Na własnym boisku

Benedykt XVI przybywa do swojej ojczyzny - co czeka go w Niemczech?

20.09.2011

Czyta się kilka minut

Kiedy ponad sześć lat temu, 18 kwietnia 2005 r., niemiecki kardynał Joseph Ratzinger został wybrany na następcę Jana Pawła II, ukazujący się w paromilionowym nakładzie bulwarowy dziennik "Bild" wiwatował wielkim tytułem: "Wir sind Papst!". Dosłownie: "My, Niemcy, jesteśmy papieżem!". Była to aluzyjna gra słów, nawiązująca do pamiętnego hasła z demonstracji w NRD jesienią 1989 r.: "Wir sind das Volk!"; "To my jesteśmy narodem!".

Ale gdy w czwartek 22 września Benedykt XVI rozpoczyna swą pierwszą oficjalną wizytę w Niemczech, nie czeka go bynajmniej łatwy "mecz na własnym boisku". "Berlin nie jest papieżem" - pisze w komentarzu główny stołeczny dziennik "Der Tagesspiegel".

Chaos światopoglądów

W istocie, Berlin jest najbardziej zsekularyzowanym miastem w całych Niemczech. "To stolica ateistów" - wyrokował kilka lat temu pewien amerykański dziennikarz. To chyba przesada; trafniej byłoby powiedzieć, że w stolicy Niemiec panuje niebywały wręcz chaos światopoglądowy. Zresztą nie od dziś - w najnowszej historii Niemiec stołeczna metropolia zawsze była bardziej oddalona od religii niż inne, porównywalne z nią miasta.

Już w połowie XVIII stulecia obowiązywał tu pruski edykt, stanowiący, iż każdy może kształtować swoje życie duchowe "wedle własnego upodobania". Później zaś, na początku wieku XX, Berlin wyróżniał się raczej nie religijnością, lecz przeciwnie - wolnomyślicielstwem i otwarciem na wszelkie nowe prądy światowe.

Dziś zaledwie około 30 proc. mieszkańców należy do któregoś z wielkich Kościołów chrześcijańskich. A w tym gronie większość stanowią ewangelicy - w 4-milionowym obecnie mieście katolików jest tylko jakieś 50 tys., gdy tymczasem liczba muzułmanów sięga ćwierć miliona.

Choć w przypadku Berlina takie są (gorzkie) fakty, wydaje się, że wizyta Benedykta XVI w niemieckiej stolicy - a potem jeszcze w dwóch regionach: w Erfurcie, jednej z kolebek protestantyzmu, i w katolickim Fryburgu - będzie sukcesem. Także jeśli sukces mierzyć frekwencją.

Pozytywne zaskoczenie

Kiedy bowiem wiosną tego roku ogłoszono, że Benedykt XVI przybędzie z trzydniową podróżą do ojczyzny, organizatorzy zakładali początkowo raczej skromną liczbę uczestników spotkań z Papieżem.

Jakby obawiając się niewielkiego zainteresowania - zwłaszcza w Berlinie - ustalono więc pierwotnie, że papieska Msza celebrowana będzie na placu przed pałacem w Charlottenburgu; mogłoby się tam pomieścić nie więcej niż 10 tys. ludzi. Potem, gdy okazało się, że zgłoszeń jest więcej, przeniesiono ją w kolejne miejsce, na tzw. Waldbühne (o "pojemności" 25 tys. osób).

Ale planiści z niemieckiego Episkopatu i Watykanu rychło mieli się przekonać, że i to za mało. Już w czerwcu okazało się, że liczba zgłoszeń jest tak duża, iż po raz kolejny trzeba zmienić lokalizację - ostatecznie Benedykt XVI odprawi Mszę na berlińskim stadionie olimpijskim, gdzie jest 75 tys. miejsc siedzących. Organizatorzy nie przewidzieli najwyraźniej, że do Berlina zjedzie wielu katolików z Nadrenii i Bawarii - regionów, gdzie religijność nadal jest wysoka - a także z sąsiedniej Polski.

Miejsca, tematy, symbole

Berlin, Erfurt i Fryburg: kolejne etapy podróży 84-letniego Papieża wybrano nieprzypadkowo; każdy z nich związany jest z jakimś kluczowym tematem. I tak, etap berliński ma mieć silny aspekt polityczny; Benedykt XVI zabierze głos na forum parlamentu. Podczas pobytu w Erfurcie (gdzie ponad 500 lat temu studiował Marcin Luter), a także w pobliskim regionie Eichsfeld (będącym zawsze katolicką "wyspą" w protestanckim otoczeniu) Papież poruszy kwestie ekumeniczne. Ostatni zaś dzień spędzi w tradycyjnie katolickim Fryburgu, gdzie ma spotkać się z młodzieżą. W planach jest też krótkie spotkanie ze schorowanym Helmutem Kohlem w Oggersheim, gdzie mieszka były kanclerz.

Szczególnie symboliczną wymowę ma wizyta w Erfurcie, stolicy Turyngii. Bo Turyngia - to "ojczyzna" Lutra. Tutaj, a także w sąsiedniej Wittenberdze, rodziła się reformacja. Właśnie w kapitularzu erfurckiego klasztoru augustianów, w którym Luter przebywał jako zakonnik w latach 1505-1511, Benedykt XVI będzie dyskutować z duchownymi ewangelickimi, a następnie odprawi wspólnie z nimi nabożeństwo w klasztornym kościele. To spotkanie z przedstawicielami drugiego wielkiego Kościoła, i to w miejscu związanym z postacią późniejszego krytyka papiestwa, odbędzie się na wyraźne życzenie Papieża.

Z politycznego punktu widzenia niewątpliwie najważniejszy będzie dzień, który Benedykt XVI spędzi w Berlinie. Spotka się z prezydentem Christianem Wulfem, aby następnie wygłosić przemówienie w Reichstagu, przed parlamentarzystami. Choć nie przed wszystkimi: postkomunistyczna Partia Lewicy zapowiedziała, że część jej posłów zamierza zbojkotować papieskie wystąpienie, gdyż - uwaga - "Watykan wspierał w średniowieczu inkwizycję" (co brzmiałoby może nawet zabawnie, gdyby nie fakt, że jeszcze 22 lata temu politycy Partii Lewicy byli częścią komunistycznego aparatu represji w Europie Wschodniej).

Przysięga arcybiskupa

Msza na stadionie olimpijskim zaplanowana jest na wieczór; tu papieskim "przewodnikiem" będzie nowy berliński arcybiskup Rainer Maria Woelki, następca zmarłego w lipcu kard. Georga Sterzinsky’ego (o Sterzinskym patrz "TP" nr 28/2011).

Na marginesie: okoliczności, w jakich nowy arcybiskup obejmował w sierpniu urząd, rzucają światło na pewne osobliwości w relacjach Kościół-państwo, a mające swe źródło w przeszłości. Otóż na kilka dni przed przyjęciem święceń, Woelki - uczeń konserwatywnego kard. Joachima Meissnera (co w tej historii nie jest bez znaczenia) - musiał, zgodnie z tradycją, złożyć swego rodzaju "wizytę zapoznawczą" u przedstawiciela państwa.

A państwo to w tym przypadku land Berlin. I tak oto, na tle flagi Republiki Federalnej, flagi landu Berlin i flagi berlińskiego arcybiskupstwa stanęli naprzeciw siebie dwaj ludzie: przyszły arcybiskup oraz burmistrz (tj. szef rządu miasta-landu) Klaus Wowereit, katolik, który otwarcie deklaruje, że jest czynnym homoseksualistą. Trzymając w lewej ręce Biblię, Woelki złożył przysięgę, w której mowa była także o tym, że jako arcybiskup będzie "poważać konstytucyjny rząd i dbać o to, aby poważanie takie okazywał mu również mój kler".

Ta jakże egzotyczna przysięga, sięgająca swą tradycją roku 1933, jest nadal w Niemczech obowiązującym prawem. A to dlatego, że została zapisana w konkordacie, który władze Republiki Weimarskiej negocjowały z Watykanem tak długo, że gotowy w końcu tekst watykańskim przedstawicielom przyszło podpisywać już z rządem Adolfa Hitlera.

Tego dnia, gdy przyszły arcybiskup składał swą przysięgę, wydawało się, jakby po berlińskim ratuszu powiał duch odległej epoki; duch "Kulturkampfu", gdy państwo pruskie zwalczało Watykan i katolicyzm... Niestety, inaczej najwyraźniej się nie dało: po II wojnie światowej konkordat z 1933 r. - ustalający zresztą także, że religia katolicka może być wyznawana "publicznie i swobodnie" - został włączony do porządku prawnego Niemiec Zachodnich, a że przysięga wierności wobec państwa była jego elementem, także ona stała się częścią prawa Republiki Federalnej. Inna sprawa, że w wielu landach nie jest praktykowana, za obopólną zgodą.

Ponieważ jednak od końca wojny aż do zjednoczenia Niemiec w 1990 r. Berlin pozostawał pod formalnoprawną kontrolą aliantów i Sowietów, rytuał "przysięgi wierności" ani nie mógł być praktykowany, ani też zawieszony - bo berliński Kościół nie miał państwowego partnera. Teraz, gdy było po wszystkim, urzędujący już arcybiskup (uważany za kościelnego konserwatystę) i burmistrz z SPD ustalili, że w przyszłości "zrobią coś" z tym archaicznym rytuałem.

Wracając do papieskiej podróży: wielu berlińczyków dobrze wspomina wizytę Jana Pawła II w 1996 r. Pamiętają przejazd papamobile wśród pozdrawiających tłumów bulwarem Unter den Linden, potem wspólny, historyczny gest papieża z Polski i niemieckiego kanclerza Helmuta Kohla, gdy przeszli wspólnie pod otwartą kilka lat wcześniej Bramą Brandenburską, a także poruszającą Mszę (także, jak dziś, na stadionie olimpijskim). Choć za pontyfikatu Jana Pawła II dochodziło do wielu sporów między Watykanem a niemieckim Kościołem, wielu Niemców po prostu bardzo lubiło papieża-Polaka, doceniając przy tym jego charyzmatyczną dobroć, wkład w koniec "zimnej wojny" i obalenie komunizmu. Inaczej rzecz wygląda z papieżem-Niemcem: we własnej ojczyźnie jest on co najwyżej szanowany.

Protest, czyli parada

Inaczej niż podczas berlińskiej wizyty Jana Pawła II - gdy owszem, zdarzały się protesty, ale stosunkowo nieliczne - tym razem wystąpienia przeciw Benedyktowi XVI mogą być liczniejsze i gwałtowniejsze. Antypapieska "sieć", zrzeszająca około 40 rozmaitych grup i stowarzyszeń, wzywa do wielkiej demonstracji w centrum Berlina tego dnia, gdy w mieście przebywać będzie Benedykt XVI. Obok tych, którzy określają się mianem "krytycznych chrześcijan", obecne są tu takie organizacje jak "Deutsche AIDS-Hilfe" czy Zrzeszenie Humanistyczne, są też członkowie SPD, Zielonych i rzecz jasna postkomunistycznej lewicy; jest także stowarzyszenie "Homoseksualizm i Kościół".

Ten raczej mało spójny konglomerat twierdzi, że chce krytykować rzekomo "wrogą człowiekowi politykę Watykanu w kwestii płci i w sprawach socjalnych"; krytyka obejmuje też "wrogość wobec demokracji i kobiet", obecną ponoć w Kościele katolickim, jak również domniemaną próbę podniesienia przez Kościół "dogmatów religijnych do rangi norm państwowych". Formą zaś protestu ma być "kolorowy pochód, na wzór parady w Christopher-Street-Day" (tj. parady homoseksualistów). Co nie dziwi, skoro Berlin uchodzi - obok Londynu - za stolicę europejskich homoseksualistów.

"Prawo do demonstrowania jest ważnym dobrem w demokracji" - tak rzecznik berlińskiej archidiecezji, Stefan Förner, skomentował zapowiedź antypapieskiego protestu. Zaznaczając, że granica tego, co w demokracji dopuszczalne, zostaje przekroczona w chwili, gdy protest zamienia się w wezwanie do przemocy. Ostrzeżenie nie było bezpodstawne: na jednej ze stron internetowych pojawiło się wideo, firmowane przez jakiś "Związek przeciwko chrześcijańskiemu fundamentalizmowi", bez wątpienia wzywające do przemocy. Można się więc obawiać, że za sprawą antypapieskich protestów Berlin zyska nowy negatywny wizerunek, a mianowicie "twierdzy misyjnego »antychrysta«", jak ujęła to Barbara John z CDU.

***

Ale może tak źle nie będzie. Może spełnią się nadzieje Volkera Kaudera - i nie tylko jego. Kauder, przewodniczący frakcji CDU/CSU w Bundestagu, wierzy, że podróż Benedykta XVI "będzie źródłem nowych impulsów dla życia chrześcijańskiego w Niemczech", a "spotkania i nabożeństwa z Papieżem" staną się "znakiem więzi, łączących wszystkich chrześcijan w Niemczech". Kauder docenia też, że za sprawą Benedykta XVI do szerszej opinii światowej dociera świadomość, jak często chrześcijanie są prześladowani w różnych krajach świata. W istocie, Papież wielokrotnie zwracał na to uwagę.

Głos zabrał także abp Robert Zollitsch, przewodniczący Episkopatu: w wywiadzie dla dziennika "Die Welt" powiedział, że "papież Benedykt dobrze zna problemy i troski w swojej ojczyźnie", i że podczas jego podróży ponownie będziemy mogli uświadomić sobie, "co to znaczy być katolikiem" i co można uczynić, aby "ukazywać innym piękno wiary", nawet jeśli wokół postępuje proces sekularyzacji. "Jesteśmy realistami, po tej podróży na pewno wszystko nie będzie inne w Niemczech" - mówił Zollitsch. Ale może coś będzie lepsze.

Przełożył WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2011