Mity hydrologów

Polska gospodarka wodna boryka się z olbrzymimi problemami. Grozi nam nie tylko zapaść cywilizacyjna - musimy liczyć się też z sankcjami ze strony Unii Europejskiej. Tymczasem w publicznej debacie na temat polskiej wody roi się od błędów i przekłamań.

23.09.2008

Czyta się kilka minut

Anachronizm dominujących w Polsce poglądów na gospodarkę wodną znajduje wyraz w ustawodawstwie. Podstawowym europejskim aktem prawnym (obowiązującym w Polsce) jest Ramowa Dyrektywa Wodna Unii Europejskiej (RDW). Dyrektywa uznaje za główny cel gospodarowania wodami uzyskanie/utrzymanie dobrego stanu ekosystemów wodnych i od wody zależnych. W Polsce powszechnie ten cel uznawany jest za wymysł europejskiej biurokracji, traktującej ochronę "ryb, żab i kwiatków" jako zadanie ważniejsze od zapewnienia rozwoju społeczno-gospodarczego.

Polskie ustawodawstwo za cele równorzędne uważa zaspokojenie potrzeb wodnych rolnictwa i przemysłu, potrzeb związanych z turystyką, sportem i rekreacją, oraz tworzenie warunków dla energetycznego, transportowego i rybackiego wykorzystania wód.

Budzi to zasadnicze wątpliwości. Dobry stan wód gwarantuje wszystkim mieszkańcom kraju zaspokojenie potrzeby podstawowej - dostępu do zdrowej wody. Inne potrzeby, zwłaszcza żeglugi, rybactwa i energetyki wodnej, to w istocie potrzeby niewielkich grup interesu, a niektóre z nich mogą być zaspokajane bez nadmiernego pogarszania jakości wód.

Konflikt pomiędzy tradycyjnym i współczesnym traktowaniem celów wynika w znacznym stopniu z ignorowania możliwości osiągania celów gospodarczych sposobami, które nie powodują pogorszenia stanu ekosystemów wodnych i od wody zależnych, a ponadto często są tańsze i skuteczniejsze. Powszechną praktyką wynikającą z ustawy jest wykorzystywanie kosztownych i szkodzących jakości wód przedsięwzięć hydrotechnicznych w sytuacji, gdy istnieją działania tańsze, skuteczne, a nieszkodliwe dla środowiska. Ważną przyczyną jest kultywowanie pewnych mitów. Oto przykłady zaczerpnięte m.in. z ważnych dokumentów państwowych.

Mit 1: Wskaźnik dostępności wody dla ludności i gospodarki wodnej, wyrażony ilorazem średniego rocznego odpływu do ilości mieszkańców wynosi ok. 1600 m3/mieszkańca/rok wobec około 4500 m3 średnio w Europie. Łączny pobór wody na potrzeby gospodarki oraz zaopatrzenia ludności wynosi, w przeliczeniu na jednego mieszkańca, nieco ponad 300 m3/rok, co sytuuje Polskę w końcu listy krajów europejskich i wskazuje, że w przyszłości można spodziewać się zwiększonego zużycia wody.

Stan faktyczny: Przytoczone liczby są faktem, natomiast mitem są formułowane na tej podstawie wnioski o upośledzeniu Polski pod względem dostępności wody.

Sąsiednie w stosunku do Odry i Wisły wielkie rzeki europejskie (Łaba na zachodzie i Niemen na wschodzie) mają nieco większe od naszych rzek zasoby wodne.

Fakt ten wykorzystywany jest powszechnie do uzasadniania konieczności budowania w Polsce kosztownych i szkodzących jakości wody sztucznych zbiorników retencyjnych. Wysokie oceny średnich zasobów wielu krajów europejskich są skutkiem kilkakrotnego uwzględniania w bilansie tych samych zasobów rzek tranzytowych (np. Dunaju i Renu) oraz istnienia w Europie północnej krajów o wielkich zasobach i małej gęstości zaludnienia (np. Islandia, Norwegia, Szwecja, Finlandia). Analiza danych zawartych w raporcie Europejskiej Agencji Środowiskowej (EEA) prowadzi do następujących wniosków:

l Polski wskaźnik dostępności wody dla ludności i gospodarki plasuje nas pomiędzy Francją i Niemcami. Francja, Polska i Niemcy zaliczane są do krajów, w których brak istotnej presji ilościowej gospodarki wodnej na zasoby wodne.

l Polska zużywa bezzwrotnie ok. 3 proc. swoich zasobów wodnych. Jest to dokładnie średnia europejska.

Podobne do Polski zużycie wody mają kraje bez porównania bardziej zaawansowane w rozwoju jak: Irlandia 329 m3/rok, Holandia 300 m3/rok, Anglia 290 m3/rok, Szwecja 308 m3/rok.

Trendy zużycia wody w Europie w okresie 1990-98 wykazują silny spadek zużycia wody w krajach "nowej Europy" w wyniku upadku wodochłonnych gałęzi przemysłu oraz umiarkowany spadek w pozostałych krajach w wyniku ekonomizacji zużycia wody poprzez urealnienie cen.

Mit 2: Energetyka wodna jest tania i przyjazna środowisku.

Stan faktyczny: Elektrownia wodna wymaga spiętrzenia rzeki. Łączny koszt budowy zapory (stopnia) oraz instalacji siłowni jest istotnie wyższy od kosztu budowy elektrowni cieplnej o porównywalnej mocy. Możliwy do wykorzystania (ze względów technicznych) potencjał energetyczny polskich rzek pozwoliłby na pokrycie ok. 9 proc. za-

potrzebowania na energię przy całko-

witej dewastacji środowiska dolin rzecznych oraz istotnym pogorszeniu jakości wód.

Mit 3: Śródlądowy transport wodny jest tani i przyjazny środowisku.

Stan faktyczny: Towarowy transport wodny staje się opłacalnym, jeśli możliwa jest żegluga barek o zanurzeniu przekraczającym 1,8 metra (w wielu dokumentach sugeruje się jako opłacalną eksploatację taboru o zanurzeniu 2,8 metra) przez większość roku. W Polsce, podczas długotrwałych okresów suszy, głębokości tranzytowe na dolnej Wiśle wynoszą 40-50 cm, a na Bugu i Wiśle środkowej jeszcze mniejsze. Ponadto rzeki zamarzają. "Użeglowienie" rzek polskich wymaga ich kanalizacji (budowy stopni piętrzących, podobnych do istniejącego stopnia Włocławek), co oznacza wielkie koszty oraz pogorszenie stanu jakości wód. W Niemczech eksploatowane są największe drogi wodne Europy (Ren, Men, górny Dunaj, Kanał Niemiecki). Na stronie internetowej Federalnego Urzędu Statystycznego przytoczono dane świadczące o marginalnym znaczeniu transportu wodnego i dominującym transportu drogowego. Zamiast inwestowania w tran-

sport śródlądowy, lepiej budować autostrady.

Mit 4: Zwiększenie nakładów na obwałowania, regulację rzek i budowę zbiorników retencyjnych zmniejszy szkody powodziowe.

Stan faktyczny: Szkody powodziowe systematycznie rosną w Polsce i na świecie pomimo znacznych nakładów na techniczne środki ochrony przeciwpowodziowej.

Budowa wałów i zbiorników tworzy złudne poczucie bezpieczeństwa i powoduje rozwój infrastruktury na terenach zalewowych. Kolejna wielka powódź niszczy wały, zbiorniki zawodzą, powstają wielkie szkody. Presja społeczna powoduje zwiększenie nakładów na wały i zbiorniki, a następnie dalszą zabudowę terenów zalewowych i cykl się powtarza się. Cykl ten nazywamy "błędnym kołem ochrony przeciwpowodziowej". Teza, według której przyczyną nieskuteczności były niedostateczne nakłady na techniczne środki ochrony (lansowana przez środowisko hydrotechników), stała się trudna do obrony, bowiem co roku powodzie pustoszą doliny najbogatszych krajów świata, gdzie wydatkowano ogromne sumy na techniczne środki ochrony.

Mit 5: Rozwój retencji naturalnej i sztucznej (w tym "małej retencji") zlikwiduje zagrożenie powodzią i suszą.

Stan faktyczny: Analiza zdjęć lotniczych i satelitarnych wykonanych w okresie katastrofalnych powodzi (kwiecień 1979 r. w dorzeczu Narwi, lipiec 1997 r. w dorzeczu Odry) wykazuje, że praktycznie całe doliny rzeczne były zalane, a mimo to przepływy maksymalne w sieci rzecznej przekraczały poziomy "wody tysiącletniej". Stworzenie kontrolowanej retencji naturalnej i sztucznej o podobnej pojemności jest nierealne.

W czasie suszy atmosferycznej w 2006 roku deficyt opadu (w stosunku do normy wieloletniej) dochodził do 120 mm i obejmował obszar ok. 200 tys. km2. Wyrównanie deficytu do poziomu średniego wymagałby 24 miliardów pojemności retencyjnej, tj. budowy ponad 50 zbiorników o pojemności największego zbiornika retencyjnego w Polsce (Solina na Sanie), przeznaczonych wyłącznie do zbierania niżówek, czyli wód w okresie susz (co wyklucza np. wykorzystanie zbiorników dla ochrony przed powodzią). Jest to nierealne ze względów technicznych i  ekonomicznych.

Mit 6: Inwestowanie w rozwój sztucznej retencji jest niezbędne dla zaopatrzenia rolnictwa w wodę.

Stan faktyczny: W Polsce w latach suchych dla uzyskania maksymalnych zbiorów brakuje niekiedy wody. Rozbudowując systemy nawodnień rolniczych (oparte m. in. na zbiornikach retencyjnych), możemy dostarczać roślinom niezbędną wodę i uzyskiwać większe plony. Czy dążenie do maksymalizacji plonów jest jednak uzasadnione? Rolnictwo tworzy ok. 2 proc. produktu krajowego brutto i funkcjonuje dzięki ogromnym dotacjom. W Europie mamy do czynienia z nadprodukcją żywności, a krajom głodującym brak środków na zakup tej żywności. Rolnictwo polskie i europejskie jest więc raczej problemem socjalnym, a nie ekonomicznym. Nie ma konieczności inwestowania środków publicznych w rozbudowę systemów nawodnień rolniczych.

Polska gospodarka wodna boryka się z wieloma problemami. Największy z nich to zła jakość wód wywoływana m. in. poprzez trudne do eliminacji zanieczyszczenia obszarowe - efekt złej gospodarki nawozami i środkami ochrony roślin. W świetle obowiązujących normatywów europejskich polskie rzeki nie nadają się do zaopatrzenia w wodę pitną, kąpieli i hodowli ryb. Jeżeli problemu tego nie rozwiążemy, grozi nam zapaść cywilizacyjna połączona z dotkliwymi sankcjami ze strony Unii Europejskiej.

Co kilka lat występują w Polsce powodzie, a największe z nich powodują śmierć ludzi i szkody sięgające 2 proc. PKB. Iluzją jest możliwość rozwiązania tego problemu poprzez budownictwo hydrotechniczne. Kluczowe znaczenie mają: planowanie przestrzenne, systemy ubezpieczeń i edukacja. W moim przekonaniu brak istotnych działań w tych kierunkach.

Natomiast w oficjalnych dokumentach pojawiają się tezy o konieczności budowy 9 tys. kilometrów nowych wałów i wielu zbiorników, co skutkuje ogromnymi wydatkami publicznymi i eskalacją zagrożeń. Tylko zasadnicza reforma gospodarki wodnej pozwoli zmierzyć się z tymi problemami.

Dr Janusz Żelaziński (ur. 1934) - jest hydrologiem, specjalistą od budownictwa wodnego i gospodarki wodnej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2008