Męska rozmowa

W wydawanych przez środowiska katolickie książkach na temat homoseksualizmu najciekawsze są te fragmenty, w których nad odpowiedziami dominują pytania, a nad stwierdzeniami polemika i dyskusja. Niestety, jest ich wciąż za mało.

16.11.2003

Czyta się kilka minut

Pierwsza “katolicka" książka o homoseksualizmie (“Homoseksualizm. Czym jest? Do czego prowadzi?" Daniela Ange’a, wyd. “m") pojawiła się przed dziesięciu laty. Od tego czasu ukazało się ich w Polsce dziewięć, w tym cztery autorstwa Polaków. Pierwsza próba to “Kościół wobec homoseksualizmu" pod red. ks. Tadeusza Huka (Wydawnictwo Sióstr Loretanek, 1996). Zamieszczono tu wypowiedzi Kościoła o homoseksualizmie, parę referatów naukowych z sesji w warszawskim seminarium duchownym oraz świadectwa osób dotkniętych problemem (rozszerzona wersja ukazała się nakładem wydawnictwa Verbinum w 2000 r. pod tytułem “Homoseksualizm. Dokumenty Kościoła, opracowania, rozmowy, świadectwa"). Podobny schemat odnajdujemy w “Prawdzie o homoseksualizmie" Johna Harvey’a (Wydawnictwo Księży Marianów, 1999). Tę najobszerniejszą i najbardziej chyba znaną książkę można uznać za kompendium wiedzy o homoseksualizmie. Z kolei za najszersze polskie opracowanie uchodzi “Homoseksualizm a miłość" ks. Józefa Augustyna (WAM 1997). Przed rokiem wydawnictwo “W drodze" wydało wywiad-rzekę z o. Xavierem Thevenotem pt. “Mój syn jest homoseksualny". Nieco inny charakter mają: “Wyjść na prostą. Rozumienie i uzdrawianie homoseksualizmu" Richarda Cohena (WAM, 2002) oraz “Homoseksualizm i nadzieja" Gerarda van den Aardwega (Fronda). W obu książkach autorzy - psychoterapeuta i psycholog - starają się wyjaśnić naturę homoseksualizmu i pokazać drogę powrotu do heteroseksualizmu. Nowością jest “Męska rozmowa. Chrześcijanie a homoseksualizm" wydana w Bibliotece “Więzi" pod redakcją Katarzyny Jabłońskiej i Cezarego Gawrysia.

"Prawda" o homoseksualizmie

Z większości książek przebija poczucie misji informowania o “prawdzie o homoseksualizmie", wbrew fałszywym - jak twierdzą autorzy - stereotypom głoszonym przez środowiska gejowskie, że skłonności homoseksualne są uwarunkowane genetycznie, więc zmiana orientacji jest wykluczona. Znajdziemy tu raczej koncepcję uznającą ciągoty homoseksualne za objaw nierozwiązanych problemów z dzieciństwa i dającą “naukową" nadzieję powrotu do heteroseksualizmu.

Trudno podważyć doświadczenia psychologów i psychoterapeutów oraz fenomenu lubelskiej “Odwagi" - grupy wsparcia dla osób zmagających się z problemem. Łączy je nadzieja, że ze skłonności homoseksualnej można powrócić do heteroseksualnej, gdyż jest to objaw “głodu miłości", a ten na drodze terapii może być zaspokojony. Najdobitniejszy przykład to amerykański psychoterapeuta Richard Cohen - na zaproszenie lubelskiej “Odwagi" gościł już w Polsce. Sam niegdyś był homoseksualistą. Jego partner przekonał go do wiary w Jezusa, wkrótce obaj doszli do wniosku, że homoseksualizm “nie współgra" ze Słowem Bożym. Dziś Cohen ma żonę, trójkę dzieci i twierdzi, że nie odczuwa już pociągu do mężczyzn.

Mimo to pozostaje pytanie, czy należy promować jakąś hipotezę w sytuacji, gdy w samej nauce trwa jeszcze dyskusja (o czym skądinąd autorzy informują)? Czy bardziej podstawowym problemem, nawet wobec stereotypów głoszonych przez organizacje gejowskie, nie jest brak jakiejkolwiek wiedzy w społeczeństwie na temat homoseksualizmu? To z tego powodu deklarowana “tolerancja" ukrywa w rzeczywistości potępienie, o czym co rusz się przekonujemy.

Oczywiście, hipoteza o możliwości wyjścia z homoseksualizmu jest dla Kościoła korzystniejsza, ale przecież wystawia na zarzut, że teorie dobiera on nie ze względu na ich wartość naukową, lecz publicystyczno-ideologiczną. W rzeczywistości jest przecież inaczej - przypomniał o tym ks. Augustyn: Kościół stwierdza zgodnie z obecnym stanem dyskusji naukowej, że geneza homoseksualizmu jest nieznana. “Ostateczne wyjaśnienie przyczyn homoseksualizmu Kościół pozostawia więc nauce" - konkluduje jezuita.

Xavier Thevenot uważa, że wyjście z homoseksualizmu osoby dorosłej, zmagającej się z tym od lat, jest raczej niemożliwe. Daniel Ange pisze: “wielu, więcej niż sobie wyobrażasz, wyszło z tego", jednakże w przypisie przytacza badania naukowe potwierdzające powrót do heteroseksualizmu u 38 proc. homoseksualistów. Ważniejsze, że jeden z rozdziałów adresuje do tych, którzy mimo starań “nie wyszli z impasu".

Wiara a homoseksualizm

O ile naukowe odpowiedzi na pytanie, czym jest homoseksualizm, długo jeszcze nie będą pewne, o tyle nauka Kościoła, a zwłaszcza ocena moralna homoseksualizmu, pozostanie niezmienna. Dotąd polskie książki stawiały sobie za cel przedstawienie - jak to ujął bp Stanisław Szymecki we wstępie do “Kościoła i homoseksualizmu" - “mało znanych polskiej publiczności" dokumentów Magisterium. Inny jest styl Daniela Ange’a, który pozwala na wniknięcie w dramat osoby homoseksualnej. Wierzący homoseksualiści przeżywają bowiem jeden dramat szczególny: nie mają moralnego prawa do realizowania “swojego" popędu seksualnego, który przecież jest taki najczęściej nie z ich winy. Życie w czystości, to, co w Ewangelii jest przedmiotem wyboru, w ich przypadku jest koniecznością. Czy nie z tego tytułu pytają, dlaczego ponoszą odpowiedzialność za popełnione czyny, choć nie są winni swych skłonności? Albo spierają się o biblijne podstawy oceny homoseksualizmu, uwrażliwiając na rozróżnienie między faktycznym biseksualistą wybierającym postępowanie homoseksualne, a homoseksualistą, który jest bez winy za swe skłonności?

Kiedy Thevenot wypowiada się z pozycji teologa katolickiego (wcześniej występuje jako antropolog chrześcijański) i przekazuje “wezwanie do czystości", czyni to inaczej niż polski styl “katechizmowy": Kościół, świadomy, że “taka prośba może wydać się zbyt wymagająca bądź niewykonalna, nawołuje osoby, których to dotyczy, do wzięcia pod uwagę trzech prawd: po pierwsze - Bóg sam może uczynić człowieka w pełni wiernym wezwaniom Ewangelii, dlatego trzeba niestrudzenie prosić Go o łaskę; po drugie - w życiu uczuciowym czynnik czasu odgrywa zasadniczą rolę, do ideału można się przybliżać tylko stopniowo; po trzecie - łaska nie przekreśla przydatności odwoływania się do dostępnych ludzkich środków - pośród nich szczególnie ważne wydaje się wsparcie bezinteresownej przyjaźni".

Dla kogo pisane?

W przypadku niektórych publikacji uderza brak wyraźnego adresata. We wstępie do dwóch książek zredagowanych przez ks. Huka czytamy, że są one przeznaczone zarówno dla duszpasterzy, wychowawców, kleryków, jak i... samych homoseksualistów oraz ich rodziców. Natomiast książki Ange’a i Thevenota są wyraźnie sprofilowane. Pierwszy zwraca się do osoby zmagającej się z homoseksualizmem. Drugi do rodziców, których synowie są homoseksualni - na tyle precyzyjnie, że można odnieść wrażenie, że problem, dajmy na to, córek homoseksualnych - nie istnieje.

Precyzyjne określenie adresata to konieczność. Przecież czegoś innego szukają w literaturze osoby o skłonnościach homoseksualnych, czegoś innego - duszpasterze. Ci pierwsi problem znają przede wszystkim z autopsji, a ich wiedza o badaniach naukowych jest większa. “Negatywne" stanowisko Kościoła znają. Szukają przede wszystkim wsparcia i odpowiedzi na wiele pytań, wśród nich i na to: czy i jak wolno im być wierzącymi?

Z kolei księża potrzebują (i w wymienionych książkach z pewnością znajdą) tego, czego z powodu braków w formacji seminaryjnej trzeba się “douczyć". To ważne, zwłaszcza że wywodzą się ze społeczeństwa, w którym postrzega się homoseksualizm stereotypowo. W “Męskiej rozmowie" Magdalena Środa stwierdziła, że stanowisko Kościoła na temat homoseksualizmu jest tak naprawdę zróżnicowane, bo co innego prezentują “obeznani", a co innego dzieje się w “małych parafiach".

W środowisku “Odwagi" usłyszałem kiedyś, że podczas spowiedzi lepiej nic nie powiedzieć, niż zza krat konfesjonału wyszeptać, że homoseksualizm jest grzechem, bo jest niezgodny z naturą, i trzeba się z niego leczyć. Pomimo pewnych wskazówek (zwłaszcza o. Augustyna), księża i kandydaci do kapłaństwa nie znajdą w książkach rad, jak zachować się, gdy dojdzie do rozmowy z homoseksualistą. Potraktować go specjalnie czy tak jak innych penitentów? Poprzestać na jednej spowiedzi czy zaproponować pomoc? A jeśli tak - czy zrobić coś więcej oprócz przekazania adresów nielicznych w Polsce grup wsparcia? Jak poprowadzić rozmowę, by spowiedź nie była ostatnią w życiu homoseksualisty? Dopóki nie ma książki odpowiadającej na te pytania, księża i klerycy niech przystąpią najpierw do lektury Thevenota i Ange’a, a dopiero później sięgną po inne opracowania. Wówczas zdobyta wcześniej świadomość, jak to jest być homoseksualistą, może nie pozwoli “zranić" wiedzą.

Nowy język, nowy styl?

Książki Thevenota i Ange’a podaję jako przykłady pozytywne, co nie znaczy, że nie można im postawić jakichś zarzutów (choćby Ange’owi, który czasem zbyt nachalnie przekonuje czytelnika o tym, jak bardzo nie akceptuje swego homoseksualizmu). Cechują się jednak stylem, którego w naszych książkach jest za mało. W Polsce środowiska katolickie dopiero uczą się pisać o homoseksualizmie, choć nie wolno zapomnieć, że książki są “teoretyczną" podporą rzeczywistej pomocy Kościoła, realizowanej - w małym wobec zapotrzebowania stopniu - np. w lubelskiej “Odwadze".

Nowy tor w kościelnej dyskusji wyznaczy chyba najnowsza książka - “Męska rozmowa" (Więź, 2003), której najcenniejszym rozdziałem jest w gruncie rzeczy niezaplanowana dyskusja, jaką Cezary Gawryś prowadzi z ukrytym za inicjałami T. G. homoseksualistą. Jej przebieg pokazuje, jak twardy, stanowczy i “oznajmiający" ton zmienia się w ton wyrozumiałości, chęci weryfikacji własnych poglądów. Niech nie zabrzmi to jako postulat, aby dialog o homoseksualizmie zmierzał do kompromisu, którego ceną byłoby zrelatywizowanie nauki Kościoła albo milczenie na temat oceny moralnej czynu. Znaki zapytania i dialog pokazują po prostu postawę piszących, wyrażają troskę, współczucie i zrozumienie. Przecież język zdradza coś więcej niż tylko werbalnie przedstawioną informację. Dotychczasowy styl - mam wrażenie - stanowił mur.

Rzeczywistość dramatu homoseksualizmu muszą dostrzec wszyscy. I duszpasterze, i spowiednicy, i rodzice osób homoseksualnych, i publicyści katoliccy - ktokolwiek, kto będzie mówił czy pisał, zwłaszcza z punktu widzenia chrześcijan i katolików, albo sam zetknie się z tym problemem. Osoby homoseksualne, szukające wsparcia albo zrozumienia, muszą dostrzec, że nie są same. Że dramat homoseksualizmu to nie tylko ich dramat.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2003