostrzegają głębszy sens życia, pomagają innym. Te dzieci później wzajemnie się wspierają.

Ksiądz zaznacza jednak, że choć ośrodek ma w nazwie „katolicki”, to przyjmują wszystkich niezależnie od wyznania. Wśród podopiecznych byli już świadkowie Jehowy czy protestanci. Przy przyjęciu jednak pytają: „Jesteś wierzący?”. Duchowny uważa, że zapytać trzeba, bo w przypadku młodzieży deklarującej ateizm różnie to bywa. – Zdarzało się, że zdeklarowany ateista po kilku tygodniach chciał się wyspowiadać, przystąpić do bierzmowania – mówi ks. Walusiak.

Oglądam budynki. Niedawno zakończyli remont. Do odnowionego skrzydła przeniosą hostel. Ruszy od kwietnia tego roku. Dla 16 osób przygotowano cztery nowocześnie wyposażone pokoje z łazienkami. W dotychczasowej lokalizacji, znajdującej się w innej dzielnicy miasta, otworzą dom dziecka.

Opinie

Na lokalnej stronie artykuł opisujący ośrodek i działalność ks. Walusiaka. Pod spodem kilkanaście komentarzy. Dominują entuzjastyczne: „Uczył mnie religii na Złotych Łanach, kilkanaście lat temu... Jest wspaniałym człowiekiem i księdzem”; „Naprawdę jest to ksiądz z powołania: najpierw dał mi dach nad głową, potem nauczył, jak być szczęśliwą, na koniec dawał mi ślub kościelny”. Nawet niektóre nicki mówią same za siebie („pamiętam”). I ostatni wpis: „Proszę, dajcie mi kontakt do księdza – Mira”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2017