Ludzie z pociągu

O takim kinie można powiedzieć arogancko "kino integracyjne, albowiem cel jego jest wyraźny: za wszelką cenę łączyć, a nie dzielić.

30.06.2006

Czyta się kilka minut

Mając w pamięci takie tytuły z ostatnich lat, jak "Jeden dzień w Europie" Hannesa Stöhra czy "Smak życia" Cédrica Klapischa, łatwo wpaść w pułapkę frazesów w rodzaju "globalna wioska" czy "rodzina człowiecza", a ich twórców oskarżyć o serwowanie nam lekkostrawnego europuddingu, sprowadzającego wszelkie różnice kulturowe do poziomu zabawy stereotypami. Zaiste, w ich łagodnie prześmiewczej konwencji można było dopatrzyć się czegoś w rodzaju internacjonalistycznego "kochajmy się". "Bilety" uciekają jednak od tak oczywistych puent, sięgając znacznie głębiej w naszą tożsamość i nasze bycie w świecie wraz z innymi.

Nic w tym dziwnego, jeśli spojrzymy na czołówkę filmu. Włoch Ermanno Olmi, Irańczyk Abbas Kiarostami i Brytyjczyk Ken Loach to prawdziwe potęgi współczesnego kina, niedościgli mistrzowie dla wielu twórców. Każdy z nich wypracował własną filmową wrażliwość i styl. Olmi, twórca "Drzewa na saboty", to artysta wyjątkowo czuły na wymiar religijny wpisany w codzienną egzystencję. Kiarostami ("Uniesie nas wiatr"), poszukując metafizycznych "tchnień", nieustannie eksperymentuje z filmowym medium. Loach ("Wiatr w oczy"), znany głównie jako społeczny trybun biorący w obronę człowieka prostego, niestrudzenie wierzy w jego duchową wielkość. Wszyscy trzej reżyserzy, tworzący, jakby się mogło zdawać, na antypodach autorskiego kina, mają z pewnością jedną cechę wspólną: jest nią pokora wobec rzeczywistości, wyczulenie na pozornie nic nieznaczący szczegół, odsłanianie w tym, co zapoznane i zwyczajne, pokładów niezwykłości i nieoczywistego piękna.

"Bilety" to film nowelowy, ale twórcy nie ukrywają, że potraktowali go jako integralną całość. Na upartego każdy z trzech epizodów można przypisać Olmiemu, Kiarostamiemu i Loachowi. Albowiem każdy z nich zdołał naznaczyć go swoim piętnem, a nawet zaangażował do projektu swojego sprawdzonego autora zdjęć. Jednakże opowieść o pociągu jadącym z Europy Środkowej do Rzymu ma w sobie zadziwiająco spójną filozofię i jednorodność stylistyczną. Bohaterowie poszczególnych nowelek mijają się na peronach i w korytarzach pociągu, a przypadkowość ich spotkań każe zadumać się nad pokrętnością naszych życiowych ścieżek i ciężkimi konsekwencjami banalnych międzyludzkich zetknięć. Wielkim atutem tej opowieści o ludziach z pociągu jest dotknięcie jednocześnie kilku wymiarów ludzkiego życia: psychologicznego, społecznego, etnicznego... Zanotowane kamerą drobne zdarzenia nabierają zdumiewającej wagi. A w dodatku ujmują lekkością filmowego języka, formą przystępną i pojemną jednocześnie.

Oto stary profesor rozparty wygodnie w wagonie pierwszej klasy. Klika w swój laptop jak tysiące innych profesorów na świecie wracających codziennie z kongresów naukowych. Kto by przypuszczał, że pod jego palcami powstaje właśnie niezdarny list miłosny, pisany do spotkanej podczas kongresu dużo młodszej asystentki. W drugiej nowelce otyła dama strofuje bez przerwy towarzyszącego jej młodzieńca i wykłóca się ze współpasażerami z byle powodu. Bardzo łatwo zajmujemy przy takich konfrontacjach tak zwaną właściwą stronę. Jeszcze łatwiej klasyfikujemy ludzi na podstawie gotowych szablonów, dzięki którym nie musimy się już silić na zrozumienie czegokolwiek. Ale twórcy filmu "Bilety" nie pozwolą nam zadomowić się na długo w naszych wygodnych wyobrażeniach. Będziemy zaskakiwani wielokrotnie, albowiem nic nie jest dokładnie tym, czym się wydaje. Bo kimże są w końcu bohaterowie trzeciej noweli - trójka szkoc­kich kibiców jadących do Rzymu na mecz Celticu Glasgow? Bandą rozwydrzonych wyrostków o rasistowskich zapędach czy może raczej grupą rozrywkowych chłopaków bratających się z każdym, kto nosi swojską koszulkę klubową? Czy okażą się ofiarami nieuczciwych albańskich uchodźców podróżujących tym samym pociągiem, czy wręcz przeciwnie: aroganckimi "kibolami", wykorzystującymi swoją uprzywilejowaną, europejską pozycję?

Film zwodzi nas fałszywymi tropami i nagłymi zwrotami akcji, by pokazać, jak bardzo my sami, nawet z perspektywy wygodnej i neutralnej pozycji widza w kinie, uwikłani jesteśmy w stereotypy. Jak wiele w nas złej woli w stosunku do obcego - kimkolwiek by on nie był: starym, zamkniętym w sobie profesorem, uciążliwą współpasażerką przy kości czy przybyszem z obcego kulturowo świata. Film odkrywa przed nami niewidzialne mury dzielące nas wszystkich na co dzień: czasem jest to zaledwie bariera językowa, rzucający się w oczy sikhijski turban czy podział na wagony pierwszej i drugiej klasy. Bywają też bariery znacznie trudniejsze do uchwycenia: niemożność wypowiedzenia własnych uczuć czy grzeczna obojętność na los innego, komu wolimy współczuć na odległość.

W filmie nastroje falują niczym sinusoida, poczucie zagrożenia miesza się z sytuacyjnym komizmem, a w pozornie spokojnych scenach niemal słychać tykanie bomby zegarowej. Rytm "Biletów" jest bezinteresownie rozlewny, każe się rozkoszować uchwyconą chwilą niczym w najlepszym dokumencie. Przed nami wielobarwny tłum dworcowych pasażerów, z których kamera wyłuskuje jakby przypadkiem swoich bohaterów. W każdym z trzech epizodów ów naturalny, płynny rytm, pełen powtórzeń i retrospekcji, ulega nagle gwałtownemu zaburzeniu: stajemy się świadkami kryzysu. Sprawcami tych kryzysów są za każdym razem tytułowe bilety, ale tak naprawdę wszystko zależy tu od samych ludzi, od tego, jak uporają się z trudną sytuacją, jak dalece uda im się wychynąć ze skorupy anonimowego pasażera i spojrzeć życzliwie w kierunku "obcego".

Być może owe przypadki nie są wcale przypadkowe, ale są jakimś danym z zewnątrz (z góry?) znakiem, który staje się dla bohaterów małym sprawdzianem z ich człowieczeństwa? I kto rozdaje owe feralne bilety? Wedle jakich zasad? Widzowie wychowani na kinie Kieślowskiego z pewnością postawią sobie takie pytania. Ale jest nadzieja, że nawet ci mocniej stąpający po ziemi, wsiadając do pociągu podczas wakacyjnych wędrówek po świecie, spojrzą nieco inaczej na swoich towarzyszy podróży. A może oni także spojrzą nieco inaczej na nas.

"BILETY" ("TICKETS") - reż.: Abbas Kiarostami, Ken Loach, Ermanno Olmi, scen.: Abbas Kiarostami, Paul Laverty, zdj.: Mahmoud Kalari, Chris Menges, Fabio Olmi, wyst.: Valeria Bruni Tedeschi, Blerta Cahani, Martin Compston, Sanije Dedja, Carlo Delle Piane, Silvana de Santis, Aishe Gjuriqi i inni. Prod.: Włochy / Wielka Brytania / Iran 2005. Dystryb.: Gutek Film. W kinach od 23 czerwca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2006