My i Jego droga

Kardynał Achille Silvestrini: - Ważne, by po śmierci Jana Pawła II kontynuować jego drogę, z jemu właściwą delikatnością i miłością. Nie należy robić niczego, co ich może ranić, upokorzyć. Nawet, jeśli wydaje się, że mamy do czegoś prawo.
 /
/

KS. ADAM BONIECKI: - Czy Jan Paweł II, jako nowy papież, był szokiem dla Watykanu?

KARD. ACHILLE SILVESTRINI: - Byłem wówczas podsekretarzem Sekretariatu do Spraw Publicznych Kościoła. To nie był szok. Kard. Karol Wojtyła wniósł doświadczenie biskupa żyjącego w ustroju marksistowskim. Nim jeszcze został papieżem, wiedział, że praca dyplomatyczna na rzecz zbliżenia z krajami komunistycznymi, przede wszystkim rewindykacji wolności Kościoła, trwała tu od czasu Pawła VI. On właśnie, przez monsignore Agostino Casarolego, de facto autora polityki wschodniej Watykanu, prowadził rozmowy dwustronne z rządami komunistycznymi i to z dobrymi wynikami (wynegocjowano wówczas m.in. porozumienie z Węgrami). W Polsce Kościół był jednak tak silny, że mógł być samodzielnym partnerem dla rządu PRL. Watykan tylko go wspierał.

- Co sądzić o sytuacjach, w których Papież coś mówił, a Sekretariat Stanu dawał polecenie, by tego nie publikować? Pamiętam taki przypadek: młodzież jednej z wizytowanych przez Papieża parafii wystawiła na jego powitanie "Jeden dzień Iwana Denisowicza". Po spektaklu Jan Paweł II wygłosił improwizowane przemówienie, w którym mówił o Aleksandrze Sołżenicynie. Spisany z taśmy tekst był przygotowany do druku w "L'Osservatore Romano". Po interwencji Sekretariatu Stanu, nigdy się nie ukazał.

- Nie słyszałem o tym przypadku. Zawsze żywiłem jednak przekonanie, że Jan Paweł II rozumiał znaczenie Paktu Końcowego z Helsinek i rozmów bilateralnych, które zawsze popierał. Na przykład w 1980 r. wysłał list do wszystkich głów państw, dotyczący stosowania zasad Paktu Końcowego. Był autorem tej inicjatywy.

Nowością było, że obok doświadczenia osobistego, znajomości mentalności reżimu, miał wizję - ideę wolności sumienia rozszerzył na wolność społeczną. O tym pisał wyczerpująco w “Redemptor hominis": prawomocność rządów i systemów opiera się na poszanowaniu godności ludzkiej; kiedy godność osoby nie jest respektowana, brak reżimom praworządności. Ich prawomocność Papież oceniał nie z punktu widzenia politycznego, ale moralnego, z czego wynikła jego koncepcja wolności społecznej. Klasa robotnicza, pracownicy mają prawo swobodnego wyrażania się w formie zrzeszeń w organizacjach. To stało się podstawą “Solidarności".

Kiedy prowadziliśmy badania na temat katolików wschodnich, Ojciec Święty wygłosił bardzo mocne przemówienie. Impuls w tej sprawie wyszedł od biskupa rumuńskiego Arona, który poprosił Papieża, by wreszcie zaczęło się mówić o katolikach wschodnich. Oni tyle cierpieli dla wierności...

- Czy Jan Paweł II zmienił coś w Kościele?

- Pod pewnymi względami - całkowicie, np. kwestia pojednania z Żydami. Podczas Vaticanum Secundum wypowiedziano pewne słowa - Jan Paweł II wprowadził je w czyn. To, co zrobił przy Ścianie Płaczu w Jerozolimie, doprowadzenie do pojednania ze starszymi braćmi w wierze i wezwanie wyznawców wszelkich religii do wspólnej odpowiedzialności za pokój podczas modlitwy w Asyżu, rozciągnięcie wspólnej odpowiedzialności w wierze za ludzkość - to było istotne. To była nowość.

- Ryzykowna?

- Tak, na pewno, ale wszyscy zrozumieli, że jest to apel o odpowiedzialność religijną. Jeśli pomyśleć, że Bóg jest Ojcem wszystkich, nie można w imię Boże zwalczać innej części ludzkości. A przebaczenie za winy Kościoła, o które prosił, miało ogromne znaczenie dla przyszłości. Nie w tym rzecz, że potępiamy tych, którzy zgrzeszyli; przede wszystkim chcemy oczyścić pamięć; uznać, że pewne czyny nie były zgodne z Ewangelią. A chcemy przecież żyć zgodnie z jej wskazaniami.

- Przygotowania do tego aktu prowadzono od dawna. Kiedy w latach 80. byłem w Watykanie, jeden z tamtejszych historyków zwierzył mi się, że na polecenie Papieża studiują winy Kościoła.

- To była mało znana cecha Papieża - zwyczaj konsultowania się z osobami kompetentnymi w danej dziedzinie. Np. w temacie historycznych stosunków teologicznych z prawosławiem konsultował się chociażby z członkami Instytutu Wschodniego. Papież ogromnie zaangażował się w dialog z prawosławiem. Pragnął też zbliżenia z protestantyzmem, ale prawosławie było mu szczególnie bliskie. W Gnieźnie w 1999 r. powiedział, że Europa składa się z dwóch części: wschodniej i zachodniej, ale obie są chrześcijańskie, obie stanowią cenne tradycje.

- A tak był znienawidzony przez niektórych prawosławnych...

- To jakieś przestarzałe reakcje. Ważne, by po śmierci Jana Pawła II kontynuować jego drogę, z jemu właściwą delikatnością i miłością. Nie należy robić niczego, co ich może ranić, upokorzyć. Nawet, jeśli wydaje się, że mamy do czegoś prawo. Nie powinniśmy czynić użytku ze wszystkich naszych praw, raczej patrzeć w przyszłość. On tak patrzył, kiedy np. w Gnieźnie w 1979 r. mówił o Papieżu-Słowianinie, Duchu Św. To klucz do wszystkiego: to treść “Redemtor hominis" przełożona na sferę stosunków Wschód-Zachód.

Trzeba czekać. Na Wschodzie upadły reżimy autorytarne, rodzą się społeczeństwa demokratyczne i również w tych zmianach mogą korzystać z doświadczenia Kościoła katolickiego na Zachodzie. My wiemy wszak, jak żyć w społeczeństwie konsumpcyjnym, katolicy ze Wschodu jeszcze tego doświadczenia nie mają.

- Wśród wielkich innowacji Jana Pawła II należy wymienić wezwanie chrześcijan do refleksji nad realizacją prymatu papieża. To on zaprosił inne Kościoły: "Przyjdźcie, pomyślmy wspólnie, dyskutujmy".

- Na świecie wykształcił się spontaniczny odruch patrzenia na papieża jako moralnego przewodnika chrześcijan. To dało się zauważyć w związku z wojną w Iraku: chrześcijanie Bliskiego Wschodu, i nie tylko oni, zrozumieli, że Papież mówi w imieniu całego chrześcijaństwa. To nie miało wymiaru wyłącznie teologicznego, ale i sens moralny. Papież mówił w imieniu wszystkich.

Należy też pamiętać o innym doniosłym fakcie: Jan Paweł II nadał papiestwu wymiar globalny. Sprawił, że cały świat patrzył na papiestwo, również w krajach, gdzie nie ma wielu chrześcijan, jak Tajlandia czy Japonia. Papież zaistniał w życiu świata - jako jedyny może jego autorytet moralny. Wymownym tego znakiem była rezolucja ONZ, przyjęta jednogłośnie, by Stolica Apostolska, nie będąc członkiem tego gremium, posiadała wszystkie prawa członkowskie.

- Ksiądz Kardynał mógłby podzielić się jakimiś wspomnieniami najżywiej zapamiętanymi?

- Jest ich wiele, np. przemówienie w Lourdes z 1983 r., kiedy mówił o prześladowaniu. Następnie, wydarzenie historyczne, kiedy w Jerozolimie poszedł do synagogi, poszedł do Arafata, potem modlił się przy Ścianie Płaczu. Byłem tym bardzo wzruszony. Miałem nadzieję, że może się z tego narodzić dla nich wizja pokoju, że znajdzie się sposób rozwiązania konfliktu narodów zamieszkujących tę samą ziemię.

Kiedy przybyliśmy do Tel Awiwu, pierwszego wieczora odbyła się wielka uroczystość; klimat panował jednak raczej chłodny. W wieczór odjazdu wszyscy byli szczerze wzruszeni. To On wywołał tę zmianę, ożywił ogień w Yad Vashem. Równie wzruszające było spotkanie z ocalonymi z Holocaustu. Podczas tego pontyfikatu spotkały się pamięć historyczna i pamięć własnej młodości.

- Wymieniamy zasługi Jana Pawła II, wśród nich zwłaszcza akty pojednania i ekumeniczne. Możemy sobie zarzucać, że był jednocześnie dość samotny...

- Wyobrażałem sobie spotkanie w Lourdes, na papieskie zaproszenie, wszystkich chrześcijan, by wspólnie zredagować apel do świata islamskiego o naszym braterstwie: nie jesteśmy waszymi nieprzyjaciółmi, szanujemy was i waszą godność, bo to wynika z Ewangelii. To byłoby orędzie przyjaźni - poświadczone zjednoczeniem wszystkich wyznań chrześcijańskich wokół niego. Mówiłem mu kiedyś o tym przy obiedzie. Wtedy nie miał już tylu sił, by samodzielnie to zorganizować, ale pomysł wart jest zapamiętania. Dialog z islamem wymaga jednak utrwalonej tożsamości chrześcijańskiej.

- Jaka będzie najbliższa przyszłość Kościoła?

- Papież napisał niedawno, że Kościół powinien być szkołą komunii, powinien rozwijać ducha komunii. Można to potraktować jako jego testament - wyzwanie na przyszłość. Pierwsze synody Pawła VI i Jana Pawła II miały duże znaczenie właśnie z racji komunii. Dzisiejsze synody to nie to. Delegaci często nie mają rzeczywistego mandatu swych Kościołów. Seria monologów to nie dyskusja. Znaczenie ma dopiero to zgromadzenie, które dyskutuje, potem przygotowuje propozycje. Jestem przekonany, że powinno się stworzyć synod stały, czyli grupę biskupów nominowanych przez konferencje episkopatów, który by się zbierał dwa razy w roku, by dyskutować wielkie problemy Kościoła. Kuria tego nie zrobi. Mogę powiedzieć szczerze, bo sporo lat tam pracowałem - Kuria nie jest kochana. Dlatego trzeba uruchomić stałą konsultację kolegialną, podczas której studiowano by wszystkie sprawy. To byłaby szkoła kolegialności i komunii.

- Kard. Wojtyła nad Kurią raczej nie panował. Delegował przedstawicieli, zajmował się czym innym. Znowu: Kuria nie była kochana, Wojtyła - tak. Czy nie tak było w Watykanie?

- Może, ale jednocześnie wykonał dobrą pracę dla Kurii. Zawsze jest problem z wyznaczeniem nowych sterników. Zasługą Jana Pawła II było, że znalazł takich ludzi jak: Sebastiano Baggio, Agostino Casaroli, Eduardo Pironio, Moreira Neves - ludzi Vaticanum Secundum, którzy odcisnęli piętno na Kościele.

Poważnym dla Kościoła problemem są dzisiaj nie tyle relacje z tymi, którzy negują Boga, ile z obojętnymi. Kościół musi skonfrontować się z mentalnością obojętnych. Istnieją już ruchy tym się zajmujące, które docierają do ludzi poza parafią i strukturami kościelnymi.

- Czy nie ma obawy, że będzie rosła fala chrześcijańskiego fundamentalizmu, postawy obronnej, jak w czasach antymodernizmu?

- Nie wiem. Skłonność do zwierania szeregów w obliczu jakiegoś niebezpieczeństwa jest ludzka. Być może pojawi się taka tendencja, ale nie sądzę, by przybrała masowy wymiar. Prawdziwe problemy Kościoła to rodzina i powołania.

- A problemy doktrynalne, bioetyczne?

- To problem sposobów konsultacji episkopalnej. Model Soboru jest pewną wskazówką: Jan XXIII za szczególnie cenną cechę obrad uważał powszechność. Dziś biskupi powinni sięgnąć do tego modelu: mogliby zgromadzić wielu przy wspólnym stole, ufając, że zasiadłszy razem, z poczuciem odpowiedzialności i przynależności do Kościoła, z miłością konfrontując ze sobą różne poglądy, dojdą do celu, do prawdy. To jest kolegialność, która nie jest dziś popularna. Zazwyczaj kongregacje, po prostu, wydają dokumenty.

- Europa przeżywa upadek wiary.

- Papież odegrał wielką rolę w jej dziejach i dziejach chrześcijaństwa: przez decyzje, sposób sprawowania urzędu, czyli rządzenie, a kiedy wielu rzeczy nie mógł już zrobić - przez swoje cierpienie. W nim wierni, ale nie tylko oni, dostrzegli pewien model człowieczeństwa: obraz wiary, odwagi. Choć to głęboko zrozumiałe, nie trzeba rozpaczać... Dokonał przecież głębokiej odnowy wiary. Tak długi pontyfikat, tyle inicjatyw. To był dar.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2005