Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Powinno tak być, ponieważ my tutaj naprawdę jesteśmy inni. Przyszliśmy z daleka, wynurzyliśmy się z głębi odmiennych czasów. Z jakichś gór i stepów przyszliśmy, gdzie historia, polityka i życie w ogóle miały wymiar żywiołów i kataklizmów. Musieliśmy się kryć w namiotach i jaskiniach, żeby przeczekiwać te klęski. Siedzieliśmy przy ogniskach i wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy tak zwanymi Europejczykami. Wymyślaliśmy sobie mity, legendy i baśnie na ten temat. Żeby było co opowiadać w długie noce przy ognisku. Owszem, byliśmy, ale innymi.
Gdy upadł Związek Radziecki, trzeba było nas zostawić w spokoju, żebyśmy sobie zrobili własną Unię i własne Schengen, albo własne Bałkany i Bośnię. Żebyśmy sobie zrobili to własne „Międzymorze”, tak jak je sobie robimy teraz, między Bałtykiem a Morzem Czarnym.
Dlatego tak to teraz wygląda. W Polsce, na Węgrzech, w Słowacji, w Czechach. Nasz nowy prezydent jedną z pierwszych wizyt składa w Rumunii. Zaplecze intelektualne nowego rządu formułuje tezy na temat reaktywacji wspomnianego „Międzymorza”, czyli czegoś na kształt alternatywnej Unii. W modzie są marsze z pochodniami świętujące odzyskanie niepodległości, martyrologia, heroiczna przeszłość, młodzi i starzy przebierają się w mundury, by odtwarzać militarne zwycięstwa, a jeszcze bardziej bohaterskie klęski. Katastrofa lotnicza pod Smoleńskiem nabrała cech najważniejszego wydarzenia historycznego w najnowszych dziejach kraju. Jednym z przewodnich wątków jest rosyjski zamach. Nic w tym dziwnego, bo jedną z podstawowych narodowych figur jest figura niewinnej ofiary. Byliśmy ofiarą państw ościennych, Rosjan, Sowietów, Niemców, Ukraińców, ofiarą wyimaginowanych żydowskich spisków, ofiarą historii. Nie na darmo nasza flaga symbolizuje niewinność oraz męstwo, czyli przelaną krew.
Ale gdzie ma ginąć naród na kontynencie, który wyrzekł się heroicznych cnót? Co ma zrobić z tą nadwyżką krwi, którą tak często mu puszczano. Tak często, że się przyzwyczaił, i teraz cierpi na nadciśnienie. Cóż po czystości i krwi w świecie higieny, transfuzji i biotechnologii? Nic. I dlatego potrzebny jest świat alternatywny. Co wcale nie znaczy, że nieprawdziwy albo wymyślony. Potrzebny jest świat symboliczny, bo higiena i transfuzja to rzeczy niewątpliwie potrzebne i pożyteczne, ale zwyczajnie nie działają na wyobraźnię. Nie zaspokajają jej.
Bo cóż to za idea, że będziemy bogatsi? Żadna. Zawsze będą bogatsi od nas, a my zawsze biedniejsi od kogoś. Wielu ma poczucie, że kraj został im skradziony. Do rangi symbolu urastają postacie starych ludzi w centrach handlowych. Przychodzą, by po prostu pobyć w ciepłych i jasnych wnętrzach i popatrzeć na ludzi. Ponieważ zwyczajnie nie mają dokąd pójść. Ponieważ nie mają pieniędzy na nic. W okrutny i paradoksalny sposób świat konsumpcji, do którego nie mają wstępu, udziela im ostatniego schronienia.
Podobnie jest z młodymi. W ich umysły już wdrukowano przekaz, że podstawowym składnikiem współczesnej tożsamości jest kupowanie i posiadanie dóbr. Ale, podobnie jak starsi, nie mogą w pełni uczestniczyć w tym świecie, bo są za biedni. Co najwyżej mogą go dotykać, przymierzać, oglądać przez szybę. To zresztą los bardzo wielu: życie, Polskę, swoją przyszłość oglądają przez szybę. Całość wygląda nawet dobrze i powabnie, ale jest zwyczajnie niedostępna.
Dla większości elektoratu, który wyszedł zwycięsko z ostatnich wyborów, mamy do czynienia z czymś w rodzaju kolejnej kolonizacji. Oto skończyła się sowiecka, a zaczęła następna, europejska. Nie zdążyliśmy nacieszyć się niepodległością. Nie zdążyliśmy nawet popełnić wszystkich błędów, które mogą popełniać niepodległe narody. Ktoś inny wziął znowu nasz los w swoje ręce i dyktuje nam, jak powinniśmy się zachowywać. W kraju tak mocno przywiązanym do swojej historii, że wydaje się być wręcz w niej uwięziony, próbowano wprowadzić coś w rodzaju roku zerowego. Przeszłość raz na zawsze miała zostać zamknięta, bo ważna jest jedynie przyszłość. Minione musiało odejść, ponieważ to właśnie historia raz po raz prowadziła nas na skraj zagłady. To historia była siedliskiem tych wszystkich demonów, które prowadziły naród tak do heroizmu, jak i histerii. Dlatego też należało się z niej wyzwolić, albo traktować co najwyżej jako przestrogę. Mieliśmy jak cesarz Qin Shi Huang spalić wszystkie stare księgi i wejść do Europy, ale bez naszych umarłych.
No, ale jak widać, nie do końca się to udało. Wciąż chcemy opłakiwać tych, co odeszli. Nie chcemy pozostawić „grzebania umarłych umarłym”.
Dlatego powinniśmy mieć swoją Unię, Unię-bis, może Unię specjalnej troski, może nawet Unię-kwarantannę. Żebyśmy mogli we własnym towarzystwie sprawdzić i przećwiczyć to, co czeka nas w przyszłości. Żebyśmy mieli czas na błędy popełniane na własny rachunek. Żebyśmy znaleźli sposób na to, by zabrać swoich umarłych ze sobą. Oczywiście nie wzbudzając przy tym niczyjej paniki. ©