Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To, co widać już dziś, to niesłabnąca sympatia Litwinów dla ugrupowań populistycznych. Na “odlotowych" hasłach zbudowali swoje błyskawiczne kariery tacy politycy, jak zdymisjonowany za sprzeniewierzenie się konstytucji b. prezydent Rolandas Paksas i lider Partii Pracy Wiktor Uspaskich. Kampania wyborcza zwycięskiego ugrupowania budowana była na obawach i sentymentach tej części elektoratu, która nie zaakceptowała przemian ostatniego dziesięciolecia, zwłaszcza marszu Litwy ku Europie kosztem pauperyzacji dużej części społeczeństwa. Uspaskich, pochodzący z Rosji były spawacz, a dziś symbol biznesowego sukcesu, zapewniał wyborców, że będzie zwalczał korupcję, ograniczał bezrobocie i podniesie emerytury. Co ciekawe, cieszące się takim wzięciem pęta wyborczej kiełbasy oplotły programy niemal wszystkich partii startujących w wyborach: od skrajnej prawicy do lewicy wszyscy obiecywali gruszki na wierzbie.
Czy w tej sytuacji rząd stać będzie na sformułowanie trzeźwego programu działań? Litewska prawica twierdzi, że objęcie rządów przez Partię Pracy i ewentualna koalicja z socjaldemokratami i socjalliberałami wzmocni istniejący system mafijny - powiązania służb specjalnych ze światem gospodarki i biznesu. Ponadto zadawane jest jeszcze jedno ważne pytanie: czy nowicjusz Uspaskich będzie w stanie prowadzić niezależną politykę, czy podobnie jak swego czasu Rolandas Paksas będzie wprawdzie siedział na koźle, ale lejce i bat znajdą się w rękach kogoś siedzącego na tylnym siedzeniu, tak jak Uspaskicha mówiącego z silnym rosyjskim akcentem?