Wskrzeszanie Łazarza

Nie ma jednej drogi do uzależnienia. Nie ma też jednego wizerunku narkomana. - Obraz narkomana jako osoby prymitywnej, brudnej i bezrobotnej to stereotyp. Dziś coraz więcej narkomanów to tzw. białe kołnierzyki. Świetnie radzą sobie finansowo. W tygodniu zasuwają po 15 godzin na dobę. Potem chcą jakoś odreagować. Biorą drogie narkotyki głównie w weekendy, w Wiedniu albo Pradze - mówi Piotr Adamiak, kierownik ośrodka Monaru w Łodzi.

07.12.2003

Czyta się kilka minut

 /
/

Marek Kotański, czyli moc ducha

Pod koniec lat 60. pierwsi polscy narkomani wąchali klej i rozpuszczalniki, a “kompot" robili w kuchni. Dziś narkotyki stały się biznesem. Są w pubie, dyskotece, akademiku, nawet w szkole. Co piąty nastolatek próbował marihuany, a co dziesiąty - amfetaminy.

- Nie zmieniła się jednak psychika. Ludzie sięgają po narkotyki, bo tkwi w nich dążenie do poszukiwania innych stanów świadomości. Bez względu na koszty - podkreśla Marek Sternalski, psychiatra.

Większość sięgających po narkotyki uważa, że nie grozi im uzależnienie. O własnej słabości przekonują się w momencie, gdy trafiają do ośrodków.

W przeszłości terapie polegały głównie na pracy i wysiłku fizycznym. Niewiele do powiedzenia miał wychowawca, ponieważ zasady ustalała społeczność. W latach 90. pojawiły się pierwsze placówki katolickie, a wraz z nimi zmiany. Zresztą dzisiejszy Monar także różni się od instytucji z początku działalności. Być może to wpływ otwarcia się Marka Kotańskiego na duchowość.

- Był taki czas, kiedy w wypowiedziach Marka wiara i duchowość nie istniały - mówi Adamiak. - I był też taki, kiedy mówił o tym bardzo dużo. Niektórzy byli pod wrażeniem tej przemiany, inni podejrzewali, że to jakaś lipa. Sam nie wiem. Jednak myślę, że Marek nie udawał. Przeszedł operację serca, a ludzie często po czymś takim mają trochę inne spojrzenie. Był człowiekiem pełnym wiary w ludzi, gotowym nieść pomoc tym z marginesu. Zaczął w tym kraju pracę z narkomanami, chorymi na AIDS, bezdomnymi. Co by o nim nie powiedzieć, właśnie Marek przecierał szlaki.

- Kiedy na miesiąc przed jego śmiercią rozmawiałem z nim na zjeździe Monaru, gdzie odprawiałem Mszę św., czułem bijącą od niego ogromną moc ducha - dodaje bp Antoni Długosz. - To był człowiek autentycznie zakochany w Chrystusie, który typowo chrześcijańskie zasady wprowadzał w terapię monarowskich ośrodków.

Pytanie, czy jest sens dzielić pomagające uzależnionym organizacje na społeczne i katolickie. Biskup Długosz, krajowy duszpasterz młodzieży nieprzystosowanej społecznie, apeluje: - Nie dzielmy. Wspólnym mianownikiem jest dostrzeżenie uzależnionego i chęć niesienia pomocy. W przypadku ośrodków katolickich kierujemy się dodatkowo racjami wiary. Oprócz czysto naturalnych działań terapeutycznych u nas wchodzi w grę także aspekt religijny.

Narkomani w Betanii

W Polsce działa kilkanaście ośrodków i wspólnot katolickich, pomagających ludziom uzależnionym, w tym tzw. małolatom. Wśród nich m. in. “Betania" w Mstowie koło Częstochowy, “Nadzieja" w Bielsku-Białej, Stowarzyszenie “Karan" (ośrodki w Warszawie i Radomiu) oraz centra “Ochotników cierpienia", założone przez Włoszkę siostrę Elwirę Miriam Psorully - w Giezkowie k. Koszalina i Jastrzębiu Zdroju.

Nie zawsze budowa ośrodka spotyka się ze zrozumieniem. Winę ponoszą w dużej mierze media, które nagłaśniały w pogoni za sensacją np. działalność Marka Kotańskiego, otwierającego domy dla nosicieli HIV. Problem w tym, że wcześniej nie przygotowano społeczeństwa. Nie informowano o stopniu zagrożenia: - Gdyby człowiek zarażał się HIV przez podanie ręki, ślinę, przytulenie, zamieszkanie z chorym, już dawno bym zachorował - mówi biskup Długosz. - Powstał mit i dlatego ludzie tak agresywnie reagują na naszą działalność. Trzeba edukować i dokształcać. Cóż jest winne dziecko, że jest nosicielem? Jak można takie dziecko kopać i czynić trędowatym?

Drugim apektem sprawy są trudności materialne społeczeństwa, które również zwiększają niechęć wobec uzależnionych. Według opinii publicznej uzależnieni są “pasożytami".

W “Nadziei" leczy się obecnie 31 uzależnionych, czeka 200 kolejnych. Terapia trwa rok. Czasem konieczna jest kontynuacja leczenia, nawet trzyletnia. Przyjmuje się wszystkich, którzy akceptują program - w jego zakres wchodzi także formacja religijna. W Bielsku-Białej pod patronatem fundacji “Nadzieja" oprócz ośrodka działa katolicki telefon zaufania oraz punkt konsultacyjny w centrum miasta. Są również hostele - dla tych, którzy po terapii nie mają dokąd wrócić.

“Betania" wzięła nazwę od biblijnej miejscowości, w której Jezus często odwiedzał przyjaciół. Łazarz, Marta i Maria - troje mieszkańców Betanii to przykłady dla uzależnionych. Marta jest wzorem pracy, uczciwości: to ważne, bo wielu z uzależnionych wcześniej nie pracowało, czasem kradło. Maria prezentuje człowieka modlitwy. I wreszcie Łazarz, którego Jezus wskrzesza, dając nowe życie.

Nietypowymi ośrodkami są wspólnoty założone przez s. Elwirę z Zakonu Sióstr Miłosierdzia Bożego. Nie ma w nich muzyki, radia, telewizji. Żadnych wyjść na zewnątrz, żadnych pieniędzy, żadnych terapeutów. Tylko modlitwa i praca. To pozwala zrozumieć - mówią pacjenci - że narkomania nie była tylko problemem substancji odurzających, lecz również niewłaściwego sposobu myślenia. Żyją z tego, co dostaną od ludzi. Dzień rozpoczynają modlitwą i rozważaniem Słowa Bożego. Są także nocne adoracje, w godzinach dla narkomanów najtrudniejszych. Każdy na pierwsze pięć miesięcy dostaje “anioła stróża"; to członek wspólnoty, który przebywa w niej minimum rok. Podopiecznego nie opuszcza nawet na chwilę. Razem z nim się modli, pracuje, śpi na piętrowym łóżku. Nawet odprowadza do toalety. Domów, w których podopieczni strzegą siebie nawzajem, jest na całym świecie 40. Językiem obowiązującym we wszystkich jest włoski.

Podczas terapii w ośrodkach katolickich dokonuje się nie tylko fizyczne i psychiczne wyjście z nałogu, lecz również uzdrowienie duszy. - Leczenie człowieka, który się nawróci, czyli oprze się na wartościach wyższych, przebiega szybciej i głębiej - mówi ks. Józef Walusiak, kierownik i duszpasterz “Nadziei".

Ośrodek jest miejscem, gdzie uzależnionych wprowadza się w świat wartości. Bierze się pod uwagę ich wiek, a także stopień zaangażowania w terapię. Później przygotowuje się podopiecznych do przyjęcia sakramentów; wielu z nich dopiero w ośrodku decyduje się na chrzest czy bierzmowanie.

Ale przekonać ludzi do wartości nie jest łatwo. W niektórych rodzi się bunt. Trudno uświadomić człowiekowi, który pół życia spędził na ulicy, że Chrystus go kocha. - Często mam ochotę zmienić tekst oracji, żeby wszystko zrozumieli. Trzeba mówić słowami, które dla nich są jasne i przejrzyste. Dla tych ludzi św. Mikołaj i Maksymilian Kolbe to postaci niemal biblijne - tłumaczy ks. Walusiak.

Duchowość pomaga w terapii, ale jest bardzo delikatną sprawą - tak uważa większość terapeutów. Ludzie uzależnieni są zazwyczaj poranieni w wierze. Często uważają, że ich życie zależy od siły wyższej, która zmusza do pewnych czynów, nie pozostawiając wyboru. Łatwiej im myśleć, że świat jest zły, szatan zwycięża albo Boga nie ma. Bo wtedy łatwo usprawiedliwić własne niedociągnięcia, lęki i obawy.

Katecheza: prewencja i terapia

Pytania, jak skutecznie pomagać uzależnionym, często pojawiają się w ośrodkach katolickich. Stąd sympozjum: do Częstochowy przyjeżdżają ludzie z całej Polski, nie tylko duszpasterze, ale także świeccy terapeuci i pacjenci. Spotkania - co roku na inny temat - organizuje biskup Długosz. Duże znaczenie odgrywa również miejsce: Jasna Góra. Apel Jasnogórski i Msza w kaplicy cudownego obrazu - pod przewodnictwem arcybiskupa Nowaka - tworzą atmosferę powagi i wspólnoty. Ludzie czują się tu dobrze.

W ubiegłym roku sympozjum poświęcono problematyce rodziny. Z sondaży, przeprowadzonych przez leczących się narkomanów w ośrodku “Betania", wynika, że jednym z najczęstszych powodów sięgania po narkotyki była patologia w rodzinie. Poruszono także temat opętania jako możliwej przyczyny uzależnień: - Rozmawialiśmy, jakie należałoby zająć stanowisko wobec takich poglądów. Gdy pracujemy z osobami uzależnionymi, nie możemy pomijać wysiłków, które podejmują coraz to liczniejsi księża i grupy modlitewne. Chcą pomagać zagubionym jedynie przez modlitwy i egzorcyzmy. Czy takie działania mogą wnieść coś ważnego dla leczenia uzależnionych? Czy może traktować je wyłącznie jako szczególne zjawisko kulturowe? - pyta psychiatra Marek Sternalski.

Tematem tegorocznego, XI Sympozjum duszpasterzy katolickich ośrodków i wspólnot pomagających ludziom uzależnionym była rola katechezy w terapii osób. Wykład “Terapeuci, egzorcyści - uzależnienie czy opętanie" wygłosił dr Sternalski. Z kolei długoletni duszpasterz uzależnionych, salezjanin ks. Andrzej Szpak, podkreślał rolę katechezy, która ma prowadzić do konfesjonału. Katecheza ma dwa zadania: powinna być środkiem środkiem prewencyjnym, wskazującym młodzieży na niebezpieczeństwa związane z narkotykami oraz pełnić rolę w terapii już uzależnionych. Drugi dzień sympozjum wypełniły warsztaty i dzielenie się praktycznymi doświadczeniami w prowadzeniu terapii.

Uczestniczący we wszystkich dotychczasowych sympozjach Marek Sternalski wyjaśnia, że spotkania są bardzo potrzebne: - Osiągamy dzięki nim bardzo dobre rezultaty. Kiedy zaczynaliśmy, wiedza na temat narkotyków i patologii w środowiskach katolickich, szczególnie wśród młodych księży, była znikoma. Chcieliśmy, żeby zrozumieli i wyszli do ludzi z marginesu.

Jednak nie wszyscy duchowni rozumieją wagę problemu: - Za mało jest nas, księży, zajmujących się uzależnionymi - twierdzi ks. Walusiak. - Księżom brakuje rozeznania. Nie wiedzą, jak pomagać, jak spowiadać takich ludzi. Nie znają adresów katolickich ośrodków. Za mały jest przepływ informacji między parafiami.

Kazimierz Jarzębski, terapeuta z “Betanii": - Księża chętniej zajmują się młodzieżą, która nie stwarza problemów. Tymczasem np. oazy poradziłyby sobie bez specjalnej opieki.

- Kościół mógłby też robić więcej, jeśli chodzi o kleryków. To młodzi ludzie, są zatroskani o bliźniego. Nie uwikłani w sprawy rodzinne, chcą czynić dobro i chętnie pomagaliby uzależnionym - twierdzi Adamiak.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2003