Lektury 20-latka

Pierwsze czytanie Czarodziejskiej Góry Tomasza Manna, w przekładzie Józefa Kramsztyka, należałoby oddzielić od tego wszystkiego, co narosło wskutek późniejszych lektur, dyskusji i własnych komentarzy. Nie jestem jednak pewien, czy można odtworzyć pierwsze wrażenia, skoro dzieło Manna stało się faktem kulturalnym wielkiego znaczenia dla całego XX wieku.

11.04.2004

Czyta się kilka minut

Wydaje mi się, że dla mnie, wówczas studenta Uniwersytetu Wileńskiego, duże znaczenie miała aura erotyczna tej powieści, uzyskana przez zamknięcie postaci w wąskim środowisku, niepowtarzalnym od chwili, kiedy takie sanatoria odeszły w przeszłość. Pewna identyfikacja Manna z Hansem Castorpem owocowała utożsamieniem się mnie, studenta, z tą postacią i przeżywaniem na nowo jego inicjacji erotycznej, dokonanej dzięki obecności pani Kławdii Chauchat w sanatoryjnych murach. Pani Kławdia i tajemnica jej związku z Peeperkornem wkradały się w główną, zdawałoby się, przygodę powieści, tj. w ideologiczny spór pomiędzy Naphtą i Settembrinim.

Stopniowo zacząłem coraz bardziej patrzeć na “Czarodziejską Górę" jako na diagnozę stanu umysłów sprzed I wojny światowej. I nie zdziwiła mnie później teza György Lukácsa, według którego utwór Manna jest wzorem realistycznej powieści, ponieważ autor bierze kilka reprezentatywnych postaci, izoluje je w sanatorium, i badając je daje diagnozę społeczeństwa, które reprezentują. Lukács napisał to późno, starając się pokazać, że Sołżenicyn w “Oddziale chorych na raka" zastosował tę samą realistyczną technikę.

Moje własne powikłania młodości połączyły się oczywiście ze sporem Naphta-Settembrini dzięki moim nauczycielom, tj. księdzu Chomskiemu i łacinnikowi Adolfowi Rożkowi, ale te rzeczywiste postaci wykroczyły daleko poza analogie literackie. Stało się tak wskutek ich własnych życiorysów, co mogę tutaj wyjawić. Bo ksiądz Chomski pozostał niezłomny ze swoją parafią, chociaż dobiegał setki, kiedy został pobity przez nieznanych sprawców, czyli zbirów z NKWD, natomiast Rożek, który w początku wojny zadeklarował się jako Reichsdeutsch, został profesorem liceum w Niemczech i prowadził dalej swoje dzieło sceptyka zajętego postacią Jezusa z Nazaretu. Według niego nieznane lata Jezusa tłumaczą się jego pobytem w Aleksandrii i uleganiu wpływom filozofii platońskiej oraz buddyzmu. Tam też - do Aleksandrii - Jezus powrócił, bo nie umarł na krzyżu. Rożek pozostał więc uczniem galicyjskiego gimnazjum i mógłby występować w powieści Jana Parandowskiego “Niebo w płomieniach". Przykro mi trochę, że tak się to ułożyło, jakby w moralitecie: cnotliwy i wierny, ale fanatyczny ksiądz przeciwko niecnocie oddanego przeróżnym masońskim dywagacjom laika.

Powieść Manna stała się dzięki swoim szczególnym cechom wychowawczą powieścią środkowoeuropejską i nic ze znanej mi literatury francuskiej nie mogłoby zająć jej miejsca. To samo zresztą odnosi się do literatury angielskiej. W okresie Dwudziestolecia modne stały się “powieści-rzeki", jak nagrodzone Noblem dzieła Galsworthy’ego “Saga rodu Forsytów" i Rogera Martin du Garda “Rodzina Thibault", ale i tutaj Mann wyprzedza ich powieścią “Buddenbrookowie". I na próżno byśmy powoływali się na, z tych samych natchnień pochodzącą, powieść Marii Dąbrowskiej “Noce i dnie", bo materiał jej staroświecki, wiejski, na miarę koślawej struktury kraju.

Mann w “Czarodziejskiej Górze" skoncentrował się na swoim ulubionym motywie, czyli związku poznania z chorobą. Poznania, oczywiście, jako genialnego wglądu w rzeczywistość, oderwanego od obciążeń, by tak rzec, codziennych. W pewnym sensie za dalszy ciąg “Czarodziejskiej Góry" możemy uważać inną powieść Manna, “Doktora Faustusa", gdzie biografia głównej postaci wzorowana jest na biografii Nietzschego. Dzieło Manna jest jakby uwieńczeniem i konsekwencją światopoglądu modernistycznego, który ukształtował się przed I wojną światową. Mam na myśli przede wszystkim wpływ Schopenhauera z jego kultem sztuki jako działalności możliwej wskutek oderwania się od tej woli życia, która rządzi bytowaniem ludzi przeciętnych. Stąd szczególne miejsce Tomasza Manna w krajobrazie twórczym XX wieku.

Mann docierał do nas jako możliwość w polskiej literaturze niezrealizowana i jako rzeczywiście klasyk całego stulecia. Moja lektura jego powieści nie przypadkiem połączyła się z lekturami “Pożegnania jesieni" i “Nienasycenia" Stanisława Ignacego Witkiewicza, skoro ten również wyrastał z modernizmu i również genialność łączył z dewiacją, choć w bardziej perwersyjny sposób. Zwracam jednak uwagę na wierność polskiej tradycji w powieściach Witkacego, poprzez pesymistyczną wizję dziejów na wzór “Nie-Boskiej komedii" Krasińskiego. Te moje młodzieńcze lektury stale pozostaną w centrum refleksji przyszłych badaczy naszych czasów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2004