Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Polacy z kolei przyjmują często pozę wiecznie obleganej niewinnej twierdzy ("bo to oni nas kiedyś napadli i na dodatek ciągle coś przeciw nam knują") lub zakompleksiałego ubogiego sąsiada, którego aspiracje kulturalne wyznacza często popyt na kicz (vide dysproporcja między poziomem niemieckiego "Święta Staromiejskiego" a polskimi "Jakubami"), wyrafinowanie zaś przejawia się w przyjmowaniu z całkowitą oczywistością pomocy materialnej (np. zasiłki wychowawcze dla polskich rodzin mieszkających w Görlitz) przy całkowitej niechęci do integracji środowiskowej (nikłe zainteresowanie nauką języka).
A jednak - wbrew tezie pana Lipschera o kurczeniu się ojczyzny i wymieraniu "Stommów" - uważam, że taka ojczyzna trwa dalej, co więcej - rozwija się i rośnie na moich oczach: w moich dzieciach i dzieciach tutejszych polsko-niemieckich małżeństw, których jest już w Görlitz ponoć około pięciuset. Tę ojczyznę stanowią ludzie, dla których zdolność do bycia dobrym człowiekiem nie wiąże się z narodowością, co nie oznacza jednak, że nie powinni znać własnej przeszłości. Dla których porozumienie między Polakami i Niemcami należy do oczywistości dnia codziennego. Dla których dwujęzyczność jest nie tylko codziennością, ale i szansą czerpania ze źródła obu kultur - z szacunkiem, ale i prostotą wynikającą z poczucia bycia u siebie w domu.
Nie podzielam goryczy pana Lipschera, gdy pisze: "Z kim tu jeszcze rozmawiać, snuć plany o współpracy polsko-niemieckiej, dla której tyle zrobiliśmy? Czy jeszcze warto? Komu na tym jeszcze zależy?". Znam niemieckiego księdza, który z wielkim samozaparciem uczy się polskiego, by móc porozumieć się z licznymi polskimi parafianami; znam niemieckich rodziców wysyłających dzieci do polskiego przedszkola, a wreszcie znam siebie, którą temat wspólnej historii i wspólnej teraźniejszości Polaków i Niemców oraz sposób mówienia o niej dzieciom głęboko obchodzi. Wychowana na "Czterech pancernych" i "Kapitanie Klossie", impregnowana od dzieciństwa na wzmianki o "dobrych Niemcach", odczuwam dzięki swojej dwunarodowej rodzinie absurdy wielowiekowych uprzedzeń i konieczność ich przezwyciężania. Zapewniam pana Lipschera, wątpiącego w owoce swoich działań, że obok żałosnego wydźwięku mów polityków, istnieje jeszcze nie tak zgiełkliwe, lecz o wiele bardziej żywotne, życie zwykłych ludzi, dla których "Polacy" i "Niemcy" są ważni, bo mają twarze osób najbliższych. I chociaż zamilkł głos prof. Stommy, świat ludzi myślących podobnie jak on i pan Lipscher rozrasta się i ma się całkiem dobrze.
SŁAWOMIRA VOGEL (Görlitz, Niemcy)