Atak na Ukrainę do wstrzyknięcia

Najpierw w mieście pojawiły się problemy z prądem – coraz częstsze, aż do całkowitego braku dostaw. Podobnie było z wodą i łącznością. Ukraińskich sieci telefonicznych nie było tu od dawna, a teraz przestały działać rosyjskie. Przez to 33-letni Andrij, przed okupacją pracownik kantoru, został odcięty od informacji. W jego rodzinnym Chersoniu do rosyjskiej inwazji z 24 lutego mieszkało niemal 300 tys. osób. Spora część z nich uciekła, ale on został.
– Od samego początku wojna szła kacapom fatalnie – mówi dziś Andrij. – Dużo czytam, więc wiedziałem, że nie osiągnęli żadnego strategicznego celu. Kijowa, Odessy ani Charkowa nie zdobyli, wojska w Donbasie nie otoczyli. Dlatego zostało mi tylko czekać.
Andrij o Rosjanach nie mówi inaczej niż pogardliwie „kacapy”. Mieszka na obrzeżach Chersonia, gdzie zostały głównie osoby starsze. Pytał sąsiadów, dlaczego w mieście nic nie działa, ale nikt nie znał odpowiedzi. Do tego trudno było z kimś porozmawiać, bo wszyscy wyglądali na zalęknionych. Andrij to rozumiał. Przez ponad osiem miesięcy okupacji sam żył w strachu. Gdy na początku marca pojawiły się tu rosyjskie wojska, wychodził na proukraińskie demonstracje. Spodziewał się, że któregoś dnia po niego przyjdą i aresztują. Ciągły strach niemal go dusił.
W piątek 11 listopada Andrij postanowił się przejść. Zobaczył dwa auta z ukraińskimi flagami, które przemknęły ulicą. Koło południa ruszył ku centrum, gdzie napotykał coraz więcej niebiesko-żółtej symboliki. Wreszcie zapytał ludzi z flagami, co się dzieje. – Jak to, nie wiesz? Chersoń wyzwolili – odpowiedzieli nieznajomi. Odtąd z twarzy Andrija nie schodzi uśmiech od ucha do ucha.
Parę dni wcześniej, 9 listopada, rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu ogłosił, że jego armia wycofa się całkowicie z prawego brzegu Dniepru, w tym z Chersonia, stolicy obwodu. Doszło do tego po miesiącach ukraińskiej kontrofensywy i – jak przyznają w nieoficjalnych rozmowach wojskowi zaangażowani w operację – w przededniu szykowanego decydującego natarcia. Wcześniej, we wrześniu, rosyjskie wojska, zaskoczone ukraińskim atakiem, zostały zmuszone do chaotycznego odwrotu, przez co poniosły duże straty w ludziach i sprzęcie. Teraz Kreml starał się nie powtórzyć tego błędu. Wycofywanie z prawobrzeżnej części obwodu chersońskiego zostało przygotowane. Sam Chersoń Rosjanie opuścili nocą 10 listopada i wtedy pierwsi mieszkańcy zaczęli świętować. Miasto ominęły więc ciężkie walki, przez co nie podzieliło losu Mariupola, Siewierodoniecka, Iziumu czy Buczy.
Z podarowaną ukraińską flagą Andrij świętował na centralnym placu Wolności. Panowała tu atmosfera karnawału, głośna muzyka, tańce, uściski. Łzy smutku z powodu tego, co się przeżyło, i radości, że to wszystko już się skończyło. Żołnierze z trudem przedzierali się przez plac, bo każdy chciał ich objąć, podziękować lub po prostu przybić piątkę.
Wkrótce w mieście zjawili się też inni przedstawiciele ukraińskiego państwa: policja, miejscowe władze i pracownicy kolei, chcący uruchomić połączenie w najbliższych dniach. Otworzyła się poczta, a do supermarketów zwieziono pierwsze tony produktów spożywczych. Na placu wojskowi i policjanci rozstawiali talerze Starlink, zapewniające internet satelitarny, dzięki czemu mieszkańcy mogli rozmawiać z bliskimi.
Andrij nie chce na razie myśleć o problemach, z którymi przyjdzie im się mierzyć. W końcu Rosjanie są tuż za rzeką, miasto jest w zasięgu ich artylerii. Dlatego władze namawiają do ewakuacji. Andrij nie zwraca na to uwagi. Na razie ma jeden plan: świętować. ©
Więcej w korespondencjach Pawła Pieniążka w serwisie Atak na Ukrainę
Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Masz konto? Zaloguj się
365 zł 115 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)