Mała Mekka na Podlasiu

Po powstaniu styczniowym Amurat Azulewicz trafił na Sybir. Gdy po odbyciu kary dotarł pieszo do Studzianki, pytali go, po co wrócił. Odparł, że tu zostawił ojczyznę i tu chce spocząć. Zmarł trzy dni później.

07.09.2020

Czyta się kilka minut

Wolontariusze porządkują cmentarz tatarski w Studziance, wrzesień 2017 r. / WOJCIECH PACEWICZ / PAP
Wolontariusze porządkują cmentarz tatarski w Studziance, wrzesień 2017 r. / WOJCIECH PACEWICZ / PAP

Łukasz Węda dobrze to pamięta, choć miał wówczas cztery lata. Tego dnia wyszedł samodzielnie z rodzinnego domu w Studziance i zabłądził we wsi. W przypadku małego dziecka nie było w tym pewnie nic niezwykłego – choć Studzianka, wioska położona na Podlasiu, w powiecie Biała Podlaska (w województwie lubelskim), to miejscowość niewielka, dziś licząca tylko trochę ponad 400 mieszkańców.

Przewodnikiem małego Łukasza stał się pies. To on poprowadził go przez wioskę, aż na mizar, stary muzułmański cmentarz, założony jeszcze pod koniec XVII stulecia, gdy w Studziance żyła liczna społeczność polskich Tatarów. Zafascynowany malec przechadzał się między wyglądającymi tak niezwyczajnie nagrobkami tatarskich wojskowych, nieświadomy, że przestraszeni jego zniknięciem rodzice przetrząsają całą wioskę.

– Rodzina godzinami mnie szukała. A ja chodziłem między kamieniami nagrobnymi zarośniętymi chaszczami i wyobrażałem sobie, że jestem tatarskim wojownikiem, zwiadowcą, który ma łuk, kołczan i strzały – tak o swoim pierwszym spotkaniu z mizarem opowiada 38-letni Łukasz Węda, dziś pasjonat tatarskiej historii.

Już wtedy marzył, że jako dorosły będzie przyprowadzać tutaj ludzi.

Pasjonat

Po tamtym pierwszym spotkaniu z mizarem Łukasz Węda wielokrotnie wracał. Nawet jeśli jako chłopiec nie znał jeszcze znaczenia kamieni, między którymi ostrożnie przechodził, aby dostać się do gęsto porastających wówczas nekropolię krzaków malin i jeżyn. – Miejscowi mówili, żeby tam nie chodzić. Straszyli, że to muzułmańskie, pogańskie, i że się zatruję tymi malinami – wspomina dziś.

Po latach chłopiec, który chciał zostać tatarskim wojownikiem, już jako absolwent historii wrócił w to miejsce, aby już nigdy się z nim nie rozstawać. Tutaj, w Studziance, znalazł żonę Joannę, z którą znał się jeszcze z piaskownicy.

Dziś Łukasz Węda, historyk-archiwista i prezes Stowarzyszenia Rozwoju Miejscowości Studzianka, mieszka naprzeciw cmentarza. Gdy z okna domu widzi turystów na rowerach, jak zmierzają w stronę mizaru, rzuca wszystko i biegnie opowiadać o spoczywających tam Tatarach.

Kilka razy do roku, organizując słynne już w okolicy imprezy, wciela się w tatarskiego zwiadowcę: organizuje zjazdy tatarskie, biegi na orientację, gry terenowe, zajęcia ze strzelania z tatarskiego łuku.

Dziecięce marzenie się spełniło.

Osiedleni na Podlasiu

Słowo mizar pochodzi z języka tureckiego (miziarmezar) i arabskiego (mazar): oznacza nie tylko mogiłę, ale też miejsce odwiedzin. Z kolei tatarskie słowo zire to cmentarz, ale też odwiedziny czy pielgrzymka.

Mizar w Studziance jest jednym z sześciu zabytkowych muzułmańskich cmentarzy, które zachowały się w obecnych granicach Polski. Powstał pod koniec XVII w. Ziemię, na której go wytyczono, król Jan III Sobieski nadał – wraz ze szlacheckim herbem – tatarskiej rodzinie Samuela Romanowskiego i jego żony Reginy z Kieńskich. Legenda głosi, że król nie miał czym zapłacić za służbę walczącym dla niego tatarskim oficerom i żołnierzom, i dlatego od 1679 r. przyznawał prawa do ziemi kolejnym rodom tatarskim. W ślad za nim poszli kolejni władcy.

Osiedleni w Studziance oraz w innych miejscowościach w tym regionie Tatarzy byli nie tylko żołnierzami. Niektórzy byli politykami, inni pełnili funkcje urzędników, np. jako strażnicy komór celnych. Z czasem, gdy zapotrzebowanie na wojenne rzemiosło zmalało, zaczęli przyjmować zawody miejscowych. Przekuwali szable na kosy, zostawali furmanami, szewcami czy meliorantami. Brali za żony miejscowe kobiety, zmieniali nazwiska, przyjmowali lokalne tradycje, mieszając je ze swoimi.

Za ich przyczyną w XVIII w. Studzianka stała się centrum życia tatarskiego i muzułmańskiego w Rzeczypospolitej Wielu Narodów. Do ich asymilacji, która na dobre zaczęła się tutaj w XIX w., przyczynił się także fakt, że tutejsza społeczność żyła w oddaleniu od większych ośrodków życia muzułmańskiego – jak Wilno czy Winkszupie (dziś także na Litwie).

– Ci ludzie wrastali w lokalną społeczność nie tylko tu, ale także w innych nadanych im miejscowościach: w Bohonikach, Malawiczach Górnych, Drahlach – mówi Węda (wszystkie trzy wioski są dziś w powiecie sokólskim). – Tworzyli dżemiat, czyli wspólnotę, do której na podstawie aktów urodzeń i ślubów zapisywano dzieci i dorosłych.

Przed I wojną światową taka wspólnota istniała w zaborze rosyjskim od Kielc aż po Wilno. Natomiast w okresie międzywojennym w Polsce działał Muzułmański Związek Religijny, który zrzeszał dużą część polskich Tatarów (oficjalnym miejscem przechowywania dokumentów Związku było Wilno).

Na hadżdż do Studzianki

– Żyli tu Januszewscy, Jabłońscy, Bajrulewicze, Okmińscy, Czymbajewicze, Bielakowie, Azulewicze, Szehidowicze, Szachuniewicze, Półtorzyccy. Przyjęli polsko brzmiące nazwiska, utworzone od tatarskich imion, przydomków, tytułów lub herbów – Łukasz Węda wymienia nazwiska rodów, które dziś odnajdujemy na nagrobkach mizaru w Studziance, wypisane po polsku, rosyjsku lub arabsku. – Ta ziemia stała się dla nich ważna, to były ich rodowe gniazda – dodaje, powołując się na zachowane XIX-wieczne zapisy.

Mizar w Studziance przez okolicznych Tatarów miał być nazywany „małą Mekką”: ponieważ na podróż do najważniejszych miejsc islamu pozwolić mogło sobie tylko niewielu, więc to lokalny cmentarz stał się miejscem pielgrzymek.

Jednak, jak opowiada Łukasz Węda, wśród polskich Tatarów można znaleźć hadżdżów, czyli muzułmanów, którym udało się odbyć pielgrzymkę do Mekki. Na siostrzanym mizarze w Lebiedziewie (gmina Terespol) spoczywa jeden z nich: Jakub Buczacki, marszałek szlachty i poseł na Sejm Rzeczypospolitej, który odbył pielgrzymkę do miejsc świętych.

Spalona ziemia

W 1817 r. Tatarzy postawili w Studziance niewielki meczet.

Badania geofizyczne sugerują, że pierwotnie mógł stać na terenie mizaru i z czasem mógł zostać przeniesiony do centrum miejscowości. Meczet stał się ważnym miejscem dla Tatarów z całej okolicy: przyjeżdżali tutaj na swoje Bajramy, zjazdy, obrady.

Przetrwał do I wojny światowej, a dokładnie do 15 sierpnia 1915 r.: tego dnia został podpalony przez carskich kozaków. Cofające się wojska rosyjskie – zmuszone do odwrotu przez ofensywę niemiecko-austriacką, która latem 1915 r. zajęła sporą część zaboru rosyjskiego – zastosowały wtedy tzw. taktykę spalonej ziemi: aby utrudnić działania wroga, niszczono nie tylko infrastrukturę, ale nawet całe wsie, a ludność zmuszano do ewakuacji.

Legenda głosi, że miejscowi przekupili kozaków, by nie podpalali cerkwi. Meczet spłonął. Dziś na jego fundamentach stoi budynek podstawówki. Szkoła została zamknięta przez gminę, a budynkiem opiekuje się Stowarzyszenie Rozwoju Miejscowości Studzianka. Urządzono tu izbę pamięci – także ze zdjęciami i dokumentami o tatarskiej spuściźnie na tych ziemiach.

Powstaniec wraca do domu

– Pamięć ludzka jest zawodna. Na tym mizarze kamienie mówią same za siebie – Łukasz Węda wskazuje na jeden z kamieni nagrobnych, ustawionych pionowo w ziemi.

– Najstarszy nagrobek, który dotąd udało się nam odczytać, pochodzi z 1772 r. i należy do Razyji Ułan – opowiada historyk. – Osoby, które tu pochowano, to byli światli obywatele, którzy walczyli za Polskę. Wraz z mieszkańcami jesteśmy przekonani, że mamy wobec nich jakiś dług do spłacenia. Że chociaż tak możemy się odwdzięczyć, dbając o ich miejsca spoczynku, aby pamięć o nich nie zanikała – dodaje.

Podczas prac konserwatorskich odczytano tu ponad 250 nagrobków. Ustalono, że to typowy cmentarz wojskowy, na którym spoczywają rotmistrzowie, majorowie, generałowie oraz ich rodziny. Część kamieni nagrobnych wieńczy wykute po arabsku wyznanie wiary („Nie ma boga poza Bogiem Jedynym, a Muhammad jest jego prorokiem”) oraz półksiężyc i gwiazdy. Niektóre wypisane są w całości po arabsku, jak nagrobek zmarłego w 1794 r. generała Józefa Bielaka, dowódcy 4. Pułku Przedniej Straży Wojsk Wielkiego Księstwa Litewskiego, który za odwagę wykazaną podczas wojny polsko-rosyjskiej w 1792 r. otrzymał order Virtuti Militari (ustanowiony podczas tej wojny). Na mizarze łatwo można odnaleźć też nagrobki z inskrypcjami polskimi. Najmniej liczne są te zapisane po rosyjsku.

– To efekt rusyfikacji, która nastąpiła po 1863 r. – tłumaczy Węda. – Część Tatarów przechodziła do wojska carskiego, gdzie robili kariery. Inni walczyli w polskich powstaniach przeciw zaborcom, po czym lądowali na Sybirze.

Jednym z nich był Amurat Azulewicz, który walczył w powstaniu styczniowym, za co został zesłany na Syberię. Gdy car ogłosił amnestię, Azulewicz miał wracać do Studzianki na piechotę. Do domu dotarł około roku 1878, a po powrocie całował rodową ziemię, której miał mieć w Studziance „tylko trzy arszyny” (czyli niewiele).

Jeden z krewniaków miał zapytać go półżartem, po co wrócił do tak nędznej spuścizny. Zesłaniec odparł, że to jego ojczysta ziemia i w niej chce być pochowany. Miejscowe legendy domykają historię Azulewicza, dodając, że studziański Tatar i muzułmanin zmarł trzy dni po powrocie do rodowego gniazda.

Więzi dawne i bliższe

Najmłodszy nagrobek na mizarze w Studziance pochodzi z 1927 r., a ostatni pochówek miał tu miejsce w 1941 r. Łukasz Węda ustalił, że ostatnia Tatarka ze Studzianki jeszcze jako młoda kobieta najpierw przeszła na katolicyzm, a potem wyszła za katolika. Zmarła w 2006 r.

– Większość osób, które mieszkają dziś w Studziance, nie ma już korzeni tatarskich. Nikt we wsi nie wyznaje dziś islamu. Ale mamy świadomość, że jesteśmy spadkobiercami tatarskiej kultury i historii, czujemy z nią więź. Dzięki temu nawiązują się prawdziwe relacje z Tatarami, którzy tu czasem przyjeżdżają – mówi Łukasz Węda.

On sam jest inicjatorem zjazdów tatarskich, na które – w poszukiwaniu korzeni albo w celach turystycznych – przyjeżdżają setki osób. Pierwszy taki zjazd po II wojnie światowej historyk zorganizował wraz ze swoim stowarzyszeniem w 2009 r., z okazji 330-lecia osadnictwa tatarskiego w Rzeczypospolitej. Przy tej okazji okazało się, że potomkowie tutejszych Tatarów szukają możliwości nawiązania relacji z mieszkańcami Studzianki, chcą odwiedzać miejsca związane ze swymi korzeniami. Prosili też o pomoc w odnalezieniu grobów przodków.

– Tylu ludzi w Studziance nie widzieliśmy od niepamiętnych czasów – Łukasz Węda wspomina pierwszy zjazd tatarski. – Od tamtej pory przyjeżdżają tu Tatarzy z okolic Białegostoku, Warszawy czy Gdańska, przyjeżdża też mufti. I nie szukają już hoteli w okolicy, ale mają tu przyjaciół, nocują po domach w Studziance.

Stoimy przed muralem Jana III Sobieskiego i konnicy tatarskiej, namalowanymi na przystankach autobusowych z inicjatywy mieszkańców.

Pamięć warta zachowania

Łukasz Węda mówi, że wśród mieszkańców entuzjazm dla takich działań przyszedł dopiero z czasem, po pierwszym zjeździe Tatarów w Studziance. Choć już wcześniej miejscowi mieli świadomość, jaki zabytek znajduje się na ich terenie, nie byli zbyt chętni do kontaktów z muzułmanami.

Węda: – To wymagało czasu. Dziś nikt już we wsi nie mówi, że jak przyjadą muzułmanie, to w całej Studziance będzie czuć trotylem od tego, ile bomb będą mieli w kieszeniach. Ludzie na własne oczy zobaczyli potomków muzułmanów, którzy żyli na tych ziemiach i wiedzą, że przekazy medialne, które dochodzą do nas przy okazji konfliktów na Bliskim Wschodzie czy po zamachach, nijak mają się do sytuacji w Polsce.

– Zaktywizowaliśmy mieszkańców, żeby pamiętali o tym miejscu. I pamiętają. Regularnie organizujemy sprzątanie mizaru, czasem świeczkę zapalimy – prócz mizaru w Studziance Węda zagląda także na ten w Lebiedziewie („żeby nikomu nie przyszło do głowy narozrabiać”).

Ale poza incydentem kradzieży bramy (zrekonstruowanej później w czynie społecznym za prywatne pieniądze sołtysa), cmentarz w Studziance nie doświadcza aktów wandalizmu. Ostatnie szkody na mizarze pochodzą sprzed dziesiątków lat, gdy bywało, że z kamieni nagrobnych robiono np. ostrzałki do kos. Reszty widocznych dziś zniszczeń dopełnił czas i drzewa, których korzenie wypychają nagrobki z ziemi.

– To pamięć o chwalebnych czasach i ludziach, którzy przelewali krew za naszą wspólną ojczyznę – wychodząc z cmentarza, Łukasz Węda zostawia półotwartą bramkę, aby turyści wiedzieli, że mizar można zwiedzać.

Przed wyjściem rozgląda się jeszcze, czy wiatr nie powyciągał śmieci z kosza, nie poprzewracał zniczy. – To jest pamięć warta zachowania. ©

Autorka jest arabistką, współautorką bloga IslamistaBlog.pl. Tekst powstał w ramach cyklu Muzułmańska Mapa Polski, realizowanego na stronie internetowej IslamistaBlog.pl

TATARZY W RZECZYPOSPOLITEJ

OSADNICTWO TATARÓW – ludu pochodzenia turkijskiego, tradycyjnie wyznającego islam – na ziemiach Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego sięga wieku XIV. Początkowo na Litwę przybywali uciekinierzy ze Złotej Ordy, chętnie przyjmowani przez księcia Witolda jako ludność zobowiązana do służby wojskowej. Następnie na terenie Korony osiedlał ich Jan III Sobieski, który zamiast należnego żołdu nadawał Lipkom (Tatarom litewskim) kolejne miejscowości na Podlasiu. Zwyczaj ten kontynuowali jego następcy.

Po II wojnie światowej w granicach Polski zostały tylko dwa zabytkowe meczety tatarskie – w Kruszynianach i Bohonikach – a liczną niegdyś społeczność, żyjącą także na dzisiejszej Białorusi i Litwie, podzieliły nowe granice. Do dziś większe skupiska Tatarów w Polsce są na Podlasiu, a także w Warszawie, na Pomorzu i w Wielkopolsce. Według ostatnich spisów ludności narodowość tatarską (lub podwójną: polską i tatarską) deklaruje niecałe 2 tys. osób. © AW

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2020