Na progu nowej debaty

W rocznicę pogromu kieleckiego zdaliśmy sobie sprawę, że stoimy w przededniu kolejnej ważnej debaty społecznej. Skąd tuż po wojnie brały się przejawy nienawiści wobec ocalałych Żydów? Jaką funkcję pełniły w tych wydarzeniach organy nowego państwa? Co zrobił - a czego nie zrobił - polski Kościół? Dysponujemy już kompasami, które zapewne pokierują tą debatą.

10.07.2006

Czyta się kilka minut

Słowo "pogrom", zdaniem Janusza Kurtyki, autora wstępu do monografii wydarzeń z 4 lipca 1946 r., "nie oddaje w pełni dramatu kieleckiego". Dlaczego więc zdecydowano się na użycie tego właśnie pojęcia? Prezes IPN, zwracając uwagę na ówczesny klimat społeczny, pisze: "»Pogrom żydowski« - haniebna strona tradycji politycznej carskiej Rosji - zwykle przeprowadzany był z inspiracji lub z udziałem czarnosecinnych czynników oficjalnych i przy czujnej obecności Ochrany. Słowo »pogrom« zachowaliśmy zatem i w tytule niniejszej książki, bowiem w tragedii kieleckiej prowokacyjna inspiracja ze strony NKWD lub UB nie jest niemożliwa".

Jan Tomasz Gross również ma wątpliwości, czy wobec wydarzeń kieleckich można używać słowa "pogrom". Jego argumentacja jest jednak zupełnie inna. Podczas spotkania, które odbyło się w Krakowie w ramach Żydowskiego Salonu Literackiego, mówił, że pojęcie to straciło jakąkolwiek adekwatność po Holokauście. Więcej: w gruncie rzeczy celem pogromów - takich, do jakich dochodziło w czasach Chmielnickiego, a później np. w Kiszyniowie - nie było wytępienie "obcej" społeczności, ale przypomnienie Żydom, "gdzie jest ich miejsce". Zdaniem autora "Strachu", w przypadku Kielc było inaczej: szło o eliminację.

Już te dwie, jakże odmienne, definicje otwierają pole rozmowy - oby równie owocnej jak ta, do której doszło po publikacji "Sąsiadów" (kiedy przed kilku laty "TP" zadał pytanie, z czego jesteśmy dumni, mieszkając w Polsce, większość respondentów odpowiedziała, że złamanie tabu - rozdarcie rany Jedwabnego, uznanie własnej odpowiedzialności za dokonane tam zło - jest dla nich powodem do dumy). Za rozpoczęcie tamtej debaty należy się Grossowi jakieś szczególne (państwowe?) wyróżnienie. Jego nowa książka nie jest jeszcze dostępna na polskim rynku (szkoda, że nie ukazała się równolegle z wydaniem amerykańskim), ale możemy już przeczytać monografię pogromu kieleckiego wydaną przez IPN.

***

Praca "Wokół pogromu kieleckiego" składa się z czterech artykułów interpretacyjnych oraz z wyboru dokumentów dotyczących śledztwa prowadzonego przez IPN w latach 1991-2004 i zakończonego umorzeniem, jako że zebrane dowody nie pozwoliły na postawienie zarzutów komukolwiek poza osobami skazanymi już w latach 1946, 1947 i 1950.

Zacznijmy od podsumowania. Jak we wstępie do aneksu pisze Jacek Żurek, "za »najbardziej prawdopodobną hipotezę« uznano, że pogrom kielecki miał charakter spontaniczny, a wynikł ze splotu różnych okoliczności historycznych i bieżących. (...) Przyczynami pogromu były obawy mieszkańców przed rewindykacją pożydowskich majątków przez ich właścicieli bądź spadkobierców, a także niechęć podyktowana odrębnością narodowościową i religijną Żydów oraz udziałem tychże w strukturach komunistycznej władzy, w tym w aparacie bezpieczeństwa. To zadecydowało o wzroście nastrojów antysemickich, a następnie o bezkrytycznym podchwyceniu przez mieszkańców plotki o uprowadzeniu przez Żydów ośmioletniego Henryka Błaszczyka. Motywy te kierowały kilkudziesięcioosobową grupą cywili, milicjantów, żołnierzy KBW i WP, którzy wzięli czynny udział w pogromie, mordując oraz okradając i bijąc. Twierdzenia owe jednakże nie mają charakteru kategorycznego i - jak zastrzeżono - w przypadku pojawienia się nowych dowodów możliwe będzie podjęcie umorzonego śledztwa". Zdaniem śledczych, są bowiem poszlaki "wskazujące na możliwość zaistnienia prowokacji, lecz niewystarczające do udowodnienia, zgodnie z zasadami procedury karnej, iż rzeczywiście do niej doszło".

Bardzo rzeczowo brzmi, przytoczone w całości, postanowienie o umorzeniu śledztwa, podpisane przez Krzysztofa Falkiewicza, prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie - imponujące świadectwo gigantycznej pracy, zmierzającej do odtworzenia zdarzeń sprzed kilkudziesięciu lat.

Język historyczno-prawniczy unika emocji, a także mówienia o stanach psychologicznych (np. o mechanizmie wyparcia). Przebijają one jednak z cytowanych dokumentów (ich spis obejmuje 93 pozycje), które niewątpliwie stanowią najcenniejszą część książki. Są wśród nich dokumenty najstarsze: meldunki funkcjonariuszy UB, raporty ambasadora USA Arthura Bliss Lane'a i doradcy sowieckiego Szpilewoja czy protokoły przesłuchań Henryka Błaszczyka - to jego zniknięcie (nie pytając rodziców o pozwolenie, wyjechał owego feralnego dnia na wieś) okazało się pretekstem do rozpoczęcia pogromu.

Te ostatnie dokumenty - pochodzące jeszcze z lat 90. - są szczególnie wstrząsające, bo okazuje się, że mimo upływu lat mimowolny bohater tamtych wydarzeń nie chce (nie potrafi?) zdać sobie sprawy z tego, co się wówczas stało. Czytamy: "Nie pamiętam też żadnych szczegółów dotyczących przejścia z komendy milicji do domu zamieszkanego przez Żydów przy ul. Planty nr 7 i dalszych wydarzeń, które w tym dniu miały miejsce. Fakty te znam tylko z książek i relacji prasowych. Z tych źródeł wiem, że miałem wskazać jakiegoś Żyda, który dał mi jakąś paczkę i pieniądze do doręczenia do jakiegoś domu, oraz że byłem przetrzymywany w piwnicy żydowskiej, z której później uciekłem. Jeszcze raz oświadczam, że ja osobiście tego nie pamiętam".

Komentarzem jest tu artykuł Bożeny Szaynok - najpoważniejszej badaczki tamtej historii - pt. "Polacy i Żydzi lipiec 1944 - lipiec 1946", przypominający o odmienności problemów, determinujących egzystencję społeczności polskiej i żydowskiej w tamtych czasach, o czynnikach wzmacniających przedwojenne stereotypy antysemickie, o związanym z wojną osłabieniu zasad moralnych. Ta sama autorka zamyka także analityczną część monografii tekstem "Spory o pogrom kielecki" - otwierającym dalszą debatę poprzez odtworzenie (w międzynarodowym kontekście) jej dotychczasowego przebiegu.

Inny dokument cytowany w książce to pochodzące z 1946 r. zeznanie urodzonego w Działoszycach Jury Mojżesza (inwalidy wojennego z roku 1921!), wskazujące jednoznacznie na aktywność wojska i milicji w pogromie: "Po wyjściu porucznika i żołnierza, za jakieś pięć minut wpadło znów do mieszkania około 7 żołnierzy, którzy krzyczeli: »Ręce do góry i wychodzić na korytarz, kto ma broń, oddajcie«. Kiedy nas na korytarzu obrewidowali, to nam grozili pięściami i mówili: »My was sk...syny nauczymy«. (...) Następnie kazali nam schodzić na dół do ludzi cywilnych, aby nas zabili". Z zeznaniem tym koresponduje w jakimś sensie artykuł Ryszarda Śmietanki-Kruszelnickiego "Pogrom w Kielcach - podziemie w roli oskarżonego". Historyk zastanawia się, w jakim stopniu pogrom wykorzystany został przez SB do rozprawienia się z podziemiem niepodległościowym. Oczywiście pozostaje kwestia: na ile prawdopodobna prowokacja ubecka może być usprawiedliwieniem poddania się prowokacji.

***

I wreszcie kwestia, która niewątpliwie staje się główną osią rozpoczynającej się właśnie dyskusji wokół wydarzeń z 4 lipca 1946 r.: Kościół a pogrom. Wśród przedstawionych archiwaliów znajdują się świadectwa kościelne: raport biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka (przekazany ambasadorowi USA w Warszawie Arturowi Bliss Lane'owi przed

6 lipca 1946 r.) oraz relacja ks. Henryka Peszki, kanclerza kurii kieleckiej, złożona w 1981 r. Są też dokumenty partyjne, w których mowa jest o reakcjach Kościoła w czasie zajść kieleckich (np. relacja wojewody kieleckiego Eugeniusza Artura Wiślicza-Iwańczyka dla Zakładu Historii Partii przy KC PZPR z 1962 r., dotycząca walk z "reakcyjnym podziemiem").

Jan Żaryn w tekście "Hierarchia Kościoła katolickiego wobec relacji polsko-żydowskich" interpretuje materiały źródłowe w sposób pozytywny dla ówczesnej hierarchii, sugerując, że zachowała się ona tak, jak można się było zachować w tamtych okolicznościach. Pisze: "...biskupi w pierwszej kolejności zajęli się odbudową struktur parafialnych i diecezjalnych oraz zniszczonych w czasie wojny kościołów, a także zagospodarowaniem Ziem Zachodnich i Północnych, pełnych wygnańców z Kresów Wschodnich. Przystąpili też do odbudowy moralnej społeczeństwa, zachęcając je - mimo jałtańsko-poczdamskich rozstrzygnięć krzywdzących Polskę - do aktywności na rzecz odbudowy zrujnowanej ojczyzny. Kwestia żydowska stawała się ważna tylko wówczas, gdy do rangi problemu podnosiła ją propaganda komunistyczna, media zachodnie lub tłuszcza biorąca udział w pogromie czy wystąpieniach antyżydowskich, w końcu prowokatorzy czy komuniści grający kartą żydowską w celu legitymizacji swej władzy wobec świata zachodniego. Episkopat Polski był wówczas zmuszany przez siły komunistyczne oraz wpływowe media światowe do wchodzenia w nieswoje role: oskarżyciela wobec sił niepodległościowych (...) lub antysemity - rzekomo charakterystycznej dla katolika polskiego".

To prawda: powojenny Kościół zrujnowany był podwójnym terrorem - nazistowskim i komunistycznym. To prawda, walczył o przetrwanie. Jednak w czytelniku budzą się wątpliwości. Najpierw zastanawia brak relacji zwykłych proboszczów i wikarych, pracujących wówczas na Kielecczyźnie - przecież pogrom zdarzył się w miejscu im najbliższym, musieli słyszeć o rannych i zabitych, musieli wiedzieć, że pretekstem było oskarżenie o mord rytualny. Dla człowieka wierzącego powinien to być głęboki psychologiczny szok. I rzecz druga. Nawet przyjmując opinię Jana Żaryna i zakładając, że reakcja hierarchii była wówczas jedyną możliwą, trudno zrozumieć, dlaczego do dnia dzisiejszego Kościół kielecki (i nie tylko kielecki) nie stał się głównym inicjatorem pracy nad zrozumieniem tego, co wydarzyło się w Kielcach 4 lipca 1946 r.

Autor kończy swój tekst stwierdzeniem, że Kościół katolicki stał na straży zbiorowej pamięci. Czy aby na pewno? Po spotkaniu z Janem Tomaszem Grossem jedna z jego uczestniczek postawiła pytanie-świadectwo: "Jak to jest, że urodziwszy się w Kielcach grubo po wojnie, o pogromie usłyszałam po raz pierwszy już jako osoba dorosła?". To pytanie nadal pozostaje otwarte.

"WOKÓŁ POGROMU KIELECKIEGO", red. Łukasz Kamiński i Jan Żaryn, Warszawa 2006, IPN Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2006