Mohikanin, który nie przegrał

Znamy go jako polityka, mniej jako eseistę – choć jego dawne teksty o Kościele i życiu publicznym do dziś zachowały aktualność.

16.04.2012

Czyta się kilka minut

I

Doradca Solidarności, pierwszy niekomunistyczny premier, przedstawiciel ONZ w b. Jugosławii – to zapewne pierwsze skojarzenia, jakie przychodzą nam na myśl, gdy słyszymy to nazwisko. A przecież Tadeusz Mazowiecki przez długie lata był redaktorem naczelnym miesięcznika „Więź”, pisywał w „Tygodniku Powszechnym”, jest też redaktorem monumentalnej książki „Ludzie Lasek” – zbioru świadectw o fenomenie tego podwarszawskiego ośrodka dla niewidomych. Prawda, że ta działalność przeplatała się z polityką – choćby w okresie posłowania w kole Znak – ale w końcu to również ona przywiodła Mazowieckiego do Gdańska w 1980 r. i później do Okrągłego Stołu.

Zrozumienie motywacji Mazowieckiego-polityka jest pomocne, by dobrze opisać epokę, w której odgrywał on jedną z głównych ról. Motywacji tych szukać trzeba w intelektualnych i religijnych korzeniach Mazowieckiego-redaktora i działacza społecznego. Korzenie te zaś ukazuje on sam w swej publicystyce.

II

W tych tekstach odkrywa się przed nami człowiek, który o wierze nie umie „pisać beznamiętnie”, ale mający ją dogłębnie przemyślaną; człowiek gotowy do stawiania filozoficznych wręcz pytań i tez. Głównie jednak pytań. Teksty te są także ciekawym świadectwem tamtego czasu – gdy polski Kościół nie był jeszcze Kościołem triumfującym, mającym „swojego papieża” i będącym sędzią w politycznych sporach.

Mazowiecki w eseju „Kredowe koła” z 1962 r. określa siebie i ludzi, dla których wiara nie jest tylko rytuałem, „ostatnimi Mohikanami”, ale nie ma w tym rezygnacji, choć przecież w tamtych realiach Mazowiecki, dyskutując z szafarzami myśli marksistowskiej, zdawał się być na straconej pozycji.

Może ktoś zapytać, cóż nam dziś po polemikach z Adamem Schaffem czy Władysławem Bieńkowskim? Kto dziś posiłkuje się Maritainem, kto szuka inspiracji u pastora Bonhoeffera? Dziś, gdy modne jest ogłaszanie końca katolicyzmu otwartego, a słowo „personalizm” wyszło z użycia, teksty pisane przed kilku dekadami dają się jednak odczytać na nowo. Dzieje się tak, bo dotyczą spraw uniwersalnych, ale jest to też zapewne wynik zbiegu dwóch innych okoliczności: niespiesznego stylu pisania Mazowieckiego, stylu może nawet przyciężkawego, ale na dłuższą metę ratującego teksty przed ulotnością, oraz paradoksalnego błogosławieństwa cenzury, każącej autorowi pisać nie wprost. Nie pierwszy to raz, gdy teksty, książki czy filmy tworzone w tamtej epoce zyskują ponadczasowość właśnie dzięki niemożliwości bezpośredniego odnoszenia się do rzeczywistości.

III

Weźmy choćby zdania z przywołanych już „Kredowych kół”, pisanych dokładnie pół wieku temu: „Laicyzacja jest zjawiskiem, w którym także człowiek wierzący może dostrzec i uznać wiele wartości. Słuszniejsze wydaje mi się, co prawda, aby uniknąć nieporozumień, mówić w tym rozumieniu nie tyle o laicyzacji, co o świeckości, albo jeszcze szerzej – o emancypacji form życia społecznego”. Weźmy też zdanie z późniejszego o 11 lat tekstu „Rekolekcje z papieżem Janem”, o Janie XXIII: „Przystosowanie jest tu złym słowem. Spotkanie chrześcijaństwa z rozwojem cywilizacji stanowi fakt znacznie bardziej złożony; dokonuje się na przecięciu zrozumienia i sprzeciwu, afirmacji i przetwarzania”.

Czy nie są, albo raczej czy nie mogą być te zdania opisem i wskazówką w dzisiejszych dyskusjach o roli i miejscu Kościoła w Polsce, o antykoncepcji, o in vitro, o mniejszościach seksualnych i związkach partnerskich?

Nie ma tu przecież kapitulacji, chęci wyrzucenia religii z życia publicznego. Autor nie chce, by Kościół po prostu się dostosował do współczesności – ale widzi wartość także w emancypacji innych postaw życiowych. Jego postulat – przejęty od pastora Dietricha Bonhoeffera – to, by chrześcijaństwo zaryzykowało i uznało dorosłość świata. „Wizją tej myśli – interpretował Mazowiecki – nie jest jakiś kompromis ustalający obszar świecki i obszar chrześcijański; nie chodzi w niej o chrześcijaństwo, które ocalałoby Boga na terenach, z których nie zostało wyparte, samo żyjąc z ciągle odnawialnego sprzeciwu wobec dojrzewania człowieka; chodzi o uznanie tej »dorosłości« świata”.

Bonhoeffer żył i został zamordowany w III Rzeszy, Mazowiecki powoływał się na niego w komunistycznej Polsce – w obu przypadkach sporo trzeba było odwagi, by, będąc chrześcijaninem, namawiać współwyznawców do otwierania się na zagrażający im świat i na innych ludzi. Mazowiecki jednak w człowieka wierzy. W poruszającej „Modlitwie o dojrzałość” z 1979 r. prosi Boga: „Ocal w nas zachwyt,/przymnóż zdziwienia/i niech człowiek na człowieku polegać może”.

IV

Otwartość chrześcijaństwa na inne światopoglądy stoi u podstaw politycznych strategii Mazowieckiego. Jego gotowość do kompromisu i wsłuchania się, rację drugiej strony była programową linią „Więzi” – ona też kierowała nim, gdy doradzał Solidarności i gdy negocjował z komunistami. W tekście na 10-lecie pisma pisał: „Chrześcijanin, który angażuje się w życie zbiorowe w oparciu o stanowisko personalistyczne, stawia na szansę spotkania się i współdziałania z ludźmi innych poglądów”. W „Kredowych kołach” dowodził: „Otwartość wzajemna nie jest gestem, którego ktoś potrzebuje, ale zasadą jedności i demokratycznego rozwoju społeczeństwa, w którym są i będą różnice filozoficzne. Klimat dialogu nie jest postulatem wyrażającym dobre chęci, ale jest warunkiem rozwoju kultury”.

Jednocześnie Mazowiecki nigdy, co mu się niesprawiedliwie zarzuca, nie mylił kompromisu z uległością. W tekście „Czuj się wolny”, zbudowanym na wypowiedziach z sesji o prawach człowieka zorganizowanej przez warszawski KIK w 1977 r., dowodził: „Kompromis, który nie jest poddaństwem, musi być wywalczony. Tylko społeczeństwo, które okazuje swą zdolność do samoobrony w proteście i w budowie owej społecznej infrastruktury, tylko społeczeństwo, które zachowuje zdolność bycia podmiotem, może w ogóle coś ocalić i coś wywalczyć”.

Gotowość do przekraczania kredowych kół pozwoliła mu uczynić z „Więzi” pismo łączące naprawdę różne środowiska. To w „Więzi” – trzeba przyznać: wcześniej niż na łamach „Tygodnika Powszechnego” – pojawiły się nazwiska intelektualistów dalekich od Kościoła. Gotowość do przekraczania kredowych kół, ale też gotowość do walki sprawiła, że Mazowiecki, który długo wierzył, iż – jak głosił to tekst programowy w pierwszym numerze „Więzi” – świat „zmierza ku uspołecznieniu struktur ekonomiczno-socjalnych”, ostatecznie stał się jednym z tych, którzy burzyli system, a w 1989 r. wprowadził reformy radykalnie wolnorynkowe. Zauważmy: do środowiska Znaku przyszedł z dużo bardziej lewicowych i prospołecznych pozycji niż ktokolwiek inny, nawet Jerzy Turowicz. Jednak już wkrótce zaangażował się w działalność opozycyjną na skalę dla ludzi tego środowiska wyjątkową: od wsparcia głodówki w kościele św. Marcina, po przyjazd do Stoczni Gdańskiej i działalność w pierwszym szeregu Solidarności.

V

Mazowieckiemu w trudnych gomułkowskich i miałkich gierkowskich czasach udało się uniknąć postawy „oblężonej twierdzy”, dzięki czemu w wolnej Polsce nie należał do tych katolików, którzy mieli poczucie, że należy odegrać się za przeszłość. Z pewnością pomogła mu w tym świadomość, że Kościoły i pojedynczy chrześcijanie potrafią zawodzić.

10 lat temu, podczas 75. urodzin, Mazowiecki powiedział do gości zebranych w Laskach: „mam się o co z Bogiem wadzić i mam za co go przepraszać”. Droga Mazowieckiego do środowiska otwartych katolików i opozycji nie była prosta: wiodła przez zaangażowanie w PAX Bolesława Piaseckiego – organizację katolików, którzy akceptowali system i chcieli mu służyć. I gdy w 1971 r. pisał esej o Dietrichu Bonhoefferze podejmującym „ryzyko działania w sytuacjach powikłanych” i „bliskim także ludziom innych zakrętów”, zapewne myślał także o swoich zakrętach. To od Bonhoeffera uczył się Mazowiecki „trudno zdobywanej konsekwencji”.

Na przykładzie niemieckich Kościołów Mazowiecki zastanawia się, dlaczego chrześcijaństwo zawodzi. To pytanie jest dla niego uniwersalne i wykracza poza relacje chrześcijaństwo–hitleryzm. Pyta więc: „dlaczego w całym tym procesie organizowania społeczeństwa na wzór maszerującego stada, agresywnego wobec obcych i bezkrytycznego wobec siebie, nie było ono [chrześcijaństwo] czynnikiem duchowego otrzeźwienia i krytycznej refleksji moralnej”? A w kwestii, co Kościoły chrześcijańskie przeciwstawiły totalitarnej rzeczywistości, odpowiada: „nade wszystko troskę o własny los”. W innym miejscu pisze: „Kościół może zostać pokonany moralnie, jeśli uczyni się sam wartością nadrzędną”.

To przestroga aktualna w każdych czasach i w każdym systemie.

VI

W Europie totalitaryzmy się skończyły, nie brak jednak pomysłów na tworzenie wspólnot „agresywnych wobec obcych i bezkrytycznych wobec siebie”. Zresztą świat, jak był, tak i jest pełen przemocy. Pytania, które Mazowiecki – zainspirowany Bonhoefferem i książką o nim Anny Morawskiej – zadawał kilkadziesiąt lat temu, mogły się odnosić do epoki PRL i mogły odnosić się do sytuacji w Rwandzie czy Bośni lat 90. XX wieku, tak jak do dzisiejszej Polski, gdzie „agresywni wobec obcych i bezkrytyczni wobec siebie” bezczeszczą grób rodziców człowieka, którego nauczyli się tak „po chrześcijańsku” nienawidzić.

Zatem to pytanie, „dlaczego chrześcijaństwo, jego Kościoły, nie były dostatecznym czynnikiem moralnej przeciwwagi w tym procesie przyzwoleń, duchowego rozbrojenia i stopniowego identyfikowania się większości narodu z wyrażanym przez hitleryzm sposobem rozumienia niemieckości”, jest wiecznym pytaniem o kondycję chrześcijaństwa i o to, czy potrafi się ono wyrażać w braterstwie i solidarności z innymi.

VII

Mazowiecki wierzy, że potrafi. W „Rekolekcjach z papieżem Janem” wspomina radość, gdy ten „wyjątkowy w swej prostocie, humorze i mądrości” papież przerwał modlitwę „i nakazał opuścić formułę o perfidis Judaeis”. Natomiast w tekście „Chrześcijaństwo a prawa człowieka” z roku 1978 analizował drogę Kościoła, i chrześcijaństwa w ogóle, w kierunku poszanowania praw człowieka jako idei uniwersalnej. Pytał, „czy Kościół upomina się o poszanowanie praw i wolności dlatego, że ich potrzebuje, czy ze względu na nie same”. Temat wówczas kłopotliwy. Niełatwo było w ówczesnej sytuacji polskiego Kościoła stawiać katolickim intelektualistom takie pytania albo przestrzegać przed „nade wszystko troską o własny los”. Jednak Mazowiecki już wtedy uważał, że takie problemy należy „stawiać, patrząc w przyszłość”. Nadzieje naczelnego „Więzi” na pozytywną odpowiedź dawało wyrażane w dokumentach „przejście od obrony religii i Kościoła do obrony praw człowieka. Nie umniejsza to wagi przywiązywanej do wolności religii i do wolności działania Kościoła. Ale sprawę tę inkorporuje się w obronę praw człowieka w ogóle”.

Z tych samych pozycji Tadeusz Mazowiecki potępiał antysemityzm. Walka z nienawiścią wobec Żydów jest dla niego walką o godność człowieka jako takiego – nie jest więc „żadną zasługą ani żadnym humanitarnym gestem litości”, lecz po prostu obroną samego siebie. Jeszcze na wiele lat przed Marcem 1968 r. Mazowiecki dowodził, że „główny problem leży w postawie »ludzi łagodnych i dobrych«”, którzy nigdy nie przyznaliby się do antysemityzmu, ale którzy swymi przekonaniami i głęboko schowanymi przesądami stwarzają atmosferę przychylną fanatykom.

VIII

Najważniejsze chyba zdanie, jakie zapisał Mazowiecki, pochodzi z eseju „Powrót do najprostszych pytań” z 1973 r. i brzmi tak: „pytania, na które nie ma odpowiedzi, rozwiązujemy nie przez wyjaśnienie ich, ale przez postawę wobec nich”. Z pozoru nic szczególnego, gdy się jednak dobrze przemyśli to zdanie lub przyłoży je do sytuacji granicznych choćby z własnego doświadczenia, tkwi w nim olbrzymia mądrość. Autor uchyla rąbka tajemnicy, że pojawiło się ono w jego głowie w obliczu śmierci najbliższej osoby.

W tekście Mazowiecki odniósł je jednak do sensu życia, a późniejsze lata dowiodły, jak konsekwentnie działał w jego myśl. Przecież choćby jego postawa podczas gdańskiego protestu w roku 1988, gdzie nie było dobrej odpowiedzi, bo strajk nie mógł zakończyć się sukcesem, przyczyniła się do honorowego rozwiązania sytuacji – wyjścia strajkujących ze stoczni, ale z podniesionymi głowami i trzymających się pod ręce. Mazowiecki szedł w pierwszym szeregu. Dziś zdjęcie dokumentujące tamten moment jest jednym z symboli polskiej drogi do wolności.

Także po tragedii Srebrenicy, gdy nikt nie potrafił odpowiedzieć, dlaczego tylu ludzi musiało zginąć, Mazowiecki, który też nie miał, bo nie mógł mieć, żadnej dobrej odpowiedzi, znalazł sposób, by zwrócić uwagę świata na los mieszkańców miasta – zrezygnował z funkcji Specjalnego Sprawozdawcy Komisji Praw Człowieka ONZ, która okazała się listkiem figowym. Ta postawa przyniosła mu szacunek, ale też w efekcie pomogła pokrzywdzonym – głównie muzułmanom ginącym z rąk ludzi podających się za chrześcijan.

To, co robił, to nie były wcale te „cholerne zwycięstwa moralne”, ale konsekwentne gesty, które posuwały sprawy do przodu i pozwalały uniknąć prawdziwej porażki.

Bo Mohikanie, jak dowiódł tego wielokrotnie Tadeusz Mazowiecki, wcale nie muszą przegrywać.  


Korzystałem ze zbiorów esejów Tadeusza Mazowieckiego „Druga twarz Europy” (Warszawa 1990) oraz „Kredowe koła i dwa inne eseje” (Warszawa 1997).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2012