Maraton z Lutosławskim i niepowodzenie z Janáčkiem

Witold Lutosławski był twórcą techniki aleatoryzmu kontrolowanego oraz formy łańcuchowej. W Warszawie odbył się właśnie modelowy, aleatorycznie łańcuchowy festiwal poświęcony jego twórczości. Dzień później Partitę i Łańcuch II zagrała Anne-Sophie Mutter.

30.05.2004

Czyta się kilka minut

W aleatoryzmie kontrolowanym struktury dokładnie mierzone łączą się z improwizowaną grą ad libitum. W formie “łańcuchowej" istotą jest przenikanie się (i wynikanie) kilku epizodów. “Zamarzyło mi się - napisał dyrektor artystyczny festiwalu “Łańcuch", wiolonczelista Andrzej Bauer - aby do realizacji dzieł Lutosławskiego zaprosić trzy pokolenia wykonawców. Tych, którzy Go znali, młodych, dla których jest już legendą i wreszcie dzieci, które pisały do niego, »że jest bardzo dobrym kompozytorem«. A więc »Łańcuch« spotkań... pokoleń... publiczności... dzieł...".

“Łańcuch" rozpoczynał się o 15.00, kończył późną nocą. Wykonano m.in. “Sonatę fortepianową" (Ewa Pobłocka), “Partitę" (Jakub Jakowicz i Krystyna Borucińska), “Kwartet smyczkowy" (Kwartet Camerata), “Preludia taneczne" (klarnecista Hĺkan Rosengren i orkiestra aukso), piosenki Derwida (Hanna Banaszak), utwory dla dzieci w wykonaniu dorosłych i dzieci (wzruszające szczególnie w tym drugim przypadku). Były filmy dokumentalne z muzyką Lutosławskiego (“Suita warszawska" oraz “Odrą do Bałtyku" Tadeusza Makarczyńskiego z 1945 roku), spotkania i rozmowy (z wykonawcami oraz pasierbem kompozytora Marcinem Bogusławskim), wreszcie wystawa wiszących w domu na Śmiałej obrazów. Pokazano stół z pracowni kompozytora, ze szklanym blatem, pod który Lutosławski wtykał karteczki i wycinki, listy i zdjęcia. Zapamiętałem kopertę zaadresowaną “Witold Lutosławski, Śmiała 25, Varsovie, Hungaria" (!) i list z 21 maja 1978 roku napisany przez dzieci ze Stalowej Woli podczas odbywającego się tam festiwalu: “Jest Pan bardzo dobrym kompozytorem... Bardzo nam się fajnie śpiewało cały rok te pańskie piosenki... Z orkiestrą jest nam trudniej, mimo że są tam jakieś różne nuty...".

Ale najważniejsza była muzyka Lutosławskiego. Zawsze smakuje niepowtarzalnie, ale w tej stężonej dawce jakby szczególniej. Zamknięto nas w laboratorium, odcięto od świata, istnieliśmy po to tylko, żeby słuchać (i grać). Piotr Kusiewicz z aukso zupełnie zjawiskowo przedstawił “Paroles tissées"; sama orkiestra udowodniła, że “Muzyka żałobna" jest dziełem wyjątkowym; Maciejowie - Grzybowski i Piszek - zagrali “Wariacje Paganiniego" tak, jakby jeden fortepian był wulkanem energii, drugi oazą spokoju; Ewa Pobłocka w młodzieńczej “Sonacie" szukała własnej dojrzałości; dziesięcioletni Michał Michalski z Wrocławia grał “Bukoliki" z techniką i emocją niewiele ustępującymi starszym... Można by tak wyliczać długo.

Dzień później w sali Filharmonii Narodowej wystąpiła jedna z ukochanych wykonawczyń Lutosławskiego, Anne-Sophie Mutter. Skrzypaczka poznała kompozytora w domu Paula Sachera w połowie lat 80. Za namową Sachera wzięła do ręki partyturę “Łańcucha II". Bała się tej muzyki, ale już wkrótce strach ustąpił miejsca fascynacji, pojawiła się nieznana może wcześniej radość grania. Słychać ją do dziś. Admiracja była zresztą obustronna: kilka lat później Lutosławski specjalnie dla Mutter napisał nową wersję “Partity" (na skrzypce i orkiestrę z fortepianem obbligato).

Niemka dysponuje nie tylko nieskazitelną techniką połączoną z wrażliwością znamionującą największych, jest także czarującą i piękną kobietą. Ale koncerty z jej udziałem nie są nigdy konkursem piękności. Są intensywnym obcowaniem z dźwiękiem, który z jednej strony chce nas zachwycić, z drugiej nie poddaje się taniej egzaltacji: wystudiowany, wypełniony prawdziwą emocją, równoważącą pozorną niedostępność i trudność. Jest pięknem, które przenika jakaś niełatwa do nazwania głębia. Zwłaszcza wtedy, kiedy Mutter gra muzykę Lutosławskiego.

***

Festiwalowy maraton wyzwala nowe relacje i reakcje. Dzieła wchodzą w dialog, może dojść do zaskakujących zderzeń. W sobotnie popołudnie skrzypek Krzysztof Jakowicz (wraz z Krystyną Borucińską) zagrał “Recitativo e arioso" oraz “Subito" - ostatnie dzieło Lutosławskiego. Zaraz po nim “Partitę" w wersji na skrzypce i fortepian przedstawił jego syn Jakub. Jakowicz--ojciec olśniewał dojrzałością i doskonałością każdego dźwięku; gra Jakuba, mimo oszałamiającej techniki, była zbyt rozhisteryzowana. “Partitę" zagrała też Anne-Sophie Mutter. Wiadomo jak.

Podczas “Łańcucha" utwory Lutosławskiego grały (i słuchały) także dzieci. Okazało się, że ta muzyka jest im bliska. Kiedy Ewa Biegas brawurowo bawiła się onomatopejami zawartymi w dziecięcych piosenkach (wyśmienite “Ptasie plotki" Tuwima!), jej najmłodszy słuchacz, dwuletni szkrab, cieszył się, jakby odnalazł ukochaną zabawkę.

“ŁAŃCUCH" - FESTIWAL MONOGRAFICZNY TWÓRCZOŚCI WITOLDA LUTOSŁAWSKIEGO. Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie, 15-16 maja 2004.

Nadzwyczajny koncert z okazji 10. rocznicy śmierci WITOLDA LUTOSŁAWSKIEGO. W. A. Mozart, O. Messiaen, C. Debussy, W. Lutosławski (“Partita", “Interludium", “Łańcuch II"). Anne-Sophie Mutter (skrzypce), Antoni Wit (dyrygent), Orkiestra Filharmonii Narodowej, Sala Koncertowa Filharmonii Narodowej w Warszawie, 17 maja 2004.

"Jenůfa" Leoša Janáčka została pierwszy raz wykonana 21 stycznia 1904 w Brnie. W stulecie premiery dzieło przypomniała Warszawska Opera Kameralna. Oglądając inscenizację Jitki Stokalskiej ma się jednak wrażenie, jakby czas stanął w miejscu.

Za takim przedstawieniem lepiej zamknąć drzwi. Nie buduje własnej rzeczywistości (ledwie odtwarza zamierzchłą, zwłaszcza w strojach), nie czyta dzieła na nowo, nie wchodzi z nim w dialog. Dominuje martwe myślenie o muzyczno-teatralnej materii, bezbarwny gest i emocjonalna pustka. A szkoda, bo opera Janáčka stawia kilka ważnych pytań, buduje intrygujący świat, kreśli zawiłe ludzkie charaktery, porusza serca. Dotyka kwestii miłości, wolności i odpowiedzialności, zbrodni, winy i kary.

Oto Jenůfa kocha Števę, który wydaje się odwzajemniać jej uczucia, ale zwykle jest zbyt pijany (nie dociera nawet do niego, że Jenůfa jest w ciąży). Obok zakochany i zazdrosny Laca: gdy Jenůfa po raz kolejny go odtrąca, on tnie jej twarz nożem.

Jenůfa w ukryciu rodzi dziecko. Jest sama, słaba i bezbronna (opiekuje się nią Kostelnička, jej macocha). Števa nie chce się związać z Jenůfą; macosze mówi, że będzie łożył na dziecko, ale zakazuje ujawniać prawdę (zaręczył się z Karolką, córką sołtysa). Laca wciąż kocha Jenůfę. Kostelnička mówi mu wszystko. Kłamie, że dziecko nie żyje, potem idzie nad jezioro i topi Števuszkę. Pasierbicy tłumaczy, że noworodek zmarł, kiedy ona leżała w gorączce.

Jenůfa i Laca przygotowują się do ślubu. Wśród składających im życzenia są także Karolka i Števa. Nagle w jeziorze wiejscy parobcy znajduje martwego noworodka. Jenůfa rozpoznaje w nim swojego chłopczyka. Wieśniacy chcą ją ukamienować, opuszczony przez narzeczoną Števa zapomina języka w gębie. Zaczyna się bolesne publiczne wyznanie win: Kostelnički (że zabiła, bo chciała szczęścia pasierbicy), Lacy (że oszpecił ukochaną)... I przebaczenie, i pogodzenie.

Gdyby opera była tylko muzyką, prawie wszystko byłoby w porządku. Na warszawskiej scenie mogliśmy usłyszeć dobre i ładnie brzmiące głosy (zwłaszcza młodzi: Marta Wyłomańska jako Jenůfa, Rafał Bartmiński jako Števa, Monika Ledzion jako Karolka). Niedostatki i drobne fałsze w grze orkiestry równoważyła przyjemność słuchania muzyki Janáčka - dramatycznej, silnie emocjonalnej, chwilami przedziwnie abstrakcyjnej. Rzadko grywanej (a szkoda).

Ale opera to także słowo. Sala Warszawskiej Opery Kameralnej nie posiada ekranu do wyświetlania polskich napisów. Oczywiście, w przypadku “Jenůfy" problem jest mniejszy, bo język czeski jest bliski polskiemu. Ale...

Opera to wreszcie, a może przede wszystkim, scena. Na niej, niestety, nic ciekawego się nie działo. Dobrze, że Grażyna Niesobska występuje w programie jako autorka ruchu scenicznego, nie choreografii. Na niewielkiej scenie nie można tańczyć. Nie można tu także budować wielkich scenografii. Miejsce akcji wyznaczają drewniane drzwi i tkanina (z Matką Boską z dzieciątkiem) służąca za ścianę wiejskiej chaty. W tej przestrzeni minimalizm jest wskazany, ale dlaczego całość musi być brzydka i tandetna?

I nielogiczna. Kiedy Jenůfa wraz z Kostelničką obierają ziemniaki, przerzucają je tylko z koszyka do koszyka. Kiedy pijany Števa z grupą rekrutów pojawia się na scenie, trzyma w ręku zieloną butelkę. Pustą, ale śpiewak udaje, że z niej pije. Kiedy wiejskie dziewczęta przychodzą z życzeniami, w ręku trzymają wyglądające na sztuczne kwiaty, “chodzą" taniec, wychodząc biorą coś z talerza, chyba ciastko. Wszystko jest na niby, ni takie, ni owakie. Niby: -realizm, -naturalizm, -ekspresjonizm, -surrealizm... Niby uczucia, niby śmierć.

LEOŠ JANÁČEK “JENůFA". Libretto: Leoš Janáček według Gabrieli Preissowej, inscenizacja i reżyseria: Jitka Stokalska, kierownictwo muzyczne: Ruben Silva, scenografia: Łucja Kossakowska, ruch sceniczny: Grażyna Niesobska, soliści i orkiestra WOK, Warszawska Opera Kameralna, premiera 15 i 16 maja 2004.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2004