Matka Rosja wzywa. Duma przegłosowała nowelizację ustawy o obowiązku wojskowym

Ten, kto nie da sobie doręczyć wezwania do wojska, nie będzie mógł wziąć kredytu, rejestrować samochodu ani rozporządzać swoimi nieruchomościami. Dla reżimu to szansa, by pozbyć się z kraju politycznych przeciwników.
w cyklu ROSYJSKA RULETKA

13.04.2023

Czyta się kilka minut

Matka Ojczyzna Wzywa! – monumentalny posąg w Wołgogradzie, poświęcony radzieckim żołnierzom walczącym w bitwie stalingradzkiej. Fot. Associated Press/East News

Od ogłoszenia przez Putina „częściowej mobilizacji” upłynęło ponad pół roku. Przez ten czas Rosja przemieliła wezwanych wtedy do wojska – jedni zostali zabici lub ranni na froncie, inni po zakończeniu kontraktu nie wyrazili chęci kontynuowania wojaczki. Media pełne są wieści, że lada moment ruszy kolejna ukraińska kontrofensywa. Przyjęta w pośpiechu przez Dumę Państwową nowelizacja ustawy o obowiązku wojskowym ma zapewnić napływ do armii nowych sił.

Rosyjskie władze próbują uszczelnić sito, przez które obywatel może ujść od służby w armii. W warunkach wojny, uparcie nazywanej przez Kreml „specjalną operacją wojskową”, powołanie do wojska może się równać wysłaniu na front. Putin nadal nie decyduje się na ogłoszenie stanu wojennego w kraju, aparat państwa stosuje więc rozwiązania hybrydowe: de iure wojny i powszechnej mobilizacji nie ma, de facto Rosja prowadzi pełnoformatowe działania wojenne i modyfikuje prawo, aby znów sięgnąć po rezerwy ludzkie w ramach mobilizacji (którą tym razem władze mogą nazwać na przykład „akcją uzupełniającą”).

Jesienna mobilizacja spowodowała gwałtowną reakcję części społeczeństwa – podlegający obowiązkowi wojskowemu młodzi mężczyźni, którzy nie chcieli brać udziału w wojnie, masowo wyjechali z Rosji. Brakuje dokładnych danych, szacunki mówiły o wyjeździe na stałe (lub na dłużej) co najmniej 700 tys. Fala osiadła głównie w Gruzji, Armenii, Kazachstanie, Uzbekistanie, Turcji. Część pojechała dalej w świat, ale większość została w pobliżu granic w oczekiwaniu na pomyślne rozwiązanie sytuacji. Niektórzy zdecydowali się nawet na powrót do domu, łudząc się, że najgorsze minęło i już im nic nie grozi.

Ale sytuacja się nie rozwiązała i najgorsze nie minęło. Kremlowski smok potrzebuje nowych zastępów, które może rzucić w czeluść piekielnego kotła wojny.


Czytaj także: Kto zorganizował atak na propagandystę Władlena Tatarskiego? Jaka była rola Darii Triepowej?


 

Jak i przed pierwszą „częściową mobilizacją”, tak i teraz władze zapewniają, że żadnej mobilizacji nie będzie. Dlaczego zatem nowelizację ustawy o obowiązku wojskowym przyjęto w tak zawrotnym tempie? Drugie i trzecie czytanie obszernego dokumentu załatwiono w Dumie Państwowej 11 kwietnia w jeden dzień. Na sali plenarnej izby niższej parlamentu, w której zasiada 450 deputowanych, tylko trzy osoby miały wątpliwości co do ekspresowego trybu przepuszczania tak ważnego aktu przez maszynkę do głosowania. Byli to deputowani z ramienia Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej, którzy domagali się przestrzegania regulaminu (tekst ustawy powinien zostać przedstawiony deputowanym minimum na trzy dni przed głosowaniem, tymczasem na zapoznanie się z nowelizacją opisywanej ustawy wybrańcy ludu mieli co najwyżej kilka godzin).

Nieroztropnych deputowanych przywołał do porządku przewodniczący izby Wiaczesław Wołodin: „Po co zostaliście deputowanymi? Żeby sabotować decyzje?”. Duma posłusznie przegłosowała poprawki. Już następnego dnia w równie szalonym tempie ustawę przyklepała izba wyższa rosyjskiego parlamentu, Rada Federacji. Nowelizacja została przyjęta przy jednym głosie sprzeciwu (przeciwko zagłosowała senator z ramienia Tuwy, Ludmiła Narusowa, wdowa po Anatoliju Sobczaku, eksmerze Petersburga, którego zastępcą w latach 90. był Władimir Putin). Teraz ustawa wyląduje na biurku prezydenta. Gdy ten ją podpisze, przepisy wejdą w życie.

Na czym polegają najważniejsze zmiany? W skrócie: na sposobie doręczenia wezwania do wojenkomatu i określeniu konsekwencji niezastosowania się do nałożonego przez państwo obowiązku. Dotychczas wezwania doręczano mobilizowanym osobiście lub za pośrednictwem poczty. Te sposoby pozostają w sile, ale wprowadzone zostały nowe: wezwanie może być wysłane w formie elektronicznej na konto w portalu Gosusługi. I uważa się je za doręczone, nawet jeśli dany obywatel nie zbliżał się do komputera i wezwania na oczy nie widział. Wysłane znaczy doręczone. Deputowany Andriej Ługowoj z LDPR (domniemany sprawca otrucia polonem Aleksandra Litwinienki) tak skomentował nowy przepis: „Jeśli wezwanie zostało wysłane, jest to równoznaczne z doręczeniem. Jeśli jesteś w tajdze, to nic strasznego, przecież w którymś momencie zajrzysz do internetu. A jeśli nie, to zostaniesz objęty ograniczeniami zapisanymi w ustawie”.


Czytaj także: Pod zarzutem szpiegostwa został zatrzymany korespondent „The Wall Street Journal”, Evan Gershkovich


 

Wśród tych ograniczeń najważniejszy jest zakaz opuszczania kraju. Zakaz obowiązuje już w dniu odebrania wezwania lub po siedmiu dniach od wysłania dokumentu, nawet jeśli nie został on doręczony. Ktoś, kto nie da sobie doręczyć wezwania i nie zgłosi się w ciągu 20 dni do wojenkomatu, nie będzie mógł brać kredytów, rejestrować samochodu, rozporządzać nieruchomościami, zarejestrować się jako samozatrudniony itd.

Przepisy te dotyczą zatem nie tylko tych, którzy pozostali w kraju, ale także tych, którzy już wyjechali i nie pofatygowali się przed oblicze komisji wojskowej – nie będą mogli oni m.in. zbywać nieruchomości czy aut, udzielając komuś pełnomocnictwa.

Grigorij Swierdlin z projektu „Idźcie lasem” nie ma wątpliwości, że nowe przepisy mają zapewnić armii nowych żołnierzy: „Wojna nie cieszy się masowym poparciem w społeczeństwie, brakuje odpowiedniej liczby chętnych do zawierania kontraktów z wojskiem. Nikt się już nie rwie. Ci, co chcieli się zaciągnąć, już się zaciągnęli”. A więc trzeba przykręcić śrubę i zatrzymać w kraju potencjalnych żołnierzy.

Projekt „Idźcie lasem” pomaga ludziom w uchylaniu się od służby. Swierdlin zapewnił, że może pomóc nawet w nielegalnym przekroczeniu granicy. Bo emigrację uważa obecnie za jedyny pewny sposób uniknięcia mobilizacji.

W internecie można znaleźć też inne organizacje wspierające tych, którzy nie chcą walczyć w Ukrainie, jak np. Szkoła Poborowych czy Realna Armia. Można się z nimi skontaktować za pośrednictwem Telegramu, który uważany jest za komunikator bezpieczny, niedostępny dla rosyjskich służb specjalnych.

Zdaniem politologa Stanisława Biełkowskiego, przyjęcie ustawy jest „ostatnim wystrzałem ostrzegawczym” dla tych, którzy nie chcą brać udziału w awanturze Putina. A dla reżimu – szansą, aby pozbyć się z kraju przeciwników. „Putin jeszcze w wegetariańskim okresie rządów wypracował taki sposób postępowania wobec ludzi, którzy go nie popierali. Sygnalizował, że mogą wyjechać, a jak nie wyjeżdżali, dobierał się im do skóry. Michaił Chodorkowski nie skorzystał z możliwości pozostania za granicą, więc Putin wsadził go do łagru. Ustawa to komunikat: wyjeżdżajcie co prędzej, bo potem granica zostanie zamknięta i znajdziecie się w pułapce”.

Nie wszyscy jednak widzą w nowej akcji władz sygnał trwogi i zwiastun nasilenia represji czy nawrót do prawa pańszczyźnianego. Środowisko turbopatriotów, optujących od dawna za wojną totalną, uważa nowe przepisy za półśrodek. Ideolog Aleksandr Dugin pisze: „Jest jedna prawda – wszyscy powinni iść na front. Wszystko inne to półprawda. A półprawda już nie działa. (…) Ci, którzy już polegli, oddali życie za Zwycięstwo. Niech więc ci, którzy żyją, zakończą wielką sprawę. Kto spróbuje się wymigać, ten jest dezerterem, a nawet zdrajcą”.

Kreml do tej pory unikał podpowiadanych przez turbopatriotów rozwiązań. Być może nowa mobilizacja – nienazywana mobilizacją – będzie miała formy rozmyte, aby rozproszyć niezadowolenie społeczeństwa. „To nie będzie kolejna fala, to będzie nieustający sztorm. Wieczna wojna i wieczna mobilizacja” – napisał w mediach społecznościowych Ilja Krasilszczik ze Służby Wsparcia, działającej w Łotwie organizacji pomagającej uciekinierom z Rosji.

Putin sygnalizuje Ukrainie i Zachodowi, że ma nad nimi przewagę: zasób demograficzny, którym może bez ograniczeń dysponować. I będzie nim szastać tak długo, aż zasób się wyczerpie. Albo zbuntuje. Choć na to ciągle się nie zanosi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej