Moja Polska

Rozumiem rozczarowanie Polaków, sama byłam wtedy rozczarowana postawą Schmidta i Brandta. Ten dystans wobec polskiej opozycji był wielkim błędem przywódców SPD.
Prof. Gesine Schwan /
Prof. Gesine Schwan /

JOACHIM TRENKNER: - 25 lat temu w Polsce powstała "Solidarność". Jakie wspomnienia i emocje wiążą się dla Pani z tą rocznicą?

GESINE SCHWAN: - Dla mnie było to wydarzenie historyczne i osobiście poruszające. Moment, gdy na chwilę uchyliły się drzwi i można było zobaczyć wolną Polskę. Byłam pod wrażeniem odwagi i politycznego rozsądku przywódców “Solidarności". Dla kogoś, kto nie zgadzał się z podziałem Wschód-Zachód, “Solidarność" była czymś wspaniałym.

- W świadomości Polaków zakorzenione jest przekonanie, że w latach 1980-1981 i w stanie wojennym mogli liczyć na polityczne wsparcie z USA czy Francji, ale nie z RFN. Dokładniej: prywatnie Niemcy z RFN bardzo Polsce pomagali, organizowano miliony paczek z pomocą, jednak rząd nie robił nic. Czy to pogląd uzasadniony?

- Rozumiem krytykę pod adresem ówczesnego rządu kanclerza Helmuta Schmidta, socjaldemokraty, który do 1982 r. stał na czele koalicji SPD-FDP [socjaldemokraci i liberałowie - red.]. Rozumiem tym bardziej, że będąc członkiem SPD, sama publicznie krytykowałam wówczas władze socjaldemokracji i rząd za tę bezczynność. Jej przyczyną było specyficzne, w moim przekonaniu zbyt etatystyczne postrzeganie tzw. polityki odprężenia w stosunkach Wschód-Zachód, na której rządowi RFN wówczas zależało. Ale trzeba też pamiętać, że zachodnioniemieckie społeczeństwo zachowało się pięknie: zwykli Niemcy sympatyzowali z Polską i angażowali się. Powstało mnóstwo oddolnych inicjatyw i kontaktów.

- W grudniu 1981, gdy w Polsce wprowadzono stan wojenny, kanclerz Schmidt przebywał z wizytą w NRD u Ericha Honeckera. Zamiast przerwać wizytę powiedział, że dobrze się stało, bo w Warszawie panuje spokój. W 1985 r. do Polski przyjechał przewodniczący SPD Willy Brandt, który w 1970 r. zasłynął swym gestem w Warszawie (ukląkł pod pomnikiem Bohaterów Getta). I nie zgodził się na spotkanie z Wałęsą, choć w przypadku wizyt innych zachodnich polityków takie spotkanie było punktem obowiązkowym.

- Rozumiem rozczarowanie Polaków, sama byłam wtedy rozczarowana postawą Schmidta i Brandta. Ten dystans wobec polskiej opozycji był wielkim błędem przywódców SPD. Egon Bahr [jeden z twórców nowej Ostpolitik, doradca Brandta i Schmidta - red.] uważał wtedy, że ruchy wolnościowe w Europie Wschodniej są zagrożeniem dla pokoju, gdyż domaganie się wolności może sprowokować Moskwę. Nie zgadzałam się wtedy z tym poglądem i nie zgadzam się z nim dzisiaj. Pokojowe domaganie się wolności było uprawnione i słuszne. Ale na obronę niemieckiej lewicy trzeba też przypomnieć, że to właśnie Willy Brandt zapoczątkował w latach 70. nową politykę Niemiec wobec Polski. Politykę, w której duchu działa teraz rząd Schrödera i Fischera.

- W latach 80. byli w SPD ludzie tacy jak Pani czy znany historyk Heinrich August Winkler, którzy krytykowali politykę swojej partii i wspierali "Solidarność", a także ruchy opozycyjne w innych krajach. Na ile byliście reprezentatywni?

- Do tych, którzy występowali wtedy publicznie, należał także ówczesny szef Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej prof. Karl Kaiser. Napisaliśmy razem manifest i zbieraliśmy pod nim podpisy, stawiając na ich jakość, nie na ilość. Chcieliśmy pozyskać dla naszego stanowiska znanych socjaldemokratów. Ale muszę przyznać, że grupa tych, ktorzy konsekwentnie i publicznie protestowali przeciw linii władz SPD, była niewielka. Byli też tacy, którzy krytykowali, czasem ostro, ale na spotkaniach wewnątrzpartyjnych. Tak robił Richard Löwenthal, ważny doradca Brandta, myślę, że z powodu osobistych doświadczeń [Löwenthal, znany dziennikarz, znienawidzony przez władze NRD - red.].

- Jak zaczęła się Pani "przygoda" z Polską? Co Panią wtedy motywowało?

- Wyrosłam w rodzinie zaangażowanej politycznie. Rodzice, którzy działali w ruchu oporu przeciw Hitlerowi, wychowywali mnie i brata od początku bardzo politycznie. Rozmawiali z nami także o tym, co naziści uczynili innym narodom, i o tym, że Niemcy powinny jakoś im zadośćuczynić. Poza tym moja mama pochodziła z Polski, urodziła się w niemieckiej rodzinie na polskim Górnym Śląsku, jej rodzina bardzo dobrze żyła z Polakami. Przekazano mi więc bardzo pozytywny obraz Polski. Potem nauczyłam się polskiego. Dlaczego? Z przekonania, że powinno się znać język sąsiada, jeśli chce się coś zrobić na rzecz pojednania z nim. Wcześniej nauczyłam się z takiego samego powodu francuskiego, w gimnazjum francuskim w Berlinie, do którego posłali mnie rodzice, świadomie, z powodów politycznych. Zresztą Polska bardzo mi się wtedy podobała. Sprawiała wrażenie jakiejś świeżości, była inna niż pozostałe kraje tzw. “bloku wschodniego". Kilka lat później poznałam teksty filozofa Leszka Kołakowskiego, zafascynowałam się nimi i napisałam o nim moją pracę doktorską.

To, co motywowało mnie kiedyś, motywuje mnie także i dzisiaj. A przecież jest jeszcze idea Europy i współpracy w tej Europie między Polską, Niemcami i Francją. Jestem przekonana, że Unia Europejska ma szansę na prawdziwą jedność tylko wtedy, gdy te kraje - i jeszcze, na ile to możliwe, Wielka Brytania - będą koordynować między sobą swoją politykę i zbudują między sobą zaufanie.

- Jednak jednym z powodów dzisiejszego braku zaufania Polaków do Niemców jest postawa niemieckiej lewicy wobec Putina i ruchów na rzecz wolności w Europie Wschodniej, które doprowadziły do przemian w Gruzji czy na Ukrainie, a teraz próbują coś zmienić na Białorusi. Jeśli spojrzeć na SPD kiedyś i dziś, można odnieść wrażenie kontynuacji: także dziś lewica, reprezentowana przez "wnuki Brandta", postrzega takie ruchy jak zagrożenie lub w najlepszym razie obojętnie. Schröder patrzył obojętnie na Pomarańczową Rewolucję. Czy SPD dalej hołduje dewizie, że "stabilność jest ważniejsza od wolności"?

- Moja ocena postaw i motywacji niemieckiej lewicy w późnych latach 70. i wczesnych 80. jest trochę inna. Owszem, byli tacy politycy jak przede wszystkim Bahr, którzy faktycznie postrzegali ruchy wolnościowe jako zagrożenie dla odprężenia i pokoju. Inni po prostu nie interesowali się Polską, nad czym zawsze ubolewałam. A nie interesowali się po części dlatego, że byli zainteresowani głównie sobą, oskarżaniem pokolenia własnych rodziców za ich uwikłania w czasach Hitlera, i nie myśleli najpierw o ofiarach nazizmu, a więc o Polakach czy Żydach, tylko ubolewali nad własnym losem dzieci zwiedzionych na manowce przez ojców-nazistów (czy też matki). Po części stąd brało się także ich naiwne zaangażowanie na rzecz Palestyńczyków. Ja jestem jak najbardziej za pokojowym rozwiązaniem konfliktu bliskowschodniego i nie uważam, że trzeba zawsze chwalić politykę Izraela. Ale tamto zaangażowanie części niemieckiej lewicy było po prostu naiwne.

Dziś jest inaczej. Postawa SPD wobec nowych ruchów wolnościowych w Europie Wschodniej nie różni się od postawy większości elit Europy Zachodniej, które aż do Pomarańczowej Rewolucji w ogóle się tym nie interesowały. Tylko skromna mniejszość angażuje się dziś np. na rzecz Białorusi.

Wszelako jeśli chodzi o Pomarańczową Rewolucję, to moim zdaniem kanclerz Schröder znacząco przyczynił się do tego, że zakończyła się ona pokojowo. Oczywiście, inicjatorem politycznych działań Unii Europejskiej był prezydent Kwaśniewski, który (podobnie jak polskie elity polityczne) zna dobrze Ukrainę i miał tam lepsze kontakty z wszystkimi stronami sporu niż ktokolwiek z unijnych polityków. Ale, o ile się orientuję, Schröder także coś zrobił: zabezpieczał “flankę moskiewską", troszcząc się o to, aby Putin, który zupełnie inaczej wyobrażał sobie koniec Pomarańczowej Rewolucji, nie sięgnął po jakieś groźne metody.

Przełożył WP

GESINE SCHWAN (ur. 1943) jest profesorem politologii, rektorem Uniwersytetu Europejskiego we Frankfurcie nad Odrą. W 2004 r. była kandydatem SPD i Zielonych na urząd prezydenta (głosowanie w parlamencie wygrał kandydat CDU). Także w 2004 r. objęła nowo utworzony urząd pełnomocnika rządu RFN ds. stosunków z Polską (pełnomocnikiem rządu polskiego ds. stosunków z Niemcami jest Irena Lipowicz). Podczas wojny jej rodzice ukrywali żydowską dziewczynkę. Studiowała w Berlinie, Freiburgu, Warszawie i Krakowie. W 1970 r. wstąpiła do SPD i została członkiem komisji ds. wartości (Grundwertekommission), z której usunięto ją w 1984 r. za krytykowanie władz SPD z powodu ich postawy wobec komunizmu (“zrehabilitowana" w 1996 r. i przyjęta na powrót do tego gremium).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2005