Na dobre i na złe

Kraków pozostaje jedną ze stolic secesji. Tyle tylko że fenomen ten jest kameralny - galicyjsko biedny.

25.09.2006

Czyta się kilka minut

Sprawy nie załatwia geniusz Stanisława Wyspiańskiego (który zresztą nie tylko daleko wykraczał poza stylistyczne normy, ale także świadomie przeciwko nim się buntował). Na co dzień mamy obrazy z Galerii w Sukiennicach i z Nowego Gmachu przy alei 3 Maja. A także kilka budynków zaprojektowanych przez Talowskiego, Mączyńskiego, Stryjeńskiego czy Odrzywolskiego. Elementy secesji bez trudu odnajdujemy w Katedrze albo w kościele Franciszkanów. Najbardziej cierpliwi wypatrzą wyrafinowane sploty balustrad i floresowate dekoracje wśród odpadających tynków kamienic, które jeszcze nie doczekały się remontu.

Tu jednak pojawia się kilka pytań. Bo jak to możliwe, że w krakowskich skupach złomu do dziś znajduje się np. secesyjne klamki? Dlaczego nikt nie interweniuje, gdy z budynku znika nagle cały historyczny detal? I na jaką pomoc może liczyć właściciel kamienicy, który chce ten detal zachować?

A jednak Kraków pozostaje jedną ze stolic naszej secesji. Tyle tylko że fenomen ten jest kameralny - galicyjsko biedny. A to oznacza często: nieuchwytny. Najlepiej dowodzi tego wystawa w krakowskim Muzeum Narodowym. Przygotowana we właściwej formie - secesyjnemu stylowi jak żadnemu innemu służy "stłoczenie" i niewygodny zazwyczaj półcień, tu jakby gabinetowo-buduarowy.

***

Aby zrozumieć tę wystawę, trzeba zadać sobie pytanie, jaki był Kraków w okresie autonomii galicyjskiej. Był przecież zarówno "polskimi Atenami", jak i "wielką kruchtą". Czytano tu konserwatywny "Czas" i liberalno-demokratyczny "Kraj", a potem "Reformę" i "Nową Reformę". Wielki wpływ na miasto wywarli oczywiście Tarnowski, Szujski i Bobrzyński, ale działali tu także "czerwony książę" Sapieha, Asnyk i Gumplowicz. Nakładał się na to kompleks Lwowa, stolicy Galicji.

Wielki wybuch przełomu wieków, artystyczny bunt zwalczający "reakcję konserwatywną, klerykalną, kahalną, biurokratyczną, demokratyczną, filisterską, akademicką, estetyczną" (cytat z pisma "Liberum Veto"), harmonijnie współistniał w Krakowie ze światem pani Dulskiej - co doskonale pokazała Zapolska i co wyraźnie rysuje się w znakomitym serialu Andrzeja Wajdy "Z biegiem lat, z biegiem dni". Może dlatego młodopolska rewolta pozostała niedokończona? Jak skutecznie torpedowane projekty Wyspiańskiego dla Katedry. Jak założenie urbanistyczne "Wielkiego Krakowa", którego autorem był Juliusz Leo, najlepszy chyba po Józefie Dietlu prezydent miasta.

***

Wystawa obejmuje 500 eksponatów (druków, tkanin, przedmiotów rzemiosła artystycznego), wśród których miejsce najbardziej poczesne zajmuje kolekcja secesyjnych plakatów. Obrazują one całą ambiwalencję sztuki galicyjskiej sprzed stu lat, a jednocześnie pokazują jej twórczą umiejętność wpisania się w świat zastany. Są paradoksalną apoteozą mieszczaństwa.

Koegzystencję filistra i artysty dobrze potwierdza grafika użytkowa. Oczywiście jej trzon stanowią plakaty, zaproszenia, druki ulotne przygotowywane przez artystów dla artystów. O "Tece Melpomeny" dowiaduje się dziś każdy uczeń liceum. Zaproszenia na przedstawienia Zielonego Balonika ("Przyjdź i wiedz, że gdy jeden choćby nie zaproszony zjawi się na sali, to szopki nie będzie"), wykonywane przez Witolda Wojtkiewicza, Karola Frycza, Kazimierza Sichulskiego, również przeszły do legendy. Wojtkiewicz objawia się jednak na krakowskiej wystawie w inny jeszcze sposób: jego efemeryczne, polityczno-satyryczne pismo "Hrabia Wojtek" (1906) ma w sobie coś z klimatu charakterystycznego dla Kokoschki albo Grosza. Fantastyczne plakaty kolejnych wystaw Towarzystwa Artystów Polskich "Sztuka" projektowali Józef Czajkowski, Jan Stanisławski albo Teodor Axentowicz. Ten ostatni stworzył przy okazji najbardziej chyba emblematyczne w sztuce polskiej przedstawienie secesyjnej kobiety - rudej, z nieobecnym spojrzeniem, z twarzą okoloną jakby jesiennym wieńcem.

Świat artystyczny przenikał do kręgów mieszczańskich. Afisze przestały zapraszać wyłącznie na rauty i wystawy, stały się wysmakowanym elementem komercji i rozrywki. Wojciech Jastrzębowski namawiał w 1907 r. do wizyty w podkrakowskim uzdrowisku Swoszowice, Włodzimierz Tetmajer zapraszał do Ojcowa, a Roman Czaplicki zachwalał zakład kąpielowy w Niemirowie. Modny stawał się sport: "Dziś Sobieski miast na Turkach tępić miecz, pojechałby do Stambułu kopać mecz" - pisał Boy po jednym z pierwszych wystąpień "Cracovii"). Elegancki afisz zawiadamia, że 12 lutego 1910 r. - z udziałem orkiestry wojskowej - odbędzie się we Lwowie przy ul. Zielonej 57 otwarcie "toru kółeczkowego". Kokieteryjna para na pierwszym planie pozwala się domyślić, że chodzi o najzwyklejsze wrotki. Krakowskie kino "Uciecha", jedno z najstarszych w Polsce (niedawno, niestety, zamknięte), funkcjonuje na plakatach jeszcze jako "teatr świetlny".

Powinowactwo między artystycznym marzeniem a mieszczańskim gustem najmocniej objawia się jednak w modzie, handlu i wystroju wnętrz. Oto śliczna brosza, wykonana z brązu w warsztacie Karola Czaplickiego. Dalej - jadalnia zaprojektowana przez Ludwika Pugeta, inspirowana ludowością w takim samym stopniu, jak cała "szkoła bronowicka". Reklamy herbat, cygar, "parasolek i parasoli". I bogactwo haftowanych halek, staników, sukien, cylindrów, cygaretek, batików, waz i flakoników do perfum. Wszystko to obecne w krakowskich mieszkaniach, ale także np. w teatralnych szkicach Wojtkiewicza, Frycza, Rzeckiego-Szreniawy i projektach kostiumów dla Heleny Modrzejewskiej. Czy może dziwić świadectwo Boya, który wspominał, że zaproszenie do Zielonego Balonika było swoistym awansem?

***

Czy poczucie bezpieczeństwa i świadomość ciągłości zadecydowały o trwaniu młodopolskiego mitu w Krakowie grubo po II wojnie światowej? Kontynuatorami krakowskiego myślenia z przełomu XIX i XX wieku byli w jakimś sensie Tadeusz Kantor (skojarzenie z Wyspiańskim pojawia się natychmiast), cała niemal Grupa Krakowska i oczywiście Piwnica pod Baranami. Także aktywność Wydziału Form Przemysłowych ASP wynika z tradycji Warsztatów Krakowskich i Muzeum Przemysłowego.

Ma to podwójne skutki. Z jednej strony nadal powstaje w Krakowie znakomita sztuka - czego nie ostatnim świadectwem wydaje się twórczość Marka Chlandy. Jest jednak i rewers. Bo o ile przed stu laty filisterstwo i sztuka mieszały się w sposób twórczy, o tyle obecnie mieszczański snobizm nie potrzebuje już żadnej formy ekspresji. Pozostała podwójność prowincjonalizmu i wielkich aspiracji. I jakieś niedokończenie.

W 1905 r. krakowianie, zajęci własnymi sprawami, właściwie nie zauważyli rewolucji. Czego nie zauważają dzisiaj?

"FIN DE SIECLE W KRAKOWIE"; Gmach Główny Muzeum Narodowego w Krakowie; kurator: Magdalena Czubińska; współpraca: Beata Biedrońska-Slota i Alicja Kiljańska; aranżacja: Ewa Morzyniec; wystawa potrwa do 15 października 2006 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2006