Medytacja

Wszystko – Kościół z papieżem Franciszkiem, kurie, zakony, pieniądze z tacy, kazania, sakramenty, liturgia itd., będzie bez sensu, jeśli nie służy zjednoczeniu człowieka z Bogiem. Kiedy kościelne instytucje stają się celem dla siebie – degenerują.

01.04.2013

Czyta się kilka minut

 /
/

To, co zwykliśmy nazywać życiem religijnym, bywa nieznośnym ślizganiem się po powierzchni. Nie jest to sprawa tzw. „wykształcenia religijnego”. Studia teologii, biblistyki itp. mogą być wyłącznie przygodą intelektualną. Albo „chrześcijańska działalność”... Dziś lubimy mierzyć religijność własnego i cudzego życia działaniem. Prawda, „wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie” (Jk 2, 17). Z drugiej strony jednak, jak zauważa Thomas Merton, „nie potrafimy się oddać rzeczom duchowym, jeśli ciągle porywa nas wielość zewnętrznych działań. Pracowitość nie jest najwyższą cnotą, zaś świętości się nie mierzy ilością wykonanej pracy. (...) Próbując wykonać wiele dla Boga, możemy w rezultacie nie zrobić dla niego nic i jednocześnie utracić nasze życie wewnętrzne” (T. Merton, „Kierownictwo duchowe i medytacja”). „Bóg nie potrzebuje naszych prac. On potrzebuje naszej miłości” – napisała św. Teresa z Lisieux. Wiara ostatecznie realizuje się w spotkaniu z Nim – w kontemplacji Boga.

Nie znaczy to, że kontemplacja wyklucza pracę. Wprost przeciwnie. „Modlitwa ułatwia pracę, praca pomaga wrócić do modlitwy z odświeżonym umysłem” (też Merton). Jeżeli więc religijność znaczy modlitwa, to czy jest nią wyrecytowanie rano i wieczorem kilku formułek albo nawet mechaniczne odczytanie przepisanej części brewiarza?


Mówiąc wprost, nie ma życia religijnego bez medytacji. Poświęcając w tym numerze miejsce i uwagę sprawie medytacji, docieramy do sedna „problematyki religijnej”. Wszystko – Kościół z papieżem Franciszkiem, kuria rzymska i kurie biskupie, zakony żeńskie i męskie, pieniądze z tacy, albertyńskie przytuliska, Katechizm, Prawo Kanoniczne, lekcje religii, kazania, sakramenty, cała liturgia, budownictwo sakralne, seminaria duchowne, inne katolickie uczelnie itd., będzie bez sensu, jeśli ostatecznie nie służy zjednoczeniu człowieka z Bogiem. Kiedy kościelne instytucje, zachowując fasadę religijną, stają się celem dla siebie, prędzej czy później się degenerują.

Dlatego nie ma wielkich dzieł religijnych ani najprostszego życia religijnego bez religijnej medytacji. Nie chodzi tu o jakąś „technikę”, ale o przestrzeń otwartą na przyjęcie Boga. Doświadczenie tak rozumianej modlitwy jest większe niż chrześcijaństwo. Z niego możemy i powinniśmy czerpać. O. Bede Griffiths (zm. 1993), benedyktyn, ponad 40 lat żyjący w Indiach jak mnisi buddyjscy, najpierw w cysterskim aśramie w stanie Kerala, a potem w Shantivanam (polecam jego książkę „Złota nić” wydaną w 1974 r. przez Znak) dowodzi, że np. „w hinduizmie (...) istnieje głębokie odczucie »tajemnicy« i »sakramentu«. Żaden lud na świecie nie posunął się dalej niż Hindusi w poszukiwaniach i zgłębianiu ostatecznej tajemnicy, która leży poza i ponad ludzkimi słowami i myślą, i nie pozwala się objąć żadną nazwą czy formą, a jednak objawia się we wszystkich formach natury i świadomości ludzkiej. Mamy tu być może najgłębszy, jaki można znaleźć, wyraz pierwotnego objawienia obecności Bożej w naturze (str. 249).

Kościół uznaje, że „autentyczne praktyki medytacji wywodzące się z chrześcijańskiego Wschodu i z wielkich religii niechrześcijańskich, tak bardzo pociągające rozbitego wewnętrznie i zdezorientowanego człowieka współczesnego”, mogą być „odpowiednią pomocą w uświadomieniu modlącemu się w obecności Bożej i w wewnętrznym odprężeniu się także pośród trosk zewnętrznych” (por. Kongregacja Nauki Wiary, „List do biskupów Kościoła katolickiego o niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej”, 1989, 28). Nie wyczerpuje to chrześcijanskiej modlitwy, lecz ją wspiera i do niej prowadzi.


„Nie dążymy do synkretyzmu – pisał O. Bede Griffiths – w którym wszystkie religie stracą swoją tożsamość, lecz do organicznego wzrostu, w którym każda religia musi oczyścić się i odkryć swoją najskrytszą głębię i sens, a następnie odnieść się do wewnętrznej głębi innych tradycji. Na tym świecie zapewne nigdy nie uda się tego osiągnąć, lecz tylko w ten sposób możemy dążyć dziś ku tej jedności w prawdzie, która stanowi ostateczny cel ludzkości”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2013